Podatek kościelny? Reformować! Ale jak?

Rok 2005 był dla Kościołów w Niemczech dobrym rokiem. Niemiec został papieżem, Światowe Dni Młodzieży w Kolonii oraz zjazd ewangelików (Kirchentag) zgromadziły setki tysięcy wiernych, w społeczeństwie rośnie zainteresowanie religią, co ma pewnie związek z klimatem "czasów ostatecznych - niepewności wobec terroryzmu, wojen, zagrożeń cywilizacyjnych czy stagnacji w gospodarce. Ten obraz duchowej "koniunktury jest jednak zmącony: od kilku lat niemieckie Kościoły mają kłopoty finansowe.

06.03.2006

Czyta się kilka minut

 /
/

Wiele struktur katolickich i ewangelickich - począwszy od katolickich diecezji i ewangelickich Kościołów Krajowych (ewangelicy nie są scentralizowani i dzielą się w Niemczech na wiele regionalnych Kościołów, Landeskirchen), a na wiejskich parafiach skończywszy - stoi dziś "pod ścianą": musi zmniejszać swoje budżety, zwalniać pracowników, "odchudzać" wydatki zarówno personalne, jak i charytatywne. Peter Barrenstein, dyrektor niemieckiego oddziału słynnej międzynarodowej firmy doradczej McKinsey, nie ma wątpliwości: reform finansowych potrzebuje dziś nie tylko niemiecka gospodarka, ale także Kościół.

Barrenstein, sam również zaangażowany w działalność ewangelickiego laikatu (należy do "Grupy Roboczej Ewangelickich Przedsiębiorców"), stwierdził niedawno w wywiadzie dla dziennika "Die Welt", że winę za kłopoty finansowe w połowie ponosi sam Kościół, który zaniedbał w przeszłości swego podstawowego chrześcijańskiego posłannictwa, zamiast tego angażując się w tematy polityczne, choć są one z punktu widzenia misji Kościoła mniej istotne.

Kościół, dowodził Barrenstein z właściwą dla swej profesji bezpośredniością, powinien - jak przedsiębiorstwo - bardziej zważać na to, czy jego struktury są efektywne i czy nie mogłyby być tańsze. Dalej, powinien koncentrować się na tym, aby jak najlepiej wypełniać swe najważniejsze zadania, czyli duszpasterstwo i pomoc dla słabszych. Kościół nie powinien koncentrować się na maksymalizowaniu szczęścia swych pracowników (czyli duchownych), ale na maksymalizowaniu szczęścia ludzi, którym służy. Jeśli ludzie nie przychodzą do jakiegoś kościoła, a idą chętniej do innego, trzeba analizować przyczyny. Czy kazania są interesujące? Czy kontakt z wiernymi wystarczająco intensywny? Czy duchowni są wiarygodni i przygotowani do swej roli? Wszystko to brzmi sensownie. Łatwo jest jednak udzielać dobrych rad, zwłaszcza gdy jest się szefem McKinseya - trudniej reformować taką instytucję, jaką jest Kościół.

Niemcy w kryzysie

Główną przyczyną problemów finansowych, którym od kilku lat muszą stawiać czoło niemieccy ewangelicy i katolicy, jest drastyczny spadek wpływów z tak zwanego podatku kościelnego. Spadek ten zaś ma źródła dwojakiego rodzaju: nie tylko wewnętrzne, zależne od Kościoła (jak wzrost liczby osób "wypisujących się" z Kościołów), ale także zewnętrzne, od biskupów niezależne.

Problemy narastały od dawna, ale były ignorowane - zarówno w Kościele katolickim, jak i w Kościołach ewangelickich. W Niemczech od bardzo dawna mówi się o kryzysie instytucji Kościołów, o spadku ich pozycji w społeczeństwie, a także o "kryzysie chrześcijańskiego Boga". Ludzie zainteresowani sprawami ducha często szukają odpowiedzi na swe pytania poza Kościołami. Mało kto jednak zdawał sobie sprawę, że do tego wszystkiego dołączyć może kryzys finansowy.

Dzieje się tak w kraju, gdzie ma siedzibę najzamożniejsza diecezja katolicka świata - Kolonia, i który od dziesiątków lat był "skarbnicą", z której mogły czerpać wspólnoty kościelne na całym świecie - zarówno te zagrożone przez totalitarne reżimy, jak i te zagrożone nędzą. Przecież to od niemieckich Kościołów płynęła - i płynie nadal - w świat ogromna pomoc charytatywna. Szczodrość niemieckich katolików i kościelnych instytucji jest znana także w Polsce. To w katolickich kręgach powstało już dawno temu powiedzenie, że Kościół włoski daje Kościołowi powszechnemu nowe ruchy i inspiracje religijne, Kościół polski - misjonarzy, Kościół niemiecki zaś - pieniądze. Myśl o kryzysie finansowym mogła wydawać się abstrakcyjna i niedorzeczna jeszcze z jednego powodu: w żadnym innym kraju Europy nie ma tak sprawnie zorganizowanego i tak efektywnego systemu finansowania Kościołów.

System

Finansowanie niemieckich Kościołów ma kilka źródeł, ale najważniejsze z nich to obowiązkowy podatek kościelny (Kirchensteuer; w przypadku gmin żydowskich nazywany podatkiem kultowym, Kultussteuer). Jego początki datują się na koniec XIX stulecia. Z tego źródła pochodzi większość budżetu przeciętnej diecezji katolickiej czy przeciętnego ewangelickiego Kościoła Krajowego. W skali kraju w 2004 r. do obu Kościołów wpłynęło z tegoż podatku 8,5 miliarda euro. Nieco więcej niż połowa tej sumy zasiliła Kościół katolicki.

Prawo do pobierania obowiązkowego podatku od wiernych - system nieistniejący w innych krajach Europy - mają zagwarantowane wszystkie wspólnoty wyznaniowe, uznane za stowarzyszenia prawa publicznego. Podatek ściągają państwowe urzędy skarbowe i odprowadzają do struktur kościelnych. Pośrednictwo państwa uzasadniono tym, że tworzenie osobnych instytucji kościelnych byłoby kosztowniejsze. Wyjątek stanowi tu Bawaria, gdzie ściąganiem podatku zajmują się urzędy kościelne.

Do podatku kościelnego, który wynosi między 8 a 9 proc. od sumy podatku dochodowego, zobowiązany jest każdy członek społeczności wiernych, który płaci podatek dochodowy. Jeśli go nie płaci - to ważna okoliczność - bo jest np. emerytem, studentem albo bezrobotnym, wtedy nie płaci też, siłą rzeczy, podatku kościelnego. To, ile płaci na Kościół konkretny Niemiec, zależy zatem od jego miesięcznych dochodów, a także od zaszeregowania do danej klasy podatkowej. Inaczej niż w Polsce, wysokość podatku zależy bowiem w Niemczech nie tylko od wysokości dochodu, ale także od stanu cywilnego i liczby posiadanych dzieci - wedle zasady: im więcej dzieci, tym niższy podatek. Mówiąc obrazowo, osoba stanu wolnego i bezdzietna, zaszeregowana do najwyższej klasy podatkowej, płaci najwyższy podatek dochodowy i tym samym najwyższy Kirchensteuer. Osoba zamężna/żonata, ale bezdzietna płaci mniej, żonaty/zamężna z jednym dzieckiem - dwojgiem, trojgiem etc. - odpowiednio mniej. Zarazem określona jest górna granica podatku kościelnego: nie może on być większy niż 4 proc. dochodu, osoby najbiedniejsze zaś mogą być z niego w ogóle zwolnione.

Przysłowie mówi: "Kto płaci, ten wymaga". Nie ma przesady w stwierdzeniu, że w niemieckich Kościołach sprawy finansowe traktowane są z nieporównanie większą przejrzystością i surowością prawa niż w Polsce. Dotyczy to także wynagradzania osób duchownych i świeckich pracujących na kościelnych etatach. Regulują to wewnętrzne przepisy kościelne, wzorujące się na przepisach państwowych; wynagrodzenie jest ściśle ustalone. Co więcej, w Niemczech o sprawach finansowania wspólnot - diecezji, parafii itd. - decydują nie sami biskupi i księża, ale także świeccy zasiadający w odpowiednich gremiach. Duchowni, a nawet biskupi mają ograniczone możliwości ingerencji w ich decyzje. Współdecydowanie świeckich stanowi istotny element systemu finansowania struktur Kościoła; zresztą demokratyzacja w niemieckim Kościele w sferze administracyjno-duszpasterskiej jest wyjątkowa w skali Europy.

Budżet diecezji...

Podatek - czyli jakby obowiązkowe "składki członkowskie" - ma więc wielkie znaczenie, gdyż z niego pochodzi większość corocznych wpływów finansowych obu wielkich Kościołów. Pozostałe źródła dochodu to zyski z posiadanego majątku, np. nieruchomości (w przypadku Kościoła katolickiego: ok. 15 proc. rocznych wpływów) oraz państwowe dotacje celowe (20 proc.), przeznaczone na dofinansowanie zadań, które Kościół spełnia w sferze publicznej, dla dobra ogółu - w tym także dla niewierzących. Chodzi o prowadzone przez Kościół domy opieki dla osób starszych czy niepełnosprawnych, szkoły, uczelnie, przedszkola.

Wreszcie, kolejnym źródłem dochodu Kościołów są zyski z działalności gospodarczej albo z posiadanych udziałów w bankach czy firmach. Przykładem dom wydawniczy Weltbild Verlag, w którym ma udziały 14 z 27 niemieckich diecezji katolickich; w 2004 r. obroty tego wydawnictwa - dobrze zarządzanego i mającego takie sukcesy komercyjne, jak np. popularna edycja "Biblii" - wyniosły 1,3 miliarda euro.

Inny przykład: w katolickiej diecezji Limburg (liczącej ok. 750 tys. wiernych), budżet na 1992 r. wynosił ponad 339 mln marek, przy czym pieniądze pochodziły z następujących źródeł: 81 proc. z podatku (statystyczny wierny zapłacił w 1991 r. po 360 marek; państwo pobrało za ich ściągnięcie 8,4 mln marek; przeciętna rodzina z dwójką dzieci i o średnich dochodach płaciła miesięcznie 23 marki); 9,9 proc. to "inne źródła" (pomoc z sąsiednich biskupstw na wspólne przedsięwzięcia, opłaty za kursy w kościelnych instytucjach itp.); pozycję trzecią tworzyły dochody z własnej działalności gospodarczej, z czynszów, procenty od ulokowanego kapitału itd.; pozycja czwarta - dotacje od instytucji publicznych i państwa (2,9 proc.). Dopiero na pozycji piątej lokowały się wpływy ze zbiórek "na tacę" i innych datków (2,6 proc. budżetu diecezji).

Budżet diecezji Limburg był - podobnie jak budżety wszystkich diecezji - jawny i co roku publikowany. O ustaleniu budżetu, wydatkach oraz o przyjmowaniu rocznego sprawozdania decydowała "Rada diecezjalna ds. podatków kościelnych". Liczyła 10 członków, wybieranych przez diecezjalną radę synodalną; byli to: generalny wikariusz, dyrektor ds. finansów i prawnik, wszyscy trzej są zatrudnieni przy biskupstwie, dalej dwaj członkowie powołani przez biskupa, wreszcie trzy osoby wybrane decyzją samej rady. Ma to gwarantować, aby "o pieniądzach kościelnych w naszej diecezji decydowali demokratycznie wybrani: kobiety i mężczyźni". Rada jest niezależna, biskup ma prawo weta wobec jej decyzji, ale można je odrzucić większością dwóch trzecich głosów.

... i budżet parafii

Podatek kościelny nie jest pobierany w parafii, ale trafia do diecezji i na tym szczeblu opracowywany jest projekt diecezjalnego budżetu. To diecezja decyduje, ile pieniędzy otrzyma dana parafia. W ten sposób unika się zbytnich różnic między uposażeniem parafii w okolicach bogatszych

i biednych, zaś parafie w okolicach biedniejszych nie są uzależnione od skromnych datków wiernych. Poza tym, o wprowadzeniu specjalnego, dodatkowego podatku (czy raczej: datku) w parafii może zdecydować rada parafialna, złożona ze świeckich wybieranych co roku w wolnych wyborach. W diecezji Limburg w latach 90. na parafie przeznaczana była przeciętnie połowa budżetu biskupstwa. Parafia otrzymywała na każdego wiernego określoną sumę rocznie jako podstawowe uposażenie, do tego dochodziły pieniądze na utrzymanie budynków i kościołów.

W Niemczech, tak jak w Polsce, utrzymuje się zwyczaj zbierania podczas nabożeństw "na tacę", sumy tak uzyskiwane są jednak niewielkie. Parafianie składają też ofiary za chrzty, śluby i pogrzeby, ale ich wysokość zależy tylko od ofiarności. Narzucanie wiernym opłat wedle praktykowanej czasem w Polsce zasady "co łaska, ale nie mniej niż..." jest w Niemczech trudno wyobrażalne - zapewne skończyłoby się skandalem.

Gospodarowanie finansami parafialnymi i budżet parafii są jawne. Każdy wierny może mieć wgląd w księgowość parafii - przez dwa tygodnie w roku dokumenty są wystawione do publicznego wglądu. Rozdziałem finansów w parafii zajmuje się właśnie rada parafialna. Instytucje prowadzone przez Kościoły - szkoły, szpitale, przedszkola - swoje fundusze czerpią natomiast w większości z dotacji państwowych, w mniejszym zaś stopniu ze źródeł kościelnych. Bez dofinansowania z publicznej kasy utrzymanie wielu z nich nie byłoby możliwe. Państwo traktuje tę działalność Kościoła w myśl zasady pomocniczości, jako uzupełniającą wobec państwowej. Szkoły i przedszkola w Niemczech nie mają przy tym charakteru wyznaniowego; tradycję Niemiec określa współistnienie różnych wyznań, np. dzieci ewangelickie czy muzułmańskie uczęszczają często do przedszkoli katolickich. Co więcej, w ostatnich latach widać było wzmożone zainteresowanie szkołami prowadzonymi przez Kościoły także wśród rodzin niewierzących. Miały opinię placówek na wysokim poziomie.

Debata

Jeszcze niedawno chyba nikt w Niemczech, nawet krytycy takiego systemu finansowania Kościołów, nie kwestionował faktu, że jest to system efektywny i przejrzysty. Debatowano, owszem, nad instytucją podatku kościelnego od lat, jednak przedmiotem sporu była nie jego efektywność, ale inne aspekty - jak kościelno-teologiczny czy jego legitymizacja.

Upraszczając, przeciwnicy podatku, wywodzący się zresztą z różnych środowisk - nie tylko tych niechętnych religii i Kościołom, ale także z samych Kościołów, w tym teologowie ewangeliccy i katoliccy - argumentowali, że opłaty takie powinny być dobrowolne, że to nie państwo powinno je ściągać, ponieważ w ten sposób Kościół staje się jedną z wielu instytucji i traci swój specyficzny charakter, utożsamiając się z "władzą". Zwolennicy odpowiadali, że państwo nie robi tego za darmo i - co najważniejsze - z tych pieniędzy Kościół jest w stanie finansować nie tylko swoje struktury, ale także działalność społeczną, socjalną, rozmaite inicjatywy itd. Gdyby nie podatki, sfera ta musiałaby zostać zredukowana. Wreszcie, podatki zapewniają Kościołowi niezależność od państwa. Przeciwnicy odpowiadali na to, że większość wpływów z podatku kościelnego idzie na utrzymanie Kościoła, a nie na cele społeczne i charytatywne - do czego dopłaca państwo.

Nawet zwolennicy Kirchensteuer przyznawali jednak, że jego obligatoryjny charakter nie jest najszczęśliwszy, gdyż finansowe wsparcie Kościoła staje się czymś mechanicznym, pozbawionym ducha wspólnoty i poczucia dobrowolnego uczestnictwa. Pytanie brzmiało: czy bycie katolikiem/ewangelikiem musi być tożsame z płaceniem? Czy wierzy tylko ten, kto płaci? Czy coraz więcej wiernych nie ogranicza swej obecności we wspólnocie Kościoła tylko do płacenia podatku? Język publicznej debaty znalazł nawet określenie dla nazwania takich ludzi, nieco ironicznie: Kirchensteuerkatholiken.

W obu Kościołach widać od lat kontrast: w sferze ekonomicznej są wciąż najzasobniejsze na świecie, jednak stale zmniejsza się liczba wiernych, brakuje księży, spada liczba wiernych uczęszczających na nabożeństwa. Sondaże mówią o rozluźnianiu wewnętrznych więzów łączących ludzi z Kościołem, coraz większej selektywności wyznawanej wiary, braku akceptacji dla różnych dziedzin nauki Kościoła. Z badań socjologicznych prowadzonych przez ks. prof. Paula Zulehnera wynika, że większość członków Kościoła katolickiego to chrześcijanie, których wiara ma charakter kulturowy, pozbawiony już wymiaru wewnętrznego. Co ciekawe, tendencjom tym towarzyszy zainteresowanie sprawami szeroko rozumianych przeżyć duchowych oraz zapotrzebowanie na treści religijne. Klimat społeczny jest przyjazny religii - ale niekoniecznie zinstytucjonalizowanej.

Sygnały kryzysu

Zjednoczenie Niemiec w 1990 r. zmieniło pozycję obu Kościołów. Najpierw zmienił się "krajobraz" wyznaniowy: dziś obok 28 mln ewangelików i 27 mln katolików jest w Niemczech 25 mln osób określanych jako "pozostali" (w "starej" RFN było ich 10 mln). Pojęcie to obejmuje wyznawców innych religii, agnostyków, niewierzących. Takie przesunięcie wpłynęło na sytuację w samych Kościołach i stosunki z państwem i społeczeństwem.

W Niemczech Wschodnich ludzie wierzący stanowią bowiem niewielki procent społeczeństwa. Jednocześnie z Kościoła w całych Niemczech występuje corocznie kilkaset tysięcy katolików i ewangelików - najczęściej są to 30-40-latkowie, zarabiający i płacący wyższe podatki. W połączeniu ze zmianami demograficznymi (starzenie się społeczeństwa) oraz ze wzrostem bezrobocia, zwłaszcza w byłej NRD (bezrobotni nie płacą Kirchensteuer) doprowadziło to już po kilku latach do spadku wpływów z podatku kościelnego i w efekcie do kryzysu finansowego w Kościołach na terenie dawnej NRD.

W latach 90. w budżetach obu Kościołów z byłej NRD pojawiały się coraz większe "dziury", doraźnie "zasypywane" przez wsparcie z tych regionów Niemiec, które są bogatsze i "bardziej wierzące". Właściwie przyjęto już do wiadomości, że parafie i kościelne instytucje w byłej NRD (szkoły, przedszkola, domy rekolekcyjne, instytucje zajmujące się pracą z młodzieżą, ośrodki pomocy, media) są zdane na finansowe dotacje od diecezji zachodnich. Najbardziej ucierpiało katolickie arcybiskupstwo Berlina, które - gdyby było zwykłym przedsiębiorstwem - w 2002 r. musiałoby ogłosić bankructwo. Dziś diecezja powoli wychodzi z kryzysu i przeprowadza reformy - jej struktury mają być efektywniejsze i "chudsze". Do końca 2006 r. liczba parafii zostanie zmniejszona o ponad połowę. Przeprowadza się cięcia w budżecie połączone ze zwolnieniami setek pracowników zatrudnionych na etatach (kościelnych,

organistów, sprzątaczek); sprzedaje się część gruntów i nieruchomości itd. Do spłacenia pozostaje jednak ciągle kilkadziesiąt milionów euro długu.

Co dalej?

Wkrótce okazało się, że problem dotyczy nie tylko byłej NRD. W latach 1998-99 oznaki kryzysu finansowego pojawiły się także w Kościołach w Niemczech Zachodnich. Cięcia i oszczędności musiała przedsięwziąć nawet najzamożniejsza diecezja świata - Kolonia.

W 1999 r. przewodniczący Centralnego Komitetu Katolików Hans-Joachim Meyer powiedział, że trzeba przygotować się na dyskusję wokół Kirchensteuer. Meyer obawiał się, że na finansach kościelnych negatywnie odbije się zwłaszcza reforma podatkowa, przygotowywana wówczas przez rząd Gerharda Schrödera, gdyż zmiany zakładały zmniejszenie podatku dochodowego od osób fizycznych: Kirchensteuer oblicza się właśnie od podatku dochodowego. Budżet państwa mógł wyrównać sobie straty podniesieniem innych podatków i opłat. Kościoły takiej możliwości nie miały; wkrótce potem okazało się, że faktycznie reforma podatkowa obniżyła wpływy z podatku kościelnego o około 10 proc.

Obniżka wpływów państwa (a więc i Kościołów) z podatku dochodowego wynikała także z orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który w 1999 r. uznał, że system podatkowy przewiduje zbyt małe (sic!) ulgi podatkowe dla osób posiadających dzieci. Realizacja tego orzeczenia nie tylko "wyrwała" wielomiliardową dziurę w budżecie państwa, ale również uderzyła we wpływy z Kirchensteuer. Skutek: w ciągu ostatnich kilku lat wpływy z podatku kościelnego spadały w przypadku obu wielkich Kościołów o kilka procent rocznie. Rekordowy był rok 2004, gdy spadek był największy: w porównaniu z rokiem 2003 o ponad 8 proc. I choć nominalnie sumy, jakie wpływają co roku z Kirchensteuer, robią nadal wrażenie, to jednak w niektórych regionach sytuacja finansowa Kościołów jest coraz trudniejsza.

***

W grudniu 2004 r. doszło do wydarzenia bez precedensu: przez Akwizgran przemaszerowała demonstracja świeckich pracowników tamtejszej diecezji, ze świecami i w żałobnych strojach. Protestowali przeciw redukcjom personalnym.

Kościoły w Niemczech są bowiem nie tylko ważną instytucją - religijną, duchową, społeczną, polityczną - ale są także największym w kraju pracodawcą. W swoich instytucjach zatrudniają 1,3 mln osób, w ogromnej większości świeckich. To więcej niż zatrudnia jakikolwiek wielki koncern. Każda z tych instytucji ma swój budżet, który musi się zbilansować. A za budżetem, za wykresami i liczbami - stoją konkretni ludzie. Cóż więc czynić? "Oszczędzać, ale z perspektywą na przyszłość" - tak odpowiedział na to pytanie ks. Norbert Feldhoff, proboszcz kolońskiej katedry, który zajmował się sprawami finansowymi w najzamożniejszej diecezji na świecie.

Świadomość, że reformy są konieczne, jest już obecna w obu Kościołach. Problem w tym, że Kościół zwykł zmieniać się powoli. Tymczasem czas nagli. Każdy nowy rok - to konieczność zamknięcia tysięcy budżetów: diecezji, parafii, domów opieki, szkół, poradni... Czasu jest mało. Byle potem nie trzeba było iść po radę do McKinseya.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Ucho Igielne - przewodnik (11/2006)