Przyfrontowy Nowy Jork

Mieszkańcom donbaskiej miejscowości po latach starań udało się przywrócić historyczną nazwę. Wiążą z tym duże nadzieje.
z Nju Jorku (wschodnia Ukraina)

03.08.2023

Czyta się kilka minut

Nazwy „Nowy Jork” do promocji swojej firmy jako pierwszy użył właściciel tej stacji benzynowej, położonej przy fabryce fenolu. Czerwiec 2021 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK
Nazwy „Nowy Jork” do promocji swojej firmy jako pierwszy użył właściciel tej stacji benzynowej, położonej przy fabryce fenolu. Czerwiec 2021 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

Pewnego dnia, wypełniając jakiś formularz albo listę, Nikołaj zapytał go, gdzie się urodził.

– W Nowym Jorku – odpowiedział spokojnie Czerewycznyj.

– Przestań się wygłupiać! Nie mam na to czasu. Gdzie się urodziłeś, pytam ciebie.

– W Nowym Jorku, przecież mówię – uśmiechnął się. – To w obwodzie stalinowskim. Takie sioło fabryczne jest. W rejonie dzierżyńskim. Naprawdę! Możesz zajrzeć do paszportu.

Fragment powieści „W mieście rodzinnym” sowieckiego pisarza i dysydenta Wiktora Niekrasowa (wydanej w 1954 r., przekład autora tekstu).

Na pierwszy rzut oka to niczym nie- wyróżniająca się donbaska miejscowość – osiedle typu miejskiego, czyli ani wieś, ani miasto (takich tu wiele). Góruje nad nią fabryka fenolu, przez co w powietrzu unosi się drażniąca woń. Budynki są zaniedbane (niektóre sprawiają wrażenie, jakby ledwo stały), a drogi dziurawe. Ludzie, zwłaszcza młodzi, wyjeżdżają stąd w poszukiwaniu lepszego życia do innych ukraińskich miast, Polski czy Rosji.

To także jedna z licznych miejscowości w Donbasie, w pobliżu których biegnie linia frontu wojny trwającej od wiosny 2014 r. Jej bliskość również tu odcisnęła swoje piętno. Dziś front stoi w miejscu, ale poczucie zagrożenia nie zniknęło.

Jednak nie jest to miejscowość jak inne, a to za sprawą nazwy, obok której nie można przejść obojętnie: Nju Jork, czyli Nowy Jork. Grupa mieszkańców po latach starań osiągnęła swój cel: Nju Jork, w 1951 r. przez władze sowieckie przechrzczony na Nowhorodske, od minionego czwartku 1 lipca znów jest Nowym Jorkiem – tak zdecydowała ukraińska Rada Najwyższa. Ci, którzy o to walczyli, wierzą, że zmiana może tchnąć w miejscowość nowe życie. W niespełna 10-tysięcznym Nju Jorku to przeszłość daje nadzieję na przyszłość.

Również 45-letnia Tetiana Krasko wierzy, że przemianowanie zwróci uwagę na miejscowość. Przez minioną dekadę Krasko pełniła funkcję sekretarza tutejszej rady samorządowej (w tym roku rada została rozwiązana w związku z reformą, która zmieniła strukturę samorządu). Należy do tych, którzy zabiegali o przywrócenie historycznej nazwy. Liczy, że rozgłos wokół Nju Jorku to szansa na inwestycje, rozwój, nowe miejsca pracy, co zahamuje emigrację. A także zapewni większe bezpieczeństwo. – Bo jakby to brzmiało w wiadomościach, że ostrzelano Nowy Jork? – pyta przewrotnie.

Miasteczko na stepie

Była druga połowa XVIII w., gdy caryca Katarzyna Wielka zaprosiła niemieckich menonitów (wyznawców jednego z odłamów protestantyzmu), aby osiedlali się na ziemiach podbitych przez Rosję i pomogli je rozwijać. W wieku XIX (dokładna data nie jest znana) grupa menonitów przybyła z Zaporoża na teren obecnego obwodu donieckiego, w okolice dzisiejszego Nju Jorku.

Nie jest jasne, skąd wzięła się nazwa, są na ten temat co najmniej trzy wersje (czasem w opowieściach mieszkańców zlewają się ze sobą). Nazwa mogła nawiązywać więc do niemieckiego miasta Jork w Dolnej Saksonii, skąd mogli pochodzić koloniści. Mogła też wziąć się stąd, że żona bogatego przedsiębiorcy Jacoba Ungera, zamieszkałego w kolonii, pochodziła z Nowego Jorku, tego za oceanem; dla niej miał nadać taką nazwę. Jest też wersja, że Nowy Jork nazywał się tak, zanim pojawili się tu niemieccy osadnicy.

Bez wątpienia to oni sprawili, że kolonia zaczęła się szybko rozwijać. Przywieźli nowoczesny sprzęt. Powstały cegielnia, młyn parowy, wiatrak, księgarnia, szkoły dla chłopców i dziewcząt, hotel, bank i telegraf. – Do Nowego Jorku ludzie przyjeżdżali z całej okolicy. Dziadek opowiadał, że kupowali tu towary, np. tkaniny – wspomina Tetiana Krasko.

Zachowało się wiele cegieł i dachówek z sygnaturą „Nowy Jork”. Cieszyły się w okolicy popularnością, więc niektórzy producenci z innych miejscowości podpisywali tak swoje cegły i dachówki. Dziś powiedzielibyśmy, że były to podróbki.

Krasko pokazuje zdjęcia robotników z końca XIX w.: stoją przed zakładem produkcyjnym w rzędach, wszyscy w butach. – Na tej podstawie można stwierdzić, że żyło się tu stosunkowo dostatnio – mówi Krasko.

Anegdota z dzieciństwa

Po raz pierwszy menonici zaczęli stąd wyjeżdżać po rewolucji 1905 r., która wstrząsnęła Rosją. Nie wiązało się to z represjami, lecz z trudną sytuacją gospodarczą. Natomiast do przymusowej deportacji doszło podczas II wojny światowej – jako Niemcy byli podejrzani (po 1941 r. władze sowieckie deportowały masowo na Syberię i do Azji Centralnej przedstawicieli mniejszości niemieckiej). Po wojnie nie mogli wrócić do domów i wielu, w tym tych z Nju Jorku, wyjechało na Zachód, np. do Kanady.

Jak już powiedziano, w 1951 r. Nowy Jork przemianowano na Nowhorodske. Powodem mogła być nasilająca się zimna wojna albo fakt, że nazwa brzmiała mało rosyjsko.

Choć z miejscowości wyjechała znaczna część dawnej ludności, a na jej miejsce pojawiła się nowa, to pamięć o historii pozostała tu żywa. – Od dziecka wiedzieliśmy, że to Nowy Jork. Nie uczono nas o tym w szkole, ale przekazywano sobie tę historię. Traktowaliśmy to jak anegdotę i specjalnie nad tym nie rozmyślaliśmy – mówi Krasko.

Budynki zbudowane jeszcze przez Niemców znacząco odróżniały się od tych powstałych za Sowietów. Krasko pamięta, że w dzieciństwie bawiła się w ich okolicy. Potem, po upadku Związku Sowieckiego, trafiły w ręce prywatnych właścicieli i popadły w ruinę. Niektóre – jak ten, gdzie mieściła się księgarnia – rozebrano do ostatniej cegły.

Muzeum w domu Ungera

Trzy lata temu obecny właściciel chciał zburzyć młyn Petera Dycka (zbudowany w 1905 r.), aby sprzedać ziemię. Dzięki oporowi mieszkańców, zainteresowaniu mediów i wreszcie interwencji władz obwodu donieckiego udało się powstrzymać rozbiórkę. Właściciel na razie nie robi nic z budynkiem. – Nie chcemy, żeby on tak po prostu stał. W obiekcie historycznym też można prowadzić przedsiębiorstwo – mówi Krasko.

Sypał się także dom handlowca Jacoba Ungera. Jeszcze niedawno był ruiną. Pewnie by się zawalił, gdyby nie działania podjęte przez grupę mieszkańców. Okazały się na tyle skuteczne, że niedawno, w kwietniu, otworzono w nim centrum historyczno-kulturalne.

Na wejściu widnieje szyld: „Ukraiński Nowy Jork”. Kupiła go fundacja Nowhorodska Hromada, w którą zaangażowana jest także Tetiana i były przewodniczący tutejszej rady Mykoła Lenko. W ciągu dwóch lat udało im się zebrać 1,7 mln hrywien (równowartość ok. 250 tys. zł) z zagranicznych grantów i od firm prywatnych. W efekcie w domu Ungera powstała nowoczesna przestrzeń, w której znajduje się nieduże muzeum, sala dla różnych wydarzeń, a także mała wystawa. – Jest tu miejsce na historię, mogą się tu zbierać organizacje pozarządowe, a także młodzież może czuć się tu komfortowo – mówi Krasko.

Pasjonat ożywia tożsamość

Opowieść o donbaskim Nowym Jorku pozostałaby pewnie tylko anegdotą, gdyby nie Jewhen Szylnikow – pasjonat lokalnej historii, dziś już nieżyjący.

Szylnikow pracował w fabryce, a prywatnie pasjonował się historią regionu i już od lat 80. XX w. podejmował działania na rzecz zmiany nazwy miejscowości. Marzył, by powstało tu muzeum dokumentujące dzieje Nju Jorku. Pisał o jego historii do gazet. W dużym stopniu to on sprawił, że odżyła tutaj pamięć o przeszłości.

Pod wpływem Szylnikowa powstała przy radzie samorządowej grupa osób, które zaczęły dbać o historyczne dziedzictwo miejscowości. Zbierali materiały i zabytkowe przedmioty walające się po domach. W Donbasie, który uważany był za region mocno zsowietyzowany, o słabej tożsamości lokalnej, była to aktywność niezwyczajna. Z oddolnego zaangażowania z czasem powstała organizacja – Now- horodska Hromada.

Nie byli liczni: na rzecz Nju Jorku aktywnie angażowało się może dziesięć osób. Ktoś przechodził na emeryturę i odkrywał, że ma dużo czasu, więc zaczynał porządkować zebrane materiały i informacje. Albo nagle przypomniał sobie, że jego rodzice opowiadali mu mnóstwo historii o życiu w dawnym Nju Jorku. Ludzie jeździli po okolicy, by znaleźć więcej informacji i przedmiotów sprzed lat, a rada samorządowa koordynowała te działania.

– Tak naprawdę to byliśmy organizacją społeczną, a nie organem władzy. Co to za władza bez wpływu, a od 2016 r. też praktycznie bez budżetu – mówi Krasko.

Od tego czasu większość budżetu ówczesnego Nowhorodskego stanowiły granty zagraniczne.

Czas wojny

Nawet wybuch wojny w 2014 r. nie wstrzymał przywracania pamięci o Nju Jorku.

Początkowo prorosyjscy separatyści zajęli całą tę okolicę. Krasko wspomina, że wielu ludzi z Nowhorodskego dołączyło do nich. Ich siły nie stacjonowały w samej miejscowości, lecz w pobliskim mieście Dzierżyńsk (dziś znów nosi historyczną nazwę: Toreck).

W Nowhorodskem było stosunkowo spokojnie w porównaniu do sytuacji w pobliskich miejscowościach. Tetiana Krasko szczyci się tym, że przez cały czas na budynku lokalnych władz wisiała ukraińska flaga. Co prawda przez jakiś czas widać ją było tylko wtedy, gdy powiewał wiatr, bo urzędnicy uznali, że lepiej nie narażać ludzi i powiesili obok zielono-czerwono-czarną flagę miejską Dzierżyńska, która przysłaniała tę państwową.

Pod koniec lipca 2014 r. ukraińska armia zajęła Nowhorodske i okolicę. Proukraińscy mieszkańcy, jak Krasko, mogli mówić o wielkim szczęściu, a ci wspierający separatystów o strasznej tragedii. Potem front zatrzymał się tuż obok i odtąd już nie drgnął. Tym samym miejscowość znalazła się na pierwszej linii walk.

Drzwi zawsze otwarte

Przez pierwsze dwa lata konfliktu, jak mówi Krasko, tutejszy samorząd skupiał się na tym, by ludzie nie czuli się porzuceni. – Wówczas nie było czuć, żeby roztaczała się nad nami jakaś władza. Ani obwodowa, ani centralna. Wszystko robiliśmy samodzielnie – wspomina. – Wzięliśmy na siebie odpowiedzialność, aby pokazać, że władza jest, żeby ludzie nie myśleli, iż zostali sami.

Spotykali się w siedzibie rady. Jej przewodniczący nakazał, by drzwi do budynku zawsze były otwarte, i nie chciał słyszeć o protestach pracowników, którzy co chwila przypominali, że przecież na zewnątrz strzelają.

– Zupełnie nie rozumieliśmy, co się dzieje, gdzie się chować, szczególnie że nie mieliśmy piwnicy – wspomina Krasko.

Przewodniczący przekonywał jednak, że jeśli ludzie będą przejeżdżać obok i zobaczą otwarte drzwi rady, to będą mieli poczucie, że władza w Nowhorodskem wciąż funkcjonuje.

Pracownicy samorządowi szykowali plany schronów i dzielili się nimi z mieszkańcami. Wysyłali też listy dla osób w potrzebie do organizacji humanitarnych, które potem przywoziły pomoc. Jeździli także w miejsca, które zostały ostrzelane, aby przeprowadzić inspekcję budynków i oceniać straty.

Syn wyjechał do Polski

Mimo tego wszystkiego, a może bardziej wbrew temu, mieszkańcy nie zaprzestali przywracania pamięci o Nowym Jorku. Akurat w 2016 r., gdy miejscowość była najbardziej ostrzeliwana od wybuchu wojny, na dobre ruszyły działania na rzecz zmiany nazwy. Za pierwszym razem próbowano dokonać tego w ramach trwającej w kraju dekomunizacji – wtedy to Dzierżyńsk stał się Toreckiem. Jednak administracja obwodu donieckiego odrzuciła wówczas wniosek o przemianowanie Nowhorodskego.

– Dzięki Nowemu Jorkowi mogliśmy zająć się czymś innym niż wojna. Mogliśmy nie myśleć o niej – wspomina Krasko. – Bywało, że trzeba było jechać oglądać budynki po ostrzale, a tu na progu stawał Jewhen Szylnikow z kolejnym pomysłem. Czasami już bałam się na samą myśl, że może się pojawić i znowu coś zaproponować.

Gdy oni kombinowali, jak by tu przekonać władze zwierzchnie do zmiany nazwy, wśród mieszkańców ukazała się opozycja, której nie podobał się pomysł przemianowania. Opozycjoniści uważali, że to problem zastępczy.

– Jakby znowu zaczęła działać fabryka maszyn budowlanych, to nie miałbym nic przeciwko zmianie nazwy – mówi 62-letni Wiktor.

– I żeby drogi były jak w Nowym Jorku! – dodaje starszy o rok Walerij.

Obaj pracowali w okolicznych fabrykach i kopalniach, które od lat nie działają. Większość upadła po rozpadzie Związku Sowieckiego. Dziś jedynym większym zakładem w Nowhorodskem, choć też działającym na pół gwizdka, jest fabryka fenolu.

Liczba mieszkańców miejscowości regularnie spada. Od 1992 r. zmniejszyła się o ponad 2,5 tys. osób, a mimo to znalezienie pracy wciąż nie jest łatwe.

– Mój syn wyjechał pracować do Polski. Jest kierowcą tira – mówi Wiktor.

– Moje dzieci są w Petersburgu – wtóruje mu Walerij.

– Nie ma tu żadnej nadziei – powtarzają obaj zgodnie.

Wyczekiwane głosowanie

Tetiana Krasko jest innego zdania. Wierzy, że budowanie marki donbaskiego Nowego Jorku przyciągnie inwestorów, a dzięki temu poprawi się sytuacja gospodarcza. – Owszem, problemy nie znikną. Ale nazwa zwraca uwagę, a jak jest uwaga, to łatwiej rozwiązać problemy – twierdzi. Dodaje, że już widać, iż wzrosło zainteresowanie. Także organizacje zagraniczne są bardziej skore do udzielania wsparcia.

W 2019 r. po raz kolejny samorząd przygotował dokumenty i wysłał je do obwodu. Tym razem wnioskowano po prostu o przywrócenie historycznej nazwy. Administracja obwodowa zatwierdziła wniosek i wysłała go do Kijowa. W lutym komisja Rady Najwyższej poparła projekt. Po pięciu miesiącach został poddany pod głosowanie i uchwalony.

Tym samym ukraiński Nowy Jork wrócił na mapy.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2021