Podglądając Turowicza

Lata 30., wiosna. Wiatr rozwiewa włosy roześmianej młodej kobiety, opierającej się o brzozę. Trudno oderwać od niej wzrok. Szczęście, nawet podglądane, hipnotyzuje. Po drugiej stronie drzewa elegancki mężczyzna patrzy w ziemię, jakby onieśmielony. Jedna z tysięcy chwil zatrzymanych w kadrze, schowanych w jednym z albumów w Archiwum Jerzego Turowicza. Na tym zdjęciu: on i jego przyszła żona.

03.01.2007

Czyta się kilka minut

Jerzy Turowicz /fot. D. Węgiel /
Jerzy Turowicz /fot. D. Węgiel /

Tylko jeden kadr z wielu. Redaktor naczelny "TP" prywatnie i zawodowo, oficjalnie i nieoficjalnie. Rozbawiony, wzruszony, rozgoryczony, zamyślony. Dzięki temu archiwum odsłaniający siebie. A dokładniej: pozwalający się odsłaniać, bo nawet notatki w jego kalendarzach nie sytuują go w centrum wydarzeń, ale w ich tle. Ascetyczne zapiski, sporządzane jakby z przekonaniem, że fakty same zaświadczą. Życie, ukryte w słowach, zamknięte w tematycznych teczkach, albumach i kopertach. Ale i otwarte dla wszystkich, którzy w archiwum, złożonym dziś w budynku "Herbewo" przy Alei Słowackiego, zechcą na własną rękę odkrywać tajemnicę Jerzego Turowicza.

***

Kolejny kadr, tym razem z filmu "Zwyczajna dobroć" Marii Zmarz-Koczanowicz. Wisława Szymborska, próbując scharakteryzować naczelnego "TP", mówi: "On naprawdę lubi ludzi. Lubi ludzi. Bez złudzeń, że będą aniołami kiedykolwiek".

Słowa znajdują potwierdzenie w korespondencji. Tylu znajomych i nieznajomych żali mu się listownie, skarży na niepomyślne okoliczności lub nieżyczliwych ludzi, licząc na wsparcie i pociechę. W liście z października 1989 r. Hanna Krall opisuje, jak udzieliła "Interpresowi" wywiadu, chcąc czytelnikom o sobie przypomnieć na krótko przed opublikowaniem dwóch książek. Reporterka nie była jednak świadoma, że tekst przedrukują partyjne "gadzinówki". Żali się: "Teraz się zadręczam widokiem »Trybuny Robotniczej« - z moim wywiadem (tfu, tfu, wszystko się może zdarzyć). W dodatku - nie mogę prostować i wyjaśniać. Mogłam wcześniej to sobie wyobrazić, i tyle. Jak mój wnuk robił coś niemiłego, np. kupę do majtek, mówił - »Pociesz mnie!«. Panie Jerzy - proszę mnie pocieszyć! Właściwie pociechą jest zachęta do pisania w »Tygodniku« - chociaż jestem kobietą upadłą (na razie politycznie, ale to może być tylko początek staczania)".

Obok teczka z listami od Małgorzaty Musierowicz; z jednej z kopert wypada zasuszony liść mięty brazylijskiej. Korespondencje pisarki kipią od anegdot, a także od serdeczności: "Zatrzymaliśmy się w Krakowie - młodsze dzieci i ja - w tę sobotę, na kilka godzin, wracając z Zakopanego. (...) Nie chcąc zakłócać Państwu sjesty, poprzestałam na wyemitowaniu kilku zaledwie czułych fluidów w stronę ulicy Lenartowicza. Czy doszły? (było to w samo południe)" - pisała w 1994 r.

***

W listach, które Turowicz otrzymywał, nie brakuje zaproszeń od przyjaciół mieszkających w różnych częściach świata, jak choćby to od prof. Jana Błońskiego: "Bardzo prosimy, moja żona i ja, aby o nas nie zapominać, gdyby którykolwiek z członków Redakcji bawił we Wiedniu. Ukochamy i upijemy".

Są w archiwum także osobliwe znaleziska: na papierze firmowym tygodnika "Nie" czytamy: "Mam zaszczyt zaprosić na rozprawę sądową, na której wystąpię w roli oskarżonego. Rozprawa odbędzie się w dniu 18 czerwca 1991 r. o godzinie 9.00. Jerzy Urban".

Wśród kart z prośbami o przybycie na wernisaże obrazów, odczyty czy premiery znajduje się zaproszenie szczególne: z Teatru Nowego w Poznaniu. Informuje o premierze "Króla Leara" z Tadeuszem Łomnickim w roli tytułowej. Premiera zapowiedziana jest na 2 marca 1992 r. Do zaproszenia dołączono karteczkę, pisaną ręką Łomnickiego: "Drogi Jerzy, chcę żebyś wiedział, że to zrobiłem. Twój Tadeusz - Poznań, 6.02.92". Można się domyślać, że dla Turowicza i Łomnickiego sztuka miała mieć znaczenie szczególne. Dlaczego? Tego się nie dowiemy. Łomnicki zmarł 22 lutego, w trakcie prób do spektaklu. Premiera się nie odbyła.

***

Pocztówka, którą Turowicz dostał z okazji przyznania mu w 1994 r. Orderu Orła Białego: nadawcą jest Szymborska. Na kartce błękitne niebo, pod nim wzburzone morze. Na jednej z fal doklejona przez poetkę świeca: "Kochany Jerzy! Cieszę się tym, co na Twojej piersi zawisło! Przy okazji zrobiłam Twój symboliczny portret - przyjmij go! Wisława. P.S. Morze powinno być bardziej wzburzone, ale nie znalazłam odpowiedniej fotografii".

Szymborska pisała tak w chwili, gdy dzieło życia Turowicza było kwestionowane, a on atakowany. Znajomi, choć wiedzieli, że gdy przychodzi mu wysłuchiwać słów uznania, jest zakłopotany - nie zostawili go bez wsparcia. W 1991 r. Stanisław Barańczak pisał: "Dał Pan nam wszystkim piękny przykład, jak należy trzymać się własnych pryncypiów, nie popadając zarazem w ślepe zacietrzewienie i nie dając się zmusić przez przeciwników do obniżenia poziomu dysputy. Jak zawsze, wiele się od Pana nauczyliśmy - ci przynajmniej, którzy jeszcze chcą się czegoś uczyć i którym na rzeczach niematerialnych, a ważnych jeszcze stale zależy".

W połowie lat 90. Jerzy Giedroyc pisze w jednym z listów: "Pana »Tygodnik« jest naprawdę pismem mi najbliższym. (...) Jest Pan dla mnie wzorem Redaktora. Potrafił Pan przeprowadzić zmianę pokolenia i zachować ciągłość pisma, czego ja nie potrafiłem".

Władysław Bartoszewski do Turowicza, rok 1997: "W obliczu postępującej relatywizacji wszelkich wartości, przemieszania pojęć i postępującej także nihilizacji ludzi młodych ten głos, właśnie Twój głos, był bardzo potrzebny. Zresztą niewątpliwie wiesz o tym sam: gdybyś nie uznał, że to potrzebne, to zapewne byś nie pisał... Chcemy jednak wyraźnie Ci powiedzieć, że z różnych stron dochodzą do nas głosy akceptacji Twego jasnego stanowiska i uznania, iż przypomniałeś, że czarne nie jest białe".

***

Jeszcze jeden obraz, utrwalony na taśmie filmowej. Czesław Miłosz, siedząc przy kawiarnianym stoliku, zastanawia się: "Jak on potrafił utrzymać się pośród tych kataklizmów zawsze taki sam? To jest dla mnie tajemnica".

Odpowiedzi można szukać w archiwum. Jego korespondencja to nie tylko świadectwa pamięci, to także polemiki, z których wnioski często znajdowały odzwierciedlenie w publicystyce. Wiele polemicznych tekstów ukazywało się także na łamach "TP".

Jak opowiada w filmie "Zwyczajna dobroć" żywo gestykulujący Adam Michnik: "Tam było miejsce dla ludzi otwarcie polemizujących z redaktorem naczelnym. Otóż mnie się zdaje, że to jest ostateczny sprawdzian tego, czy ktoś może być redaktorem naczelnym. Czy może wydrukować artykuł, gdzie schlastano go z góry na dół. Ja puszczałem takie teksty ze znacznie mniejszym przekonaniem, niż to robił Jerzy, bo nie mam jego cnót charakteru, ani ducha, ale w dużej mierze ze strachu, ze strachu przed tym, że Jerzy się mnie spyta, dlaczego ja nie puściłem jakiegoś tekstu, który był polemiczny ze mną, i ja się zawstydzę".

Być może to Turowiczowska otwartość na innych sprawiła, że czytelnikami i autorami katolickiego "Tygodnika" stawali się także przedstawiciele laickiej inteligencji. W 1968 r. uważający się za marksistę Andrzej Szczypiorski tak pisał w liście do naczelnego "TP": "»Tygodnik« cenię i czytuję, choć reprezentuje on światopogląd, którego nie podzielam".

***

Nie sposób wymienić nazwisk wszystkich, z którymi Turowicz utrzymywał kontakt listowny. Kustosz Archiwum Jerzego Turowicza i zarazem jego wnuk, Michał Smoczyński, wraz z wolontariuszami kończy komputerowe katalogowanie korespondencji z 1200 osobami. Praca żmudna, zważywszy na rozmiary korespondencji - sama teczka z listami od Bartoszewskiego liczy niemal 500 kart - i wymóg indeksowania wszystkich haseł geograficznych, osobowych i przedmiotowych w niej zawartych. Wszystko po to, by każdy zainteresowany mógł znaleźć w archiwum poszukiwane dokumenty: Etchegaray, Iwaszkiewicz, Congar, Kołakowski, Weigel, Herbert, Czapski, Lustiger, Wiesenthal.

W archiwum są nie tylko listy, materiały z sympozjów, notatki z wyjazdów zagranicznych, wycinki prasowe, roczniki czasopism w wielu językach, katalogi wystaw czy stosy zaproszeń. Są także rękopisy i maszynopisy rozmaitych autorów. Wiersze Adama Zagajewskiego, Tadeusza Borowskiego, Ewy Lipskiej; rękopisy artykułów młodego Karola Wojtyły czy rękopiśmienny tomik "Wierszy pół-perskich", wykonany przez Czesława Miłosza specjalnie dla Turowicza w 1945 r., to tylko niektóre z nich. Tomik, jak i taśma, na której naczelny "TP" nagrał ulubione wiersze noblisty, został odnaleziony w zbiorach niedawno, a dzięki temu światło dzienne ujrzały nieznane dotąd wiersze poety: "Na dobrą noc" i "Morał".

***

Zwyczajna dobroć. Krzysztof Kozłowski, zapytany o Turowicza, po chwili namysłu mówił: "Pan Bóg chyba obdarzył go szczególnymi talentami. Talentem bycia, bycia sobą. Bycia kimś nawet wtedy, kiedy nie przemawia, nie mówi, nie pisze. Spróbujcie z nim pobyć, to się przekonacie".

Pobyć z Turowiczem dziś, to poszukać go w archiwum.

JOANNA PODSADECKA jest studentką dziennikarstwa UJ.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 01/2007