Przełom bez przełomu

31 października minęła piąta rocznica opublikowania Wspólnej deklaracji w sprawie nauki o usprawiedliwieniu, przyjętej w 1999 r. przez Światową Federację Luterańską i Kościół katolicki. W oczach teologów było to wydarzenie przełomowe dla ekumenizmu. Teologowie, widać, mają wyjątkowo czułe oczy, bo oczy zwykłych wiernych raczej nie dostrzegły przełomu, jeśli w ogóle dostrzegły wydarzenie.

07.11.2004

Czyta się kilka minut

Przełom bez przełomu? Paradoks ekumenizmu wciąż polega na tym, że nawet uzgodnienia o randze historycznej ostatecznie lądują na półkach bibliotek, a nie w sercach wiernych, parafii, zborów czy diecezji.

Przez łaskę, a nie za zasługi

Katolicko-luterańska deklaracja bez wątpienia była przełomem. Trudno nie mówić o przełomie, gdy kończy się - trwający bez mała 500 lat (!) - dramatyczny spór między katolikami i luteranami wokół problemu, który legł u źródeł Reformacji i tragicznego rozłamu w chrześcijaństwie. 31 października 1517 r., gdy w Augsburgu katolicki ksiądz dr Marcin Luter w słynnych 95 tezach potępił praktykę odpustów, sprzeczną z wiarą, że tylko Bóg usprawiedliwia - zbawia - grzesznika, symbolicznie zaczęła się Reformacja. 482 lata później, również 31 października i także w Augsburgu, najwyższe władze katolicyzmu i luteranizmu oświadczyły, że sprawa usprawiedliwienia w istocie już nie dzieli obu Kościołów.

Trzydziestoletnia mozolna praca teologów luterańskich i katolickich zaowocowała wnioskiem: doktryna o usprawiedliwieniu w gruncie rzeczy zawsze łączyła obie wspólnoty, tyle że inaczej rozkładały one akcenty. Oczywiście, rozkładanie akcentów samo w sobie nie jest czymś złym, ale może stać się źródłem zła - wojen, cierpienia, podziałów i zgorszenia - gdy łączy się z zaślepieniem, emocjami i wrogością, a tych nie zabrakło wyznawcom Chrystusa po obu stronach sporu.

Przez wieki katolicy zarzucali luteranom, że na drodze do nieba zapominają o dobrych uczynkach, bez których nie można podobać się Bogu. W odpowiedzi luteranie oskarżali katolików, że chcą się dostać do nieba o własnych siłach, bez niezbędnej pomocy łaski Chrystusa. Katolicy, akcentując dobre uczynki, przesłaniali prawdę, że również one są łaską Bożą. Luteranie zaś, akcentując łaskę, zaciemniali prawdę, że prowadzi ona do dobrych uczynków, przez które wiara musi się wyrażać. Dzisiaj - napisano w deklaracji - “razem wyznajemy: tylko przez łaskę i w wierze w zbawcze działanie Chrystusa, a nie na podstawie jakiejkolwiek naszej zasługi, zostajemy przyjęci przez Boga i otrzymujemy Ducha Świętego, który odnawia nasze serca, uzdalnia nas i wzywa do czynienia dobrych uczynków". Wraz z tym stwierdzeniem obie wspólnoty uznały, że wzajemne potępienia z przeszłości nie mają już racji bytu!

W życiu, nie na papierze

To prawda, że “Wspólna deklaracja...", kończąc długi i tragiczny spór oraz wieńcząc trzydziestoletni dialog katolicko-luterański, była przełomem, ale radość z niego nie trwała długo. Bardzo szybko w wielkim blasku katolicko-luterańskiego uzgodnienia jaśniej niż do tej pory zobaczono, jak wielkie przeszkody wciąż piętrzą się na drodze do jedności chrześcijaństwa. O przeszkodach tych już niecały rok po deklaracji traktował głośny dokument Kongregacji Nauki Wiary “Dominus Iesus". Kościoły luterańskie, i w ogóle tradycji reformacyjnej, ze zdumieniem przecierały oczy, dowiadując się, że z punktu widzenia Kościoła katolickiego nie są... Kościołami. Ekumenizm wszedł w fazę kryzysu, rozbijając się o kwestie dotyczące tajemnicy Kościoła i jego struktur, do czego błyskawicznie dołączyły problemy etyki ludzkiej seksualności, szczególnie dotyczące homoseksualizmu i małżeństwa. Niektórzy twierdzą dzisiaj, że kryzys w ekumenizmie był właściwie nieunikniony, ale czy nie można było zadbać o to, by nie był aż tak ostry?

Początek sporu o usprawiedliwienie w XVI w. wstrząsnął fundamentami ówczesnego świata, tymczasem jego zakończenie u końca wieku XX przeszło bez większego echa, pomijając pewną liczbę uroczystości i konferencji z tej okazji. To wina nie tylko globalizacyjnego procesu rozlewania się po świecie sekularyzacji. To również wina teologii, przemawiającej - jak we “Wspólnej deklaracji..." - językiem, który trąci dziś myszką, jakby nic albo niewiele zmieniło się na świecie. Owszem, część teologów, również w Polsce, starała się spopularyzować katolicko-luterański “przełom", ale raczej z mizernym skutkiem. Jak widać, sama popularyzacja nie wystarczy. Teologowie dzisiaj, być może jak nigdy w przeszłości, szukają dróg docierania do serc i umysłów ludzi, niemniej - jak się wydaje - poszukiwania te nie będą skuteczne, jeśli nie wyjdzie im naprzeciw samo życie.

Skoro mówi się o przełomie deklaracji, to siłą rzeczy chciałoby się go przeżyć, zobaczyć, dotknąć, zasmakować, doświadczyć. Tak stajemy przed praktycznym wymiarem uzgodnienia: przed pytaniem o jego namacalne i widoczne gołym okiem życiowe, kościelne, wspólnotowe, społeczne, medialne czy rodzinne konsekwencje. Można (retorycznie) pytać: Czy po “Wspólnej deklaracji..." zwierzchnicy katolicyzmu i luteranizmu zaczęli częściej razem przemawiać, razem pojawiać się w mediach, by zabierać głos w ważnych dla Kościołów i społeczeństw sprawach? Czy małżeństwom mieszanym ubyło kościelnych problemów i kłopotów? Czy wzrosła liczba wspólnych katolicko-luterańskich inicjatyw, spotkań, dzieł i wzajemnej wymiany posług? Czy działalność ekumeniczna przestała być sprawą jedynie “dyżurnych ekumenistów"? Czy zmieniło się coś w podręcznikach teologicznych oraz w programach i materiałach katechetycznych? Czy przełom dokonany w Augsburgu znalazł odzwierciedlenie w kazaniach i rekolekcjach? Sprawa usprawiedliwienia należy do serca wiary chrześcijańskiej, ale czy treść deklaracji odbiła się “echem" w sprawowaniu Eucharystii, serca, centrum i szczytu życia Kościoła?...

Ekumenizm przeżywa dziś trudne chwile. Aby mu pomóc, potrzebne są nie tylko kolejne wielkie teologiczne dialogi i debaty, ale również i przede wszystkim odwaga wprowadzania w życie ich dotychczasowych owoców. Przypomina nam o tym piąta rocznica katolicko-luterańskiej “Wspólnej deklaracji w sprawie nauki o usprawiedliwieniu".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2004