Powrót do lat pięćdziesiątych

Jak koronawirus zmienił życie Polek i Francuzek? „Równość” w czasie epidemii to tata w pracy, a mama na trzech etatach.

20.04.2020

Czyta się kilka minut

 / ALVARO CALVO / GETTY IMAGES
/ ALVARO CALVO / GETTY IMAGES

Koronawirus zaatakował nie tylko górne drogi oddechowe. W unieruchomionych społeczeństwach problemy zaczęły nagle puchnąć do nowych, nieznanych wcześniej rozmiarów. Także w rodzinach, pozamykanych na małych przestrzeniach mieszkań. Rosnąca przemoc domowa to tylko jeden z najbardziej jaskrawych przykładów konsekwencji pandemii, działającej jak studnia pogłosowa społecznych problemów. Pokazuje ona wszelkie istniejące już dysproporcje z dokładnością mikroskopu. Na przykład nierówności płacowe między płciami, które w momencie, gdy darmowa praca opiekuńcza staje się jeszcze bardziej niezbędna, by świat mógł dalej funkcjonować, tworzą pole nowych konfliktów. Niewidzialna praca domowa we wszystkich krajach świata wykonywana jest głównie przez kobiety. W dobie pandemii jeśli coś się zmienia, to raczej na ich niekorzyść.

W związkach dokonują się rachunki zysków i strat – ten, kto zarabiał mniej, łatwiej zostanie poświęcony na ołtarzu nowych obowiązków, które pojawiły się w domach w czasie przymusowego zamknięcia. Mniej zaś zwykle zarabiają kobiety. W 2019 r. Europejski Instytut ds. Równości Kobiet i Mężczyzn (EIGE) opublikował najnowsze wyniki Gender Equality Index. W zestawieniu Polska zajęła 24. miejsce (na 28 krajów UE), a Francja trzecie, po Szwecji i Danii. W stosunku do roku poprzedniego spadliśmy o sześć punktów, podczas gdy Francuzi zrobili od 2005 r. największy postęp w kwestii równouprawnienia. Jak przekłada się to na życie kobiet w czasie kwarantanny?

Jakbym była na urlopie

– W domu „siedzę” od 11 marca – mówi P., pracownica dydaktyczna dolnośląskiej uczelni, mama 6-latka. – Mąż w czasie pandemii nie pracuje zdalnie, wciąż chodzi do pracy. Oczywiście zarabia o wiele więcej ode mnie. Pierwsze dni po zamknięciu przedszkola było dobrze. Wyspałam się i spędzałam quality time z dzieckiem. Potem zaczęły się chaotyczne maile z uczelni. W końcu okazało się, że mam nauczać zdalnie i ma się to odbywać w czasie zajęć zgodnie z planem.

Wtedy właśnie pojawił się problem z podziałem obowiązków w domu. – Moja rola, a raczej zadania jej przypisane, urosły do olbrzymich rozmiarów – mówi P.

Prowadzone przez nią zajęcia online ze studentami odbywają się w godzinach 11-17 od wtorku do piątku. P. wstaje więc grubo przed obudzeniem się dziecka, by zdążyć ze wszystkim. – Do momentu, kiedy zacznę zajęcia, muszę mieć gotową zupę i przynajmniej plan na drugie danie – opowiada. – Już w trakcie zajęć odpowiadam na jego pytania, w przerwie wstawiam pranie albo je wieszam, podaję zupę, sprawdzam, czy nie robi rzeczy zagrażających jego życiu. Jak skończę ze studentami, mam czas dla dziecka i domu. I szykuję enty posiłek wieczorem. Do tego jeszcze poczucie winy, że dziecko spędza za dużo czasu na Netfliksie. Gdzie w tym wszystkim jest mój mąż? W pracy.

Mąż P. kilka dni pracował zdalnie, ale ta wyglądała zupełnie inaczej niż jego żony. – On po prostu pracuje. Jego mózg i ciało nie zajmują się niczym innym! Gdy wraca z firmy, zachowuje się jakbym ja była na urlopie, a on przecież wrócił z pracy i jest zmęczony. I o ile przed uziemieniem dysproporcja między naszymi domowymi obowiązkami nie była aż tak duża, teraz doprowadza mnie do frustracji. Przewaga finansowa rodzi swego rodzaju przewagę psychiczną. Łykam to jednak, bo jego pensja jest dla nas w pewnym sensie ważniejsza. Podział ról w moim małżeństwie jest taki, jak był, tylko że moja rola urosła, a męża pozostała mniej więcej taka sama. To jest okres próby. Próby dla mnie: ile jestem w stanie udźwignąć, zanim się rozsypię. I próby dla naszego związku.


CZYTAJ WIĘCEJ: AKTUALIZOWANY SERWIS SPECJALNY O KORONAWIRUSIE I COVID-19 >>>


Dlaczego się irytuję

Kasia jest psycholożką dziecięcą, pracuje w szkole i dwóch przedszkolach w Krakowie, więc w czasie kwarantanny ma mniej pracy zawodowej i obawia się o swoje zatrudnienie w przyszłości. – Pomyślałam, że skoro już jestem zamknięta w domu z córkami, to będziemy robiły te wszystkie świetne rzeczy, które zawsze chciałam z nimi robić – opowiada. – Miałam bardzo bogate plany, które rzeczywistość boleśnie zweryfikowała. Okazało się szybko, że 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu jestem sama z całym domem na głowie.

Jej mąż zarabia dużo więcej, jak w większości polskich domów. Rytm dnia jeszcze przed pandemią podporządkowany był raczej jego obowiązkom zawodowym. – Jednak dopóki ja chodziłam do pracy, nasz model rodziny był stanowczo bardziej partnerski – mówi Kasia. – Teraz widzę, że coś się zmieniło: mój mąż zrobił wyraźny krok w tył w zakresie dzielenia się obowiązkami. Nawet mniej z dziećmi rozmawia, gdy już w końcu oderwie się od swoich zajęć. Kiedy teoretycznie kończy pracę, to praktycznie i tak jej nie kończy, zawsze ma coś jeszcze do zrobienia. Czas jego pracy rozciąga się jak guma do żucia. Mam też poczucie, że kompletnie nie rozumie, dlaczego ja się irytuję, że on się tak wycofał. Myślę nawet czasem, że może przesadzam z tym swoim pragnieniem, by zaspokajać tak intensywnie potrzeby emocjonalne dzieci. Widzę teraz, że to się dzieje moim kosztem, bo przestałam mieć jego wsparcie. Ale dzieci potrzebują nas obojga, nie tylko mnie.

Dzieci nie rozumieją

Problem opieki nad dziećmi w czasie pandemii jeszcze inaczej widzi M. z Warszawy, zatrudniona w dużej firmie z branży mediowej. Pracuje zdalnie. – Mąż robi zakupy i gotuje – opowiada M. – Zarabiamy podobnie, ja mam etat i trzy miesiące wypowiedzenia, więc czuję się spokojna. Mąż ma własną działalność w branży, która obecnie zamarła. W domu się wspieramy, więc tu wszystko działa dobrze. Różnicę czuję w pracy: jestem w moim dziale jedyną matką. Dwa razy dziennie mierzone są postępy prac. One robią po 120 procent, ja 40-50, bo ze względu na dzieci pracuję tylko od ósmej do czternastej. To mi daje parę godzin względnego spokoju. Ale potem jest hardkor. Dzieci nie rozumieją, że musimy pracować. Efekt? W zeszłym tygodniu, co się raczej nie zdarzało wcześniej, wróciły mi dwa duże projekty do poprawy. No ale ja nie jestem w stanie się skoncentrować. Nie mam dokąd uciec i się odciąć. A koleżanki zachwycone, bo praca zdalna zawsze była ich celem. Mówią, że odzyskały po dwie godziny, które traciły na dojazdy.

Życzeniowo o związkach

– W Polsce o działaniu społeczeństwa, o funkcjonowaniu ekonomii, o kwestii usług społecznych nie myśli się niestety w perspektywie różnic płci – mówi socjolożka Elżbieta Korolczuk. – Badaczki feministyczne próbują od lat pokazywać, jak zmienia się perspektywa, gdy w PKB zaczynamy ujmować pracę reprodukcyjną, to całe ogarnianie życia domowego i opiekę. W czasach kryzysu zaś dodatkowo nie ma miejsca na analizy dotyczące sytuacji kobiet, bo debata publiczna toczy się już niemal wyłącznie wokół sfery medycznej. Jak będzie po kryzysie? Będziemy żyli w stanie większej niepewności ekonomicznej i większego nadzoru politycznego. W sferze domowej więc, gdzie były problemy przed kryzysem, a państwo interweniowało słabo, teraz nie będzie interweniowało w ogóle.

Zdaniem Korolczuk widoczny już kryzys będzie się nierównomiernie rozkładał na różne grupy społeczne. W klasie średniej paradoksalnie procesy retradycjonalizacji okazują się bardzo silne, zwłaszcza w rodzinach, w których nie ma równości ekonomicznej między małżonkami. – Kobiety z klasy średniej mają zresztą tendencję, by opisywać swoją sytuację życiową jako bardziej równościową, niż ona rzeczywiście jest. Trochę myśląc życzeniowo o związkach, w których funkcjonują. Teraz zaś następuje mocne reality check – podsumowuje badaczka.

Matka nie może zapomnieć

A jak jest we Francji? C., mama 7-latka, jest wykładowczynią uniwersytecką. Mieszka na przedmieściach Paryża. Po rozwodzie, jak mniej więcej połowa francuskich kobiet.

Jej były mąż opiekuje się synem dwa weekendy w miesiącu i połowę czasu wakacji. – Oświadczył, że w trakcie kwarantanny nie będzie tego robił. Obraził się za jakąś bzdurę i w ten sposób postanowił mnie „ukarać” – opowiada C. ze złością. – Zadzwoniłabym do adwokata, ale w trakcie kwarantanny sądy są przeciążone. Tymczasem ja pracuję w domu i to jest horror. Pierwsze dwa tygodnie były fajne, ale odłożyłam masę pracy na później. Miałam nadzieję nadrobić, kiedy syn będzie u taty.

Tak się nie stało, więc plan dnia C. jest napięty: wstaje nieprzytomna o szóstej, by przygotować zajęcia ze studentami, od dziewiątej do dwunastej odrabia z synem zadania domowe (umawia się na Skypie z innymi mamami – bo to zawsze są mamy – i wymyślają dla nich zabawy edukacyjne), jednocześnie przygotowuje szybki obiad. Potem chłopiec siedzi przy iPadzie, a ona sprząta i zamawia zakupy przez internet. Wykonuje typową, niewidzialną pracę kobiet. We Francji zaledwie jedna trzecia par dzieli się obowiązkami domowymi.

– Jeśli dodać, że zaledwie połowa ojców płaci alimenty, to można sobie strzelić w łeb – dodaje C. – Mam koleżankę, której mąż przez epidemię jest na bezrobociu, więc zadzwonił tylko powiedzieć, że nie będzie płacił, bo nie ma z czego. Jak wyżywić dzieci, to jej problem. Inna koleżanka z dwójką małych chłopców zachorowała na koronawirusa. Miała gorączkę i problemy z oddychaniem, a były mąż odmówił opieki nad dziećmi ze strachu przed zakażeniem.

Według C. koronawirus nie tyle odsyła kobiety do pełnienia ról z lat 50., kiedy Francuzki bez zgody męża nie mogły mieć konta w banku, ile uświadamia, że nigdy z tych lat 50. nie wyszły. Uzyskały prawo do aborcji, pigułki antykoncepcyjne i łatwość rozwodu, ale cała reszta nierówności jest wciąż obecna. – Kobiety mydlą sobie oczy, przecież normą jest to, że mama zajmuje się dzieckiem. Facet może wyjść, nie przyjść, zapomnieć. Matki tego nie robią, bo nie mogą – podsumowuje C.

Zgłoś aptekarzowi

D. jest mamą czteroletniej dziewczynki, za miesiąc ma urodzić chłopca. Pochodzi z Gwinei. Jej mąż, Malijczyk, pracuje w Londynie. Mieszka z bratem na podparyskim blokowisku, w regionie, gdzie wskaźniki zakażenia są jedne z najwyższych we Francji. D. pracuje dla stowarzyszenia wspierającego osoby bezdomne.

– Mam umowę o pracę, więc w trakcie pandemii czuję się względnie bezpieczna – mówi spokojnym głosem D. – Gorzej mają koleżanki na umowach-zleceniach. Mają prawo do zwolnienia lekarskiego i pomocy od państwa, ale to niewielkie sumy. Te, które są samozatrudnione, np. sprzątaczki, nianie czy nawet artystki, jeśli ich dochody zmalały o minimum 50 proc. w stosunku do ich uśrednionej pensji liczonej od stycznia 2019 do marca 2020 r., dostaną dodatek 800 do 1500 euro miesięcznie przez trzy do sześciu miesięcy. Najtrudniej mają kobiety, które pracują dorywczo bez umowy, ale nie znam ich dużo, nawet w naszej dzielnicy.

Według D. mało która kobieta zostanie na lodzie. Jeśli któraś nie będzie umiała poradzić sobie sama, to pomogą jej stowarzyszenia, a te dostaną zapomogi od państwa, by móc funkcjonować.

– Na blokowisku równość nie polega na tym, że mąż dzieli się z żoną obowiązkami pół na pół – śmieje się D., bo sama myśl, że to możliwe, ją rozbawiła. – „Równość” to tata w pracy, a mama na trzech etatach: na kasie w supermarkecie, jako niania dla dzieci, sprzątaczka i kucharka. Mąż mojej koleżanki będąc na trzytygodniowym urlopie rodzicielskim gapił się w telewizor, a ona marzyła, by wreszcie wrócił do pracy, bo denerwowały go dzieci i musiała ciągle wychodzić z nimi na spacer.

Niektóre rodziny mają sześcioro dzieci i gnieżdżą się z nimi na 60 metrach mieszkania socjalnego. – Od początku pandemii odbieram kilka telefonów w tygodniu od kobiet, które biją mężowie. Nie wiedzą, co zrobić, przecież nie mogą uciec. Nie ma nic gorszego, jak być w izolacji z agresywnym facetem. Sytuacja jest napięta, dzieci krzyczą w domu, więc wszystko staje się pretekstem, by uderzyć: źle wysprzątana kuchnia, niewystarczająco dobre jedzenie – tłumaczy D.

Przemoc domowa we Francji wzrosła w trakcie kwarantanny o 35 proc., a to tylko statystyki. By jej zapobiec, wprowadzono nową zasadę, dzięki której kobieta może zgłosić problem aptekarzowi, który dzwoni od razu na policję. Można też złożyć skargę przez internet, policja przyjeżdża w 15 minut. Wiele spraw sądowych zostało odwołanych, ale te dotyczące przemocy domowej są utrzymane i rozstrzygane błyskawicznie, by oprawca jak najszybciej został odseparowany. – System jest skuteczny – uważa D. – Rozmawiałam z kobietami, które skorzystały z pomocy, dostały miejsce w hotelu z dziećmi i pieniądze, by przetrwać, ale problem w tym, że niewiele kobiet decyduje się na taki krok. Tak samo jak przed pandemią, teraz tym bardziej boją się o przyszłość.

Łatwiej się dogadać, kiedy są pieniądze

F. (38) jest mamą 7-letniego chłopca i 10-letniej dziewczynki. Pracuje jako projektantka mody. Pochodzi z Niemiec. Mieszka w Paryżu z mężem architektem, we wspólnocie mieszkaniowej, którą dzieli z kilkoma innymi rodzinami. Popołudniami każdy z rodziców (robią to też ojcowie) ma godzinną „szychtę” i pilnuje całej bandy, by specjalnie nie dotykali się, grając w berka.

– Mój tata przez tego wirusa pierwszy raz odrabiał ze mną zadania. Wcześniej robiła to mama albo niania – mówi córka F. – Kwarantanna to fajny czas, bo wreszcie spędzam dużo czasu z rodzicami. Normalnie pracują codziennie do dwudziestej…

– Nie przesadzaj – oponuje jej mama. – Pracuję cztery dni w tygodniu, w środy cały dzień spędzam z dziećmi [we Francji to dzień wolny od szkoły – red.]. Kwarantanna pokazała mi jednak, że robię dużo więcej od mojego męża.

Para w miarę sprawiedliwie podzieliła się obowiązkami. Mąż nigdy nie posłużył się argumentem, że F. zarabia o połowę mniej. Ona pracuje rano, on po południu. Gotuje ten, kto zajmuje się dziećmi. Wieczorami i w weekendy nie pracują, ale i przed epidemią potrafili oddzielić czas pracy od czasu z rodziną. We Francji mało kto pisze maile o północy czy w sobotę. – Po dwóch tygodniach kwarantanny jesteśmy spokojni, bo wiemy, że nasza sytuacja finansowa raczej się nie zmieni w najbliższych miesiącach – mówi F.

Nawet gdyby została na chwilę zawieszona w obowiązkach, to może przejść na tzw. bezrobocie techniczne i państwo wypłaci jej 80 proc. wynagrodzenia. Od początku pandemii z tej możliwości skorzystało już ponad 600 tys. firm zatrudniających około 6 milionów Francuzów. – Poczucie względnego bezpieczeństwa zagwarantowanego przez państwo pewnie nie pozostaje bez wpływu na to, że potrafimy się z mężem dogadać w domu – ocenia F.

Ze względu na utrudnienia z dostępem do szpitali szybko zmieniono przepisy, by aborcja była możliwa do dziewiątego, a nie jak dotąd siódmego tygodnia. Pigułki antykoncepcyjne można zaś wykupić w aptece nawet z nieważną receptą. Przykład Francji pokazuje, że pewne prawa uzyskane przed pandemią działają skutecznie. Niemniej ogólna sytuacja kobiet pogarsza się z powodu skutków koronawirusa bardzo wyraźnie. Niewidzialna praca kobiet, jak szacowała w styczniu brytyjska organizacja pomocowa Oxfam, przynosiła zyski w wysokości 10,9 bln dolarów. Co będzie, kiedy pandemia ustąpi, strach dziś myśleć. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17-18/2020