Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
MICHAŁ SOWIŃSKI: Co jest największym problemem polskiej szkoły?
ROBERT FIRMHOFER: W naszym systemie oświaty głęboko zaszyty jest lęk przed utratą kontroli, szczególnie w sytuacji, gdy musimy mierzyć się z nowymi, nieznanymi problemami i zjawiskami. Lęk przed tym wszystkim, co podważa wyobrażoną rolę bycia przewodnikiem dla młodego człowieka po świecie.
Jak z nim walczyć?
Pierwszym krokiem powinno być rozszczelnienie całego systemu, otwarcie go na świat zewnętrzny. Pojawienie się Chatu GPT było w tej kwestii symptomatyczne – momentalnie zrodziła się panika, że uczniowie przestaną samodzielnie odrabiać zadania domowe. Cała uwaga skierowana została zatem na utrzymanie kontroli nad tym nowym medium, a mało kto potraktował je jako ciekawe narzędzie do wykorzystania.
A to dopiero początek.
Wersja 4.0, udostępniona w marcu, działa już znacznie lepiej niż dotychczasowa wersja 3.5, a przecież nie minął nawet rok, od kiedy ten chatbot nam towarzyszy. Musimy więc już teraz uczyć młodych ludzi, jak twórczo i z pożytkiem z niego korzystać, a nie udawać, że nie ma tematu, albo tworzyć iluzję kontroli. W tej kwestii jesteśmy wyjątkowo zapóźnieni, bo na lekcjach informatyki uczymy wciąż wyłącznie obsługi edytora tekstów i budowy komputera – i to bez zaglądania do środka.
Wkrótce będziemy potrzebować zupełnie nowych kompetencji?
W ostatnich dekadach radykalnie zmieniły się paradygmaty myślenia właściwie we wszystkich obszarach wiedzy, bo też pojawiły się nowe wzywania, zarówno na poziomie lokalnym, jak i globalnym. Najlepszy przykład to katastrofa klimatyczna. Jej efekty dotkną najmocniej ludzi, którzy dziś są właśnie w wieku szkolnym. A temat ten w polskim programie nauczania praktycznie się nie pojawia. I nie chodzi tu wyłącznie o samą ekologię, ale również o wynikające z niej problemy społeczne, polityczne, ekonomiczne itp. Tego typu wyzwania wymagają interdyscyplinarnego podejścia, a także połączenia różnych kompetencji. Podział wiedzy na przedmioty takie jak geografia, biologia czy historia ma coraz mniej wspólnego z rzeczywistością. Co gorsza, sytuacja jest na tyle dynamiczna, że wymaga ciągłego uaktualniania naszego stanu wiedzy. To wszystko sprawia, że ludzie czują się przytłoczeni i zagubieni, a przez to stają się podatni na różne manipulacje.
Co jeszcze, poza wiedzą, powinna dawać szkoła?
Cały szereg kompetencji miękkich, ale tu sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Nauczyciele, którzy próbują coś w tej kwestii zmienić, najczęściej działają na własną rękę. Uwaga większości rodziców i edukatorów skupia się na stopniach, bo to daje złudzenie kontroli nad procesem edukacji.
Złudzenie?
System oceniania jest skonstruowany w sposób bardzo kostyczny i służy wyłącznie temu, żeby podsumowywać kolejne etapy edukacji. Oceny miałyby sens, gdybyśmy na ich podstawie mogli orientować się, nad czym jeszcze trzeba popracować. Wtedy byłby to system otwierający, a nie zamykający.
Wróćmy do kompetencji społecznych.
Wyniki badań, jakie kilka lat temu przeprowadził profesor Janusz Czapiński odnośnie do kapitału społecznego uczniów, były wstrząsające. Jasno wynikało z nich, że już na starcie jest on niepokojąco niski, a przez lata funkcjonowania w systemie szkolnym jeszcze spada.
Co to znaczy?
Szkoła nie rozwija w młodych ludziach kluczowych dla życia społecznego kompetencji. Nie pomaga budować zaufania, nie uczy współpracy ani empatii, nie zachęca do bezinteresownych odruchów, na przykład dzielenia się czasem czy innymi zasobami – wręcz przeciwnie. Winna jest temu przede wszystkim przeładowana podstawa programowa, na którą i tak nigdy nie starcza czasu, więc o innych elementach edukacyjnych można od razu zapomnieć. A chyba nie muszę nikogo przekonywać, jak potrzebne w dalszym życiu są tego typu kompetencje społeczne – powiedziałbym wręcz, że są dużo ważniejsze od zdobywanej wiedzy.
Czyli szkoła swoje, rzeczywistość swoje.
Gorzej nawet, bo system szkolny ze swoją obsesją kontroli i narzucania odgórnych rozwiązań nie przygotowuje nas do funkcjonowania w demokratycznym społeczeństwie, gdzie o problemach powinno się przede wszystkim dyskutować, szukając dobrych kompromisów. A w tej paternalistycznej i zhierarchizowanej rzeczywistości zwyczajnie nie ma na to miejsca.
Co można z tym zrobić?
Niestety, żadnego z tych problemów, może poza odchudzeniem podstawy programowej, nie da się ani szybko, ani odgórnie rozwiązać. Edukacja to pojęcie szersze niż oświata. Należałoby o niej myśleć jako o ekosystemie, gdzie zachodzą wzajemne odziaływania na różnych płaszczyznach. Aby go rozwijać, potrzeba czasu, ale też jednoczesnego działania w wielu punktach tkanki społecznej.
Jaki powinien być cel tak szeroko rozumianej edukacji?
Wciąż obowiązuje szkodliwy mit, że edukacja to pas transmisyjny na rynek pracy, a przecież nawet nie wiemy, jak on będzie wyglądał za 10-15 lat. Doświadczenia ostatnich dekad pokazują, że nie da się przewidzieć, na jaki zestaw kompetencji będzie zapotrzebowanie. Nadrzędnym celem edukacji powinien być po prostu rozwój osobisty każdego człowieka. Chodzi o to, żeby w pierwszej kolejności stawać się lepszym człowiekiem, a dopiero w dalszej lepszym obywatelem czy pracownikiem. To zły znak, gdy w przestrzeni edukacji dominują wyłącznie cele utylitarne.
Czegoś jednak młodzi ludzie muszą się uczyć – czego najlepiej?
To samo pytanie zadano jednemu z twórców Chata GPT – on odpowiedział: „nie wiem, chyba wszystkiego po trochu”. Wszechstronność to dziś najlepsza, bo najbardziej elastyczna ścieżka rozwoju. Młode osoby w systemie szkolnym powinny jak najpóźniej dokonywać wyborów co do dalszej specjalizacji. Niestety, bywa tak, że rodzice już na etapie pierwszych lat podstawówki twierdzą, że doskonale rozpoznali predyspozycje swoich dzieci i zgodnie z tym profilują ich dalszą edukację. Taka projekcja może mieć poważne konsekwencje, bo już na starcie radykalnie zawęża horyzont intelektualny bardzo młodego człowieka. Nawet 14 lat – wiek, w którym dziś wybiera się szkołę ponadpodstawową, a więc i profil klasy – to wciąż za wcześnie na tak fundamentalną i, w większości wypadków, nieodwracalną decyzję. Mówiąc inaczej, w dzisiejszym systemie oświaty młodym ludziom brakuje poczucia sprawczości, bo wiele ważnych rzeczy dzieje się ponad ich głowami. Szkoła i zajęcia dodatkowe sprawiają, że chodzą jak w kieracie – mają minimalny wpływ na rzeczy tak fundamentalne, jak choćby organizacja własnego procesu edukacji.
Na jakim etapie powinni zacząć sami planować swoją edukację?
Jak najwcześniej. Maria Montessori zakładała, że już w przedszkolu dzieci powinny mieć jeśli nie pełną swobodę, to przynajmniej przestrzeń do refleksji nad własnym rozwojem. Poczucie sprawczości jest niezbędnym elementem procesu edukacji w każdym jego aspekcie – bez niego mamy do czynienia jedynie z przyuczaniem, a nie prawdziwym rozwojem.
Nagroda „Przewroty”, którą planuje wręczać Centrum Nauki Kopernik, ma być odpowiedzią na te problemy, o których tu rozmawiamy?
Nasza nagroda skierowana jest do całego środowiska edukacyjnego w Polsce. Mamy wspaniałych nauczycieli i nauczycielki, którzy robią fenomenalne rzeczy obok, a czasem wręcz wbrew systemowi oświaty, ale z drugiej mnóstwo inicjatyw istnieje zupełnie poza tą przestrzenią. Mogą to być choćby aplikacje na telefon, dzięki którym uczymy się języków obcych – to dobry przykład tego, jak szeroko rozumiemy edukację. Przy okazji chcemy otworzyć szerszą debatę na ten temat, bo przecież wszyscy uczymy się przez całe życie, powinniśmy więc zadbać o jakość tego kształcenia. Jednym z celów naszej nagrody jest wydobycie z cienia cichych bohaterów, którzy w szkołach, domach kultury, samorządach, organizacjach pozarządowych czy start-upach tworzą niezwykle cenne inicjatywy edukacyjne.
To oni mają wyznaczać kierunek zmian?
Jestem głęboko przekonany do idei ekosystemu edukacyjnego, bo wiem, że pewnych rzeczy po prostu nie da się zadekretować. Pokazywanie i docenianie ludzi, którzy dokonują realnych zmian, nawet jeżeli tylko w lokalnej skali, działa stymulująco na całe środowisko. Nasza nagroda nie jest za piękne idee, tylko za konkretne, skuteczne działanie.
Za przewroty?
Nazwą nagrody nawiązujemy oczywiście do naszego patrona. Przewrót Kopernikański, który faktycznie wywrócił ludzkie rozumienie wszechświata, nie został od razu dostrzeżony przez środowisko naukowe, o szerszej opinii społecznej nie wspominając. Dziś rzeczy dzieją się oczywiście szybciej, ale wszelkie zmiany w edukacji wciąż potrzebują czasu, inaczej bywają szkodliwe. Dlatego tak pilnie już dziś potrzebujemy przewrotu – i to nie jednego.
Robert Firmhofer – historyk filozofii, dziennikarz, popularyzator nauki, współtwórca i dyrektor Centrum Nauki Kopernik w Warszawie.

