Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Rzeczowe argumenty są po jego stronie. Prawdą jest bowiem, że jeśli chodzi o finanse publiczne, to rząd nie ma dużego pola manewru. Rośnie budżetowy deficyt i dług publiczny, a już za rok czy dwa - ustawowe progi ostrożnościowe mogą uniemożliwić zwiększanie polskiego zadłużenia. Gdyby nawet udało się w Sejmie skrzyknąć większość, która te ograniczenia zniesie - zagrozi to utratą wiarogodności na rynkach finansowych i scenariuszem greckim (a przynajmniej węgierskim). Koszt pożyczek urósłby wówczas powyżej możliwości ich spłaty. Tak czy owak, konieczne byłoby cięcie wydatków państwa, w tym: zamrożenie rent, emerytur i innych transferów społecznych.
Tak więc możliwości zwiększania zadłużenia kończą się, a wzrostu wydatków rząd nie ma jak pohamować, jeśli nie chce (słusznie!) ograniczyć finansowania inwestycji unijnych i tym samym zrezygnować z szansy na cywilizacyjny skok kraju. Zapowiadane przez resort finansów działania - optymalizacja wydatków państwowych, ograniczenie ulg podatkowych, reguła wydatkowa - przyniosą efekty nie od razu i będą one niewielkie w porównaniu
z ok. 90 miliardami przyszłorocznego deficytu sektora finansów publicznych. Ten deficyt generują ogromne i kosztowne transfery społeczne, głównie dopłaty do rent i emerytur, w tym - rolniczych. Rząd tego nie tknie i trudno winić Tuska, że nie ma zamiaru składać propozycji, do których nie potrafiłby przekonać parlamentu. Podobnie trudno winić posłów, że nie zamierzają popierać propozycji, których zdecydowana większość społeczeństwa nie akceptuje.
Biorąc to pod uwagę, można wzruszyć ramionami i przyznać, że Tusk nie miał innego wyjścia, a pretensje, że postanowił podwyższyć podatek VAT, przypominają trochę żale synka, któremu tatuś powiedział, że nie kupi obiecanego komputera, bo stracił pracę. Skoro nie mógł dalej zadłużać kraju i nie mógł zmniejszyć wydatków, to musiał zwiększyć przychody. To logiczne, prawda?
Tyle że polityka w niewielkim stopniu karmi się logiką. I świetnie wie o tym Tusk, polityk, który najlepiej dziś w Polsce (obok swego politycznego oponenta Jarosława Kaczyńskiego) odczytuje społeczne nastroje. Przez trzy lata, od wyborów parlamentarnych z 2007 r., widziałem Tuska pewnego siebie i zwycięskiego. W piątek zobaczyłem Tuska, który się tłumaczy. I co z tego, że ma świetne wymówki? Tak, to prawda - trudno na świecie znaleźć drugi rząd, któremu po dwóch latach światowego kryzysu wciąż wierzy połowa społeczeństwa. I to jeszcze po katastrofie smoleńskiej i majowo-czerwcowej powodzi.
To wszystko prawda. I sukces Tuska. A równocześnie myślę, że premier jest świadomy przekroczenia ważnej granicy, poza którą każda jego obietnica dalszej modernizacji kraju kwitowana będzie ironicznym komentarzem: "Aha, modernizacja? Dzięki zwiększaniu podatków, tak?".