Pokolenie wrażliwych. Wystawa „Niepokój przychodzi o zmierzchu”

Oto pierwszy od dawna tak obszerny pokaz młodej twórczości. Trudno się dziwić, że budzi wielkie zainteresowanie i wielkie kontrowersje. Zwłaszcza że pokazuje, jak bardzo zmieniła się sztuka w ostatnich latach.

05.09.2022

Czyta się kilka minut

Mikołaj Sobczak, „The Smiths”, akryl na płótnie, 2019 r. / GALERIA ZACHĘTA / DZIĘKI UPRZEJMOŚCI FUNDACJI SZTUKI POLSKIEJ ING
Mikołaj Sobczak, „The Smiths”, akryl na płótnie, 2019 r. / GALERIA ZACHĘTA / DZIĘKI UPRZEJMOŚCI FUNDACJI SZTUKI POLSKIEJ ING

Nowa wystawa w Zachęcie, „Niepokój przychodzi o zmierzchu”, imponuje rozmiarami. Znalazły się tu prace blisko 90 artystek i artystów: od urodzonych w 1985 r. Hanny Krzysztofiak i Pawła Olszczyńskiego po rocznik 2000. Czy jednak pokoleniowość jest tym, co łączy zgromadzone tu dzieła? I na ile wystawa pokazuje obraz sztuki tworzonej przez młodych? Mimo liczby nazwisk uderzająca jest nieobecność pewnych zjawisk i nurtów, by wymienić np. twórczynie odwołujące się do tradycji abstrakcji i poszukiwań czysto formalnych, jak Emilia Kina (ur. 1990) czy Paulina Włostowska (ur. 1987).

Niekompletność jest wpisana w koncepcję tej ekspozycji. „Niepokój przychodzi o zmierzchu” nie ma być – jak zaznaczono w tekście towarzyszącym wystawie – prezentacją „kluczowych twórców, zjawisk i postaw”, a jedynie „dostrzeżeniem pewnej wspólnej wrażliwości”, którą reprezentują artystki i artyści znani, ale też dopiero odkrywani. Mamy tu więc wiele postaci ostatnio głośnych, jak członkowie Grupy Potencja czy Karol Palczak, oraz prace pokazywane już na innych wystawach, brak natomiast spektakularnych odkryć i nowych twarzy. Ostatecznie jednak pewna przewidywalność nie jest tylko słabością wystawy, bo daje możliwość zobaczenia w jednym miejscu tego, o czym w ostatnich latach tyle się mówiło.

Co więcej: broni się sam wybór wieku jako kategorii wyróżniającej. Oglądamy tu bowiem pierwsze pokolenie, dla którego PRL i czas transformacji są daleką przeszłością albo wspomnieniem z wczesnego dzieciństwa. Ludzi, którzy dorastali w kompletnie innej sytuacji politycznej, społecznej, ekonomicznej, a także artystycznej, z wolnym rynkiem sztuki, systemem galerii publicznych i prywatnych, z otwarciem na świat, w tym na edukację poza Polską. Ludzi, dla których wspólne było przeżycie pandemii, protestów w sprawie praw kobiet i mniejszości czy ostatnio wojny w Ukrainie.

Siła słabości

Wszystko to sprawia, że – jak przekonuje kuratorka Magdalena Komornicka w wywiadzie dla „Krytyki Politycznej” – są oni wrażliwi nie tylko na to, co się dzieje dookoła. Jest to „pierwsze pokolenie, które mówi o wrażliwości i związanych z nią wartościach tak otwarcie, mierząc się z problemami związanymi z emocjonalnością”. I jeżeli – co widać w wielu pracach zgromadzonych w Zachęcie – prowadzi to do „skupienia się przede wszystkim na sobie, swojej biografii, przeżyciach, emocjach”, a nawet do postaw narcystycznych (częsty zarzut wobec najmłodszych roczników), to młodzi zdejmują tabu z kwestii, o której w Polsce od dawna nie potrafiono mówić, czyli kwestii zdrowia psychicznego.

Nieprzypadkowo przed wejściem na wystawę położono dywanik-wycieraczkę Karoliny Balcer (ur. 1988), na którym zamiast zwyczajowego „Welcome” znalazło się słowo „Help” – artystka nawiązuje tu do doświadczeń brata, który z powodu problemów psychicznych bywał bezdomny. I być może wystawa pokazuje ważną zmianę, która nie dotyczy jedynie artystek i artystów, lecz w ogóle młodego pokolenia: uznania przez nie, że trauma, depresja czy choroba psychiczna nie mogą być tematami tabu, a mówienie o nich jest przejawem siły, nie słabości. Sam tytuł wystawy zaczerpnięto zresztą z książki niebinarnego, używającego męskich zaimków holenderskiego pisarza Marieke Lucasa Rijnewelda, opowiadającej o dziewczynce o imieniu Jas, wychowanej w religijnej rolniczej rodzinie, która mierzy się z żałobą po śmierci brata, testując granice własnego ciała i ciał innych w wytrzymałości na cierpienie i ból.

Otwartość, z jaką Rijneweld opisuje przeżycia swoich bohaterów, ale też osoba samego autora i jego biografia dobrze korespondują z emocjonalnością wielu prac zgromadzonych w Zachęcie. Ich autorzy i autorki nie mają problemu z nazywaniem tego, co przeżywają. Mówią o tym wprost, bez ogródek. Nie ukrywają pragnień i potrzeb, jak Patryk Różycki (ur. 1992), który oznajmia: „Najbardziej na świecie chciałbym być kochanym przez kogoś obcego”.

Powrót przeszłości

Wiele prac dotyczy przemocy, zarówno systemowej, np. związanej z patriarchatem, jak też indywidualnej, w tym wymierzonej przeciwko sobie samemu. Zaskakująco często pojawiają się motywy zaczerpnięte z futurologicznych opowieści: roboty i cyborgi, ale również rozmaite postaci z mitów i legend: centaury, wampiry czy kościotrupy. Na wystawie udało się więc wychwycić zwrot nie tylko w kierunku surrealizmu (ogłoszony już wcześniej), ale też symbolizmu, powrót do sztuki przełomu XIX i XX wieku, a nawet do romantyzmu.

Stosunek do przeszłości to jeden z najciekawszych wątków wystawy. Artystki i artyści sięgają do wzorca, stylistyki i technik, które często uchodziły za martwe. Agata Słowak (ur. 1994) nawiązuje do malarstwa figuratywnego z pierwszej połowy XX w., ale też do sztuki renesansu. Tworzy tajemnicze, dziwne, chwilami przerażające przedstawienia kobiet, świadomych swej cielesności i seksualności. Łukasz Stokłosa (ur. 1986) w pracach wyrafinowanych kolorystycznie, a jednocześnie utrzymanych w ciemnej, bliskiej dziełom niektórych starych mistrzów tonacji, wykorzystuje fragmenty kadrów z filmów i seriali. Obrazy Leny Achtelik (ur. 1989) przypominają zaś dawne portrety, z zatartymi przez czas wizerunkami postaci.

Czy te kolejne zwroty do przeszłości nie prowadzą do pustego formalizmu i nie grożą popadnięciem w banał powtórzeń? Oglądanie kolejnych obrazów z kościotrupami, wampirami i innymi stworami tak mocno obecnymi dziś w kulturze masowej może być nużące, jednak są w Zachęcie także dzieła pokazujące zainteresowanie dawnymi wierzeniami czy obrzędami, słowiańszczyzną i ­odkrywaniem na nowo ludowej tradycji; dzieła, które przywracają wątki długo skazywane na marginalizację lub zapomnienie.

Jedną z najciekawszych prac jest wideo Kingi Michalskiej (ur. 1990), ­opowiadające o kobiecie mieszkającej w latach 60. ubiegłego wieku w polsko-kaszubskiej wiosce Wilno w Kanadzie, która wyjawiła, że urodziła się jako... wampir. To jeden z przykładów innego postrzegania przeszłości, skrajnie odmienny od polityki historycznej obecnie rządzących. Jednocześnie po raz pierwszy od lat pojawiło się tu nowe spojrzenie na wiarę, traktowaną jako jednostkowe doświadczenie. W Zachęcie znalazła się np. praca urodzonej w 1990 r. Oli Tubielewicz „Krucyfiks”: prosta, nieoczywista i przejmująca. Drewnianemu, rozłożonemu na części krzyżowi towarzyszy – podobnie jak w Ikei (wszystko jest utrzymane w stylistyce produktów szwedzkiej firmy) – instrukcja, w której zaznaczono: „Krzyż został rozłożony ponad 2000 lat temu. Nie należy go składać. Wykonało się”.

Czas teraźniejszy

Skupienie na sobie, na własnych przeżyciach i emocjach, nie oznacza jednak odwrócenia się od rzeczywistości. Przeciwnie: niektórzy nieustannie odwołują się do świata, w którym dorastali. Małgorzata Mycek (ur. 1993) opowiada w swych pracach, utrzymanych chwilami w estetyce dziecięcych rysunków, o życiu na polskiej wsi, a Karol Palczak (ur. 1987) odwołuje się do rzeczywistości Podkarpacia po czasach transformacji.

Spory o sztukę polityczną to dla młodego pokolenia przeszłość, co nie oznacza braku prac o politycznym charakterze. Wystarczy wymienić obraz urodzonej w 1997 r. Anny Grzymały „Zdejmij mundur, przeproś matkę”. W pierwszej wersji przedstawiał mundur policyjny, w obecnej zastąpił go mundur straży granicznej. Tuż obok tego płótna znalazło się inne – „The Smiths” urodzonego w 1989 r. Mikołaja Sobczaka, jeden z najważniejszych obrazów ostatnich lat, polemizujący z oficjalną polityką historyczną. Malarz odwołał się w nim do „Kucia kos” Artura Grottgera, jednego z ikonicznych dzieł polskiej kultury, by opowiedzieć o marginalizowanych kobietach i społeczności LGBT+. Miejsce powstańców styczniowych zajęły tu aktywistki: drag queen Charlotte, drag king Magdalena Farat oraz działaczki historycznej Solidarności, m.in. Alina Pienkowska, Henryka Krzywonos i Anna Walentynowicz.

Do spraw najbardziej aktualnych odwołują się prace zgromadzone w ostatniej, największej sali. Wypełniają ją dźwięki topiących się lodowców, wspólna praca audio Diany Lelonek (ur. 1988) i ­Denima Szrama (ur. 1990). Dodatkowo zamieszczono tu duży wybór dzieł dotyczących katastrofy klimatycznej. Niektóre świetne (jak „Czerwone olbrzymy” urodzonej w 1990 r. Zuzy Golińskiej – rzeźba przedstawiająca słońca, które docierają do kresu swego czasu), jednak ich natłok sprawia wrażenie, jakby artystki i artyści poczuli się w obowiązku zrobić przynajmniej jedną pracę o życiu po końcu antropocenu. Dobrym, choć może niezamierzonym komentarzem jest w tym sensie umieszczona także w tej sali autoironiczna rzeźba Kaspra Lecnima „Świat się wali, a ja walę konia”.

Na rynku

Wystawa w Zachęcie próbuje więc mapować najistotniejsze zjawiska w twórczości młodego pokolenia. Jednak najważniejsze jest to, że pokazuje dwie kluczowe zmiany, jakie zaszły w polskiej sztuce ostatnich lat. Jedną z nich jest zwrot ku malarstwu. Po 1989 r. działali wprawdzie artyści oddani temu tradycyjnemu medium, np. Grupa Ładnie, ale ono samo było traktowane jako anachronizm. ­T­eraz jest inaczej: to ono dominuje.

Zwrot ku tradycyjnym mediom nie dotyczy zresztą jedynie malarstwa, ale też rysunku – na wystawie można zobaczyć świetne prace urodzonego w 1997 r. Iwona Panasiewicza, a także tkaniny czy ceramiki. Jednak obok są fotografie, filmy wideo, a nawet komiks „Słodkie chłopaki” autorstwa Piotra „Zealota” Marca (ur. 1993). Od września zaś zaczyna się program performatywny.

Druga zmiana dotyczy mechanizmów polskiego świata sztuki. Wystawa „Niepokój przychodzi o zmierzchu” została zaplanowana przez Hannę Wróblewską, ale otwierał ją nowy dyrektor Zachęty, którego nominacja wywołała protesty. Wernisaż zgromadził tłumy artystów, kuratorów, kolekcjonerów czy po prostu widzów, których obecność odebrano jako sprzeciw środowiska wobec nowych władz galerii, ale można było też uznać za formę legitymizacji Janusza Janowskiego. Niejednoznaczność tej sytuacji dobrze odczytał artysta Kamil Wnuk, który podczas wernisażowych przemówień zaczął rozsypywać przyniesiony przez siebie cukier, wołając do zgromadzonych „Słodzisz! Słodzicie!”.

Ale różnica w sposobie funkcjonowania młodych artystek i artystów dotyczy nieco innej kwestii. Pandemia i lockdown, jak pisze Michalina Sablik w tekście opublikowanym przez „Magazyn Zachęta”, przypieczętowały „proces zlewania się rzeczywistości online i offline”. Dziś trudno być artystką bez kont w mediach społecznościowych, przede wszystkim na Instagramie. Co więcej: większość młodych artystów została zauważona przez prywatne galerie i kolekcjonerów, a ich prace już są sprzedawane za kwoty, na które nie mogli liczyć poprzednicy. Jednym z powodów tego sukcesu jest wspomniany zwrot ku (nadal najchętniej nabywanemu) malarstwu.

Rynek, przy wszystkich ograniczeniach, stwarza przestrzeń wolności, której zaczyna brakować w instytucjach publicznych. Wielu z uczestników wystawy w Zachęcie pojawiło się po raz pierwszy i zapewne (jeżeli zostanie zrealizowany program, który zapowiedział Janusz ­Janowski) na długo ostatni. Tyle że dziś to nie wielkie galerie publiczne decydują o tym, co ważne w polskiej sztuce, a ich wpływ będzie się jeszcze zmniejszał, czego dobrym przykładem jest postępująca marginalizacja przejętego przez nominatów obecnej władzy Zamku Ujazdowskiego. Szkoda tylko, że ofiarą tej sytuacji pozostaje publiczność, której proponuje się twórczość może „słuszną”, ale często kompletnie nieistotną. ©

NIEPOKÓJ PRZYCHODZI O ZMIERZCHU, Warszawa, Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, wystawa czynna do 16 października br., kuratorka: Magdalena Komornicka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2022