Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dobiegający osiemdziesiątki Hage Geingob panuje piąty rok. Jesienią wygrał reelekcję i kolejną pięciolatkę na prezydenckim fotelu. Jego partia, Organizacja Ludu Afryki Południowo-Zachodniej (SWAPO), dawna partyzantka i ruch wyzwoleńczy, który po 30-letniej wojnie w buszu wywalczył w 1990 roku niepodległość, nie ma w kraju żadnych konkurentów. Być może nadmierna pewność i poczucie bezpieczeństwa sprawiły, że Geingob nie zawahał się przed wprowadzeniem surowych rygorów, by powstrzymać epidemię COVID-19, i jednocześnie sam, po wielokroć własne zakazy łamał.
W zeszłym tygodniu przyznał, że naruszył przepisy wydając w kwietniu przyjęcie z okazji 60. rocznicy powstania SWAPO. „Mieliśmy bardzo ważną okoliczność, ale fakt, znaleźliśmy się nie po tej stronie prawa, co trzeba” – powiedział Geingob na konferencji prasowej. Kierowany przez niego rząd w marcu wprowadził epidemiologiczny zakaz zgromadzeń. „Przewiniliśmy i ponieśliśmy karę”.
CZYTAJ WIĘCEJ
STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty są dostępne bezpłatnie. CZYTAJ TUTAJ →
Prezydent potwierdził, że na wydanym przez niego urodzinowym przyjęciu obecni byli wiceprezydent Nangolo Mbumba, premier Saara Kuugongelwa-Amadhila i sekretarz generalna SWAPO Sophia Shaningwa. „Nie było nas nawet dziesięcioro” – tłumaczył prezydent i zapewnił, że każdy z gości zapłacił po dwa tysiące dolarów namibijskich grzywny (to około 500 złotych).
Koronacja bez wyjątku
Przyjęcie dla wielu gości było jednak tylko ostatnim z przypadków, gdy prezydent łamał przepisy, które sam wprowadzał. W marcu, gdy na południu Afryki trwała już epidemia, a w wielu krajach, z Namibią włącznie, wprowadzano nadzwyczajne środki bezpieczeństwa, Geingob postanowił urządzić w Windhoeku huczną koronację, inaugurującą drugą pięciolatkę jego rządów. Zaprosił na uroczystość nie tylko poddanych, ale i przywódców zagranicznych państw. Większość wykręciła się od zagranicznej podróży, których odradzali bądź zabraniali swoim rodakom. Sąsiadom niezręcznie było jednak odmówić i do Namibii zjechali prezydenci z Angoli, Botswany i Zimbabwe, mimo że swoim poddanym tłumaczyli, iż w czas epidemii należy się wstrzymać z wszelkimi podróżami. Po powrocie z Windhoeku prezydent Botswany Mokgweetsi Masisi musiał poddać się dwutygodniowej kwarantannie.
Władca bez maski
Geingobowi rodacy wytykają też, że pojawia się publicznie bez obowiązkowej maski ochronnej, którą nakazał nosić Namibijczykom. Prezydent za każdym razem tłumaczy się, że nakaz ten obowiązuje jedynie w pracy, w podróży transportem zbiorowym i na zakupach w sklepach.
Kiedy epidemia wirusa dotarła w marcu do Namibii, Geingob zyskał sobie powszechne uznanie za szybką i zdecydowaną reakcję. Rząd z Windhoeku natychmiast zamknął granice kraju i przestrzeń powietrzną, nakazał obywatelską izolację, wprowadził prohibicję. Wielkie przestrzenie i niewielka liczba ludności (w Namibii, na obszarze porównywalnym z terytorium połączonych Francji i Wielkiej Brytanii, żyje zaledwie 2,5 miliona ludzi), a także zdecydowanie władz i dyscyplina Namibijczyków sprawiły, że po 100 dniach epidemii mogą pochwalić się tylko 24 przypadkami zarażeń i zachorowań. Ostatnie trzy zdarzyły się w tym tygodniu w Walvis Bay nad Zatoką Wielorybią, głównym porcie kraju. Nikt nie umarł z powodu wirusa, a władze, od początku maja, stopniowo i ostrożnie znoszą kolejne restrykcje.
Epidemia po sąsiedzku
Na zniesienie kolejnych rygorów zdecydowała się także sąsiadka Namibii – Południowa Afryka, która po I wojnie zarządzała tą byłą kolonią niemiecką najpierw w imieniu Ligi Narodów, a po II wojnie światowej dokonała aneksji powierzonego jej pod opiekę terytorium.
Od poniedziałku w Południowej Afryce nie obowiązuje już wprowadzona przed dwoma miesiącami prohibicja i alkohol można kupować legalnie w sklepach od poniedziałku do czwartku włącznie, w godzinach między dziewiątą rano a piątą po południu. Obniżone do Poziomu Trzeciego nadzwyczajne środki bezpieczeństwa miały oznaczać także otwarcie szkół, ale w ostatniej chwili postanowiono poczekać z tym jeszcze tydzień.
Południowa Afryka jest kontynentalnym epicentrum epidemii. Zanotowano w niej ponad 32 tysiące przypadków zarażeń i zachorowań, liczba ofiar śmiertelnych zbliża się do 700. Władze nawet nie udają, że najgorsze już minęło. Według rozmaitych szacunków liczba ofiar wirusa w Południowej Afryce może sięgnąć nawet 40 tysięcy. Zdecydowały się jednak łagodzić rygory dla ratowania zagrożonej recesją gospodarki – przewiduje się, że w tym roku, najsprawniejsza gospodarka Afryki zanotuje spadek rzędu 7-8 proc., a bezrobocie może przekroczyć 50 proc. Otwieraniu gospodarki i kraju sprzeciwia się opozycyjna, populistyczna partia Bojowników o Wolność Gospodarczą, która domaga się utrzymania prohibicji i trzymania w dalszym ciągu pod kluczem świątyń.
Epidemiolodzy chwalą południowoafrykańskiego prezydenta Cyrila Ramaphosę za to, że wprowadził najsurowsze w Afryce i chyba na całym świecie restrykcje epidemiologiczne, ale obawiają się, że inne kraje kontynentu, niedysponujące tak sprawną gospodarką, państwem i systemem opieki zdrowotnej jak Południowa Afryka, nie poradzą sobie tak dobrze z epidemią.
Liczby Afryki
Podsumowując sto dni trwania epidemii, badacze zauważają, że z Afryką, najbiedniejszym z kontynentów, obchodzi się ona wyjątkowo łagodnie. Na liczącym prawie półtora miliarda ludności kontynencie zanotowano zaledwie 150 tysięcy przypadków zarażeń i zachorowań, liczba zmarłych nie sięgnęła nawet 4,5 tysiąca (na całym świecie wirusem zaraziło się i zachorowało już prawie 6,5 miliona ludzi, zmarło już prawie 400 tysięcy). Poza Południową Afryką (32 tysiące przypadków) krajami najbardziej dotkniętymi przez epidemię są państwa z arabskiej północy kontynentu – Egipt (25 tys.) oraz Algieria (ok. 10 tys.) i Maroko (8 tys.). W części Afryki położonej na południe od Sahary najwięcej przypadków wirusa zanotowano w Południowej Afryce, a także Nigerii (ponad 10 tys.), Ghanie (ponad 8 tys.), Kamerunie (6 tys.) i Sudanie (5 tys.).