Post 2.0

Nadmiar informacji, komunikacji i stymulacji szkodzi. Może warto się czasem udać na cyfrową pustynię?

25.02.2013

Czyta się kilka minut

 / Fot. Jochen Tack / IMAGO / EAST NEWS
/ Fot. Jochen Tack / IMAGO / EAST NEWS

Do rezygnacji z korzystania z sieci w ramach wielkopostnych postanowień zachęcał w ubiegłym roku bp Stefan Regmunt. Użytkownicy mediów społecznościowych zastanawiali się wtedy, jak hierarcha wyobraża sobie życie, naukę, pracę – ale także ewangelizację – bez sieci i nowych technologii komunikacyjnych.

Rzeczywiście, trudno byłoby trwać przez bite 40 dni w trybie offline. Ale bez smartfona, tabletu czy ultrabooka da się przeżyć wieczór, dzień, a może nawet weekend. A przede wszystkim tych cywilizacyjnych zdobyczy można używać bardziej krytycznie i selektywnie.

Tak post od internetu rozumie m.in. Michał Gembal, dyrektor marketingu w jednej z giełdowych spółek informatycznych. Praca w branży IT (ang. information technology) wyczula go, by się nie uzależniać od komputera, urządzeń mobilnych i telewizji. Zdecydował, że kiedy jest w domu, będzie unikał całej tej elektroniki. Na razie od Środy Popielcowej do Wielkanocy, ale kto wie, czy nie dłużej?

Choć przyznaje, że wymaga to od niego wysiłku, zżyma się na określenie „cyfrowa asceza”. Bo – jak podkreśla – dużo więcej na tym zyskuje, niż traci. Przede wszystkim ma teraz więcej czasu dla żony, dzieci, przyjaciół. Także dla siebie.

– Córka jest przeszczęśliwa, gdy opowiadam jej bajki na dobranoc – mówi Gembal. – Cieszą się też synowie, bo ich nie zbywam, kiedy chcą porozmawiać o szkole, radościach, problemach. No i wróciłem do regularnych ćwiczeń fizycznych. Do czytania książek, w tym lektur duchowych. Aha, zamiast siedzieć przed monitorem, wolę wyjść z żoną do kina. Lub jedziemy całą rodzinką do parku. Nawet nie sądziłem, że trzymanie się z dala od monitorów może przynieść tyle radości – zapewnia.

POGROMCY NUDY

Jak wynika z badań TNS Digital Life, statystyczny Kowalski spędza w internecie 18 godzin i 25 minut tygodniowo. To prawie 80 godzin w miesiącu i niemal tysiąc w roku, co przekłada się na 40 dni ciągłego przebywania przed monitorem. A ten czas ciągle się wydłuża. Głównie za sprawą tzw. rewolucji mobilnej, która polega m.in. na masowym wypieraniu tradycyjnych komórek przez smartfony. Stanowią one już 40 proc. wszystkich aparatów w Polsce. Tylko w 2012 r. roku krajowy rynek wchłonął 12 mln tych urządzeń. Ich właściciele mogą się łączyć z siecią za pośrednictwem swoich teleoperatorów lub korzystając z hotspotów: otwartych punktów dostępu do Wi-Fi (bezprzewodowa sieć lokalna), które znajdują się już niemalże wszędzie: w galeriach handlowych, hotelach, restauracjach, w urzędach, na dworcach czy w środkach transportu.

– Smartfony w mniejszym stopniu służą do rozmów, a w większym do surfowania w sieci, słuchania muzyki, oglądania filmików, gier on-line – tłumaczy Grzegorz Wierchowiec z domu mediowego PanMedia Western. I dodaje: – Podróżując koleją lub czekając przed gabinetem dentystycznym, wreszcie mamy czym zająć swoje palce, oczy i umysł. Ale coś za coś: wchodząc w strefę multimedialną, tracimy kontakt z otoczeniem. Już nie podziwiamy zmieniających się krajobrazów za oknem pociągu ani nie rozmawiamy z osobą, która siedzi obok. To rodzaj alienacji.

Entuzjaści urządzeń mobilnych podkreślają, że są one nieocenione w zwalczaniu nudy. Tyle że nawet męcząca bezczynność ma sens. Może być dużo bardziej produktywna i inspirująca niż czas wypełniony nadmiarem informacji, bodźców i rozrywki. Janko Grassere, holenderski uczony zajmujący się innowacjami technologicznymi w służbie zdrowia, nie ma wątpliwości: monotonia mobilizuje szare komórki do przeorganizowania się. W chwilach tzw. zawieszenia konsumują one zaledwie 5 proc. energii mniej w porównaniu ze stanem wzmożonej aktywności. Wykazały to jego badania prowadzone za pomocą metod obrazowania mózgu.

Nuda to krewna wyobraźni – powtarza psycholożka i pisarka Hanna Samson, a założyciel firmy Apple Steve Jobs zwykł mawiać, że monotonia prowadzi do ciekawości, od której wszystko się zaczyna.

– Najlepsze pomysły przychodzą wtedy, gdy pozwalamy myślom swobodnie krążyć – wtóruje im Wierchowiec.

Dodaje, że każda sytuacja wywołująca dyskomfort jest impulsem, aby coś zmienić. Gdy zaś człowiek za wszelką cenę dąży do relaksu i dobrego samopoczucia, w jego życiu zapanuje stagnacja. Powołuje się na Josepha Campbella, amerykańskiego antropologa kultury, który wskazywał, że bez cierpienia i przykrości nie ma rozwoju. Dlatego obrzędy inicjacyjne w większości kultur obejmowały wykazanie się umiejętnością znoszenia bólu.

– W mikroskali obrzędem przejścia jest każda sytuacja, która wiąże się z wysiłkiem, nieprzyjemnością. Unikając ich jak ognia, nigdy nie przekroczymy siebie, nie wejdziemy na wyższy poziom człowieczeństwa – wyjaśnia Wierchowiec. – Tymczasem nowe technologie wszystko podają nam na tacy, co z jednej strony rozleniwia, a z drugiej odbiera wiarę w siebie. Już nie jesteśmy pewni, czy umiejętności, którymi się tak chwalimy, wypływają z naszej własnej mocy, czy z możliwości urządzeń, swoistej protezy. Przykładem tłumacze elektroniczne: być może niedługo będą tak doskonałe, że już nie trzeba będzie się uczyć języków obcych, tyle że zniknie też satysfakcja z ich opanowania.

DYSCYPLINA KOMUNIKACYJNA

Jeśli dla młodego pokolenia smartfon jest głównie podręcznym centrum rozrywki, to osoby w średnim wieku traktują go przede wszystkim jako narzędzie pracy. Co szczególnie cieszy kadrę zarządzającą, która niegdysiejszy czas odpoczynku umie podwładnym skrzętnie zagospodarować.

Czy rewolucja mobilna rzeczywiście powoduje wzrost produktywności? Bertrand Le Guern, prezes Petrolinvestu, wątpi. Jak wyjaśnia w rozmowie z „TP”, dla współczesnych ludzi charakterystyczna jest niecierpliwość. Zamiast się skupić na jednym, usiłujemy robić wiele rzeczy naraz. W tym samym momencie analizujemy tabelki Excela, odpisujemy na e-maile i prowadzimy wideokonferencję. To nie przynosi lepszych efektów w pracy. Raczej owocuje zmęczeniem, rozdrażnieniem i stresem.

Podstawą wydajności, ale też dobrego samopoczucia, jest – według pochodzącego z Francji menedżera – zatracenie się w wykonywanym zadaniu. Ten stan osiąga m.in. dzięki dyscyplinie komunikacyjnej, którą sobie narzucił. Gdy jest w biurze, na konferencji lub wyjeździe służbowym, przychodzące połączenia, SMS-y i pocztę elektroniczną sprawdza co kilka godzin. Na urlopie czy w weekend – raz dziennie. I zarzeka się, że brak natychmiastowej reakcji nie wynika wcale z braku szacunku wobec osób, które mają do niego jakieś sprawy.

Jego zdaniem nadmierne przywiązanie do urządzeń elektronicznych świadczy o braku kultury i klasy. – Z kimkolwiek rozmawiam: z przyjacielem, współpracownikiem, partnerem biznesowym, chcę mu pokazać, że w tej chwili tylko on jest dla mnie ważny – zaznacza Le Guern. – Sięgając podczas spotkania po komórkę, wysłałbym mu zupełnie inny sygnał. Dotyczy to także mojej żony i córek. Większość czasu poświęcam pracy zawodowej, więc gdy już przebywam z nimi, muszą mieć pewność, że mają mnie na wyłączność.

Umiejętność wyłączenia tabletu czy smartfonu to – według prezesa paliwowej spółki – również test, czy pracownik, specjalista, menedżer umie się resetować, ładować akumulatory. – Ludzki organizm podlega podstawowemu rytmowi: aktywność– –wycofanie, mobilizacja–odnowa – tłumaczy. – Oznaką zdrowia psychicznego jest umiejętność wyłączenia i regeneracji zawsze, kiedy warunki na to pozwalają. Po dłuższym okresie intensywnej eksploatacji następuje zacięcie przełącznika trybów. Człowiek upodabnia się do samochodu, którego silnik pracował na najwyższych obrotach i nie może zwolnić.

CYFROWA PUSTYNIA

Michał Gembal jest przekonany, że nadmiar informacji, komunikacji i stymulacji szkodzi. Odbiera spokój umysłu, swobodę myślenia i kontemplacji. A przecież – jak pisał Benedykt XVI w ubiegłorocznym orędziu na Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu – głęboka refleksja pomaga nam odkryć związek między wydarzeniami i wiadomościami, które na pierwszy rzut oka wydają się niepowiązane, ocenić je i przeanalizować. To zaś powoduje konieczność tworzenia „odpowiedniego środowiska, pewnego rodzaju ekosystemu, który potrafiłby równoważyć milczenie, słowo, obrazy i dźwięki”.

– Zgadzam się z pewnym biskupem, który stwierdził, że gdyby dzisiaj Jezus przyszedł na świat, bez wątpienia byłby na Facebooku i Twitterze – mówi. – Prawdą jednak jest i to, że Jezus często unikałby mediów społecznościowych. Za to, podobnie jak dwa tysiące lat temu, na „pustyni”, w „miejscu osobnym”, szukałby natchnienia i mocy, by pełen ducha wrócić do ludzi.

– Rezygnacja z papierosów, słodyczy lub nadmiaru jedzenia wielu osobom może się wydawać zbyt trywialną formą umartwienia – uśmiecha się. – Więc może trochę odpoczynku od internetu i multimediów? A ci, którzy nie identyfikują się z Kościołem lub najzwyczajniej o cyberpoście słyszeć nie chcą, mogą zaaplikować sobie... cyfrową dietę. Polecam!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2013