Potrzeba pół miliona

Jako pierwszy powiedział to Paul Wolfowitz, zastępca Sekretarza Obrony USA. Jego szef Donald Rumsfeld powtarzał to potem wiele razy. Niedawno to samo orzekł prezydent Bush: nie ma potrzeby wysyłać do Iraku więcej niż 133 tys. amerykańskich żołnierzy, którzy już tam są.

16.11.2003

Czyta się kilka minut

Taka była reakcja Busha po serii zamachów, które uderzyły w posterunki irackiej policji i siedzibę Czerwonego Krzyża, a tuż przed “czarną niedzielą", gdy rakieta ziemia-powietrze zniszczyła śmigłowiec i zabiła kolejnych 15 żołnierzy.

Wzbudzanie poczucia pewności siebie i ufności w swoje siły w niesprzyjających okolicznościach jest częścią zawodu każdego prezydenta. Ale patrząc na prawdziwą liczbę amerykańskich wojsk w Iraku - to znaczy: uzbrojonych żołnierzy, wykonujących żołnierską robotę - Bush mógł równie dobrze stwierdzić, że w Iraku nie są potrzebne żadne amerykańskie jednostki. Ponieważ taka jest dokładna i rzeczywista liczba żołnierzy obecnych w wielu kluczowych miejscach, które powinny być zabezpieczane przez 24 godziny na dobę: zero!

Taka jest arytmetyka ultra-nowoczesnej armii. Taka armia posiada ogromną liczbę jednostek wspomagających, co sprawia, że spośród 133 tysięcy kobiet i mężczyzn w mundurach armii USA obecnych dziś w Iraku tylko 56 tysięcy to jednostki wyszkolone do operacji bojowych, które można użyć do zapewnienia bezpieczeństwa w “Kraju Dwóch Rzek".

W nowoczesnej armii nie może być inaczej: liczne są nie tylko dowództwa, w których żołnierze pracują przy pomocy komputerów, a nie karabinów. Armia amerykańska posiada o wiele więcej niż inne armie jednostek wsparcia, które teraz zajmują się odbudową Iraku i wykonują pracę, którą w innych warunkach wykonywaliby cywilni inżynierowie, urzędnicy czy lekarze.

Nawet w skład elitarnych formacji bojowych wchodzi wielka grupa ludzi, których zadaniem nie jest wcale walka. Na przykład 101. Dywizja Powietrzno-Desantowa posiada 270 helikopterów, których obsługą zajmuje się ponad dwa tysiące mechaników. Z kolei 4. Dywizja Piechoty - nazwa wywodzi się z tradycji i jest myląca: to najnowocześniejsza dywizja amerykańska, o charakterze pancerno-zmechanizowanym - która nadzoruje dzisiaj najtrudniejszy obszar Iraku, tak zwany “trójkąt sunnicki", posiada niezbędny rynsztunek przydatny na polu bitwy. Jednak artyleria i jednostki przeciwlotnicze umiarkowanie nadają się zapewnienia bezpieczeństwa w Iraku. A ponieważ nawet najlepsze jednostki muszą spać, odpoczywać a także mieć czas na doglądanie swego skomplikowanego uzbrojenia, więc liczba żołnierzy na służbie w każdej chwili nie jest większa niż... najwyżej 28 tysięcy.

Taka jest prawdziwa liczba amerykańskich wojsk w Iraku zdolnych do obserwacji czułych odcinków granicznych, przez które przenikają zagraniczni terroryści, do patrolowania i nadzorowania terenu łącznie z rozległymi polami naftowymi, do kontrolowania ruchu na drogach między miastami i do ochrony kluczowych obiektów. Do tego dochodzi strzeżenie placów, ulic, alejek i podwórzy sześciomilionowego Bagdadu, dwumilionowego Mosulu, Kirkuku (800 tys. mieszkańców) i wreszcie najbardziej dziś niespokojnych miast sunnickich, zwłaszcza liczącej 250 tysięcy mieszkańców Falludży. Wszystko to wykonuje 28 tysięcy żołnierzy na służbie. Dla porównania, w samym Nowym Jorku jest 38 tysięcy policjantów, z których na służbie w każdej chwili pozostaje 10 tysięcy (a znają oni język mieszkańców).

To prawda, że islamscy terroryści przenikający do Iraku korzystają z uprzejmości dyktatury Assada w Syrii, która nadal chełpi się, że wyrzuciła Amerykę z Libanu w 1982 r. przy pomocy jednego zamachu bombowego (zginęło w nim prawie trzystu marines), i która chce uczynić to samo w przypadku Iraku. Jest też prawdą, że “sunnicki trójkąt" posiada wyjątkowo pasożytniczą ludność: wiejską, ale nie przejawiającej ochoty do pracy na roli - ich pola zwykli uprawiać “importowani" egipscy chłopi. Teraz ci ludzie domagają się racji żywnościowych, które zapewniał im Saddam oraz mnóstwa niewymagających pracy posad we władzy, w armii i policji. Nie dziwi, że walczą z całych sił o powrót dobrego wujka Saddama.

Ale to wszystko nie ma nic do rzeczy. Mając do dyspozycji w Iraku 56 tysięcy żołnierzy, z czego 28 tysięcy na służbie, jest niemożliwością powstrzymać nawet zwykłe rozboje, których jest tak dużo również z powodu kulturowych (tradycja plemiennych najazdów: nawet miejska ludność Iraku składa się z wielu nowo osiadłych beduińskich, kurdyjskich i turkmeńskich nomadów, dla których największym powodem do dumy była razzia, konny najazd). To nie tylko “zwykły" wybuch grabieży zniszczył tak wiele po wojnie, od pól naftowych po muzea. Był to kulturowy powrót przeszłości: przez lata zduszonej przez aparat policyjny, którego potrzebowało na tym terenie także Imperium Ottomańskie, poprzednik państwa irackiego.

A skoro tak przedstawia się sytuacja w Iraku, to potrzeba tam dziesięć razy więcej wojsk amerykańskich - powiedzmy, 500 tysięcy żołnierzy. Dokładnie to mówił przed wojną szef sztabu wojsk lądowych Eric Shinseki, ale został wyśmiany przez swych cywilnych przełożonych. Teraz Wolfowitz, Rumsfeld i Bush przedstawiają “lekarstwo" w postaci szybkiego utworzenia wielorakich sił irackich - policji i armii. Być może starczą one tu i tam na drobnych złodziejaszków, ale nie zapobiegną atakom terrorystycznym. Tym bardziej, że trwający właśnie bezładny werbunek i pospieszny trening stawiają pod znakiem zapytania jakość tych sił i ich przyszłą rolę w zapewnieniu bezpieczeństwa. Zwolennicy Saddama i ich islamscy terroryści już niedługo będą mogli działać z większymi efektami - w policyjnych mundurach.

Przełożył Mateusz Flak

Edward N. Luttwak jest politologiem, ekspertem Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie. Stale współpracuje z “TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2003