Cena kroku wstecz

PiS zaostrza język i zapowiada, że nie ugnie się w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, bo wie, iż nie panuje nad sytuacją.

11.03.2016

Czyta się kilka minut

 Jarosław Kaczyński podczas kolejnej miesięcznicy katastrofy smoleńskiej. Warszawa, 10.03.2016 r. /  / Fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Jarosław Kaczyński podczas kolejnej miesięcznicy katastrofy smoleńskiej. Warszawa, 10.03.2016 r. / / Fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER

Wbrew wielu krytykom PiS i Jarosława Kaczyńskiego, którzy chcą się w nim dopatrywać despoty, ostatnie wydarzenia wskazują raczej na problemy niż siłę obozu PiS.

Jeden z wpływowych polityków prawicy, pytany, czy ostentacja wobec Trybunału Konstytucyjnego oznacza, że PiS czuje się tak silny, czy raczej słaby – bez wahania odpowiada mi: to drugie.

Co słychać pod dywanem

Oczywiście z jednej strony Kaczyński ma władzę, jakiej dotąd nie miał w Polsce po 1989 r. żaden polityk, może poza Donaldem Tuskiem. Jeszcze co prawda nie zdobył dla swoich ludzi wszystkich urzędów, ale wpływ na polityków, którzy z jego nadania sprawują funkcje w państwie, ma znacznie większy niż niegdyś Tusk na swoją ekipę. Tyle tylko, że jak na razie zamiast pozytywnych efektów, widać problemy.

Na monolicie, jakim jest obóz władzy, w wielu punktach pokazują się rysy. W rządzie trwa próba sił kilku frakcji. Z jednej strony są liberałowie, myślący o gospodarce (Mateusz Morawiecki, Paweł Szałamacha, Jarosław Gowin), a z drugiej ministrowie odpowiedzialni za resorty siłowe – Mariusz Błaszczak, Antoni Macierewicz czy Mariusz Kamiński. A wewnątrz tych obozów również dochodzi do napięć. Coraz głośniej jest o sporze między ministrem spraw wewnętrznych a koordynatorem ds. służb. Na to nakłada się konkurencja obu panów z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą. W resortach gospodarczych również iskrzy – cały PiS plotkuje o napięciach miedzy ministrem skarbu Dawidem Jackiewiczem a wicepremierem Morawieckim.

Kaczyński jest więc raczej zwornikiem tego systemu, gwarantem, że sprzeczne interesy będą się równoważyć, a nie doprowadzą do przechyłu w żadną ze stron. Nieustannie musi osobiście angażować się w rozwiązywanie doraźnych konfliktów.

Tak jak to było chociażby w ubiegłym tygodniu, gdy pewien minister chciał odwołać swego zastępcę, protegowanego jednego z wicepremierów. Ostatecznie decyzję podjął sam Kaczyński, bo premier Szydło bała się odwołać wiceministra (choć jest to jej konstytucyjne uprawnienie), by nie zaburzyć równowagi budowanej przez prezesa.

To, że Jarosław Kaczyński nie jest wszechwładny, widać po różnych kontrowersyjnych nominacjach. Szefem giganta zbrojeniowego został bohater afery madryckiej. Stanowiskiem cieszył się jeden dzień. Ale już przyjaciel innego z posłów, którzy za sejmowe pieniądze lecieli do Hiszpanii, znalazł się we władzach jednego z największych gigantów finansowych.

Prezydent poszedł na front

PiS osłabia również to, że nieustannie potyka się o własne nogi. Minister spraw zagranicznych generuje kolejne kłopoty, prowadząc agresywną korespondencję dyplomatyczną z Komisją Europejską czy Radą Europy. Policja wciąż nie ma swego komendanta głównego, bo poprzedni odszedł w atmosferze skandalu. Niemal na każdym polu rząd wikła się w zupełnie niepotrzebne, a zarazem wyniszczające konflikty.

I właśnie dlatego nieustannie zaostrza retorykę. Nie tylko Jarosław Kaczyński, ale także bardziej umiarkowane twarze PiS, czyli prezydent Andrzej Duda i Beata Szydło, miotają gromy pod adresem opozycji, oskarżając ją o uniemożliwianie rządzenia. Kiedy prezydent mówi, że uczestnicy manifestacji Komitetu Obrony Demokracji są manipulowani przez grupy interesów, rzekomo modlące się: „Ojczyznę dojną racz nam zwrócić, Panie”, to wbrew obietnicom z kampanii wyborczej nie odbudowuje narodowej wspólnoty, ale uczestniczy w wielkiej operacji swojego obozu. Chodzi o podgrzanie atmosfery politycznego sporu i obarczenie przeciwników odpowiedzialnością za niepowodzenia ekipy rządowej.

Wiążą się z tym konkretne przekazy polityczne, zwłaszcza w kontekście traktowania świata zewnętrznego jako zjednoczenia sił nieprzychylnych Polsce. Sprawa Trybunału Konstytucyjnego pokazała, że nie tylko państwa unijne – które przy pewnej dozie złej woli można oskarżyć o to, że mają odmienne interesy niż Polska – „rzucają kłody pod nogi rządowi”, ale krytyka płynie też zza oceanu. A tu już trudno przekonywać, że Amerykanie dybią na naszą suwerenność albo chcą zrobić z Polski swą kolonię. W sytuacji napięć w relacji z Brukselą to Waszyngton miał być gwarantem naszego bezpieczeństwa wobec Rosji. Gdy jednak Jarosław Kaczyński zapowiada, że Polska nie ugnie się pod żądaniami z zewnątrz, dotyczy to siłą rzeczy również Amerykanów.

Odwracalne, nieodwracalne

Nawet w PiS coraz więcej polityków dochodzi do przekonania, że w pewnym momencie trzeba się będzie wycofać i poszukać kompromisu. Cytowany przeze mnie wyżej rozmówca uważa, że prężenie muskułów dowodzi, że rząd w sprawie Trybunału Konstytucyjnego znalazł się w ślepym zaułku. Dziś Jarosław Kaczyński deklarując, że nie zrobi kroku wstecz, jedynie określa cenę tego wycofania. Kiedy ono nastąpi? – Dopiero wtedy, gdy okaże się, że nie stać nas na koszty związane z dalszym konfliktem – odpowiada mój rozmówca.

To może oznaczać, że zaostrzanie języka i konfrontacja z zagranicą jeszcze potrwa. Tyle że gdy Polska zacznie ponosić koszty, dynamika wydarzeń może być już tak niekorzystna dla kraju, że nawet dwa lub trzy kroki w tył nie poprawią jego sytuacji.  ©

MICHAŁ SZUŁDRZYŃSKI jest dziennikarzem „Rzeczpospolitej”.


CZYTAJ TAKŻE:

  • Ks. Adam Boniecki: W czasach PRL-u, w sporach władz PRL z Solidarnością, Kościół był wzywany do pełnienia roli mediatora, co nie budziło poważniejszych wątpliwości. 
     
  • ​Tadeusz Sławek: Zadaniem obywatelskiej polityki jest stworzenie przestrzeni, w której władza mogłaby się opamiętać. Jeżeli nie zechce, trzeba ją do tego zmusić.
     
  • Prof. Marcin Matczak, prawnik: Obecna większość mówi, że Trybunał Konstytucyjny nie może sprzeciwiać się woli narodu. Ale kiedy ta większość robi coś niekonstytucyjnego, to też sprzeciwia się woli narodu – suwerena, który uchwalił konstytucję. Czy tamten naród był mniej ważnym suwerenem?!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2016