Potrzeba (auto)cenzury

W latach dwudziestych XIX wieku polski wybitny myśliciel, a potem zdrajca, Józef Kalasanty Szaniawski napisał notatkę, którą niegdyś znalazłem w archiwum. Jej tytuł brzmiał O potrzebie cenzury druku. Szaniawski był przez kilka lat cenzorem w czasach Królestwa Polskiego (co wtedy nie było tak potępianym zawodem, jak obecnie).

16.01.2005

Czyta się kilka minut

To on, dzięki niezwykłej inteligencji, poznał się na talencie Maurycego Mochnackiego, kiedy ten przebywał w areszcie (bardzo to dwuznaczna historia i zwolennicy otwierania teczek mieliby dużo rozrywki), i skierował go na dobrą literacką drogę. Potem Mochnacki się zrewanżował: uprzedził Szaniawskiego o tym, że ma wybuchnąć powstanie, i Szaniawski uciekł do Wiednia, bo w Warszawie zostałby niechybnie powieszony.

Szaniawski argumentował za cenzurą w sposób nietypowy. Uważał, że jest niezbędna, ponieważ nikt z nas nie jest zdolny do umiejętnego absorbowania czy wręcz życia z niezliczonymi wiadomościami, jakie nas atakują. Chętny (uczony) zawsze znajdzie odpowiednie źródła, reszcie nadmiar informacji nie jest potrzebny. Wprawdzie argumentacja ta ma charakter konserwatywny, ale jest w niej wiele zdrowego rozsądku. Zdajmy sobie ponadto sprawę z tego, o ile zwiększyła się od lat 20. dziewiętnastego wieku liczba informacji, które do nas docierają. Czy rzeczywiście nie przydałaby się tu jakaś forma cenzury?

Oczywiście, nie ma mowy o cenzurze instytucjonalnej, czyli o ustawie ograniczającej swobodę słowa poza granice obecne w systemie prawnym wszystkich cywilizowanych państw. Mowa raczej o autocenzurze, czyli o tym, że sami sobie powinniśmy ograniczyć dostęp do wiadomości i informacji. Kiedy czytam kolorowe pisma, to dowiaduję się tego samego dnia, że pomidory powodują raka i że pomidory powstrzymują procesy nowotworowe, że czosnek obniża ciśnienie i że czosnek szkodzi na przemianę materii, że bez Viagry ani rusz i że jak ktoś raz zacznie brać Viagrę to klops z normalnymi odruchami. Czytam też, że sprowadzanie ropy z Rosji to dobry interes dla Polski i czytam też, że to zły interes, że świnie będą się świetnie sprzedawały w Unii Europejskiej i że mamy tragedię nadprodukcji wieprzowiny wielkości Mount Everestu.

I co ja, biedny mam z tym wszystkim zrobić? W niektórych dziedzinach (bardzo nielicznych) dysponuję pewną kompetencją, ale w olbrzymiej większości komuś muszę zaufać, a ja nie mam zaufania do nikogo, jeżeli chodzi o tego typu informacje. Jak z tego wybrnąć? Przez samoograniczenie, czyli autocenzurę, czyli nieczytanie gazet i głupstw w nich zawartych. Inna forma autocenzury miałaby sens w przypadku artystów. Rozumiem, że na przykład Nieznalska i Gretkowska realizują swoje prawo do wolności wypowiedzi tworząc konstrukcje lub pisząc rzeczy, które dla mnie są tylko głupie lub obrzydliwe. Niech tam sobie robią, ale czy ja muszę mieć na ten temat zdanie, czy ja to muszę oglądać lub czytać? Nie muszę. Nie muszę też czytać prozy bełkotliwej i przepełnionej już nawet nie erotyką, ale obscenami, nie muszę mieć z tym w ogóle do czynienia.

Powstaje tu jednak pewien problem. Otóż problem dotyczy, jak większość problemów, pieniędzy. Dopóki ktoś na własny i amatorów jego twórczości rachunek wyprawia brewerie, od których ja się oddzielam murem autocenzury - jego sprawa. Kiedy to się dzieje za pieniądze podatników, powinna obowiązywać zasada głosząca, iż jeżeli ktokolwiek ma zastrzeżenia, pieniędzy naszych wspólnych nie należy przeznaczać na cele wątpliwe lub obrzydliwe. Czy jest to zgodne z zasadniczym zrębem ideowym demokracji liberalnej? Jest i to całkowicie. Otóż wspominana wielokrotnie przeze mnie zasada Milla, że moją wolność ogranicza jedynie ryzyko naruszania cudzej wolności, dotyczy także tego, co się dzieje w sferze publicznej za publiczne pieniądze. Nie życzę sobie, by ktoś naruszał moją wolność i to za moje pieniądze. Jeżeli to czyni za swoje lub jakieś idiotów fundusze, to już ich sprawa. Ale o sposobie użycia moich pieniędzy chcę mieć prawo decydować sam. Wiem, że to i tak w znacznej mierze fikcja, że podatki rząd wydaje, nie pytając mnie o zdanie. Wiem, że już się nie da wprowadzić takiej cenzury, jaką zalecał Szaniawski, ale autocenzura jest zawsze możliwa i wiedząc, co się dzieje w dzisiejszym świecie, wiedząc, ile jest zbędnych, wątpliwych lub sprzecznych ze sobą informacji, mogę bronić swojej prywatności, żyjąc mimo tych informacji czy obok nich, a kto głupi - niech czyta, ogląda i słucha.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2005