Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Choć z byłym prezydentem nie poszło mu tak łatwo jak z premierem - nie umiał np. odpowiedzieć na pytanie o podatki w Irlandii i pomylił się w kwestii ułaskawienia Sławomira Sikory, pierwowzoru bohatera filmu "Dług" - to jednak Donald Tusk objawił się jako polityk ofensywny i dynamiczny, obdarzony refleksem i umiejętnością celnej riposty. Można tylko zapytać: dlaczego tak późno?
Problem z telewizyjnymi debatami polega oczywiście na tym, że trudno je oceniać inaczej niż w kategorii występu estradowego. W kwestiach merytorycznych niczego nowego w nich nie usłyszymy, bardziej liczy się umiejętność bycia przed kamerą, szybkość reakcji, wyrazistość przekazu. Trudno się też spodziewać, by np. żelazny elektorat PiS po godzinnej debacie porzucił swoją partię i przeniósł sympatie na jej przeciwników. Gra toczy się o niezdecydowanych, a także o tych, którzy szukając alternatywy dla obecnej władzy poczuli się zniechęceni biernością PO i zdecydowali, że zagłosują na LiD.
Debaty takie, będące istotnym czynnikiem kształtującym przedwyborczą rzeczywistość polityczną, wyłamują się przy tym z ram prawnych regulujących kształt kampanii. Nie jestem zwolennikiem ani Romana Giertycha, ani Leszka Millera, uderzające było jednak, że ich spotkanie z góry zaplanowane zostało przez władze telewizji publicznej jako wydarzenie pośledniejszej kategorii: odbywało się w gorszym czasie antenowym, gospodarzem zamiast prezesa TVP był wiceprezes, prowadzili je dziennikarze o mniej znanych nazwiskach.
Poza tym było w tym tygodniu jak zwykle: konwencje partyjne, spotkania, telewizyjne spoty. Antywojenna reklamówka LPR, z Lechem Kaczyńskim w jarmułce przed Ścianą Płaczu, sugerująca, że uczestnicząc w interwencji w Iraku działamy pod dyktando Izraela, podśmierdywała szczególnie mocno i dziwnie znajomo. W tej kampanii jednak niemal wszyscy "brzydko się chwytają": dowodem rekordowa liczba spraw sądowych rozstrzyganych w przyspieszonym, przedwyborczym trybie. W rozmowie Kaczyński-Tusk przewodniczący PO mógł sobie darować anegdotę o broni, którą miał mu kiedyś w Sejmie pokazywać przyszły premier. Premier natomiast mówiąc o przeciwnikach mógł nie używać, i to kilkakrotnie, słowa "geszeft". Język nie jest niewinny: albo szef rządu nie słyszy, co mówi, albo też miało to być mrugnięcie okiem do tej samej klienteli, do której kieruje swój spot Roman Giertych.
Po piątkowej porażce Jarosław Kaczyński zachorował i na kilkadziesiąt godzin zniknął z publicznej sceny. Pojawił się ponownie, najwyraźniej z nowymi siłami, w poniedziałek wieczorem - i to w telewizji TVN, w programie Tomasza Sekielskiego i Andrzeja Morozowskiego, gdzie po sprawie taśm Renaty Beger stopa jego miała nigdy nie postać. Zdecydował się na ostre starcie z wytrawnymi dziennikarzami, broniąc swoich decyzji i atakując bez pardonu. Jeden cytat: "Donald Tusk w tej kampanii to jest jedno wielkie kłamstwo". Nadchodzą gorące dni...