Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Możliwość odniesienia sukcesu stała się dla partii Jarosława Kaczyńskiego realna, a gdyby wynik z 10 maja miał być zapowiedzią rezultatu jesiennych wyborów, okazałoby się, że formacja pozbyła się swego największego dotychczasowego problemu – braku zdolności koalicyjnej.
Paradoksalnie los prawicy leży dziś w rękach największego zwycięzcy pierwszej tury – Pawła Kukiza, od którego umiejętności organizacyjnych będzie zależało, czy uda się stworzyć do października ugrupowanie, które przekuje 20 proc. poparcia na kilkadziesiąt poselskich mandatów. Rockman zebrał głosy rozczarowanych ośmioma latami rządów PO i prezydenturą Bronisława Komorowskiego, upokarzając tego ostatniego przegraną w pierwszej turze. Andrzej Duda wygrał nie tylko dlatego, że udało mu się zmobilizować cały elektorat PiS (od dłuższego czasu szacowany na trzydzieści kilka procent), ale dlatego, że walczącemu o reelekcję prezydentowi wyborców podebrał ktoś spoza politycznego systemu.
Mimo to PiS ma się z czego cieszyć. Jego dotychczasowi konkurenci na prawej części sceny politycznej przestali być zagrożeniem. 0,8 procenta kandydata Ruchu Narodowego potwierdziło, że narodowcy nie są na razie siłą, która jest w stanie osiągnąć cokolwiek poza organizacją marszy 11 listopada. Również słaby wynik Korwina-Mikkego jest dla Kaczyńskiego dobrą wiadomością. Ekscentryczny polityk w muszce, choć licytował wysoko, pokazał, że prócz kilkuset tysięcy wytrwałych zwolenników nie ma nic: gdy na scenie (w obu tego słowa znaczeniach) pojawił się Kukiz, lider partii KORWiN przestał się liczyć. PiS może też skorzystać na atmosferze drugiej tury: tony bicia na alarm przed powrotem IV RP mobilizują nie tylko jej przeciwników.
Jarosław Kaczyński dużo zaryzykował podczas tych wyborów: zgodził się, by 10 mln zł z partyjnej kasy wydali na kandydata, który był zagadką, ludzie, którzy też byli zagadką. Po odejściu Adama Hofmana za kampanię wziął się tercet Beata Szydło, Marcin Mastalerek i Joachim Brudziński. Razem z Andrzejem Dudą osiągnęli naprawdę wiele. PiS jest na wygranej pozycji, bez względu na wynik w II turze. Zwycięstwo 24 maja oczywiście byłoby dla PiS oszałamiającym sukcesem, ale nawet gdyby Duda przegrał, fakt, że w niedzielę wyprzedził urzędującego prezydenta, nadal będzie mobilizować wyborców jego partii. ©
Michał Szułdrzyński jest dziennikarzem „Rzeczpospolitej”.