Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
A tam „Krzyś” Kwiatkowski mówi „Jankowi” Buremu z PSL, żeby szykował sobie kandydata na wiceszefa delegatury NIK w swoim okręgu wyborczym. „Subtelnie” przypomina, że czas już składać papiery. Radzi, jak się dobrze zaprezentować przed komisją konkursową.
Niektórzy próbują bagatelizować. Bo polityka na tym polega, że wygrywa się wybory i rozdaje stanowiska kolegom. „A konkursy?”. „No przecież się je organizuje! I zawsze wygrywa najlepszy (kolega)!”. Nie zgadzam się z takim myśleniem. Tym bardziej, że sprawa dotyczy NIK. Ustawę i zapisy w konstytucji dotyczące Izby tworzono po to, żeby każdy „Krzyś” mógł każdego „Janka” posłać do diabła. Prezes NIK powoływany jest na sześcioletnią kadencję, przed upływem której praktycznie nie da się go odwołać. To gwarancja, że Izba będzie niezależna i bezkompromisowa w patrzeniu władzy na ręce. Pamiętam, jak go wybierano: prawicowa opozycja wyła, „że polityczny”, „że idzie do NIK z ław rządowych”. Potem utyskiwania ustały, bo Kwiatkowski nie wahał się przyłożyć rządowi i jeszcze nagłośnić to w mediach.
Po co Kwiatkowski – polityk młody, z szansami na najwyższe stanowiska – uwikłał się w mętne układy, to zagadka. Na razie zachowuje się honorowo – zrzekł się immunitetu, zawiesił swoje funkcjonowanie w NIK. Nie wiadomo, czy zarzuty prokuratury utrzymają się w sądzie, ale nic nie będzie już takie jak wcześniej. Prezes musi być czysty jak łza, zwłaszcza prezes, który chce reformować Izbę. Takie ambicje miał Kwiatkowski, a teraz może najwyżej trwać na posterunku do końca kadencji. Nic więcej. ©℗