Poezja to praktykowanie wolności

Stanisław Rosiek: Poezja może być sposobem na indywidualne uprawianie polityki. Ten, kto jest niepokorny wobec języka, zachowuje się politycznie, bo manifestuje swoją suwerenność i niezależność – indywidualny sposób istnienia.

07.03.2016

Czyta się kilka minut

MICHAŁ SOWIŃSKI: Czytuje Pan dużo poezji?

STANISŁAW ROSIEK: Ze smutkiem muszę przyznać, że coraz mniej... Mam kilku poetów, na których trafiłem we wcześniejszych etapach mojego życia, i oni mi wystarczają. Coraz mniejsza jest we mnie potrzeba szukania nowych.

Pytam Pana też jako szefa wydawnictwa słowo/obraz terytoria.

Wydajemy niewiele poezji. Jako wydawca skapitulowałem, bo nie mam żadnego pomysłu na to, jak uczynić poezję w postaci książkowej istotnym elementem dzisiejszego świata. Księgarnie jej nie chcą i otwarty obieg czytelniczy właściwie nie istnieje. Nie wiem, jak na nowo stworzyć system komunikacyjny, w którym poezja (oczywiście ta w postaci książkowej) miałaby należne jej miejsce, więc oddałem to pole innym. W wydawnictwie skupiliśmy się na eseistyce, książkach naukowych, humanistycznych i filozoficznych, co też nie jest łatwe. Nawet beletrystyki nie wydajemy, ale to inna historia...

Wróćmy do poezji. Wydawnictwo, ale też Pan osobiście, jest zaangażowane w bardzo duży projekt – Nagrodę i Festiwal Europejski Poeta Wolności. Pan jest jurorem, a wydawnictwo od lat wydaje tomiki finalistów. To wyjątek?

Europejski Poeta Wolności to projekt dużo szerszy niż wydawanie książek. To projekt, który ma nam pomóc odpowiedzieć na pytanie o miejsce poezji w dzisiejszym świecie. Abstrahuję już od kwestii wydawniczych – chodzi o to, czym poezja, jako pewna forma wypowiedzi o świecie, jest dla nas dzisiaj. To „dzisiaj” jest tak różne od „dzisiaj” romantycznego czy awangardowego, że domaga się nowych definicji.

O definicje właśnie chciałbym spytać. W nazwie Nagrody są trzy bardzo specyficzne słowa, a dookreślenie ich znaczenia wydaje się kluczowe. Na początek „europejski”. Czy chodzi o konkretną tożsamość? Wartość samą w sobie?

Dziś jesteśmy w szczególnej sytuacji, gdyż na nowo kształtuje się tożsamość europejska. Wyraźnie zarysowują się tu dwie tendencje. Jedni starają się zrobić wiele, żeby ocalić stan istniejący dawniej, czyli model oparty na państwach narodowych. Z drugiej strony istnieje ruch zmierzający do stworzenia nowej tożsamości europejskiej. Ale przeżywa on teraz wyraźny kryzys spowodowany brakiem koncepcji zmniejszenia nierówności globalnych. Idee wspólnotowe, które do tej pory wydawały się żywe i nośne, nagle przestały działać. Jestem do nich przywiązany, choć nie wiem, co należy dzisiaj zrobić, żeby jakoś zespolić nasz kontynent w jedną wspólnotę.

Jednego tylko jestem pewien, że właśnie poezja (podobnie jak sztuka) ma tu do odegrania wielką rolę. Ta praca będzie jednak trwała przez dekady, przez pokolenia. O ile oczywiście opcja powrotu do przeszłości ostatecznie nie zwycięży.

Drugim, równie nieoczywistym pojęciem w nazwie Nagrody jest „poeta”. Kto to dziś jest?

Zgoda, to bardzo nieoczywiste pojęcie. Nie można poety zdefiniować jako tego, kto po prostu pisze wiersze. Nieaktualne wydają się także wszelkie definicje z przeszłości. Poety nie można już również definiować wyłącznie w stosunku do książki i pisma – trzeba poszerzyć to pojęcie. Znajdujemy się w podobnej sytuacji jak z „europejskością”, bo status i miejsce poety w komunikacji społecznej też ulegają przemianie. W projekcie Europejskiego Poety Wolności ważne jest, w jaki sposób samookreślają się twórcy różnych języków i zbiorowości. Istnieje skłonność do faworyzowania trzech, czterech dużych języków oraz własnego. Przez to na przykład my, Polacy, nie wiemy, co się dzieje w poezji na Białorusi czy w Macedonii. A ten konkurs to zmienia. Pozwala zobaczyć, że dzisiaj rola poety w zbiorowości i jego „społeczna misja”, by użyć anachronicznego zwrotu, są bardzo zróżnicowane. Wystarczy porównać trójkę dotychczasowych laureatów, by przekonać się, jak różnie jest pojmowana funkcja poety na Białorusi, w Niemczech czy Chorwacji. To, kim jest poeta, zależy od zbiorowości, w jakiej językowo działa. Mówiąc inaczej – jest tyle sposobów na bycie poetą, ile wspólnot językowych, w których oni funkcjonują.

No i trzecie słowo, chyba najmniej oczywiste ze wszystkich, czyli „wolność”.

Wydaje mi się, że akurat z tym słowem jest najłatwiej. Oczywiście, wolności nie da się sparametryzować, precyzyjnie określić jej „poziomu” itd. Tym bardziej że wolność to także wewnętrzne poczucie wolności. Zdarza się nieraz, że – paradoksalnie – osoby znajdujące się w sytuacji skrajnie opresyjnej zachowują wolność wewnętrzną. A bywa też tak, że osoby żyjące we wzorcowych społeczeństwach demokratycznych są zniewolone – ulegają różnym naciskom, np. reklamie czy kulturze masowej. Tutaj też ogromne znaczenie ma poezja, bo jest ona, z definicji, praktykowaniem wolności: zarówno w języku, jak i samym opisie czy ocenie świata. U poetów, którzy tej wolności w sobie nie mają, od razu wyczuwa się pewien fałsz, wtórność, niesamodzielność istnienia, małpowanie innych. Większość czytelników odrzuca poezję pozbawioną tego tajemniczego pierwiastka, jakim jest wewnętrzna wolność.

Zaczęliśmy naszą rozmowę nieco pesymistycznie – mówił Pan, że przestał wierzyć w wydawanie poezji...

Nie, nie chodzi o utratę wiary, raczej o to, że nie mam pomysłu, jak umieścić poezję w dzisiejszym systemie komunikacji. Mówię teraz z perspektywy wydawcy – hurtownicy i księgarnie nie lubią książek poetyckich, bo trudno je sprzedawać. Jest takie niepiękne określenie branżowe: „książka wolno rotująca”. I o to tu chodzi. Poezja jako towar rynkowy „źle rotuje”. Co robić? Wydaje mi się, że szansą dla poezji jest internet. W sieci zawodowi dystrybutorzy tracą monopol – i władzę. Sam poeta może tu wiele zdziałać. Gdybym pisał poezję, starałbym się dotrzeć do czytelnika właśnie w ten sposób.

To ciekawe, bo we wstępie do swojej książki „Władza słowa” pisał Pan, że internet jest, z jednej strony, medium skrajnie demokratycznym, ale, z drugiej, skazuje nas na chaotyczny nadmiar.

Ten wstęp był jednak wielką pochwałą internetu. Przekleństwo nadmiaru polega na tym, że mamy zbyt wiele ważnych komunikatów w stosunku do tego, co możemy przyswoić, zrozumieć czy przeżyć. I nie wiemy, jak sobie z tym radzić. Przykładem poezja, o której rozmawiamy. Wydaje mi się, że w Polsce istnieje niebywale duża grupa bardzo dobrych poetów. Można by całe życie poświęcić na czytanie ich wierszy. To niesamowity paradoks – poetów, których warto czytać, jest chyba więcej niż czytelników, którzy są nimi zainteresowani. Co jest zresztą przypadłością ogólniejszą: coraz bardziej wolimy sami mówić, niż słuchać innych. Umiejętność uważnej lektury (i słuchania) jest w odwrocie. Autoekspresja dominuje – w internecie i w świecie.

Skoro wydawca już nie odgrywa tej roli, co kiedyś, to kto by mógł zająć jego miejsce? Kto mógłby mediować, filtrować te gigantyczne ilości treści?

Ten problem rozwiązuje wolna gra w samym internecie. Publikowanie w sieci nie wymaga dużych nakładów. Można korzystać z rozmaitych portali społecznościowych, można też stworzyć własnego bloga i w ten sposób próbować zdobywać czytelników. Choć obawiam się, że dla niektórych poetów to może być okrutny sprawdzian. Starają się światu mówić coś ważnego, a świat ich nie chce słuchać i odwraca się plecami, czyli w pewnym sensie „banuje”.

Kluczowe wydaje mi się pytanie o to, czy poezja może jeszcze znacząco wpływać na rzeczywistość. Czy Pana zdaniem poezja, tak jak ją definiuje Europejski Poeta Wolności, ma w sobie potencjał polityczny? Chodzi oczywiście o polityczność szeroko rozumianą – jako budowanie pewnej wspólnoty.

Poezja jako doraźny instrument polityczny (była nim na przykład poezja socrealistyczna) to skompromitowany i skończony projekt. Podobnie z poezją patriotyczną, z ducha prometejską – taki model też już się chyba wyczerpuje. Poeci, choćby najlepsi, którzy dziś próbują wejść w ten idiom, brzmią bardzo anachronicznie. Z drugiej strony, poezja może być sposobem na indywidualne uprawianie polityki. Język nami rządzi, język ustala relacje międzyludzkie. Dlatego ten, kto jest niepokorny wobec języka i nie poddaje się jego presji, choćby nie wypowiadał żadnych politycznych poglądów, już zachowuje się politycznie, bo manifestuje swoją suwerenność i niezależność – indywidualny sposób istnienia. To jest chyba największa polityczna siła poezji.

Takim przykładem może być nominowany w tegorocznej edycji duński poeta Yahya Hassan.

To prawda. Jako juror przed werdyktem nie powinienem się wypowiadać o żadnym z nominowanych autorów. Mogę jedynie powiedzieć, że to, co udało mu się osiągnąć w Danii, jest imponujące. 100 tys. sprzedanych egzemplarzy! Ale on właśnie nie wpisuje się w żaden nadrzędny projekt polityczny. Jest to głos indywidualnego niezadowolenia.

Na koniec jeszcze pytanie naiwne, bo osobiście mnie to bardzo ciekawi: jak ocenia się czy porównuje ze sobą poezję? Jak wybiera się najlepszy tomik? Nie pytam o szczegóły, ale o sam mechanizm.

Organizatorzy konkursu od początku przyjęli założenie, że jury nie powinno się składać wyłącznie z „ekspertów”, czyli osób zawodowo czy naukowo zajmujących się badaniem literatury. Chodziło o stworzenie grupy, której członkowie mieliby bardzo różne podejście do poezji czy literatury w ogóle. Na tym zbudowany został mechanizm wyłaniania laureata – na grze jurorskich biografii i ścieraniu się wynikających stąd ideowych uwikłań, estetycznych preferencji. Poezję zawsze przecież ocenia się najpierw „sobą”, co często prowadzi do gwałtownych sporów – ale raczej o miejsce w świecie niż o trafność tej czy innej metafory. Kryteria oceny estetycznej uruchamiają się w drugiej kolejności.

Myślę, że obrady jury w małej skali i prowizorycznie powtarzają mechanizm powstawania wszelkich kanonów i hierarchii literackich. W dziejach literatury nie tylko literatura i jej swoiste cechy odgrywają ważną rolę. To także gra przypadków, nieprzewidywalnych zbiegów okoliczności. Historycy mogą tylko post factum opisywać ten wielowątkowy proces. I bez końca zastanawiać się, jak to się stało, że współcześni nie docenili Norwida, że Tuwim jest dziś bardziej znany niż Czechowicz, że nikt nie czyta współcześnie poezji Bąka, któremu jury przyznało doroczną nagrodę „Wiadomości Literackich”, odmawiając jej Schulzowi. Mam nadzieję, że historia literatury będzie dla nas wyrozumiała i historycy potwierdzą nasz wybór. ©


STANISŁAW ROSIEK – pisarz, eseista, historyk literatury, wykładowca Uniwersytetu Gdańskiego. Szef wydawnictwa słowo/obraz terytoria, członek jury Nagrody Europejski Poeta Wolności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Redaktor i krytyk literacki, stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2016

Artykuł pochodzi z dodatku „Europejski Poeta Wolności 2016