Problemy z memami

Daniel Dennett twierdzi, że tylko dzięki memom możemy wyjaśnić ewolucję kultury, języka i mózgu oraz pojawienie się świadomości.

13.11.2017

Czyta się kilka minut

Daniel Dennett podczas wykładu na Uniwersytecie Jagiellońskim, październik 2017 r. Przeciwko zaproszeniu na UJ zdeklarowanego ateisty  protestowały środowiska konserwatywne, na czele z małopolską kurator oświaty Barbarą Nowak. / ANDRZEJ BANAŚ / POLSKA PRESS / EAST NEWS
Daniel Dennett podczas wykładu na Uniwersytecie Jagiellońskim, październik 2017 r. Przeciwko zaproszeniu na UJ zdeklarowanego ateisty protestowały środowiska konserwatywne, na czele z małopolską kurator oświaty Barbarą Nowak. / ANDRZEJ BANAŚ / POLSKA PRESS / EAST NEWS

Słowo „mem” już nam tak bardzo spowszedniało (a wielu pewnie obrzydło), że warto przypomnieć, jak dostojne miało początki.

Rok 1976, Richard Dawkins publikuje „Samolubny gen”. Tytułową metaforą walczy z ideą doboru grupowego, wedle której organizmy robią wszystko – polują, rozmnażają się, a nawet ryzykują życie – „dla dobra gatunku”, czyli w celu jego zachowania. Biologom długo wydawało się, że to właśnie wynika z Darwinowskiej teorii ewolucji (do dzisiaj niektórzy tak błędnie pojmują mechanizm doboru naturalnego; sam taką wersję usłyszałem w szkole).

Metafora „samolubnego genu” zmieniła perspektywę – wskazując, że organizmy robią wszystko „dla dobra genów”. Inaczej mówiąc: zachowanie następuje pod (pośrednim) wpływem genów, które wynalazły organizmy – a w toku ewolucji je udoskonalały – aby się replikować. Cytowany przez Dawkinsa poeta Samuel Butler żartobliwie zauważył, że „kura jest sposobem jajka na wytworzenie innego jajka”. Właśnie tę odwróconą logikę przyjął Dawkins. Geny (i jajka) oczywiście nie mają intencji ani marzeń, po prostu działają tak, jak działają, więc zawsze trzeba pamiętać, że „samolubny gen” to metafora – jednak pożyteczna, ponieważ pozwala zrozumieć mechanizm doboru naturalnego. Otóż geny, które produkują gorsze organizmy (gorzej rozmnażające się, czyli pozostawiające mniej kopii „swoich” genów) niż inne geny, przepadną razem ze swoimi nieudolnymi wynalazkami. Dobór naturalny to zatem selekcja najlepiej dostosowanych do środowiska genów – w konsekwencji także organizmów i całych populacji (gatunków), ale głównymi (choć cichymi) bohaterami są tutaj geny, a nie gatunki.

Przyjęcie koncepcji genu jako podstawowej jednostki podlegającej selekcji naturalnej było dużym osiągnięciem teoretycznym, ponieważ pozwoliło wyeliminować z biologii wiele paradoksów, z przejawami altruizmu na czele, a także trafnie przewidywać zachowanie organizmów w różnych sytuacjach. Dawkins nie wymyślił tej perspektywy – on ją spopularyzował. Wśród biologów krążyła ona wcześniej, ale nie została do końca wyartykułowana. Na przykład w latach 60. William Hamilton wyjaśnił w tym duchu altruistyczne zachowania organizmów wobec krewnych, zauważając, że to osobniki, z którymi altruista dzieli część swoich genów (z rodzicami i rodzeństwem statystycznie połowę, z dziadkami jedną czwartą itd.). Dbanie o krewnych to zatem dbanie o interes własnych genów. Zachowania altruistyczne wobec krewnych to sposób, w jaki geny troszczą się o własne kopie pozostawione w innych organizmach.

Ewolucja kultury

Warto sobie to wszystko przypomnieć, myśląc o memach, ponieważ pojęcie to po raz pierwszy pojawiło się w ostatnim rozdziale „Samolubnego genu”. Dawkins zaproponował je jako odpowiednik genu w ewolucji kulturowej.

Nie wszystkie zachowania, zwłaszcza u ludzi, uwarunkowane są genetycznie – choćby wydawanie tygodników opinii, budowanie domów czy nawet mowa. Mimo że większość z nas nie śpi pod gołym niebem i płynnie mówi w języku ojczystym, byłoby nierozsądnie doszukiwać się „genów mieszkania w domu” czy „genów mówienia w języku polskim” w naszym DNA. Domy to wynalazki kulturowe, które w ciągu tysięcy lat ewolucji kulturowej znacznie się zmieniły – 40 tys. lat temu zamieszkiwaliśmy wyłącznie jaskinie, dziś nawet stacje orbitalne. Ewolucja kulturowa wiąże się z rozwojem cywilizacyjnym, ze zmianą sposobów zachowania czy udoskonaleniami technologicznymi (a także ze zmianą prądów w sztuce, znaczeń i form słów itd.), a każdy z tych sposobów zachowania czy wynalazków to w ujęciu Dawkinsa właśnie mem. Internetowe memy to też memy w rozumieniu Dawkinsa, ale specyficzny ich rodzaj.

Geny i memy można rozumieć jako jednostki informacji. Geny to przepisy na białka (bezpośrednio), czyli (pośrednio) na budowę i zachowanie organizmu. Memy to „przepisy” na wszystkie zachowania, które nie są uwarunkowane genetycznie. Geny przebywają w DNA, zaś memy – cóż, zasiedlają nasze umysły i mózgi. Jedne i drugie mogą się jedynie replikować, pozostawiając swoje kopie. Geny potrzebują do tego organizmów, memy – umysłów. Potrafimy już sobie wyobrazić, jak przebiega ewolucja biologiczna z punktu widzenia genów (pamiętając, że organizmy to „maszyny przetrwania genów” – skomplikowany sposób genów na wyprodukowanie własnych kopii). Czym jest ewolucja kulturowa z perspektywy memów? Jak memy rozchodzą się z jednego umysłu do drugiego?

Gdy po raz pierwszy poznałem tę koncepcję, byłem nią oczarowany. Pomyślmy tylko: idee niczym pasożyty zasiedlające nasze umysły, walczące z innymi ideami o miejsce w naszej kulturze... Pal licho piosenki – czyli wokalne memy – konkurujące o miejsca na listach przebojów i w pamięci naszych smartfonów. Są też memy porywające miliony ludzi – jak mem istnienia Boga – i pchające ich do wojen religijnych! Chrześcijaństwo kontra islam, faszyzm kontra demokracja – to świetnie dostosowane memy, pasożytujące w głowach setek milionów gospodarzy, które walczą z sobą o panowanie nad naszymi umysłami, przy pomocy nas samych. Ludzie jako marionetki memów, pasożytniczych jednostek informacji kulturowej – to fantastyczny pomysł i doprawdy trzeba geniuszu, by wpaść na coś takiego. Pomysł jest tak dobry... że aż szkoda, że nie da się go utrzymać.

Kompetencje bez rozumienia

Nie zgodziłby się ze mną Daniel Dennett, bodaj najsłynniejszy współczesny filozof, który w najnowszej książce „Od bakterii do Bacha. O ewolucji umysłów” (CCPress 2017) odwołuje się do memów, by wyjaśnić najważniejsze zagadki ewolucji człowieka – pochodzenie kultury, języka i świadomości.

Dennett zauważa, że ewolucja biologiczna potrafi wytwarzać coś niezwykłego: kompetencje bez rozumienia. Wszystkie organizmy zachowują się w swoim środowisku na pozór inteligentnie – unikają drapieżników, zdobywają pożywienie, niektóre budują nawet imponujące struktury, takie jak kopce termitów. Nie robią tego jednak dlatego, że tak sobie wymyśliły. Ewolucja zaprogramowała te zachowania – pewne umiejętności – u zwierząt i roślin, choć one same nie mają o tym bladego pojęcia; nie rozumieją, co robią ani po co to robią. Termity nie budują kopców w taki sposób, w jaki starożytni Egipcjanie wznosili piramidy – u owadów nie ma architektów ani planów, jest tylko bezmyślne kierowanie się zaprogramowanymi przez ewolucję regułami. To projekt „oddolny” – kopiec właściwie powstaje sam z siebie, w przeciwieństwie do projektów odgórnych, które muszą zostać inteligentnie zaplanowane.

Produkty ewolucji biologicznej – kopce termitów, narządy – wyglądają jak starannie zaplanowane przez dobór naturalny; dziś jednak wiemy, że to wszystko projekty oddolne, niewymagające żadnego specjalnego planowania. Zdaniem Dennetta twory ewolucji kulturowej – słowa, rytuały, podstawowe narzędzia – także zaczęły się jako projekty oddolne, nieposiadające swoich twórców. „Pierwotne praktyki tańczenia były memami, które nie były niczyją własnością. To nawyki, które się rozprzestrzeniły, ponieważ mogły. Jak przeziębienie” – pisze Dennett. Inteligentni projektanci – tacy jak współcześni wynalazcy, naukowcy, artyści – są końcowym, a nie początkowym etapem ewolucji kulturowej.

Uważa się, że środowisko życia łodzików (na zdjęciu) nie zmieniło się od milionów lat, nie działają więc na nie silne presje selekcyjne. / WIKIPEDIA.ORG

Ewolucja kulturowa opiera się na zdolności do naśladowania. Dzięki niej pojawiły się społeczności wykonujące te same czynności – ubieranie się, polowanie, komunikowanie – tak samo. Naśladowanie otworzyło kanał, przez który memy (sposoby polowania, tańca, komunikacji czy ubierania się i wielu innych zachowań) mogły przeskakiwać z jednego umysłu do drugiego. Podobnie jak replikacja genów, replikacja memów nie jest jednak doskonała – pojawiały się więc mutacje, czyli zmiany sposobów zachowania, które czasem sprawiały, że konkretna jednostka czy grupa radziła sobie lepiej niż inni. Patrząc na ten proces z perspektywy memów, otrzymujemy opowieść o wirusach, które rozprzestrzeniają się z głowy do głowy. Te, które rozprzestrzeniają się skuteczniej, zostawiają więcej swoich kopii. Wirusy te nie są jednak wyłącznie zabójcze dla zainfekowanych umysłów – z wieloma żyliśmy w symbiozie. Dawały nam umiejętności kulturowe (początkowo bez rozumienia), które sprawiały, że mogliśmy się rozmnażać i rozwijać, z czego one same czerpały korzyści (zwiększając swoją liczebność).

Dopiero po jakimś czasie – Dennett nieco arbitralnie twierdzi, że ok. 40 tys. lat temu – nasze umysły na tyle wypełniły się memami, że mogliśmy z nich korzystać jak z narzędzi do myślenia – świadomie i z premedytacją. W międzyczasie doszło do udomowienia niektórych memów niczym zwierząt (tak miały powstać słowa umożliwiające najskuteczniejszą komunikację). Po osiągnięciu pewnego etapu ewolucja kulturowa przyspieszyła, a my z biegiem czasu staliśmy się inteligentnymi projektantami. Kluczową rolę odegrał w tym procesie język (traktowany przez Dennetta jako system memów), pozwalający na podejmowanie zupełnie nowych problemów (choćby regulacji życia społecznego) i stawianie im czoła (np. przez stworzenie prawa).

Kartezjańska grawitacja

Poruszając się po tych wszystkich zagadnieniach, wchodzimy w obszar oddziaływania „kartezjańskiej grawitacji”. To siła, która ciągnie nas na „planetę Kartezjusz”; panuje na niej przekonanie, że świadomość jest oddzielnym, niefizycznym bytem, którego nie można wyjaśnić metodami naukowymi. Według Dennetta jego koncepcja pozwala ominąć tę intelektualną czarną dziurę.

Jego zdaniem świadomość wyłania się z odpowiednio wyposażonego w memy umysłu jako złudzenie ich użytkownika. Dzięki bogatej architekturze poznawczej, zapewnionej przez memy (m.in. język), możemy przyglądać się niejako od wewnątrz niektórym aspektom pracy naszego zainfekowanego memami mózgu. Przypomina to przyglądanie się ekranowi komputera, na którym zainstalowano różne aplikacje. Możemy opisywać własne świadome doświadczenia posługiwania się naszymi umysłowymi aplikacjami (memami) i je nazywać, choć te doświadczenia – zarówno dotyczące świata zewnętrznego (barwy, zapachy), jak i wewnętrznego (rozpoznanie pragnienia, spełnienie oczekiwania) nie istnieją jako coś osobnego, a nasz dostęp do prawdziwych procesów leżących u ich podłoża jest bardzo wybiórczy (podobnie jak nie wiemy, co dokładnie robi procesor czy pamięć operacyjna komputera, gdy obsługujemy edytor tekstu).

Ta skrótowa rekonstrukcja koncepcji Dennetta pomija wiele kroków i głoszonych przez niego poglądów, ale chyba oddaje istotę sprawy. Można więc pokusić się o jej krytykę.

Lepsze i gorsze metafory

Dennett nie tyle wierzy w istnienie memów, co raczej traktuje je jako dobre metafory. Podkreśla, że memy są użytecznymi narzędziami do myślenia o problemach naukowych, tak jak stoły, krzesła i kuchenki elektryczne są użytecznymi wynalazkami pozwalającymi przyjmować gości. Gołymi rękami niewiele upichcimy, podobnie jak gołymi mózgami niczego nie wymyślimy – do tego potrzebne nam są memy. Rozumiane jako pojęcia teoretyczne, co jest zresztą regułą, a nie wyjątkiem w nauce – taki sam status mają także geny. Kwas DNA to fizyczna struktura, ale samego genu nikt nie widział, to pewna idealizacja – całkiem użyteczna.

Zamiast więc zarzucać Dennettowi, że wierzy w dziwaczne wirusy infekujące mózgi, zastanówmy się, czy, jak twierdzi, memy są konieczne do wyjaśnienia umysłu, bez zakładania nadmiernego rozumienia na pierwszych etapach ewolucji kulturowej. To według niego byłoby błędem, takim samym jak uznanie, że zwierzęta rozumieją, po co się rozmnażają albo unikają drapieżników („żaden łosoś płynący w górę rzeki nie może przemyśleć sprawy i uznać, że woli spędzić życie, ucząc się gry na skrzypcach. My możemy” – pisze ­Dennett).

W „Historii naturalnej ludzkiego myślenia” Michael Tomasello zauważa, że myślenie człowieka można porównać do „nowej melodii, zaimprowizowanej przez muzyka jazzowego w zaciszu jego własnej sypialni”, ponieważ jest to czynność „wykonywana w samotności, ale wykonywana na instrumencie stworzonym przez innych w określonym, szeroko pojętym celu, ćwiczona przez lata wspólnej gry i uczenia się od innych muzyków, tworzona zgodnie z zasadami gatunku muzycznego”.

Metafora ta zwraca uwagę na te same elementy, które wymienia Dennett – myślenie opiera się na wcześniejszych wynalazkach (wypracowanych w minionych epokach pojęciach i schematach poznawczych), ale nie odwołuje się do idei memów. Dennett mógłby stwierdzić, że Tomasello po prostu woli mówić o praktykach kulturowych, pojęciach czy języku, więc ma na myśli to, co Dennett nazywa memami, ale w tym miejscu wkraczamy na pole walki pomiędzy lepszymi i gorszymi metaforami (czyli... lepszymi i gorszymi memami).

Metafora Tomasella wydaje mi się lepsza, ponieważ nie zmusza nas do orbitowania w obszarze – pozwólcie mi na tę metaforę – „grawitacji dawkinsowskiej”. Podobnie jak grawitacja kartezjańska, grawitacja dawkinsowska także może wyrządzić intelektualne szkody. Idea samolubnego genu, choć genialna, wzmocniła u wielu myślicieli przekonanie, że ludzie są z natury niegodziwi, a moralności należy szukać poza naszą biologią. Z poglądem tym od dawna walczy Frans de Waal [zob. „Dobrze wychowani”, „TP” 26/2017 i powszech.net/ewolucjamoralnosci].

Koncepcja memów może prowadzić do wiary w ich realne istnienie (nawet jeśli Dennett potrafi się jej oprzeć, to pewnie nie każdy z jego czytelników może to zrobić), do nieuzasadnionego wzmacniania wrogiego stosunku do religii (jako groźnego pasożyta infekującego mózgi) albo... do wypaczonego poglądu na ewolucję kultury, u której początków nie musiało być tak mało kreatywności i inteligencji, jak twierdzi Dennett. Wiemy dziś, że teorią umysłu – czyli świadomością, że inne jednostki posiadają własną wiedzę i przekonania – posługują się nawet małpy człekokształtne, musieli nią więc także dysponować nasi odlegli przodkowie, żyjący miliony lat temu. Można mieć wątpliwości, czy byli aż tak nierozumnymi ofiarami pierwszych memów, a nie ich twórcami, jak sądzi Dennett. I czy dopiero w czasach historycznych, jak zakłada Dennett, stali się w pełni inteligentnymi projektantami.

Niezależnie od tego, czy idea memów się komuś podoba, czy raczej budzi wątpliwości, Dennetta po prostu czytać trzeba. W przypadku tak wyrafinowanych memów jak koncepcje naukowe czy filozoficzne kwarantanna intelektualna przed niczym nie zabezpiecza – lepiej zetknąć się z nimi i odeprzeć ich atak przy pomocy innych, wynalezionych lub udomowionych przez siebie memów. Jak wiemy z ewolucji biologicznej, w niezmiennym środowisku, w którym nie pojawia się żadna konkurencja, nie zachodzi dobór naturalny. Nie ma więc możliwości rozwoju.©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i kognitywista z Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych oraz redaktor działu Nauka „Tygodnika”, zainteresowany dwiema najbardziej niezwykłymi cechami ludzkiej natury: językiem i moralnością (również ich neuronalnym podłożem i ewolucją). Lubi się… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2017