Pokolenia

„Nasz duszpasterz był człowiekiem odważnym. Podczas zamieszek ulicznych pod stocznią w grudniu 1981 roku odprawił Mszę świętą w niezbyt dużej odległości od Trzech Krzyży (pomnika Grudnia 1970 r. w Gdańsku), we wnęce drzwi biblioteki Polskiej Akademii Nauk. Ołtarz był zaimprowizowany na wyciągniętych dłoniach studentów” - pisała Henryka Dobosz-Kinaszewska w książce „W cieniu klasztoru dominikanów”.

18.05.2003

Czyta się kilka minut

Gdańskie duszpasterstwa akademickie zaczęły działać wkrótce po 1945 r., w końcowym etapie odbudowy miasta, zniszczonego doszczętnie pod koniec wojny. Była połowa lat 50. i stalinizm już zelżał, gdy ośrodki diecezjalne i zakonne podjęły próbę dotarcia do pierwszej powojennej generacji studentów: chciały „przerzucać mosty” między Kościołem a środowiskiem akademickim. Aktywnie działali palotyni, diecezję reprezentował ośrodek na ul. ks. Mireckiego (zwany „Czarną”), później dołączyli jezuici, a w 1963 r. dominikanie.

W porównaniu z czasami stalinowskimi przełom lat 50. i 60. był względnie spokojny, a 330-tysięczny Gdańsk pochłonięty był codziennością: ludzie chodzili do pracy, studenci na uczelnie... Pierwszym większym przejawem oporu społecznego stało się entuzjastyczne przyjęcie - wbrew staraniom władz - prymasa Wyszyńskiego, który przyjechał w maju 1966, z okazji obchodów tysiąclecia chrztu Polski. Dwa lata później, w marcu, na ulicę wyszli studenci i licealiści: ich demonstracje były nie mniej gorące od warszawskich i krakowskich. Przełomem miał stać się jednak dopiero Grudzień 1970 r. I on to stał się katalizatorem dla ewolucji pewnego środowiska gdańskich licealistów...

Zaczęło się nieco wcześniej. Był wrzesień 1968 r. - początek nowego roku szkolnego - gdy w I LO, mieszczącym się koło głównej bramy stoczni im. Lenina, spotkała się grupka 15-latków, których nazwiska miały później stać się znane. Byli wśród nich: Arkadiusz Rybicki, Wojciech Samoliński, Grzegorz Grzelak, Aleksander Hall. I jak to z tak młodymi ludźmi bywa, zawiązali nielegalny „Front Wyzwolenia Narodowego” - i przeszli od dyskusji do akcji „małego sabotażu”: wypisywali na murach an-typartyjne hasła, obrzucali wydmuszkami z farbą tablice propagandowe, wysłali list do warszawskich prawników, informując w nim z całą powagą, że Polska jest pod radziecką okupacją i „trzeba coś z tym wreszcie zrobić”... W planach mieli nawet wysadzenie pomnika na cmentarzu żołnierzy Armii Czerwonej.

Takie akcje trwały do 1971 r. Hall wspomina: - W pewnym momencie przestało nam to wystarczać, a poza tym po piętach zaczęła nam deptać Służba Bezpieczeństwa. Zastanawialiśmy się nad inną formą działalności, która objęłaby jakąś wewnętrzną pracę nad sobą. Szukaliśmy drogi i jakiegoś oparcia. No i znaleźliśmy. Trafiliśmy dobrze.

Zajął się nimi o. Ludwik Wiśniewski, dominikanin i duszpasterz akademicki, który od ośmiu lat opiekował się studentami na tyłach kościoła św. Mikołaja, w miejscu zwanym „Górką”.

To, co na początku miało być tylko lekcjami religii, szybko zamieniło się - po naleganiach licealistów - w rodzaj zamkniętych spotkań. Dominikanin przyjął propozycję zostania nieformalnym opiekunem ich środowiska.

Postać ojca Ludwika zafascynowała ich. Hall wspomina, że zakonnik sprzyjał rozwijaniu tożsamości ludzi, których spotykał. Był autorytetem: nie próbował nikogo „urabiać”, towarzyszył im, szanując cudzą autonomię. - Pomagał nam ustrzec się przed konformizmem, przed pogodzeniem się z rzeczywistością - opowiada Hall.

Ojciec Ludwik mówił im, że - prócz wiary i przykazań - istotna jest też rzetelność w życiu; że nie powinni bać się głoszenia własnych przekonań; że muszą zachować wierność poglądom; wreszcie, że wiara to nie tylko kwestia prywatna, ale i publiczna odpowiedzialność. Dzięki niemu poznawali ludzi, którzy kształtowali ich myślenie: Stefana Kisielewskiego, Bohdana Cywińskiego, Tadeusza Mazowieckiego... Sam o. Ludwik odżegnywał się od polityki, choć w 1977 r. został sygnatariuszem apelu założycielskiego Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela - aby, jak tłumaczył, wesprzeć wartości, składające się na nazwę tego ruchu. Zaś znajomość z o. Ludwikiem i doświadczenia zdobyte na „Górce” zaowocowały pod koniec lat 70. powstaniem Ruchu Młodej Polski, młodzieżowej organizacji opozycyjnej o profilu chrześcijańskim.

Ale lata 70. w gdańskich duszpasterstwach to także czas „zwykłej” posługi środowisku akademickiemu. W mieście organizowano Msze studenckie, prelekcje, wyjazdy, pielgrzymki. Z odczytami przyjeżdżali profesorowie z innych miast i znani duchowni. Poruszano różne tematy: od religijnych i filozoficznych, po tematykę związaną z życiem erotycznym, ochroną nienarodzonych, macierzyństwem. Studenci słuchali prof. Włodzimierza Fijałkowskiego, dr (jeszcze) Lwa Starowicza, ojców Andrzeja Kłoczowskiego, Tomasza Pawłowskiego, Huberta Czumy, ks. Witolda Andrzejewskiego. Wszystko oczywiście pod okiem SB.

Kolejnym przełomem był Sierpień 1980 i powstanie „Solidarności”. Dla kolejnej ge-neracji studentów działalność duszpasterstw akademickich stawała się coraz wyraźniejszą alternatywą wobec ZSMP i innych PRL-owskich organizacji młodzieżowych. W duszpasterstwach można było nie tylko pogłębiać wiarę, ale także pożyczać „odkłamane” książki historyczne, uczestniczyć w spotkaniach i pielgrzymkach. Przy niektórych parafiach ukazywały się gazetki o życiu duszpasterstw.

- Pamiętam, jak z naszym duszpasterzem księdzem Cybulą pojechaliśmy do stoczni - wspomina Zbigniew Dymarski, filozof, w latach 80. przewodniczący Rady Duszpasterstwa „Okrąglak” na Przymorzu. - Ksiądz miał tam znajomości, które mogły nam załatwić dostęp do drukarni. Staliśmy przy bramie z maszynopisem naszego pisma „Mostek”, gdy nagle pojawił się zdenerwowany Tadeusz Mazowiecki: spieszył się na Komisję Krajową „Solidarności”. To było 12 grudnia 1981 r. Czuliśmy się, jakbyśmy byli w centrum wydarzeń.

Ale następnego dnia Jaruzelski ogłosił stan wojenny - i duszpasterstwa po raz kolejny miały do odegrania rolę w istocie pozareligijną. Studenci czuli się zagubieni i zagrożeni, trwały aresztowania. Młodzi potrzebowali miejsca, gdzie mogliby się schronić, zebrać, policzyć - i, jak dziś wspominają, na nowo określić granice swej wolności. Kościół stwarzał takie możliwości. Organizował też pomoc materialną i żywnościową. W kościołach, bywało, ukrywali się opozycjoniści, także studenccy.

W kościele św. Mikołaja funkcję duszpasterza akademickiego przejął (po ojcu Wiśniewskim) inny dominikanin - o. Sławomir Stomma. Okazał się również postacią charyzmatyczną i w krótkim czasie, prócz studentów, pod opiekę przyjął także zdziesiątkowanych internowaniami gdańskich artystów i dziennikarzy. Po raz kolejny osobowość duchownego przyciągała jak magnes.

- Był tolerancyjny, odkrywaliśmy w nim kapłana jakby na końcu, w czym tkwiła niezmierzona chytrość ojca Sławomira. Najpierw dawał się poznać jako barwna postać, aby niespodziewanie zarzucić „kapłańską wędkę” - mówią jego ówcześni wychowankowie.

Ks. Krzysztof Niedałtowski, obecny duszpasterz środowisk twórczych, mówi, że o. Stomma miał charyzmat „wiecznego wędrowca, nie obrastającego w dobra doczesne”. - Był odwrotnością tego, co Saint-Exupery nazywa „plemieniem osiadłym” -dodaje ks. Niedałtowski.

Osobowość o. Stommy przyciągała nie-prakty kujących i niewierzących, a on wszystkich akceptował i znajdował czas. Pamiętają, jak poranionym psychicznie opozycjonistom mówił: „Nie powołujcie Boga na świadka waszych krzywd, to wy macie być świadkami Boga”. Opowiadano o Mszy w stanie wojennym, z udziałem studentów: gdy przekazywano sobie znak pokoju, o. Sławomir podszedł do szpaleru ZOMOwców i podał im rękę. „Oni też się boją” - powiedział później.

W połowie lat 80. dominikańska bazylika staje się centrum życia kulturalnego w Gdańsku. Organizowane są wystawy, w podziemiach kościoła powstaje galeria, poeci i prozaicy (lepsi i gorsi) czytają swe utwory. Przyjeżdżają goście: Herbert, Szymborska, Kapuściński, Bratkowski. Opozycję reprezentują Mazowiecki, Onyszkiewicz, Geremek, Celiński. Często zagląda Wałęsa.

W 1985 r. ojca Sławomira przełożeni niespodziewanie odwołali z Gdańska. Wszyscy, którzy uczestniczyli w pracy duszpasterstw z lat 70. i 80. są zgodni: bez ojców Wiśniewskiego i Stommy ich życie, ich biografie wyglądałyby inaczej. Na pewno, dodają, gorzej.

Dziś gdańskie duszpasterstwo nie różni się od innych ośrodków. Duchowni opiekunowie dalej starają się „przerzucać mosty” między Kościołem a środowiskiem akademickim, co dzisiaj może być nawet trudniejsze. - Nas nie interesuje statystyka - mówi o. Marek Grubka, dominikanin. - Do każdego podchodzimy indywidualnie, staramy się poznać problemy i studenta, i wykładowcy. Przybliżamy ich do Kościoła.

Wieczorami na dominikańskiej „Górce” na Mszach gromadzi się kolejne pokolenie studentów. Prócz spraw duchowych, zajmują się też działalnością charytatywną: rozdają zupę biednym i bezdomnym. Jeżdżą na pielgrzymki, organizują spotkania z interesującymi ludźmi, wieczory „dobrej książki”; tę pasję wzbudził ich nowy duszpasterz, o. Cyprian Klahs.

- Raczej nie zajmujemy się polityką - mówi Agnieszka, absolwentka farmacji. - Interesują nas sprawy wiary i Kościoła. Zależy nam na nim - dodaje.

- Słyszałem kiedyś opinię, wyrażoną przez jedną opozycjonistkę, że kto nie walczył z komuną, ten nie wie, co to patriotyzm - dorzuca Maciek, student telekomunikacji. - Nie zgadzam się. Teraz wróg jest nawet groźniejszy, bo nieskonkretyzowany. I dzisiejszy świat też nie jest doskonały. Duszpasterstwo pomaga nam jakoś się z nim zmierzyć.

Korzystatem z książki Piotra Zaremby „Mtodopolacy” i „W cieniu klasztoru dominikanów” pod red. Andrzeja Gotembnika (zwtaszcza z rozdziatu Henryki Dobosz-Kinaszewskiej „Obeność. Artyści u Dominikanów”) oraz z filmu pani Dobosz-Kinaszewskiej „List do Ojca Stawomira”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2003