Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zapewnia, że mógłby o Profesorze opowiadać godzinami. Bo tego człowieka nie dało się nie lubić, chciało się z nim przebywać. Emanowało z niego dobro, był zawsze uśmiechnięty i pogodny. Sypał dowcipami, mówił z prędkością karabinu. W dziedzinie prawa był jednym z największych autorytetów w Polsce.
- Posiadał wielką wiedzę na temat praw człowieka. Było wiadomo, że jeśli angażował się w jakąś sprawę, to była to sprawa ważna dla polskiego systemu prawnego - opowiada Bodnar.
Nazwisko Profesora Hołdy znaczyło: sprawa precedensowa. Jego działalność była walką o przystosowanie polskiego systemu prawnego i penitencjarnego do standardów europejskich. Jak choćby opisywana przez "Tygodnik Powszechny" sprawa asesorów sądowych (wątpliwość budziła kwestia wykonywania zawodu sędziowskiego przez bardzo młodych, niedoświadczonych jeszcze prawników). Hołda sprawił, że Trybunał Konstytucyjny zajął się tym problemem.
Bodnar wspomina, jak niejednokrotnie w prawniczym gronie spotykali się z Profesorem przed ważną rozprawą sądową, nie zawsze udawało im się przedyskutować temat do końca, za względu na dygresyjność Profesora. Wydawało im się, że ten ich nie słucha.
Bodnar: - Ale potem widziałem jak zachowywał się w sądzie. Był po prostu genialny. Zawsze. Profesor nas jednak słuchał, po prostu potrafił koncentrować uwagę na kilku rzeczach jednoczenie.
Hołdę lubili studenci. Mimo, że wydział Prawa UJ jest bardzo liczny, Profesor - podróżujący pomiędzy Krakowem i Lublinem (gdzie kończył studia prawnicze na Wydziale Prawa UMCS) - znajdował czas dla swoich magistrantów i doktorantów.
- Był znakomitym naukowcem. W latach 70., kiedy brakowało nowoczesnych podręczników, czytał dużo zachodniej literatury prawniczej i pisał skrypty dla studentów - opowiada Bodnar.
Jedna z jego doktorantek wspominała, że nigdy nie zdecydowałaby się pisać pracy u kogoś innego. Profesor nie zostawiał doktorantów samym sobie.
Dzięki dogłębnej znajomości prawa, w latach 1989-97 zaangażował się w prace Komisji ds. Reformy Prawa Karnego, a w latach 1999-2000 w pracę w Zespole Nowelizacji Kodyfikacji Karnej przy ministrze sprawiedliwości. W latach 80. był doradcą Solidarności, w stanie wojennym internowany.
Nikt z przyjaciół Profesora nie potrafi wyobrazić sobie, żeby biegał on za klientami z fakturami i prosił o ich zapłacenie. Dla niego zawód adwokata był misją, a nie sposobem zarabianie pieniędzy. Uważał, że jeśli adwokat otrzymuje sprawę z urzędu, to powinien starać się tym bardziej. Dzięki swojemu podejściu do zawodu prawniczego, Prof. Hołda był laureatem nagrody Pro Bono - honoruje się nią osoby bezinteresownie świadczące pomoc potrzebującym.
Cechowała go bezkompromisowość, jeśli coś złego działo się w środowisku prawniczym otwarcie to krytykował (choćby wspomniana sprawa asesorów sądowych), nie wyznawał zasady korporacyjnej lojalności. Podobnie było w sprawie opisanej przez "Tygodnik Powszechny" sprawie Claudiu Crulica , Rumuna, który w krakowskim areszcie przy Montelupich zagłodził się na śmierć. Hołda nazwał te sprawę klęską polskiego wymiaru sprawiedliwości, w jego opinii zawiedli wszyscy: prokurator, sąd, adwokat, służba więzienna. Pytał wtedy: jak można było nie pomóc człowiekowi?
Po dymisji uniwersyteckiego kolegi Hołdy, Zbigniewa Ćwiąkalskiego, ze stanowiska ministra sprawiedliwości spekulowano, że Hołda obejmie ten urząd. W radio dało się wówczas słyszeć: "zaprzeczam" i jeszcze śmiech.
Umarł młodo, jego doświadczeniem i wiedzą można by obdzielić kilka prawniczych biografii.