Powiedz prawdę, respondencie!

Im bliżej wyborów, tym większa frustracja związana z różnicami w sondażach. Czy Polacy oszukują ankieterów?

19.10.2015

Czyta się kilka minut

Konferencja PiS na temat ośrodków badań opinii publicznej. Od lewej: Jacek Kurski, Michał Kamiński, Adam Bielan. Warszawa, 24 sierpnia 2006 r.  / Fot. Witold Rozbicki / REPORTER
Konferencja PiS na temat ośrodków badań opinii publicznej. Od lewej: Jacek Kurski, Michał Kamiński, Adam Bielan. Warszawa, 24 sierpnia 2006 r. / Fot. Witold Rozbicki / REPORTER

Jak można mieć zaufanie do respondentów, skoro oparta na ich opiniach większość sondaży nie potrafiła zmierzyć prawdziwego poparcia kandydatów przed wyborami prezydenckimi? Czy jesteśmy „narodem kłamców”, jak ujął to jeden z dziennikarzy „Sunday Timesa” w odniesieniu do własnego społeczeństwa po fiasku sondaży przed wyborami w Wielkiej Brytanii z 1992 r.? Ludzie kłamali na temat swoich preferencji wyborczych przed głosowaniem i nie przestali kłamać bezpośrednio po wyjściu z lokali (w badaniu exit poll) – pisał wówczas Robert Harris.

Po 23 latach brytyjskie sondaże odnotowały kolejną porażkę, i to na tyle poważną, że organizacja zrzeszająca tamtejsze ośrodki badawcze, British Polling Council, zdecydowała o przeprowadzeniu niezależnego dochodzenia w tej sprawie.

Zawodna pamięć wyborcy
Każda „wpadka sondażowa” skłania część komentatorów do wskazywania na respondentów jako najważniejsze źródło błędnych ocen poparcia. Wydaje się to najprostszym wyjaśnieniem, zwłaszcza gdy dotyczy badań exit poll, w których – w przeciwieństwie do prognoz – błędy o charakterze statystycznym są stosunkowo niewielkie. Nie inaczej próbowano wytłumaczyć rozbieżności między prognozą exit poll a prawdziwym rezultatem referendum na temat wstąpienia Polski do UE (w wieczór wyborczy 8 czerwca 2003 r. exit poll wskazywał na poparcie dla akcesji o ponad 5 pkt. proc. wyższe od rzeczywistego): część respondentów miała się rzekomo nie przyznawać do głosowania przeciwko członkostwu Polski w UE. W rzeczywistości jednak, co potwierdzili realizatorzy badania, zasadniczym powodem różnic był większy niż zakładano błąd w losowaniu lokali wyborczych do próby badawczej.

Owszem, podanie przez respondenta nieprawdziwej informacji, świadomie bądź nieświadomie, przyczynia się do zniekształcenia wyników badania. Rośnie bowiem wielkość błędu o charakterze nielosowym, trudniejszego w pomiarze i redukcji od losowego. O ile matematyczne formuły określające charakter i wielkość błędu losowania zostały przez statystyków opisane już w latach 50. ubiegłego wieku, o tyle badania składników błędu nielosowego, odnoszących się do odpowiedzi respondenta, są o ok. 20 lat młodsze. Pierwszym kognitywnym podejściem do opisu i modelowania reakcji respondenta na pytania kwestionariuszowe były prace amerykańskich psychologów z końca lat 70. Już wcześniej jednak było wiadomo, że respondenci używają różnych strategii odpowiedzi, a w swoich postawach przejawiają pewne prawidłowości.

W odniesieniu do sondaży wyborczych jedną z takich prawidłowości jest deklarowanie przez część wyborców, że wzięli udział w ostatnich (lub wcześniejszych) wyborach, mimo iż w rzeczywistości w nich nie uczestniczyli (ang. over-reported turnout). Skala przeszacowania wskaźnika udziału w wyborach okazuje się w wielu krajach zaskakująco duża, np. w Wielkiej Brytanii i USA sięga 20-25 proc. Powodem przekłamań jest z jednej strony zawodna pamięć respondentów, a z drugiej dążenie do wyrażenia społecznie oczekiwanej, „poprawnej” opinii. Jeśli chodzi o pamięć, dobrze ją charakteryzuje popularne wśród statystyków stwierdzenie, że jest ona czymś fascynującym, lecz niekoniecznie dobrym źródłem informacji. Każdy zapomina niektóre fakty z przeszłości, albo inaczej je interpretuje pod wpływem późniejszych zdarzeń. Prezydent J.F. Kennedy wygrał wybory prezydenckie w USA w 1960 r., pokonując nieznaczną (0,2 proc.) przewagą głosów Richarda Nixona. Jednak cztery lata później duża popularność Kennedy’ego sprawiła, że aż 64 proc. respondentów w badaniach sondażowych twierdziło, że oddało głos właśnie na niego.

Nie ma się czego wstydzić
Za świadome należy uznać działanie respondenta, który nieprawdziwą informację o udziale w minionych wyborach podaje tylko ze względu na społecznie pozytywny odbiór tego typu aktywności obywatelskiej. Wiedząc o tym, badacze doskonalą sposoby zdejmowania z badanych poczucia społecznej presji. British Election Study – jedna z największych organizacji badań wyborczych w Anglii, daje w kluczowym pytaniu gotowe usprawiedliwienie respondentom, typu: „W rozmowach, które przeprowadziliśmy z ludźmi, okazało się, że wielu z nich nie zdołało wziąć udziału w ostatnich wyborach. Byli chorzy lub po prostu nie mieli czasu. A jak było z Panem/Panią – czy wzięli Państwo udział?”.

Znane są też inne powody, dla których respondenci nie chcą ujawniać swoich prawdziwych opinii. Jeżeli problematykę danego badania uważają za naruszenie ich prywatności (np. zachowania seksualne) lub obawiają się ujawnienia swoich odpowiedzi osobom trzecim, wówczas mogą uciec się do wspomnianej odmowy bądź do podania aprobowanych powszechnie opinii, których w rzeczywistości nie podzielają. Ale nawet w przypadku tematów drażliwych za powstałe błędy badania sondażowego odpowiada zwykle więcej czynników.

Amerykańscy demografowie E.F. Jones i J.D. Forrest analizowali np. zaniżone w badaniach ankietowych dane o liczbie dokonanych aborcji w USA w latach 1976–1988. W swojej pracy opublikowanej w 1992 r. w czasopiśmie „Demography” porównali informacje ze szpitali i klinik aborcyjnych oraz z ogólnokrajowego badania pod nazwą „National Survey of Family Growth”. Wynikało z niego, że aborcji dokonano o 50 proc. mniej niż podawały szpitale i kliniki.

Drażliwy temat badania mógłby sugerować, że za powstałe rozbieżności odpowiedzialne są wyłącznie respondentki podające nierzetelne informacje. Tymczasem ważnym źródłem błędu mogło być niedoreprezentowanie w próbie kobiet, które dokonały więcej niż jednej aborcji. Mniejszy ich udział w próbie w stosunku do udziału w populacji spowodowany mógł być też częstszymi odmowami udziału w badaniu.

Czy badanie ma sens
W przedwyborczych sondażach, a także w innych badaniach ankietowych, respondenci coraz częściej udzielają odpowiedzi, która w ich rozumieniu może przynieść jakąś korzyść (w języku ekonomicznym – maksymalizuje ich subiektywną użyteczność). Na przykład odpowiadają, że nie są zadowoleni z prac rządu lub któregoś z ministrów, sądząc, że w ten sposób zmotywują ich do bardziej wytężonej pracy. Albo że nie zamierzają głosować na popieraną przez nich partię, domagając się większej jej aktywności lub zmian programowych.

Jednym z podstawowych warunków uzyskania od respondentów rzetelnych informacji jest wzbudzenie w nich przekonania o celowości badania i o pożytkach z otrzymanych wyników. Równie istotna jest reputacja sondaży, ściśle powiązana z ich jakością. Duża liczba błędnych ocen albo trudne do wyjaśnienia rozbieżności między sondażami wykonanymi przez różne pracownie na ten sam temat podważają zaufanie do wszystkich badań statystycznych.

Do tych poważnych większość respondentów podchodzi z respektem. Zgoła inaczej do codziennych, niedopracowanych sondaży politycznych, w których trudno się dopatrzeć naukowej rzetelności. Respondenci, anonimowi bohaterowie sondaży, chcą wierzyć, że uczestniczą w czymś poważnym. Jak my wszyscy. ©

Autor jest profesorem ekonomii, specjalizuje się w rozwoju i nowych zastosowaniach nauk ilościowych, szczególnie statystyki. Prorektor Uniwersytetu Gdańskiego, członek Komitetu Statystyki i Ekonometrii PAN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2015