Śmierć niedowiarka

Łagodniejszy przebieg epidemii w Afryce tłumaczy się młodym wiekiem jej mieszkańców – statystyczny Afrykanin jest osiemnastolatkiem. Jednak nigdzie nie zbiera ona tak śmiertelnego żniwa wśród polityków.
w cyklu STRONA ŚWIATA

19.03.2021

Czyta się kilka minut

Nowa prezydent Tanzanii Samia Suluhu Hassan, 19 marca 2021 r. Fot. State House of Tanzania/Xinhua News/East News /
Nowa prezydent Tanzanii Samia Suluhu Hassan, 19 marca 2021 r. Fot. State House of Tanzania/Xinhua News/East News /

Z najgłębszym żalem muszę powiadomić was wszystkich, że dziś, nad ranem, straciliśmy naszego dzielnego przywódcę, prezydenta Johna Pombe Magufuliego” – zakomunikowała w telewizyjnym orędziu pani wiceprezydent Samia Suluhu Hassan. Ogłaszając śmierć prezydenta, oznajmiła, że przyczyną była choroba serca.

Prezydent kontra wirus

W Tanzanii i całej wschodniej Afryce od tygodni huczy jednak, że Magufuli może i niedomagał na serce, ale do grobu wpędził go COVID-19, którego istnieniu długo zaprzeczał. Tanzańska opozycja twierdzi, że Magufuli, którego po raz ostatni widziano publicznie w ostatni weekend lutego, zaraził się wirusem i wyjechał na leczenie do kenijskiego Nairobi. Wrócił do kraju, ale szybko mu się pogorszyło i umarł w szpitalu w Dar es Salaam. Na początku roku z powodu zakażenia wirusem umarł szef jego kancelarii John Kijazi, prezydent zaraził się najpewniej od swojego podwładnego.

Ze wszystkich prezydentów świata żaden nie odnosił się do spraw pandemii z takim sceptycyzmem jak zmarły w wieku 61 lat Magufuli. Rok temu, gdy w 60-milionowej Tanzanii zanotowano pierwsze przypadki zakażeń wirusem, rządzący od 2015 r. prezydent, podobnie jak przywódcy innych państw, wprowadził w kraju reżim epidemiologiczny. Nawet wtedy jednak nie krył się z wątpliwościami i podobnie jak bliscy jego politycznemu sercu Donald Trump z Ameryki czy Jair Bolsonaro z Brazylii bagatelizował zagrożenie i zapowiadał, że nie zamknie gospodarki i nie poświęci życia milionów nawet po to, żeby ratować tysiące. Nie namawiał rodaków, by zamykali się w domach. Przeciwnie, jako zagorzały katolik wzywał ich, by co prędzej i możliwie wszyscy udali się do meczetów i kościołów, i modlili do Opatrzności o ratunek. „Ten wirus to dzieło Szatana. Nie zagnieździ się w ciele Chrystusa” – przekonywał.


Czytaj także: Kolejkę linową na Kilimandżaro oraz tamy i elektrownie w parkach narodowych zamierzają budować władze Tanzanii. Obrońcy przyrody załamują ręce.


 

Szybko odwołał wprowadzone wcześniej obostrzenia. Kazał otworzyć targowiska, urzędy, szkoły, restauracje i przedsiębiorstwa, a także granice i wpuścić do kraju zagranicznych letników – bez sprawdzania, czy nie przyjeżdżają zarażeni wirusem.

Z końcem kwietnia w Tanzanii w ogóle zaprzestano przeprowadzania testów na obecność wirusa i publikowania danych dotyczących liczby chorych (licznik zatrzymał się na 509 zarażonych i 21 zmarłych). Sceptyczny wobec testów, maseczek ochronnych, kwarantanny i szczepionek prezydent zalecał używanie zamiast nich lokalnych ziół i mikstur, sporządzanych z owoców, warzyw i przypraw korzennych, a także homeopatię i inhalacje. Nade wszystko zaś namawiał do modlitwy. W czerwcu zarządził w całym kraju trzydniowe modły, po czym obwieścił, że z Bożą pomocą Tanzania uwolniła się od wirusa.

Wirus kontra prezydenci

W styczniu zagraniczni dyplomaci zaniepokojeni tłumami rodaków na zanzibarskich plażach i na wycieczkach do parków narodowych pod Kilimandżaro zaczęli alarmować o szpitalach przepełnionych chorymi na COVID-19 i o odprawianych nocami, po kryjomu, pochówkach. Na początku roku, gdy z powodu wirusa umarł szef jego kancelarii, a wkrótce potem także wiceprezydent Zanzibaru (Tanzania powstała z połączenia tej wyspy z leżącą na lądzie niegdysiejszą Tanganiką), Magufuli przyznał, że koronawirus istnieje i zagraża. Po staremu jednak przekonywał, że ratunkiem nie są żadne szczepionki („szczepionki są do niczego” – zapewniał jeszcze pod koniec stycznia), lecz modlitwa. „Czymś żeśmy Pana Boga zagniewali” – powiedział w ostatnim, jak się okazało, kazaniu, jakie lubił wygłaszać po kościołach podczas nabożeństw. „Uderzmy się więc w piersi i żałujmy za grzechy. W zeszłym roku pokonaliśmy zarazę modlitwą. Jestem pewny, że i w tym roku to nam się uda” – przekonywał.

Magufuli zapisał się w historii jako pierwszy prezydent zmarły z powodu COVID-19. Formalnie rzecz biorąc, pierwszym był jego kolega po fachu Pierre Nkurunziza z sąsiedniego Burundi, który umarł w czerwcu zeszłego roku, przeżywszy ledwie 55 lat. Nkurunziza, który podobnie jak Magufuli twierdził, że wirus nie jest żadnym zagrożeniem, pozostawał jednak na urzędzie tylko oficjalnie, żeby doczekać zaprzysiężenia swojego, już wybranego następcy. Panował, ale już nie rządził. Magufuli zaś i panował, i rządził. Jesienią zwyciężył w wyborach, uznanych za kpinę z demokracji, zapewniając sobie reelekcję na drugą i ostatnią, dozwoloną konstytucją kadencję.

Ze wszystkich kontynentów świata Afryka, najuboższa i najbardziej zacofana, najłagodniej zdaje się przechodzić wirusową epidemię. Poza najbogatszą i najbardziej rozwiniętą Południową Afryką (półtora miliona zarażonych, ponad 50 tys. zmarłych) i krajami arabskiego Maghrebu (Maroko – pół miliona zarażonych, 9 tys. zmarłych, Tunezja – 250 tys. zarażonych, 8,5 tys. zmarłych, Egipt – ok. 200 tys. zarażonych, 11,5 tys. zmarłych, Libia – 150 tys. zarażonych, 2,5 tys. zmarłych, Algieria – 115 tys. zarażonych, 3 tys. zmarłych), w pozostałych krajach statystyki ofiar epidemii w niczym nie dają się porównać ze statystykami z Europy i innych części świata.


Strona świata - specjalny serwis "TP" z reportażami i analizami Wojciecha Jagielskiego


 

Łagodniejszy przebieg epidemii w Afryce tłumaczy się często młodym wiekiem jej mieszkańców – statystyczny Afrykanin jest osiemnastolatkiem. Jednocześnie jednak nigdzie epidemia nie zbiera śmiertelnego żniwa wśród polityków, jak właśnie w Afryce. To z kolei wyjaśnia się najczęściej podeszłym wiekiem i skrzętnie skrywanym, kiepskim stanem zdrowia afrykańskich przywódców, a także niespodziewanymi trudnościami, jakie z powodu epidemiologicznych rygorów i unieruchomienia światowej infrastruktury spotykają ich, gdy chcą odwiedzać lekarzy w Europie, Ameryce czy Azji, u których zwykli się leczyć.

Poza Magufulim, prezydentem Tanzanii, i Nkurunzizą, prezydentem Burundi, z powodu wirusa umarł pod koniec zeszłego roku premier Ambrose Dlamini z kieszonkowego królestwa Swazi. W Zimbabwe wirus uśmiercił tuzin ministrów, w tym wielu najbardziej wpływowych, jak szefowie resortów rolnictwa, administracji, transportu czy dyplomacji. W położonej za graniczną rzeką Limpopo Południowej Afryce z powodu wirusa zmarła córka Nelsona Mandeli, Zindzi, Jackson Mthembu, szef kancelarii prezydenta i prawa ręka urzędującego szefa państwa Cyrila Ramaphosy, a także królowie Zulusów (Goodwill Zwelithini) i Pedich (Victor Thulare III). Zmarli także byli prezydenci i premierzy Konga-Brazzaville (Joachim Yhombi-Opango), Ghany (Jerry J. Rawlings), Sudanu (Sadik al-Mahdi), Burundi (Pierre Buyoya), Somalii (Ali Mahdi Mohamed).

Czas kobiety

Zgodnie z tanzańską konstytucją, po śmierci Magufuliego jego rozpoczętą dopiero co kadencję dokończy wiceprezydent Samia Suluhu Hassan, rocznik sześćdziesiąty, rówieśniczka zmarłego prezydenta. Sprawuje ten urząd od 2015 r., gdy Magufuli zwyciężył w wyborach i został prezydentem kraju. Jesienią zeszłego roku znów wybrał ją sobie na zastępczynię. Jeśli Samia odmówiłaby przyjęcia posady szefowej państwa lub do rezygnacji zmusiłaby ją rządząca od zawsze Partia Rewolucji – Chama Cha Mapinduzi, następnym w kolejce do objęcia obowiązków szefa państw jest przewodniczący Zgromadzenia Narodowego Job Ndugai.

Jeśli jednak Samia nie odmówi przyjęcia na siebie ciężaru władzy, zostanie zaprzysiężona jako pierwsza kobieta na stanowisku szefowej państwa w Tanzanii i pierwsza wyniesiona do tej godności w całej Afryce wschodniej. Będzie też jedyną w całej Afryce kobietą sprawującą władzę. Kobietą na prezydenckim urzędzie może pochwalić się jeszcze tylko Etiopia, ale Sahle-Work Zewde jedynie panuje, a nie rządzi.

W porównaniu z Magufulim, cieszącym się opinią hałaśliwego populisty i noszącym przezwisko „Buldożer”, Samia uważana jest za osobę spokojną, wycofaną, wolącą cień niż blask świateł wielkiej sceny. Jest zwolenniczką umiaru i ugody, które jej poprzednik miał w najgłębszej pogardzie.

Zgodnie z konstytucją będzie mogła dokończyć kadencję Magufuliego, a potem ubiegać się, ale tylko raz, o reelekcję. Będzie też sobie musiała wybrać zastępcę. Ponieważ pochodzi z Zanzibaru (przed nią jeszcze tylko jeden mieszkaniec wyspy Ali Hassan Mwinyi był prezydentem Tanzanii i zastąpił na tym stanowisku założyciela tanzańskiego państwa, Juliusa Nyerere), zgodnie z prawem i zwyczajem jej wiceprezydent powinien wywodzić się z lądowej części Tanzanii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej