Prowokacja licheńska

Gdyby rady duszpasterskie działały w parafiach jak trzeba, w Polsce przybyłoby sto tysięcy aktywnych świeckich chrześcijan. Niestety, najczęściej rady istnieją tylko na papierze.

17.09.2013

Czyta się kilka minut

Współpraca księży ze świeckimi i świeckich z księżmi jest w Polsce problemem – przyznaje abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Komisji Duszpasterstwa Konferencji Episkopatu Polski. – Księża wolą uprawiać duszpasterstwo „solowe”, a świeccy nie garną się do działania.

By to poprawić, rok temu poznański metropolita zwołał w Licheniu Krajowy Kongres Diecezjalnych Rad Duszpasterskich. 14 i 15 września w tym samym miejscu odbył się Krajowy Kongres Parafialnych Rad Duszpasterskich. W radach diecezjalnych świeccy mają doradzać biskupom, w parafialnych – proboszczom. Niestety, i jedne, i drugie działają mizernie.

– To prowokacja do zrobienia rachunku sumienia z tego, jak realizujemy soborową wizję Kościoła – tłumaczy abp Gądecki ideę obu licheńskich kongresów.

WSPÓLNOTA – NIE TEATR

Już Sobór Watykański II postulował, by w duszpasterstwo włączali się świeccy. Ogłoszony 30 lat temu Kodeks Prawa Kanonicznego stanowi, że jeśli biskup diecezjalny uzna za „pożyteczne, należy w każdej parafii ustanowić radę duszpasterską”.

 „Proboszcz potrzebuje radnych – mówił przed licheńskim kongresem abp Gądecki w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej – by poznać głębiej sytuację życia ludzi, którym służy”.

– Rada jest też po to, żeby parafia stawała się wspólnotą, a nie teatrem jednego aktora – dopowiada ks. Szymon Stułkowski, sekretarz Komisji Duszpasterstwa KEP.

W Polsce jest ponad 10 tys. parafii rzymskokatolickich. Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, rady duszpasterskie działają aż w 80 proc. z nich.

Co z tego, skoro najczęściej są tylko fasadą. W kuluarach kongresu w Licheniu powtarzano zdarzenie z jednej z warszawskich parafii. Księża z sąsiedniej zwrócili się do proboszcza z propozycją wspólnej procesji Bożego Ciała. Proboszcz zapytał o zdanie radę duszpasterską. Wszyscy byli za, a proboszcz zdecydował, że wspólnej procesji nie będzie.

– U nas tak nie jest – przekonuje Jolanta Górska ze stołecznej parafii św. Faustyny. Opowiada, że proboszcz chciał zamknąć punkt anonimowych alkoholików przy parafii, ponieważ na spotkaniach dochodziło do ekscesów. – Namówiłyśmy księdza, że lepiej zaprosić psychoterapeutę, żeby z nimi pracował, a punkt zostawić – opowiada Górska. Posłuchał.

Ks. Krystian Piechaczek, szef wydziału duszpasterstwa w kurii gliwickiej, dzieli rady parafialne na takie, które aktywizują się z okazji wizytacji biskupa, takie, gdzie proboszcz na spotkaniu odczytuje sprawozdanie i o nic się nie pyta, bo wszystko sam najlepiej wie, wreszcie takie, gdzie proboszczowie zasięgają czasem jakiejś rady, ale w prostych sprawach, np. o godzinę Mszy św.

– Najmniej jest rad, które mają świadomość własnej roli, zadań i podnoszą swoje kompetencje – mówi ks. Piechaczek.

Niektórzy radni przyznają, że na spotkaniach nie dyskutują o sprawach religijnych. Proboszcz potrzebuje ich tylko, żeby pomogli mu załatwić koparkę albo skosić trawnik.

– A szkoda, bo to marnowanie świetnego potencjału – komentuje Marcin Przeciszewski, prezes KAI. – Jeśli w każdej z naszych parafii – faktycznie, a nie na papierze – istniałaby taka rada, zyskalibyśmy niemal sto tysięcy aktywnych, dobrze uformowanych i przygotowanych do działań świeckich.

Jak na razie, to tylko pobożne życzenie.

WINNI ZAWSZE INNI

Czym wytłumaczyć mizerną jakość rad duszpasterskich? Odpowiedź zależy od tego, kogo zapytać. Księża wskazują na winę świeckich: mówią, że nie chcą się angażować w życie parafialne. Świeccy – na księży: że nie dopuszczają ich do głosu.

– Polskie duszpasterstwo jest skoncentrowane na kapłanie – przyznaje ks. Stułkowski. – Przychodzimy do kościoła jak do supermarketu, żeby coś dostać. Ale zamiast supermarketu możemy zrobić halę targową, porozkładać stragany i rozdawać razem.

Ks. Stułkowski studiował w Austrii i zna dobrze tamtejszy Kościół. Poznał, jaką siłę stanowią w nim świeccy. – Ale w potocznym rozumieniu naszych księży działalność rad duszpasterskich na Zachodzie kojarzy się z negatywnymi przykładami – ubolewa kapłan. – Najczęściej mówi się o nich tylko wtedy, gdy rada chce gdzieś odwołać proboszcza.

Ale i w Polsce są proboszczowie, którzy świeckich się nie boją. Ks. Mateusz Misiak, proboszcz poznańskiej parafii farnej, gdy kierował jeszcze poprzednią parafią, zaprosił do rady duszpasterskiej... maturzystkę. – Świetnie się sprawdziła – mówi ks. Misiak. – Wniosła ożywcze pomysły i była łącznikiem między radą a duszpasterstwem młodzieży.

Niestety, proboszczowie nie zawsze pamiętają, żeby w radzie byli przedstawiciele różnych środowisk. Zdarza się, że w parafii zdominowanej przez środowisko robotnicze proboszcz zaprasza samych intelektualistów.

Słabość parafialnych rad to jednak nie tylko grzech zaniedbania ze strony duchownych. Proboszczowie tłumaczą, że gdy proponują wiernym członkostwo w radzie, ci wykręcają się przepracowaniem i brakiem czasu. Skutek jest taki, że doradzają od lat te same osoby. – Powstają więc towarzystwa wzajemnej ­adoracji, które zamiast proponować, co zrobić dla rozwoju parafii, po prostu spędzają miło czas z proboszczem – utyskiwał jeden z uczestników kongresu w Licheniu.

BO WEJDĄ KRZYKACZE

Na I Krajowy Kongres Parafialnych Rad Duszpasterskich przyjechało 1,2 tys. osób. – Stanowicie elitę waszych diecezji i parafii – mówił abp Gądecki. Dodawał: „jest jeszcze dużo do zrobienia”, a rady mają zajmować się „sprawami duchowymi”, a nie „doradzaniem w sprawach remontów”.

Niektórzy członkowie rad mają pomysły na przyciągnięcie ludzi spoza Kościoła. Sandra Brzeska z parafii św. Stanisława Kostki w Rypinie (diecezja płocka) opowiadała, jak do założonego przez nią parafialnego teatru garnie się młodzież, która przy okazji „odkrywa Boga”.

Na razie to jednak tylko rodzynki w wielkim cieście.

Jedną z przyczyn słabości parafialnych rad jest sposób ich wyłaniania. Radnych najczęściej wskazują proboszczowie. O tym, że tak nie musi być, przekonał biskup opolski Andrzej Czaja, który rozwiązał wszystkie rady duszpasterskie w diecezji i zarządził wybory nowych. Mało tego: synod diecezjalny zdecydował, że dwie trzecie radnych będą wybierać parafianie, a tylko jedna trzecia będzie pochodzić z nominacji proboszczów. W jedną z niedziel świeccy z 400 parafii diecezji wybrali ponad 4 tys. radnych.

– Dzięki wyborom parafianie zobaczyli, że są współgospodarzami parafii, a radni mają większe poczucie odpowiedzialności za kształt wspólnot – przekonuje ks. Waldemar Musioł, szef Wydziału Duszpasterstwa w opolskiej kurii.

Podobne wybory odbyły się w diecezji gliwickiej. Ks. Krystian Piechaczek uważa, że to słuszna droga – nawet kosztem wejścia do rad osób krytycznych wobec Kościoła. – Jeśli proboszcz ma nastawienie misjonarskie, chętnie będzie widział takie osoby w radzie – mówi ks. Piechaczek. – Bo to szansa na wejście w dialog ze środowiskami, które nie ze wszystkim się w Kościele zgadzają, oraz tymi, z którymi nie ma żadnego kontaktu.

Przed licheńskim kongresem pojawiały się też opinie, że, podobnie jak w Kościołach protestanckich, radę w całości powinni wybierać parafianie.

Jednak abp Gądecki nie podziela tego poglądu: – Wybieranie ludzi w sposób demokratyczny niewiele poprawiłoby sytuację rad, choć może samych krzykaczy by usatysfakcjonowało – mówił w Licheniu. – Trzeba dobierać ludzi rozważnych, którzy odpowiedzialnie mogą służyć Kościołowi.

Kościoły w Europie Zachodniej odkryły siłę laikatu, gdy zaczęło brakować księży. – W Polsce księży mamy wciąż sporo i to nas usypia – przyznaje ks. Stułkowski. – Ale czas się obudzić.

Temu miało służyć spotkanie w Licheniu. Obrazowało to kongresowe logo: łódź wypełniona ludźmi, z kapłanem u steru.

– Chodzi o to, żeby ci, którzy są w łodzi, czuli się załogą, a nie pasażerami – tłumaczy Marcin Przeciszewski. – Załoga troszczy się o łódź i o to, dokąd i jak płynąć.

– U nas najczęściej pokutuje myślenie, że wystarczy do łodzi wsiąść – dopowiada ks. Stułkowski. – Albo że sternik da sobie radę bez załogi.

Jednak nawet organizatorzy kongresu w Licheniu nie mają złudzeń: werbunek takich załóg to zadanie na lata.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2013