Poluzowana przepaska Temidy

Giotto: Cnota sprawiedliwości

13.12.2006

Czyta się kilka minut

TYGODNIK POWSZECHNY: - Wszyscy jej łakną, nikt jej nie zaznał, podobno nie ma jej na tym padole...

PROF. EWA ŁĘTOWSKA: - Czy nie ma, tego nie wiem. Wiem natomiast, że kłopot z nią zaczyna się już na poziomie definicji, bo ma ona niejedno imię.

Czy sprawiedliwość znaczy, że każdemu należy się to samo, każdemu według jego zasług, potrzeb czy według tego, co mu przyznaje prawo? Egalitarystyczna teoria sprawiedliwości zakłada równy podział dóbr, ale podział ten nie jest możliwy, bo choć wszyscy mamy podobne żołądki, to nie mamy takich samych głów - by dzielić sprawiedliwie, należy więc przyjąć pewne kryteria.

Jako prawnik sądzę, że istnieje wspólne jądro przywołanych wariantów sprawiedliwości: jednakowe traktowanie każdego człowieka. Bez przywilejów. Sprawiedliwość może być naruszana na różne sposoby - np. przez manipulację kryteriami podziału, jak w przypadku niemieckich odszkodowań dla ofiar eksperymentów medycznych z Oświęcimia. To była jedna z pierwszych spraw, jakimi zajmowałam się jako rzecznik praw obywatelskich. Ci, którzy dzielili odszkodowania, nie przyjęli żadnych kryteriów: najpierw dzielili równo, a gdy zabrakło pieniędzy, zmniejszyli kwoty dla pozostałych ofiar. Zwracałam uwagę, że nie sposób dzielić niesprawiedliwie i zyskać do tego legitymizację. Kryteria muszą być czytelne i sprawdzalne, inaczej rodzi się w ludziach poczucie niesprawiedliwości. Sprawiedliwość - powtarzam - to przede wszystkim równe traktowanie każdego człowieka. Najpierw więc jest równość formalna, po niej zaś materialna. Nieposzanowanie pierwszej z nich zawsze wiedzie ku niesprawiedliwości.

Równość

- Co to znaczy traktować ludzi jednakowo? Jakie kryteria przyjąć?

- Za mnie tego wyboru dokonało prawo - w sensie systemu prawa - które mówi, jakie decyzje mam podejmować. Podejmuję je, nie wprowadzając własnych kryteriów.

- Czasami - jak zwykły człowiek - musi Pani chyba postępować według własnych kryteriów?

- Ale to nie jest trudne, by pogodzić prawo z obroną własnej cnoty. Przykład: w pewnych przypadkach sędzia musi się wyłączyć z orzekania, bo jeżeli pozostaje w jakichkolwiek relacjach z kimś, kto staje przed sądem, to z natury rzeczy pada posądzenie, że może być stronniczy; przy czym nie chodzi o to, czy jest, lecz że może być o to podejrzewany. Zgrabna angielska formuła zakłada, że przy wymierzaniu sprawiedliwości - rozumianej jako działanie sądu - równie ważne jak zachowanie jej zasad jest i to, by wszyscy widzieli, że sprawiedliwość została zachowana. Gdy mój student złożył w Trybunale Konstytucyjnym skargę konstytucyjną, pisemnie oświadczyłam przewodniczącemu Trybunału, że znam skarżącego i choć nie sądzę, by to zaważyło na mojej ocenie, niemniej proszę, by mnie ze sprawy wyłączyć - postąpiłam zgodnie z kodeksem procedury. Inny przykład: sędziemu w Ameryce nie wolno (u nas wolno) nauczać studentów, gdyż uznaje się, że wykładowca może ujawniać przed studentami własną aksjologię, np. wobec aborcji. Istnieje więc bogate instrumentarium, które chroni sędziów przed stronniczością czy uleganiem osobistym kryteriom. Prawnik musi się zachowywać sprawiedliwie formalnie, prawo zaś mówi mu, jakimi kryteriami się posługiwać, by szafować sprawiedliwością materialną. Ale nikt nigdzie nie znajdzie reguł, że w jednym wypadku ma posługiwać się np. kryterium: każdemu według zasług, a w innym lepiej: według potrzeb. Oczywiście w czasach, gdy istniało niewolnictwo, prawa należały się wybranym...

- Ale nawet wówczas wymagano sprawiedliwości. Św. Paweł powiada: ,,Panowie, oddawajcie niewolnikom to, co sprawiedliwe i słuszne, świadomi tego, że i wy macie Pana na niebie". Jakiego ,,Pana na niebie" ma prawnik?

- Prawo.

- Toż to tępy legalizm!

- Ależ skąd! Przecież mam obowiązek pytać, czy konkretna ustawa zgodna jest z Konstytucją i z jej aksjologią. A potem, czy to wszystko jest zgodne z prawami człowieka i ich ustalonymi standardami. I zakładając takie sita, dopiero później dochodzę do absolutu sprawiedliwości. Dopiero na końcu powiem: niebo gwiaździste nade mną. Jeśli każecie powiedzieć mi, co jest sprawiedliwe w ogóle, odpowiem: nie wiem, ale jeśli wskażecie konkret, będę się starała go rozsupłać i pewno wyniknie z tego jakieś sprawiedliwe rozwiązanie. Dajcie casus, a powiem, co na to prawo, potem zaś będę myśleć, jak to prawo zinterpretować i ocenić w świetle Konstytucji albo praw człowieka, które nie są abstrakcją ani czystym woluntaryzmem. Co się może wtedy okazać? Że nasz system krajowy jest z nimi sprzeczny. Mam obowiązek służyć wyższemu systemowi aksjologicznemu, który w tym przypadku jest moim Panem.

- Ale człowiek ma w sobie poczucie sprawiedliwości, nie zawsze tożsame z literą prawa...

- Oczywiście, choć ciągle musi konfrontować obowiązek zawodowy z sumieniem, ale przeciwstawiam się temu, by kierując się sumieniem niejako "na wejściu" rozumowania, interpretacji i analizy, rozstrzygać, co jest bądź nie jest sprawiedliwe. Najpierw użyj instrumentarium, które ofiaruje ci historia, wiedza, wykształcenie. Gdy to nie wystarcza, wtedy kieruj się czystym sumieniem. Przeciwstawiam się pochopnemu włażeniu na prawo natury, na "ius", na moralność, na wpatrywanie się w Kantowskie niebo gwiaździste. Spora część naszych kłopotów ze sprawiedliwością jest konsekwencją manipulacji ideologicznej albo nieuctwa. Oczywiście, istnieją problemy ze sprawiedliwością - ale w daleko węższym zakresie, niż głosi to potoczna wiedza.

Odwet

- Najpierw więc zaufaj rozumowi i tradycji, potem wsłuchuj się w głos dajmoniona?

- No nareszcie! Bo skąd się biorą kłopoty ze sprawiedliwością? Z rozmaitych preferencji aksjologicznych i ideowych, należy więc dążyć do minimalizacji pól, gdzie występują owe różnice. Jestem prawnikiem od ponad czterdziestu lat i nie zdarzyło się, bym przy pomocy narzędzi prawniczych nie znalazła rozwiązania, którego bym nie postrzegała jako sprawiedliwe.

- No dobrze, ale jeśli ktoś skrzywdziłby Panią, później zaś ta osoba byłaby od Pani zależna, czy umiałaby Pani być wobec niej sprawiedliwa?

- Opowiem panom historię: gdy opowiedziałam się przeciw instrukcji nauczania religii w szkołach, ostro wystąpił w Trybunale przeciw mnie jeden ze znanych prokuratorów, argumentując, że ateizm to najgorsza z religii. Argument fałszywy, mogłam czuć się urażona. Wkrótce zmieniła się koniunktura polityczna, prokurator stracił pracę i trafił do biura rzecznika praw obywatelskich. Ceniłam go, bo był bardzo dobrym prawnikiem. Po prostu staram się nie być zbyt małostkowa.

- Postawmy pytanie dosadniej: czy ofiara może być sprawiedliwa wobec kata? Pierwszy odruch ofiary to niemal zawsze próba odwetu...

- Ale przecież to kodeks Hammurabiego, no, w porywach Stary Testament, dlaczego panowie odwołują się do zasady: oko za oko?

- Bo tkwi w naturze ludzkiej.

- Ale od wieków człowiek chce przezwyciężyć swoją naturę i pokazać inne perspektywy, chociażby wskazane przez Chrystusa. Odrzucam sprawiedliwość, która żąda oka za oko, bo moja satysfakcja etyczna byłaby niska, tania. Nie chciałabym tu przedstawiać się jako chodząca świętość, spytam zatem utylitarnie: czy opłacałoby mi się żądać czyjegoś oka za moje oko? Nie, bo nie służyłoby to pokojowi między ludźmi. Tak rozumiana sprawiedliwość prowadzi na manowce.

- Ale po dziś dzień mówi się o sprawiedliwości karzącej...

- Mówi się, bo czasami sprawiedliwość wymaga kary, ale jaka ma to być kara - decyduje prawo. Niedawno Sejm - korzystając z mody nakazującej ostentację w penalizacji pedofilii - zmienił zasady karania za zabójstwo na tym tle. Przy czym ,,zamiast kupić butelkę piwa, kupiono cały browar", w ogóle zmieniając zasady karania za zabójstwo kwalifikowane, w którym dotąd mieściło się zabójstwo mające w tle akty pedofilne. W rezultacie w ogromnej większości zabójstw, np. popełnionych z użyciem broni palnej, gdy było kilka ofiar, w warunkach recydywy itd., wyeliminowano karę pozbawienia wolności od dwunastu do piętnastu lat więzienia, pozostawiając jedynie karę dwudziestu pięciu lat więzienia i dożywocia. Czy to sprawiedliwe, jeśli pozbawia się sądy możliwości dobrania kary odpowiedniej do czynu i osobowości sprawcy? Konstytucja ma pewien zamysł sprawiedliwościowy każący dopasować karę do czynu i sprawcy, przynajmniej w tych widełkach między dwunastoma i piętnastoma laty, a więc odebranie tej możliwości sądowi to niesprawiedliwość.

- Co zobaczy Temida po zdjęciu przepaski z oczu?

- Świat z jego egoizmem, koniunkturalizmem, tchórzostwem itp. Ta symboliczna przepaska znaczy, że Temida ma wymierzać sprawiedliwość formalną - zważyć postępki każdego człowieka bez stronniczości. O karze decyduje sąd karny, ale przecież Temida jest również symbolem sądu cywilnego, odmierzającego sprawiedliwość ludziom skonfliktowanym. Tu jeśli Temida przyzna rację jednemu, to zawsze odmówi jej drugiemu, więc jej sprawiedliwe wyroki nigdy wszystkich nie usatysfakcjonują. Ale istnieje koncept, niebrany pod uwagę w polskich dyskusjach o sprawiedliwości. W nowoczesnej Europie oddaje się sędziom i sądom ogromną władzę, podkreślając, że rozstrzygnięcie musi być aplikowane proporcjonalnie, prawo stosowane musi odpowiadać cesze proporcjonalności. U nas mówi się o proporcjonalności jedynie w związku z karą.

Rozsądek

- To znaczy?

- Ustawodawca pozwala sędziemu ,,karnemu" dostosować czyn do ciężaru winy i osobowości winnego. A to powinno występować także w działaniu innych sędziów, orzekających w sprawach cywilnych czy administracyjnych. W pewnych przypadkach mówi się: orzekaj wedle zasady rozsądku, choć nie dotyczy to prawa karnego. Wedle rozsądku sądził król Salomon. Dwie kobiety spierały się o dziecko, każda twierdziła, że to jej syn. Król kazał więc przeciąć dziecko na pół, by się przekonać, której z nich zależy na jego życiu. Nie był ślepy jak Temida.

Gdy sędziowie mają dużo swobody, jej przepaska jest zawiązana luźno. A wtedy sędzia tworzy prawo w granicach przyznanych mu przez te niedookreślone zwroty, reguły rozsądku. To, oczywiście, stawia go w pozycji ustawodawcy. Na studiach uczono mnie, że sędzia w istocie jest nikim, bo tylko aplikuje to, co postanowił ustawodawca. To jednak nie była ani nie jest cała prawda. Spytałam kiedyś sędzinę, której ufałam: dlaczego tak jest? "To bezpieczniejsze - usłyszałam - bo gdy nas naciskają, umywamy ręce i przerzucamy odpowiedzialność na ustawodawcę". I tak jest do dziś: nasi sędziowie chętnie chowają się za plecy ustawodawcy nawet wówczas, gdy w rzeczywistości ustawodawca skłonny jest zostawić im sporo swobody.

Sądy w Polsce są, a przynajmniej bywają niesprawiedliwe, bo sędziom nie chce się ruszyć głową, by orzeczenie było nie tylko zgodne z ustawą, lecz i z Konstytucją oraz z prawami człowieka. Oraz, jeśli panom zależy, by wydusić to ze mnie - ale dopiero na końcu - z sumieniem. Mój nieżyjący już mąż był profesorem prawa i sędzią Sądu Najwyższego. Sprawa dotyczyła jakichś przepisów o zasiłkach dla ludzi pozostających w związkach małżeńskich, rozumianych jako normalna rodzina. Mąż miał rozstrzygnąć przypadek pary: ona żyła w jednym zakładzie zamkniętym, on w drugim. Byli rodziną, choć wedle tych przepisów formalnie wziętych nią nie byli, bo nie prowadzili wspólnego gospodarstwa etc., więc beneficja im nie przysługiwały. Sprawa tak właśnie, dość formalnie rozstrzygnięta trafiła z rewizją do Sądu Najwyższego. Koledzy męża mówią do niego: nie można krzywdzić ludzi. Ruszył więc głową i powiedział, że jeśli Konstytucja otacza pieczą rodzinę, nie znaczy to, iż otacza pieczą tylko jeden, najczęściej spotykany model rodziny, zatem tej parze należą się zasiłki, gdyż niewątpliwie są rodziną. To właśnie przykład sprawiedliwości osiągniętej dzięki interpretacji ustawy przez pryzmat Konstytucji.

Zatem jeżeli sędzia chce i umie to zrobić, prawo daje mu możliwości, by był kreatywny - w służbie sprawiedliwości. Wydaje mi się, że w Polsce dlatego jest kłopot ze sprawiedliwością, iż zbyt łatwo i szybko chcemy załatwić na poziomie czystej etyki coś, co powinno być załatwione wcześniej przy pomocy deontologii zawodowej, oczywiście deontologii na przyzwoitym poziomie. Jeżeli obecnie mamy kłopot z lustracją, rewindykacjami mienia, zabużanami, gruntami warszawskimi, czyli z rozliczeniami okresu historycznego, który jest aksjologicznie odrzucany, to dlatego, że zbyt mało użyto wiedzy fachowej dotyczącej instrumentów łagodzenia skutków upływu czasu. A w prawie jest przecież taka wiedza.

- Co znaczy: łagodzenie skutków upływu czasu?

- Chodzi o prawne instrumenty, dzięki którym można złagodzić skutki radykalnych zmian aksjologii czy zmian prawa. Np. odnośnie świadczeń kombatanckich czy emerytur byłych funkcjonariuszy mówimy: nie będziemy już takich świadczeń na takich zasadach przyznawać, ale zarazem nie będziemy ich odbierać.

Moralność

- I to ma być sprawiedliwe? To znaczy, że oskarżeni o zbrodnie stalinowskie Morel czy Zwolińska mają za owe zbrodnie pobierać wysokie emerytury?

- Różnica między mną a panami jest taka, że ja orzekałam w sprawach kombatanckich i wiem, o czym mówię, a panowie mówią o...

- ...odczuciu społecznym. Czy ono jest bez znaczenia?

- Orzekałam trzy lata w NSA w sprawach m.in. weryfikacji kombatantów i przez ten czas widziałam ze dwóch, trzech "zatwardziałych" ubeków. Natomiast większość spraw dotyczyła np. odebrania emerytury sekretarkom, kierowcom czy sprzątaczkom pracującym w MSW. W NSA zajmowałam się sprawą kobiety, która rzeczywiście pracowała w UB, ale dlaczego? Bo odniosła ciężkie rany w Powstaniu Warszawskim i wymagała leczenia. Koledzy z Powstania specjalnie wsadzili ją zatem do UB, gdyż miała tam lepszą opiekę lekarską. Każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie. Nie można odbierać wszystkim "hurtowo", np. przy pomocy ustawy.

Jeżeli w celu osiągnięcia tzw. czystej moralności zaczynamy stosować środki bogate w postaci wzmacniania prawem, to wychodzi to na złe zarówno moralności, jak i prawu. Prawo i moralność w dużej mierze się pokrywają, ale istnieje pewien margines moralności, który wykracza poza prawo. Mojego poczucia sprawiedliwości nie zakłóca fakt, że nie ukarze się osoby blisko 90-letniej, bez względu na to, co robiła w młodości. I nie uważam, by odebranie jej renty było komukolwiek do szczęścia potrzebne. Jestem przeciwna inkwizytorskiej zasadzie: "Niech ginie świat, niech stanie się sprawiedliwość".

- Zależy jaka sprawiedliwość, bo oprócz sprawiedliwości karzącej istnieje także tzw. sprawiedliwość naprawcza.

- A to co innego. Głosi ona, że sprawiedliwość nie tyle służy temu, by usatysfakcjonować poczucie zemsty, czy temu, by uczynić zadość obowiązkowi państwowemu, ile temu, aby doprowadzić do pojednania między sprawcą przestępstwa a ofiarą. Na tej zasadzie np. działała w RPA Komisja Prawdy i Pojednania.

- Wtedy Temida rzeczywiście dostrzega człowieka.

- Problem w tym, że europejska wizja sprawiedliwości nie ma wiele wspólnego ze sprawiedliwością naprawczą. Uważamy, że sąd jest przede wszystkim po to, aby ukarać sprawcę. A sprawiedliwość karząca jest przecież tylko elementem sprawiedliwości rozumianej szerzej. Mówiłam już, że sprawiedliwość nie dotyczy wyłącznie spraw karnych, ale także sporów cywilnych, administracyjnych, wynikających ze stosunków pracy i umów. Jaki stan rzeczy polski sąd uważa za pożądany? Niestety zwykle taki, kiedy ludzie się go boją. A przecież czym innym jest posiadanie respektu, a czym innym wzbudzanie lęku. No i to, jak się respekt osiąga... W NSA wciąż powtarzałam, że jeżeli np. sędzia mamrocze pod nosem, a osoba, której sprawa jest rozpatrywana, nie słyszy i boi się o tym powiedzieć, to sędzia gwałci prawo obywatela do sprawiedliwego sądu. Sprawiedliwość składa się z drobiazgów, które mamy skłonność lekceważyć: rzetelności, stosowania tych samych miar do każdego, choćby dotyczących zwykłej punktualności. Sędzia nie może się z byle powodu spóźniać czy odkładać terminów rozpraw w nieskończoność. Nie może działać według niechlubnej zasady: jeśli można, to trzeba pod byle formalnym pozorem umorzyć, oddalić, nie rozpatrzyć, odroczyć. Gdy tak się dzieje, mamy do czynienia nie z sądzeniem, a "urzędoleniem". Powtarzam, że ważne jest nie tylko, aby wymierzyć sprawiedliwość, ważne jest również, aby wszyscy widzieli, że została ona wymierzona. Widać to z kolei wtedy, gdy sąd zdobywa się na wysiłek, gdy rozstrzyga merytorycznie, a nie formalnie, gdy uzasadnia wyroki tak, aby to dotarło do zainteresowanego i aby było widać chęć przekonania do rozstrzygnięcia.

- Słowem: prawa pociągają obowiązki.

- Zauważmy jednak, że obowiązki jednostek wystarczy regulować na poziomie ustawy zwykłej. Natomiast prawa człowieka trzeba regulować już na poziomie Konstytucji. Dzieje się tak, bo jednostka zawsze jest słabsza wobec społeczeństwa i państwa. Jej prawa zabezpiecza zatem ustawa wyższa, zasadnicza. Dlatego w Pakcie Praw Człowieka mówi się tylko o "prawach", a nie o "obowiązkach" człowieka. To prawa są bardziej podatne na naruszenia ze strony władzy i uprawnionemu trudniej jest je egzekwować. Z wyegzekwowaniem obowiązków natomiast państwo zawsze jest w stanie sobie poradzić.

Kiedyś mój student zaczął narzekać, że w kółko mówimy o prawach człowieka, a one chyba są do niczego, bo ciągle tyle jest niesprawiedliwości, wojen i cierpień. Odpowiedziałam, że owszem, ludzie ciągle się zabijają, ale mimo wszystko z jasno sformułowanymi prawami człowieka łatwiej żyć jednostce i społeczeństwu. I tak jest z całym prawem - prawo nie załatwia wszystkiego, nie zamienia nas w anioły. Przede wszystkim nie jest substytutem moralności. Prawo jest tylko środkiem ułożenia stosunków w społeczeństwie.

- Czym zatem byłaby cnota sprawiedliwości - obroną słabszych?

- Przede wszystkim obroną ludzkiej wolności. Sprawiedliwość nie ma uszczęśliwiać na siłę. Prawo domagające się heroizmu byłoby złym prawem.

- A kim jest człowiek sprawiedliwy?

- Tym, kto stosuje kryteria określone w prawie dla rzetelnego oddania jego idei; tym, kto zada sobie jednocześnie pytanie, czy kryteria wskazane w prawie są sprawiedliwe w świetle aksjologii konstytucyjnej i aksjologii praw człowieka; tym, kto umie to wszystko zrobić, czyli zada sobie dużo roboty; oraz tym, kto zdoła przekonać do swoich racji innych, bo sądzenie jest robotą zespołową. Krótko mówiąc: tym, kto stosuje prawo w określony sposób, zdając sobie sprawę z piętrowego charakteru aksjologii prawa. To jest niesłychanie ważne.

- A w życiu?

- W życiu człowiekiem sprawiedliwym jest ten, kto siebie nie oszukuje co do motywów swojego zachowania; kto nie unika pytań, dlaczego coś uważa za sprawiedliwe czy niesprawiedliwe. Nawet jeśli nie będzie na nie umiał odpowiedzieć.

Prof. EWA ŁĘTOWSKA była pierwszym w Polsce Rzecznikiem Praw Obywatelskich, sędzią Naczelnego Sądu Administracyjnego, obecnie jest sędzią Trybunału Konstytucyjnego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 51/2006