Powyborcze paradoksy

Mimo optymistycznej konkluzji, że po 13 października polityka wróciła do polskiego parlamentu, wiele spraw trudnych i ważnych może zostać odłożonych 
na czas po wyborach prezydenckich.

18.11.2019

Czyta się kilka minut

Pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji, Warszawa, 12 listopada 2019 r. / Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter /
Pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji, Warszawa, 12 listopada 2019 r. / Fot. Andrzej Iwańczuk / Reporter /

Powrót polityki na Wiejską: taki komentarz, wypowiadany z nadzieją, często słyszeliśmy w ostatnim miesiącu. PiS rządzi, ale nic już nie miało być takie proste. Skład rządu, odmienny od poprzedniego tylko w niuansach, mógł łatwo uśpić czujność obserwatora, podobnie jak skłonność premiera Morawieckiego do technokratycznych wyliczanek w patriotyczno-patetycznym sosie. „Skarbiec jest w dobrym stanie” – zapewniał, podając swój poprzedni rząd do dymisji. Kilka godzin później okazało się, że problem z niedopinającym się budżetem zapewni nam pierwszą polityczną rozrywkę tej kadencji.

Nagle wrzucona – jako projekt rzekomo „poselski”, zgodnie z tradycją ekspresu ustawodawczego – propozycja zniesienia limitu (tzw. trzydziestokrotności), powyżej którego zatrudniony na umowę o pracę przestaje płacić składki emerytalne, tworzy sytuację krzyżujących się, nieoczywistych wyborów. Demokratyczna polityka to system naczyń połączonych, a zatem odetkanie naczynia po lewej stronie wpływa na fluktuacje w prawej części całego systemu. 

Nie upłynął nawet tydzień kadencji nowego Sejmu, gdy okazało się, że pojawienie się reprezentacji lewicy to katalizator rys na pozornym monolicie Zjednoczonej Prawicy. Jarosław Gowin może nie jest aż takim gospodarczym liberałem, za jakiego chce uchodzić, ale rozumie, że musi wyraźniej określać swą tożsamość – co będzie mu potrzebne wkrótce, gdy zacznie się wojna o sukcesję po Jarosławie Kaczyńskim i być może także duża rekonfiguracja całej polskiej prawicy.


Czytaj także: Klaus Bachmann: Hamulce władzy


Z drugiej strony, prezesowi Kaczyńskiemu obecność posłów SLD daje nagle nowe narzędzie rozgrywania „liberałów” od Gowina. Tyle że sama lewica staje przed istotnym dylematem, do jakiego stopnia może wejść w tę grę – choćby tylko warunkowo deklarując wsparcie dla inicjatywy raczej zgodnej z socjaldemokratyczną logiką spłaszczania nierówności dochodowych. Decyzja w tej sprawie będzie deklaracją, ile jest lewicy w tej konkretnej Lewicy. Ale też, jakiego rodzaju anty-PiS-em chce ona być – tak by zarazem bić we władzę i zachować odrębność wobec Platformy. Ta  z kolei zagrała z odruchową arogancją: Małgorzata Kidawa-Błońska w sposób mało godny przyszłej kandydatki na urząd prezydencki orzekła, że jeśli posłowie frakcji Lewicy poprą ustawę PiS, „to znaczy, że są nic niewarci”. Tylko czekać, aż z kolei Lewica złoży projekt np. związków partnerskich, przy którym okaże się, że to Platforma jest tak samo „nic niewarta”, bo zagłosuje jak PiS.

Robi się ciekawie. Szkoda, że w ferworze tych kombinacji nikt nie ma interesu, by postawić sprawę, iż nie chodzi tu tylko o parę miliardów na gwałt potrzebnych do budżetu na rok 2020, lecz o strategiczną decyzję co do charakteru naszych zobowiązań wobec państwa. Wbrew pozorom, Polska jest wciąż krajem faktycznej regresji podatkowej: wyżej zarabiający płacą proporcjonalnie mniej na wspólne potrzeby. Nie jest to zgodne z poglądami większości obywateli i jakaś zmiana w tej materii jest od dawna konieczna. Trudno jednak oczekiwać, by obecna przepychanka zastąpiła nam debatę. 

Wiele istotnych decyzji zostaje odłożonych na czas po wyborach prezydenckich, bo obecna władza musi stępić swój radykalizm, by nie zaszkodzić reelekcji Andrzeja Dudy. Opozycja też wydaje się skupiona na tym, żeby wewnętrzne rozliczenia sprzęgnąć z procesem wyboru skądinąd oczywistej i jedynej sensownej kandydatki. 

Tymczasem prezydent Francji ogłasza „śmierć mózgową” NATO i podważa sens istnienia głównego zachodniego sojuszu w jego obecnej postaci. Prezydentura Donalda Trumpa nie wydaje się aż tak oczywistą i pewną alternatywą, gdy idzie o szukanie gwarancji bezpieczeństwa. Swój kryzys tożsamości przejawia też Unia, przechodząca trudny sprawdzian zarządzania w sytuacji większego rozproszenia władzy.

Tuż za drzwiami jest więc wiele trudnych tematów związanych z niełatwymi decyzjami. One nie będą czekać, aż się wszyscy nacieszymy, że polityka wróciła na Wiejską.

Więcej o ostatnim tygodniu w polskiej polityce w tekście Andrzeja Stankiewicza, który ukaże się w najbliższym numerze "TP"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zawodu dziennikarskiego uczył się we wczesnych latach 90. u Andrzeja Woyciechowskiego w Radiu Zet, po czym po kilkuletniej przerwie na pracę w Fundacji Batorego powrócił do zawodu – najpierw jako redaktor pierwszego internetowego tygodnika książkowego „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 47/2019