Pomnik i pomnik

Bies mnie podkusił. Pojechałem z Łucka do Beresteczka na skróty. Droga istniała na mapie, pokazywał ją też GPS.

03.04.2015

Czyta się kilka minut

W rzeczywistości asfalt zmienił się w dziurawy asfalt, potem w kocie łby, w końcu w błotnistą breję, która zmieniła się w rozjeżdżone koleiny. Auto zapadło się po osie, koła zaczęły obracać się w miejscu, silnik zgasł i wokoło zapadła cisza.

Rozejrzałem się po pustkowiu. Zrozumiałem, że król Jan Kazimierz, który pobił tu Kozaków, był wielkim wodzem. Uratowali mnie dobrzy ludzie, wędkarze. Utytłani w błocie po szyję, wypchnęli samochód na twardy grunt. Nie chcieli za to nic więcej niż „dziękuję”.

Pod Beresteczkiem stoi monumentalny pomnik. Trzech Kozaków wspartych o siebie plecami szykuje się do odparcia ostatniego szturmu polskich rycerzy. Zostali tylko oni i mały chłopiec, wtulony między nich. Wiadomo, że za chwilę wszystko się skończy: zostaną rozsiekani.

Pod pomnikiem leżą świeże kwiaty i wieniec w niebiesko-żółtych barwach. Obok monastyr wybudowany na kozackich mogiłach. I muzeum. Wszystko to pięknie utrzymane, wysprzątane.

Bies mnie podkusił po raz drugi. Jadąc z Dniepropietrowska do Kirowohradu zobaczyłem drogowskaz „Żółte Wody 14 km”. Skręciłem odruchowo. Droga była niezła, ale zdradliwa. Pod rozlaną na całą szerokość jezdni kałużą kryła się wielka dziura. Spotkanie z nią ciężkim uszkodzeniem przypłacił amortyzator.

– Polaków pod Żółtymi Wodami rzadko spotyka coś dobrego – zauważył filozoficznie mój ukraiński towarzysz podróży. Zgodziłem się i ruszyliśmy dalej.

Pomnik ustawiony na wzgórzu, wśród zapyziałych chałup, jest brzydki. Składa się z dwóch słupów i tablicy wyjaśniającej, że Chmielnicki odniósł tu wielkie zwycięstwo, zaś Polacy ponieśli sromotną klęskę. Nie ma tu za wiele do roboty. Zrobić zdjęcie, zmówić modlitwę za swoich i jechać dalej z czystym sumieniem.

Resztę podróży umilaliśmy sobie rozmową o dwóch pomnikach, przekrzykując pojękujący amortyzator. O pomniku pod Żółtymi Wodami nie dało się za dużo powiedzieć – oprócz tego, że jest szpetny. Ukraińcy dołożyli dużo więcej starań, by upamiętnić klęskę pod Beresteczkiem niż wiktorię pod Żółtymi Wodami. W 2008 r. prezydent Wiktor Juszczenko nadał specjalnym dekretem beresteckiemu memoriałowi status ogólnonarodowego, co podniosło i jego wagę, i budżet. Juszczenko „w swojej polityce stawiał na wąski, etniczny model narodu ukraińskiego, zgodnie z formułą: »jeden język, jedna historia, jedno wyznanie«”. Dlatego, choć obiecywał być prezydentem całej Ukrainy, skończył jako prezydent ukraińskiej Galicji. Tak właśnie opisuje jego rządy wybitny historyk, prof. Jarosław Hrycak, w książce „Strasti za nacjonalizmom”.

Ukraina nie przyjęła tego modelu. Po Juszczence do władzy doszedł Wiktor Janukowycz, człowiek z Doniecka. Donieck na galicyjski nacjonalizm reagował nienawiścią. Bardziej niż na wspólnej historii zależało mu na pełnej misce, czyli przywilejach socjalnych. „Mieszkańcy Donbasu są gotowi uznać Ukrainę za niezależne państwo pod warunkiem, że Ukraina będzie w politycznej i kulturalnej bliskości z Rosją, choć Rosją się nie stanie” – pisał Hrycak na lata przed wojną.

Z badań profesora wynikało, że jest jeszcze trzeci możliwy wariant rozwoju państwa. Ukraina nie galicyjska, nie doniecka, lecz okrojona. Zjednoczona wokół narodowego modelu, ale bez Krymu i Donbasu. Albo wokół socjalnego, tyle że bez Galicji. Zdaje się, że myśli profesora właśnie stają się ciałem.

Dziesiątki rozmów, które odbyłem, dowodzą, że Ukraińcy mają już dość wojny. Coraz częściej mówią o potrzebie wybudowania muru między wschodem a resztą kraju. Pozostaje w zasadzie jedno, techniczne pytanie: gdzie mur mógłby stanąć?

Takie podejście do sprawy kruszy pogląd, że warto budować społeczeństwo oparte na różnorodności i kompromisie. Dla mnie to przykre, bo to pogląd bardzo mi bliski. Jednak kiedy go na Ukrainie głoszę, zaraz słyszę kontrargument: – Jak długo mamy się strzelać w imię różnorodności? Ilu żołnierzy jeszcze poświęcić? Jak możemy zawierać kompromis z kimś, kto widzi swoją przyszłość w sojuszu z Moskwą, gdy my widzimy go w sojuszu z Brukselą?

Tak więc, niestety, ściana już stanęła: jeśli nie fizycznie, to na pewno w głowach. Romantycy – tacy jak Światosław Wakarczuk, poeta i lider grupy Okean Elzy, który mówił mi o konieczności dialogu i protestował przeciwko budowaniu murów – należą do niknącej w oczach mniejszości.

Kozacy spod Beresteczka, oparci o siebie plecami, spleceni w braterskim uścisku, odchodzą właśnie do lamusa historii. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2015