Przebudzenie

Uświadomiliśmy sobie, że nasz wspólny los i bliskość między nami zbudowane są przez kruchość życia nas wszystkich, wierzących i niewierzących, z różnych obozów i opcji politycznych.

13.04.2010

Czyta się kilka minut

Tragiczna katastrofa pod Smoleńskiem wyzwoliła lawinę słów: w telewizji, radiu, w gazetach. Bo śmierć zmusza do milczenia, ale jednocześnie i do mówienia. Przeżywając wstrząs taki jak ten, człowiek nie chce być sam. Chwyta się słów innych ludzi, którzy to przeżywają tak samo jak on, mówi o swoim przeżywaniu, żeby nie dźwigać tego w samotności. Dlatego w takich chwilach szukamy obecności innych. Niekończące się pielgrzymki przed pałac prezydencki w Warszawie, pod Wawel, do innych podobnych miejsc, kwiaty, znicze, fotografie zabitych, modlitwa i śpiew - bezradność wobec tego, co trzeba przyjąć jako nieodwracalne. Przyjąć śmierć. Niespodziewaną, która przychodzi jak złodziej. Powiedziano wprawdzie: "dlatego i wy bądźcie gotowi, bo przyjdzie w chwili, której się nie domyślacie...", ale kto jest gotowy, kiedy przychodzi na bliskich rzeczywiście? Zwłaszcza teraz, kiedy śmierć coraz bardziej się z pola widzenia usuwa. Żyjemy w cywilizacji, w której dominują sukces, piękne ciało, zdrowie i życie.

I nagle, z lotniska pod Smoleńskiem rozległo się przenikliwe i dobitne ostrzeżenie: memento mori - pamiętaj, i ty umrzesz.

Wiele słów bezradnych, serdecznych, szczerych... Wśród nich także słowa mądre, niosące światło. Takie właśnie wypowiedział podczas żałobnej Mszy św. 10 kwietnia w warszawskiej katedrze arcybiskup Kazimierz Nycz.

"Lecieli razem, ramię przy ramieniu, w jednym kierunku, by uczcić katyńskich żołnierzy. Wsiadając do samolotu, nie wiedzieli, że znicze, które miały zapłonąć w miejscu kaźni, będą się paliły dla ich pamięci. Ta tragedia - mówił arcybiskup warszawski ? pokazuje, jak wspólny jest nasz los, jak przez kruchość życia jesteśmy sobie bliscy, wierzący i niewierzący, ci z jednej i z drugiej opcji, świeccy i duchowni. Wierzę, że to dzisiejsze tragiczne wydarzenie, że ten narodowy pogrzeb, tak jak z całą pokorą porównując umieranie i pogrzeb Papieża, zbliży nas, Polaków, do siebie, zbliży i pomoże patrzeć we wspólnym kierunku nie tylko przez najbliższe dni narodowej żałoby, ale i przez miesiące, lata troski o Polskę, troski wspólnej o dobro ojczyzny" .

Może aż taki wstrząs był potrzebny, żeby uświadomić nam, że wspólny los i bliskość między nami zbudowane są przez kruchość życia nas wszystkich, wierzących i niewierzących, z różnych obozów i opcji politycznych. Wbrew sceptycyzmowi mędrców, znawców ludzkich dziejów, którzy nie wierzą, by ten wstrząs cokolwiek na trwałe zmienił w stylu naszych walk politycznych, wierzę, że ślad pozostanie, że już się nie da powrócić do bezpardonowej zaciekłości sprzed 10 kwietnia. W ten wstrząs wpisuje się także wstyd za pochopnie wypowiadane sądy, za bezwzględność głoszonych ocen, za insynuowanie niecnych motywów. Nie oznacza to oczywiście zmiany wybranej opcji. Śmierć nie kanonizuje żadnej politycznej wizji ani strategii. Śmierć, ta śmierć, przypomina, że ponad podziałami łączy nas wspólny los i kruchość tego wszystkiego, co jest teraz. Jakimż absurdem w świetle śmierci okazuje się wczorajsza zaciekłość.

W chwilach tak niezwykłych, w przeżyciach tak intensywnych jak śmierć Jana Pawła II, ale też jego wybór na Stolicę Piotrową, jak wtedy, gdy zjednoczeni wspólnym bólem i solidarni z cierpiącymi staliśmy do późnych godzin w niekończących się kolejkach, by oddawać krew dla Węgrów roku1956, ujawnia się drzemiące w nas wielkie dobro. Jak długo takie zrywy są możliwe, tak długo dobro w nas nie umarło. Doświadczenie tych dni pokazuje, że ono w nas jest, i to dostatecznie silne, by się przebić przez wrzask codziennych sporów, uprzedzeń i walk. Czy naprawdę do ujawnienia tego dobra w nas konieczny jest wybór Polaka na papieża? Czy taką moc mają tylko sytuacje dramatyczne?

W dramatycznych chwilach człowiek nie chce być sam. Trudno nie zauważyć, że w tych dniach najważniejszym miejscem spotkań dla Polaków były kościoły. Wypełniający warszawską katedrę i plac Zamkowy wielotysięczny, skupiony tłum, tłumy uczestniczące w Mszach św. żałobnych w wielu miastach, tak częste wspominanie o modlitwie za ofiary katastrofy i ich bliskich także coś o Polakach mówią.

Doprawdy, Polska to dziwny, a nie dziki kraj. Tyle dobra! Byleśmy go nie marnowali w głupim chocholim tańcu, z którego właśnie zostaliśmy bezlitośnie obudzeni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2010