Popyt na prawdę (PL)

Adam Daniel Rotfeld: Jeśli proces poszukiwania trwałego polsko-rosyjskiego porozumienia można określić jako drogę, to trzeba powiedzieć, że jest na niej sporo kamieni i wciąż jeszcze wielkich głazów, które trzeba usunąć. Rozmawiał Andrzej Brzeziecki

14.09.2011

Czyta się kilka minut

Andrzej Brzeziecki: Czy Polacy kiedykolwiek nabiorą przekonania, że kwestie historyczne między Polską a Rosją zostały uregulowane?

Adam Daniel Rotfeld: Relacje między państwami to proces. Nic nie jest rozstrzygnięte raz na zawsze. Postrzeganie wzajemnej historii to również sprawa psychologii społecznej i emocji. Inne dziedziny życia, jak gospodarka, technologie, wymiana handlowa, nie budzą już takich emocji, są wymierne i obliczalne. Kwestii historycznych między obu krajami, z oczywistych powodów, nie uważamy za sprawy, które można położyć na szalach wagi - zmierzyć, zważyć i zrównoważyć. Kluczowe jest to, by stosunki były oparte na prawdzie, a nie mitach i zmyśleniach. Dopóki nie będzie powiedziana cała prawda o najważ­niejszych sprawach z przeszłości, nie będzie można mówić o pełnej normalizacji.

Dużą rolę odgrywa tu asymetria w podejściu do przeszłości. Historia jest ważna zarówno dla tożsamości rosyjskiej, jak i polskiej. Rosyjska tożsamość budowana jest na dumie z wielkich dokonań, jak bitwa pod Połtawą, pokonanie Napoleona, Wielka Wojna Ojczyźniana i flaga nad Reichstagiem. Rosja akcentuje swoje zwycięstwa. Sprawcami zbrodni stalinowskich wobec obcych i wobec własnego społeczeństwa zajmują się zepchnięte na margines jednostki. W Polsce pojmujemy historię inaczej: mówimy o postawach szlachetnych, ale też kładziemy nacisk na ujawnienie i rozliczenie nieprawości - także tych dokonanych wobec naszego narodu przez reżim stalinowski. W rozmowach z naszymi rosyjskimi partnerami mam niekiedy wrażenie, że w tej sprawie występuje to, co socjolodzy określają jako "dysonans poznawczy". Niemcy nie tylko z własnej inicjatywy - początkowo z woli mocarstw okupacyjnych - przewartościowały swoją historię. Osądziły zbrodnie hitlerowskie. W Rosji jest to długi proces, podejmowany przez samych Rosjan i z ich własnej inicjatywy. Ten proces - choć z zahamowaniami - trwa od lat. Napotyka na opory. Odnoszę wrażenie, że dopiero nowe pokolenia będą w stanie ujawnić całą prawdę - bez emocji.­ Efekt: jakkolwiek zbrodnie niemieckie pochłonęły miliony ofiar-obywateli państwa polskiego, to sprawy te nie są dziś przedmiotem polsko-niemieckich kontrowersji. Powtarzam: Niemcom rozliczenie zostało narzucone, a w Rosji sprawa jest dodatkowo obciążona tym, że ofiarami stalinizmu byli nie tylko Polacy, ale sami Rosjanie i inne narody ZSRR. Film Andrzeja Wajdy "Katyń" i prace Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych skłoniły wielu Rosjan do głębokiej refleksji nad własną przeszłością.

Jest jeszcze jeden element utrudniający rozwiązanie spraw historycznych - specyfika podejścia Rosjan do Polski. Występuje tu zjawisko, które Niemcy określają jako Hassliebe, czyli odpychania i przyciągania, niechęci i fascynacji. Niedawno ukazała się w Rosji książeczka pod tytułem "Rossija - Polsza: pierezagruzka?". Jeden z autorów pisze we wstępie, że niezależnie od tego, jaka partia polityczna lub koalicja będzie w Polsce u władzy i kto będzie zasiadał w Pałacu Namiestnikowskim (Rosjanie nadal tak określają Pałac Prezydencki) na Krakowskim Przedmieściu, stosunek Polaków do Rosji nie będzie oparty na zasadach dobrosąsiedzkich. Autor ten porównuje polską politykę wschodnią ostatnich dekad do samochodu, który utknął w błocie i nie może ruszyć, a im bardziej próbuje wydobyć się z błota, tym głębiej grzęźnie. Mam wrażenie, że ten opis więcej mówi o sposobie myślenia piszącego niż o zjawisku, które jest przedmiotem jego analizy.

W moim przekonaniu, stosunki polsko-rosyjskie zależą w większym stopniu od rozwoju wewnętrznej sytuacji w Rosji i w Polsce niż od polsko-rosyjskich debat. Obustronne stosunki są w obu krajach elementem wewnętrznej polityki. Trwała normalizacja wymaga, by po obu stronach bez uprzedzeń i kompleksów, bez upolityczniania podjęto poważny dialog w sprawach historycznych, ale również o współczesności i przyszłości. Dopiero wtedy udałoby się w końcu wyjść na prostą.

Jeśli Polsko-Rosyjska Grupa ds. Trudnych odniosła w swej działalności pewien sukces, to dlatego, że unikała upolityczniania swej pracy. Stawialiśmy sobie skromny cel: zrozumieć, skąd wynikają różnice w ocenie tych samych faktów i wydarzeń z przeszłości. Nie narzucaliśmy sobie wzajemnie obowiązującej wspólnej interpretacji. W sprawach bolesnych i najtrudniejszych nasze poglądy i oceny okazały się zbliżone. Gdyby pójść tą drogą, należałoby powierzyć sprawy historyczne badaczom, by mogli publikować zbiory dokumentów i rzetelne prace naukowe. Sprawy historyczne doczekałyby się wówczas uczciwej oceny opartej na faktach i prawdzie.

Mam tu pewną wątpliwość. Weźmy Katyń: historycy z obu krajów patrzą na sprawę podobnie, państwo rosyjskie w ciągu 20 lat także wykonało szereg gestów - a jednak Katyń ciągle jest problemem nierozwiązanym.

Zbrodnia katyńska - nie bez udziału Grupy do Spraw Trudnych - doczekała się jednoznacznej oceny politycznej. Zdecydowana większość historyków i przedstawicieli rosyjskiej elity intelektualnej ma świadomość, że była to zbrodnia stalinowska, której wykonawcami byli oprawcy z NKWD. Jedynie bolszewicko-nacjonalistyczny margines prowadzi wokół tej zbrodni swoje gry. Dla mnie ważniejsze jest to, że są w Rosji ludzie dobrej woli, uczciwi badacze, bez których zapewne nie doszłoby do zmiany stanowiska władz. Ważne jest to, że prawda o Katyniu została w Rosji powiedziana głośno i dobitnie.

Problem polega dziś na tym, by - po powiedzeniu prawdy o Katyniu - nie kreowano w Rosji ponownie świadomie i instrumentalnie legendy "anty-Katynia", czyli rzekomej zbrodni wobec jeńców rosyjskich z czasów wojny polsko-bolszewickiej. Na marginesie: zastanawia mnie, że w Rosji nie podnosi się sprawy dziesiątków i setek tysięcy jeńców rosyjskich i radzieckich zagłodzonych i zamordowanych w obozach niemieckich zarówno podczas I, jak i II wojny światowej. Nie pamiętam, by strona rosyjska zwracała się o listę tych jeńców. Inny przykład: gdy Władimir Putin wygłaszał istotne przemówienie na Westerplatte i po raz pierwszy oświadczył publicznie, że II wojna światowa rozpoczęła się 1 września 1939 r., a nie 22 czerwca 1941 r. - co dla Rosjan wcale nie było oczywiste - to jednocześnie w Moskwie została uruchomiona kampania w TV i rosyjskich mediach, która miała na użytek wewnętrzny "zrównoważyć" wystąpienie rosyjskiego premiera. Psychologia ludzi, którzy tę kampanię uruchomili, jest oparta na kłamstwie, na orwellowskim dostosowywaniu historii do bieżących potrzeb propagandowych. Krytycy tej metody w Rosji powiadają z ironią, że "u nas najbardziej nieprzewidywalna jest historia". Po to, by sprawa zbrodni katyńskiej nie mogła być kwestionowana nawet przez obrońców "czystości munduru" oprawców ze służb specjalnych, należy powiedzieć pełną prawdę o całym systemie stalinowskich zbrodni i bezprawia. Mamy do czynienia w Polsce i w Rosji ze zjawiskiem, które nazwałbym odłożonym popytem na prawdę.

Jednak coś się zmienia. Budzi nadzieję to, że coraz więcej jest badaczy rzetelnie zajmujących się przeszłością. Takim pozytywnym przykładem są prace Nikity Pietrowa, wiceprzewodniczącego Stowarzyszenia "Memoriał". Mógłbym wymienić dziesiątki innych nazwisk przyzwoitych badaczy i uczonych, choćby Aleksandra Janowa, który wydał ostatnio trzy tomy pt. "Rossija i Jewropa. 1462-1921". Jest to dzieło wybitne. W wielu sprawach stanowi rewizję tradycyjnego podejścia. Godzi się też wymienić nazwiska takich uczonych, jak Inessa Jażborowska, Natalia Lebiediewa, Nikołaj Bucharin, Giennadij Matwiejew - autor biografii Piłsudskiego, który po raz pierwszy w Rosji nie pokazuje go jako faszystę, lecz działacza niepodległościowego, który swymi korzeniami był związany z ruchem socjalistycznym. Badacze ci powoli zmieniają sposób postrzegania Rosji i jej relacji z Polską.

Wspomniał pan Nikitę Pietrowa. Problem polega na tym, że - pomijając już to, iż w samej Rosji na "Memoriał" krzywo się patrzy - autor ujawnił dokumenty na temat obławy augustowskiej, podczas gdy państwo rosyjskie przez lata oficjalnie twierdziło, iż żadnych dokumentów nie ma. Tak odpowiadano na polskie zapytania.

To prawda. Jednak fakt, że uczciwy historyk, badacz archiwów może opublikować pracę, która odwołuje się do dokumentów z konkretną sygnaturą i demaskuje kłamstwo tych, którzy pisali w odpowiedzi na pytanie strony polskiej, że "sprawdzono archiwa i nie udało się odnaleźć dokumentów w tej sprawie" - jest godne odnotowania. Sygnalizuje zmianę na lepsze.

Chcę wierzyć w to, że jeśli stosunki polsko-rosyjskie będą się rozwijały zgodnie z zapowiedziami z lat 2009-2010, to coraz mniej będzie rosyjskich odpowiedzi negujących fakty. Rok temu Dmitrij Miedwiediew udzielił długiego wywiadu z okazji 65. rocznicy zwycięstwa nad III Rzeszą. Mówił w nim o konieczności dokończenia procesu destalinizacji. Jak pan wie, powołano przy prezydencie Rosji komisję, która ma się zająć różnymi sprawami tzw. polityki historycznej. Ma zapobiegać poniżaniu Rosji, ale też powierzono jej uczciwe badanie i rozliczanie się z przeszłością. Mam nadzieję, że na dłuższą metę ten drugi cel okaże się ważniejszy i przyniesie konkretne efekty. Fakt, że przewodniczący "Memoriału" uczestniczy w spotkaniach z prezydentem Rosji, świadczy o tym, że podejście władz do tego stowarzyszenia zasłużonego w odkrywaniu prawdy się zmienia...

Niemniej chyba zawsze będzie istniało niebezpieczeństwo, że nawet po opublikowaniu dokumentów i prac, po wystąpieniach głowy państwa, jakiś szef dyplomacji Rosji czy inny urzędnik coś powie, albo jakaś gazeta opublikuje rocznicowy artykuł stawiający wszystko na głowie.

Takie wystąpienia świadczą o tym, że zmiany napotykają na opór, opóźniający proces dojścia do prawdy i porozumienia. Nie ulega jednak wątpliwości, że to, co się już dokonało w stosunkach polsko-rosyjskich, stanowi trwały wspólny dorobek. Mieliśmy w ostatnich 20 latach okresy wzrostu znaczenia prawdy i próby powrotu do jej zacierania, zamazywania. Jednak posuwamy się do przodu. Posłużę się analogią z relacjami polsko-niemieckimi. Pamiętam, po wojnie popularne było powiedzenie: "Jak świat światem - nie będzie Niemiec Polakowi bratem". Dziś brzmi to egzotycznie, ale przecież przez wieki miało historyczne uzasadnienie. Mam nadzieję, że z Rosją będzie podobnie. Musimy liczyć się z tym, że nawet jeśli głowa rosyjskiego państwa wygłosi przemówienie, to nie oznacza, że sprawa jest definitywnie i w każdym szczególe rozstrzygnięta. Często po takim przemówieniu byłem pytany przez dziennikarzy, czy to jest przełom. W epoce tabloidyzacji życia publicznego jest stałe zapotrzebowanie na wydarzenia spektakularne, wyraziste - na przełomy. Odpowiadałem i nadal odpowiadam, że w takich sprawach przełomy zdarzają się rzadko, mamy za to trudny i żmudny proces, w którym są różne etapy. Jedne cieszą, inne smucą.

Co Polska i Rosja mogą zrobić wspólnie, by przyspieszyć ten proces? Może badania nad losem poległych na ziemiach polskich żołnierzy rosyjskich i radzieckich mogłyby odegrać pozytywną rolę?

Jedną z rekomendacji Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, którą przekazaliśmy rządom obu państw, była sugestia instytucjonalizacji dialogu. Chodziło o to, by nadać polsko-rosyjskim relacjom w tej mierze charakter systemowy i uporządkowany, a nie od zdarzenia do zdarzenia, od wizyty do wizyty. W efekcie, opracowany został projekt Centrum Polsko-Rosyjskiego­ Dialogu i Porozumienia w Polsce i analogicznej instytucji w Rosji. Mandat obu tych ośrodków był wielokrotnie dyskutowany w Warszawie i w Moskwie. Będą to instytucje odrębne, ale współpracujące ze sobą. Nie wykluczam, że ośrodki te podejmą wspólny projekt badawczy pod nazwą "Jeńcy". Sprawa dotyczy losów jeńców polskich w Rosji i jeńców rosyjskich i radzieckich w Polsce. Tak się składa, że jakkolwiek sprawą tą nie zajmuję się zawodowo, to trafiały do mnie - jako współprzewodniczącego Grupy ds. Trudnych - listy osób z Rosji, które prosiły o pomoc w ustaleniu, gdzie i w jakich okolicznościach zginęli ich ojcowie i dziadkowie. Jeden z rosyjskich emerytowanych ambasadorów bada losy członka swojej rodziny, który był w niemieckim obozie jenieckim koło Torunia, a potem ślad się urywa. Wciąż nie są przebadane losy jeńców polskich, nie tylko tych z Katynia, Starobielska i innych znanych miejsc, ale również jeńców z czasów wojny polsko-bolszewickiej. Taki projekt mógłby stać się elementem współpracy wymagającej nie tylko systematyczności, ale też empatii. Rokowałby społeczne poparcie w obu krajach, bo przecież rodziny poległych chcą i mają prawo poznać ich losy.

Jeśli proces poszukiwania trwałego polsko-rosyjskiego porozumienia można określić jako drogę, to trzeba powiedzieć, że jest na niej sporo kamieni i wciąż jeszcze wielkich głazów, które trzeba usunąć. Sprawa jeńców wciąż jest takim głazem. Czas najwyższy, aby zabrać się za jego usuwanie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2011