Jest potencjał

W ostatnich latach debiutowała w Polsce grupa wyrazistych młodych malarek i malarzy. Nie doszło jeszcze do pokoleniowej zmiany, ale już można dostrzec jej zapowiedź.

01.06.2020

Czyta się kilka minut

KAROLINA JABŁOŃSKA, instalacja na wystawie „Ludzka Rzecz”, Szara Kamienica Fundation, Kraków, listopad 2016 r. / EMILIA KINA / POTENCJA
KAROLINA JABŁOŃSKA, instalacja na wystawie „Ludzka Rzecz”, Szara Kamienica Fundation, Kraków, listopad 2016 r. / EMILIA KINA / POTENCJA

Malarstwo wróciło. Wystawa szwajcarskiej artystki Miriam Cahn w stołecznym Muzeum Sztuki Nowoczesnej była jednym z najważniejszych wydarzeń sezonu, a malarki i malarze młodego pokolenia – często urodzeni w ostatnich latach PRL-u lub tuż po przełomie 1989 r. – przykuwają dzisiaj szczególną uwagę. Przed dekadą głośno było o powrocie do surrealizmu. Potem zaczęto rozpisywać się o zombie formalizmie, malarstwie odwołującym się do rozmaitych form sztuki abstrakcyjnej. Dziś doczekaliśmy się powrotu figuracji. Nie tylko w Polsce.


Czytaj także: To właśnie piękno, niebywała atrakcyjność wizualna prac Miriam Cahn budzi największy niepokój.


 

Jednym z najciekawszych wydarzeń ostatnich miesięcy jest wystawa „Radical Figures: Painting in the New Millennium” w londyńskiej Whitechapel Gallery. To pierwsza od dawna tak znacząca grupowa manifestacja malarstwa w tej prestiżowej i wyznaczającej nowe tendencje galerii. Z twórczości dziesięciorga zgromadzonych na niej twórców można podobno – jak podkreślają kuratorzy ekspozycji – odczytać ducha dzisiejszych czasów.

Na wystawie znalazły się m.in. obrazy Niemca Daniela Richtera (ur. 1962), o trzy lata od niego młodszej Amerykanki Nicole Eisenman, mieszkającej w Los Angeles Iranki Tali Madani (ur. 1981) i Afroamerykanki Tschabalali Self (ur. 1990), uznawanej za jedną z najciekawszych malarek najmłodszego pokolenia. Nie łączy ich pokoleniowa przynależność, lecz podejmowanie współczesnych tematów: rasy, płci, seksualności, kwestii społecznych i politycznych. Także – przywiązanie do malarstwa figuratywnego, chociaż postaci w ich obrazach bywają kawałkowane, przekształcane, ulegają deformacji. Łączy ich wreszcie zwrot do narracji i dialog z przeszłością sztuki, od Goi, Delacroix i Muncha po Willema de Kooninga i Marię Lassnig.

Blisko, bliżej, jeszcze bliżej

Uwagę zaczęło więc przyciągać malarstwo nieuładzone, brutalne, niejednokrotnie nawiązujące do tradycji ekspresjonistycznej. Twórczość bliska codzienności, reagująca na otaczający świat, wchodząca w dialog z rzeczywistością.

Symbolem tej zmiany w Polsce stała się grupa Potencja, czyli, jak ich określono, malarski dream team z Krakowa: Karolina Jabłońska (ur. 1991), Tomasz Kręcicki (ur. 1990) i Cyryl Polaczek (ur. 1989). Szybko też zaczęto ich porównywać z pamiętną Grupą Ładnie, która dla kolejnych roczników artystów pragnących powtórzyć sukces, jaki odnieśli Rafał Bujnowski, Marcin Maciejowski i Wilhelm Sasnal, stała się niedoścignionym wzorem. Ładnie, jak lubi to podkreślać Wilhelm Sasnal, była „sytuacją towarzyską”. Ważne było samo bycie razem. Po grupie nie zostały więc manifesty czy dzieła.

Potencji także nie można sprowadzić do klasycznej grupy artystycznej. Łączy ją wspólnota wykształcenia: cała trójka ukończyła w latach 2014-2015 krakowską ASP. Grupa prezentuje także prace innych artystów swojego pokolenia, prowadzi studio filmowe, kino i wydawnictwo (wydają pismo „Łałok”). Jest pretekstem do „dorealizowania się w kuratorowaniu wystaw, tworzeniu scenografii, rzeźb, obiektów, produkcji filmów, muzyki, aktorstwie etc.” – tłumaczył Cyryl Polaczek w tekście towarzyszącym prezentacji polskiej młodej sztuki na ubiegłorocznym Biennale w Wenecji. Nie czekali, aż zostaną zauważeni przez prywatne i publiczne galerie – sami postanowili się prezentować i promować.

Jabłońską, Kręcickiego i Polaczka łączy pokrewna stylistyka, która ma korzenie nie tylko w różnych historycznych wcieleniach ekspresjonizmu, ale przede wszystkim w pop-arcie. Wspólne są dla nich też sposób kadrowania obrazów i podobieństwo oglądu rzeczywistości. „Podchodzą blisko, bliżej, jeszcze bliżej – są tuż obok przedmiotów, sytuacji, ale przede wszystkim emocji” – zauważył Jakub Banasiak. Jednak każde z nich – i to największa siła Potencji – tworzy malarstwo odrębne.

Polaczek, autor obrazów inspirowanych, jak sam mówi, „chwilowymi błyskami w głowie”, we wczesnych pracach kreował mroczne, tajemnicze światy, na pograniczu abstrakcji i śladów rzeczywistości. Z czasem wprowadził znacznie jaśniejszą kolorystykę i zaczął stosować ostrzejsze uproszczenia. Na jego obrazach można zobaczyć fragmenty ciała – twarzy, oczu, rąk – lub pojedyncze rzeczy.

Kręcicki także z uwagą przygląda się zwykłym przedmiotom i ludziom. Jeszcze w czasie studiów przedstawienia człowieka w niemalże graficznych czy plakatowych ujęciach ograniczał do fragmentów: bioder, palców, dłoni. Owa fragmentaryczność stała się jego znakiem rozpoznawczym. Maluje rzeczy banalne, ale pokazuje je w nieoczywisty sposób.

W pracach Jabłońskiej panuje natłok: ostre zbliżenia, gmatwanina ciał. Powtarzają się motywy twarzy zbliżających się do pocałunku, ale też krzyczących ust, oczu wpatrzonych w siebie. To obrazy pełne emocji, zdziwienia, przerażenia, bólu. Wiele w nich przedstawień przemocy, której ofiarą przede wszystkim jest kobieta: bita, podduszana, kopana. W kolejnych latach malarstwo Jabłońskiej staje się coraz bardziej drapieżne – to zdecydowanie najmocniejszy głos w całej Potencji.

Zbędni

Nie mniej wyraziste są prace Martyny Czech (ur. 1990). Dosadne i brutalne, jakby tworzone nagłymi zrywami. Malowane ostrymi pociągnięciami pędzla, jakby ostentacyjnie niedbałe. Ciasno kadrowane, czasami urwane, „nie tak przycięte”. „Malarstwo olejne pozwala mi w szybki sposób nadążyć za myślami kłębiącymi się w głowie” – podkreślała w rozmowie z Joanną Glinkowską dla pisma „Miej Miejsce”. I dodawała: „Pracuję do momentu skończenia obrazu, choćby miało to trwać kilkanaście godzin, gdyż w kolejnym dniu mogę nie czuć tego samego. Moje obrazy, choć emocjonalne, są różne: od malowanych w dużym skupieniu po takie, gdzie ekspresja rozsadza podobrazie”. Czech odtwarza skrajne stany i uczucia: miłość i nienawiść, cierpienie i śmierć. Kobiety są u niej wojownicze, mężczyźni słabi. Jedni i drudzy przerażający. „Nie lubię ludzi, pluję jadem” – deklaruje.

W obszary pomijane czy przemilczane wkracza też Mikołaj Sobczak (ur. 1989). Po studiach zwrócił uwagę swoimi działaniami w performerskim duecie Polen Performance, tworzył filmy wideo. Potem prezentował prace na papierze, by wreszcie zacząć wystawiać płótna. Malowane wyrazistymi kolorami, z ostro zaznaczonym konturem, jakby ich pierwowzorami były komiksy. Z postaciami często przerysowanymi, niemalże karykaturalnie. Niejednokrotnie sięga po ikoniczne przedstawienia. W „The Smiths” było to słynne „Kucie kos” Artura Grottgera z cyklu poświęconego powstaniu styczniowemu; miejsce szykujących się do walki mężczyzn zajęły Joanna Duda-Gwiazda, Henryka Krzywonos, Ewa Ossowska, Alina Pienkowska, Anna Walentynowicz i Magdalena Wyszkowska.

Wykorzystuje dzieła dawnych mistrzów, by opowiedzieć historie ważne z dzisiejszej perspektywy, w których miejsce znajdują dotąd pomijani: kobiety, przedstawiciele mniejszości seksualnych i inni „zbędni” w oficjalnej narracji. „Kategoria przystępności była ważna przy wyborze medium, w jakim moje narracje zostały opowiedziane” – dodaje. Nie przypadkiem rządzący przez wieki wykorzystywali malarstwo figuratywne – ma ono bowiem edukacyjny, ale też propagandowy i polityczny potencjał.

Figury i…

„Coś drgnęło także w samej malarskiej materii” – podkreślał w ubiegłym roku na łamach „Szumu” Piotr Policht. Nie doszło jeszcze do pokoleniowej zmiany, ale można dostrzec jej zapowiedź. Na pewno część młodych roczników odnajduje się w sztuce pełnej emocji, niestroniącej od zaangażowania – jedną z rozmów z Mikołajem Sobczakiem zatytułowano nawet „Z obywatelskiego obowiązku”. Ich twórczość została dostrzeżona, ale też doceniona (prace Martyny Czech i Mikołaja Sobczaka trafiły już do warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej).

Zainteresowanie nimi wpisuje się w trwającą od kilku dekad modę na młodość. Nieustannie poszukuje się przecież nowych nazwisk, postaw, zjawisk. Jednak ograniczenie opisu młodego pokolenia do twórców uprawiających malarstwo figuratywne w ten specyficzny sposób byłoby uproszczeniem. Największym malarskim odkryciem ubiegłego roku był przecież Karol Palczak (ur. 1987).

Obrazy Palczaka wydają się skrajnie tradycyjne, dopracowane w najmniejszych szczegółach, jakby był praprawnukiem wielkich XIX-wiecznych realistów: Jeana-François Milleta, Aleksandra Gierymskiego, a nawet Józefa Chełmońskiego. Sam podkreśla, jakie znaczenie mają dla niego dawni mistrzowie. Jednak jest to malarstwo przefiltrowane przez doświadczenie realizmów ubiegłowiecznych, z zapomnianą dziś trochę twórczością amerykańskich hiperrealistów, przez fotografię i film. Nie ma w nim nic z anachronizmu.

I co istotne – Karol Palczak pokazuje rzeczywistość słabo u nas obecną w sferze publicznej, spychaną na ubocze. W jego niewielkich obrazach na blasze i znacznie większych płótnach można zobaczyć świat polskiej wsi, rodzinnej Krzywczy pod Przemyślem, niezmodernizowanej, dla której nie ma miejsca w opowieściach o sukcesach naszej transformacji: młodzi chłopcy palą na polu ognisko, dziewczyna czeka przy drodze, rodzina kąpie się w przerębli.

Oczywiście nie wszystkich młodych uwiodło malarstwo figuratywne. Jednak – i to zapewne najważniejsza zmiana ostatnich czasów – malarstwo jest dla nich jednym z oczywistych wyborów. Nie oznacza to jego celebrowania, uznawania za najważniejszą z artystycznych technik. Przeciwnie, często do niego się nie ograniczają. A nawet używają pędzla i płótna (lub innego materiału) z pewną, irytującą niektórych, niefrasobliwością. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23-24/2020