Nie będziemy chodzić głodni

Wyższe ceny energii, wzrost inflacji i długu publicznego oraz podwyżki podatków. Taki będzie koszt, jaki zapłacimy za agresję Rosji. Niezbyt wygórowany na tle tego, co tracą wszyscy Ukraińcy.

07.03.2022

Czyta się kilka minut

W dniu inwazji Rosji na Ukrainę kierowcy ruszyli po paliwo. Bydgoszcz, 24 lutego 2022 r. / ROMAN BOSIACKI / AGENCJA WYBORCZA.PL
W dniu inwazji Rosji na Ukrainę kierowcy ruszyli po paliwo. Bydgoszcz, 24 lutego 2022 r. / ROMAN BOSIACKI / AGENCJA WYBORCZA.PL

Po niemal dwóch tygodniach od rozpoczęcia brutalnej rosyjskiej inwazji w naszym społeczeństwie wciąż widać entuzjastyczne objawy solidarności z Ukraińcami i hojną pomoc niesioną uchodźcom. Z czasem będzie o to coraz trudniej, gdyż zaczniemy odczuwać negatywne skutki gospodarcze wojny, tym bardziej jeśli destrukcyjne działania Kremla będą trwać przez kolejne tygodnie. Ale nawet gdyby konflikt zakończył się szybko, powrót do gospodarki sprzed ataku na Kijów będzie niemożliwy, choćby z uwagi na załamanie relacji politycznych i gospodarczych z Rosją. Koszty te musimy jednak ponieść, by zatrzymać próbę zupełnego wywrócenia europejskiego porządku.

Bez wątpienia przez najbliższe miesiące będziemy bombardowani rosyjską propagandą, wyolbrzymiającą płaconą przez nas cenę i namawiającą do szybkiego powrotu do zasady business as usual. Żeby być na nią odpornym, musimy umieć przewidzieć, co nas czeka.

Pożar w spichlerzu

Wojna toczy się niemalże u naszych drzwi, więc poziom bezpieczeństwa i stabilności spadł w całym regionie. Pierwszym skutkiem tej dramatycznej zmiany jest znaczne osłabienie naszej waluty wobec dolara i euro. Na szczęście Narodowy Bank Polski ma rezerwy, którymi może interweniować na rynku, np. skupując złotego za waluty zagraniczne. W zeszłym roku rezerwy NBP wyniosły łącznie 163 mld dolarów, co jak na gospodarkę naszej wielkości jest bardzo pokaźną kwotą – przygotowująca się do bardzo kosztownej wojny ogromna Rosja zgromadziła rezerwy tylko czterokrotnie większe.

Do pierwszej interwencji w obronie złotego doszło już na początku marca i zapewne takie akcje bank centralny będzie podejmował również w przyszłości. Złoty nie upadnie, nie zabraknie też ­pieniędzy w bankomatach, choć można sobie wyobrazić, że zmasowane akcje dezinformacyjne Moskwy wywołają wśród Polaków krótkotrwałe, paniczne reakcje.


GOSPODARKA TRZESZCZY. Wojna, waluty, inflacja: co nas czeka? CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM >>>


Trwalsze zagrożenie będzie wynikało z szybszych podwyżek stóp procentowych, niż miało to miejsce w ostatnich miesiącach. Raty kredytów hipotecznych znów odczuwalnie wzrosną i część zadłużonych rodzin może znaleźć się na granicy wypłacalności.

Polska gospodarka zderzy się ze ścianą problemów także dlatego, że Rosja jest jednym z największych eksporterów surowców na świecie, w tym ropy i gazu. Rozpoczęcie przez nią wojny doprowadzi więc do wzrostu cen paliw. Właściwie już doprowadziło – ceny benzyny na stacjach przebiły granicę 6 złotych.

– Inwazja na Ukrainę podwyższy inflację w Polsce i Europie. Szacujemy, że przekroczy ona 10 proc. już w kwietniu lub maju, pomimo rządowych tarcz. Będzie to przede wszystkim efekt wyższych cen paliw, gazu oraz żywności – twierdzi Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Tak naprawdę trudno jednak przewidzieć poziom wzrostu cen w warunkach działań wojennych.

– Sytuacja jest kompletnie nieprzewidywalna. Pewne jest jednak, że ceny energii ­wzrosną oraz że istnieje realne ryzyko jej braków – zauważa dr Wojciech Paczos, ekonomista z Uniwersytetu w Cardiff.

Nasze problemy nie będą związane tylko z Rosją. Ukraina z kolei bywa nazywana spichlerzem świata. Wojna bez wątpienia spowoduje załamanie upraw zbóż, jak i całej produkcji rolnej, bowiem w marcu powinny zaczynać się już siewy.

– W 2020 r. Ukraina była drugim największym eksporterem zbóż na świecie, a Rosja trzecim. Co prawda oba kraje eksportują głównie do krajów Azji, ale niedobory spowodują wzrost cen na całym świecie – ostrzega Arak. Nie ma jednak ryzyka dla bezpieczeństwa żywnościowego w Europie, gdyż Ukraina odpowiada za jedynie 4 proc. importu artykułów spożywczych w UE. Pod tym względem ważniejszymi dostawcami do Unii są Brazylia, USA oraz Norwegia.

Poza tym akurat o rolnictwo martwić się nie musimy, gdyż sektor ten jest nad Wisłą bardzo rozwinięty.

– Polska będzie dotknięta słabiej od większości krajów Unii, ponieważ nasza produkcja jest większa od krajowego zapotrzebowania – przekonuje dyrektor PIE. Mogą pojawić się niedobory bardzo wąskiej grupy towarów, głównie olejów – sojowego, rzepakowego i słonecznikowego – które w dużej części importowaliśmy z Ukrainy. Ceny żywności zapewne więc wzrosną, ale nie ma ryzyka, że zabraknie jej na półkach.

Kobiety, dzieci, starcy

Z powodu wojny w Ukrainie musimy się też zmierzyć z kryzysem uchodźczym. Dziś nie wiemy, czy do Polski trafi milion osób, czy więcej.

Na pewno jednak stanie się to wyzwaniem dla polskiego rynku pracy. Według GUS pod koniec ubiegłego roku w Polsce było ponad 150 tys. wakatów, ale większość wymagała konkretnych kwalifikacji, których uchodźcy mogą nie mieć. Popularny wśród Ukraińców handel potencjalnie mógłby dać pracę kilkunastu tysiącom osób. Trzeba jednak pamiętać, że obecna migracja do Polski ma specyficzny charakter.

– Połowa osób przekraczających naszą granicę jest nieletnia i wymaga opieki. Wśród uchodźców pojawiają się również osoby starsze i cudzoziemcy, których wojna zastała na terenie sąsiada. Ci ostatni zapewne uznają nasz kraj za tranzytowy. Natomiast ze względu na trwającą mobilizację w Ukrainie mężczyźni w wieku poborowym są zobowiązani do dołączania do armii i nie mogą opuszczać kraju, przynajmniej na razie – wskazuje Arak.

Trudno obecnie powiedzieć, ilu uchodźców będzie chciało ułożyć sobie życie w Polsce na stałe, ale z racji bliskości Ukrainy i podobieństw kulturowych, będzie to znaczna liczba. Rząd pracuje nad specustawą, która miałaby umożliwić wszystkim uchodźcom podjęcie legalnej pracy. Większość z nich jednak nie będzie szukać zatrudnienia, gdyż to głównie dzieci, samotne matki oraz osoby starsze. Za wcześnie więc oceniać wpływ obecnej migracji na rynek pracy. Sytuacja musi się najpierw ustabilizować.


Marek Rabij: Narodowy Bank Polski podniósł stopy procentowe o 0,75 punktu. To sporo, choć rynek kapitałowy spodziewał się nawet podwyżki rzędu 1,25 punktu.


– Mamy do czynienia z osobami uciekającymi przed wojną i szukającymi bezpieczeństwa. Dopiero po zapewnieniu im schronienia i miejsc w szkołach dla dzieci będziemy mogli mówić o kwestiach związanych z rynkiem pracy – wyjaśnia dyrektor PIE.

To wszystko oznacza, że państwo polskie będzie musiało zmierzyć się z bardzo wysokimi wydatkami, i to już w najbliższych tygodniach. Rząd nie tylko zapowiedział objęcie wszystkich ukraińskich dzieci świadczeniem 500 plus, ale też zapewnienie uchodźcom bezpłatnej opieki medycznej w polskich placówkach. To są bardzo chwalebne decyzje, jednak kosztowne. Tymczasem polski budżet został nadwyrężony pandemią oraz tarczami antykryzysowymi. Zdaniem ekonomistów powinniśmy jednak poradzić sobie z obecnym kryzysem humanitarnym.

– Polskę stać na dodatkowe wydatki. Można je sfinansować poprzez przesunięcia w obecnym planie, poprzez podwyżkę podatków lub emisję długu. A najlepiej przez kombinację tych działań – wyjaśnia Wojciech Paczos.

Piotr Arak wskazuje natomiast, że chociaż w czasie pandemii nasz dług publiczny wzrósł do 56,5 proc. PKB, to wg szacunków MFW w najbliższych dwóch latach ma spaść do 52 proc. Tak więc nowe wydatki budżetowe po prostu zahamowałyby proces zmniejszania zadłużenia w relacji do PKB.

W związku z wojną Komisja Europejska zapowiedziała, że w przyszłym roku nadal nie będą obowiązywać unijne reguły fiskalne zawieszone w czasie pandemii, co umożliwi nam utrzymywanie podwyższonego deficytu budżetowego. Być może otrzymamy też z Unii jakieś nadzwyczajne wsparcie.

Równocześnie jednak Jarosław Kaczyński zapowiedział zwiększenie wydatków na zbrojenia do 3 proc. PKB, a więc o połowę, i to już w przyszłym roku. Musimy więc przygotować się na podwyżkę podatków. Zapewne zacznie się to od przywrócenia poprzednich stawek VAT, obniżonych tarczą antyinflacyjną.

Damy sobie radę bez Rosji

O ile nie dojdzie do jakiegoś tragicznego scenariusza, nie powinno być większego zagrożenia recesją spowodowaną odcięciem UE od rosyjskiego rynku zbytu. Sankcje unijne jak na razie zabraniają sprzedaży wybranych technologii – np. części do samolotów. Jednak nawet zupełne embargo na eksport do Rosji nie byłoby dla polskiej gospodarki specjalnie odczuwalne. Według danych PIE, rosyjski popyt na dobra i usługi generuje zaledwie 0,7 proc. unijnego PKB i 1 proc. polskiego.

– Unijna gospodarka nie jest zatem uzależniona od Rosji popytowo, ale podażowo. Najważniejsze wyzwanie dla unijnej i polskiej gospodarki stworzyłoby embargo na import surowców energetycznych z Rosji – zauważa Arak.

Inaczej mówiąc, sankcje gospodarcze nałożone na Rosję nie powinny wpłynąć na wzrost bezrobocia w Polsce i UE, gdyż nasze przedsiębiorstwa bez większych problemów powinny znaleźć rynki zbytów w innych rejonach świata. Bez wątpienia jednak wpłyną na wzrost cen energii, szczególnie gazu. Polska będzie niezależna od rosyjskich dostaw najwcześniej w przyszłym roku, gdy gazociąg Baltic Pipe osiągnie pełną przepustowość.

Do tego czasu minie jednak jeszcze przynajmniej jedna zima, podczas której użytkownicy gazu będą musieli zapłacić znacznie wyższe rachunki. To jednak cena konieczna, by zatrzymać imperialne plany Moskwy i ocalić Europę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 11/2022