Pod okiem Wielkiego Brata

Monitoring lekiem na całe zło? Badacze twierdzą, że to raczej placebo dające złudne poczucie bezpieczeństwa. A i to nie zawsze.

30.08.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. CORBIS / PROFIMEDIA
/ Fot. CORBIS / PROFIMEDIA

Pierwsza kamera wita tuż po otwarciu drzwi. Zawieszona wewnątrz klatki schodowej, zagląda do otwartego mieszkania. Dalej kolejne: na ścianach sąsiedniej kamienicy, przychodni, na skrzyżowaniu, w tramwaju. W drodze do pracy mieszkaniec miasta przechodzi z jednego obrazu w drugi. Jeśli nie ma szczęścia, to osiem godzin w biurze także spędza pod kontrolą szklanego oka.


Ostatnia dekada jest niczym nowa polska kronika filmowa, kamery rozpleniły się w szkołach, na basenach (czasem także – o zgrozo! – w toaletach i przebieralniach), nawet w szpitalnych salach. Część wchodzi w skład miejskich systemów monitoringu, jednak nierzadko właściciele – a, co za tym idzie, obserwatorzy – są trudni do ustalenia. Zwykle nie podlegają żadnym ograniczeniom, kontroli ani regulacjom prawnym.


Klimat dla podglądaczy


Według danych zebranych przez fundację Panoptykon w 2012 r. monitoring finansowany ze środków miejskich działał w 86 proc. miast powiatowych i we wszystkich miastach wojewódzkich.


Roczny budżet zakładu obsługującego system monitoringu miejskiego w Warszawie (425 kamer) sięga 15 mln zł – mniej więcej tyle, ile w całym roku ma do dyspozycji najważniejsza krajowa instytucja powołana do ochrony prywatności – Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. To oznacza, że w skali kraju na kamery podglądające obywatela wydaje się setki milionów złotych.


W przypadku systemów innych niż miejskie ograniczeniem jest jedynie wyobraźnia. Kamera nad pisuarem toalety na warszawskim Dworcu Centralnym? Jest. Kamery w części wagonów PKP, rejestrujące również dźwięk? Proszę bardzo. Kamery nad kasami w supermarkecie, pozwalające zobaczyć piny wstukiwane przez klientów? Miłego dnia.
Klimat dla podglądaczy jest dobry – sprzęt staje się coraz doskonalszy i tańszy, zaś globalne zagrożenia są straszakiem skutecznie spychającym na dalszy plan prawa obywatelskie. Kto nie chce czuć się bezpiecznie?

Większość badanych chce – 55 proc. uważa, że instalacja kamer zmniejsza przestępczość w skali całego miasta.
Zarówno polskie, jak międzynarodowe badania wskazują jednak, że prewencyjne działanie monitoringu jest ograniczone. Część przestępców przenosi się w niemonitorowane miejsca, część robi swoje, nie myśląc o obecności kamer. Dowodzą tego m.in. badania dr. Pawła Waszkiewicza z Katedry Kryminalistyki UW, opublikowane jako „Wielki Brat Rok 2010. Systemy monitoringu wizyjnego – aspekty kryminalistyczne, kryminologiczne i prawne”.


– Monitoring nie zwiększa faktycznego bezpieczeństwa w miejscach publicznych, jak również w większości badanych przestrzeni zamkniętych. Wyjątek stanowią parkingi i garaże wielopoziomowe. Co więcej: monitoring nie prowadzi też do zwiększenia poczucia bezpieczeństwa, choć większość praktyków uważa, że taka zależność ma miejsce – wyjaśnia dr Waszkiewicz.


A Wielki Brat patrzy. Ponad połowa ankietowanych opowiada się za zwiększeniem liczby kamer monitorujących nasze zachowania, przy czym poparcie dla tej opcji stopniało ostatnio na rzecz opinii, że liczba kamer powinna zostać utrzymana.


Przychylne nastawienie opinii publicznej nasilają publikowane w mediach informacje o „zabezpieczeniu nagrań z monitoringu”, co miałoby sugerować znaczne prawdopodobieństwo wykrycia sprawców przestępstwa. Tymczasem nawet przypadki przekazania policji takich materiałów okazują się często niewystarczające do wykrycia sprawcy, o czym przekonał się niedawno wrocławski właściciel okradzionego butiku, który nagrał złodzieja. Po kilku miesiącach sprawa została umorzona... – Pokrzywdzeni często przekazują nagrania z monitoringu, ale odnalezienie konkretnej osoby jest bardzo trudne – podsumowała wrocławska prokuratura. Podglądanie może się nawet stać źródłem zagrożenia, bo co trzeci z badanych uważa, że gdy są kamery, w przypadku przestępstwa nie trzeba podejmować interwencji, skoro zajmą si tym odpowiednie osoby. Takie rozproszenie odpowiedzialności doprowadza w końcu do tego, że interwencja w ogóle nie następuje. Im więcej świadków zdarzenia, tym większe zagrożenie, że tak właśnie będzie – dowodzą badacze.


Dzieci się rozglądają


Niewiele mówi się też o tym, że większość kamer nie ma na celu poprawy bezpieczeństwa. Służą ochronie mienia, kontroli pracowników, zarządzaniu ruchem drogowym, analizie zachowań klientów, w szkołach także – rozwiązywaniu sporów między dziećmi, rodzicami i nauczycielami.


Niepokoi zwłaszcza monitoring szkolny, który może stawać się narzędziem swoistej kultury nadzoru – uważa Julia Skórzyńska-Ślusarek, współautorka badań „Monitoring wizyjny w życiu społecznym”. Jej zdaniem kamery wykorzystywane są nie tylko do dyscyplinowania uczniów i kontrolowania ich przez dyrekcję, nauczycieli oraz rodziców, ale mogą służyć także nadzorowaniu pracowników szkoły przez dyrekcję i rodziców oraz kontrolowaniu dyrekcji przez rodziców i władze oświatowe. Monitoring staje się tu narzędziem wychowawczym – uczniowie mają świadomość, że są obserwowani, o czym nauczyciele chętnie przypominają. Wniosek: nie należy zachowywać się niewłaściwie tam, gdzie może to zostać zauważone.


Nauczycielka (uczestniczka badania): „Czasami, jak coś się stanie w świetlicy, a w świetlicy nie ma kamer, to mówimy: »Oj, mamy kamery i to sprawdzimy«. I wtedy te dzieci się rozglądają. Dzieci wiedzą, że są kamery. I na pewno robią to tak, żeby kamery nie widziały, jak mają coś zrobić. Bo one wiedzą, kombinują. Są takie punkty, tam są źle te kamery ustawione, bo tam często próbują właśnie palić. Chodzą, obcałowują się, obściskują się”.


Kamery w szkołach to efekt prowadzonego w latach 2007-09 programu Ministerstwa Edukacji Narodowej „Monitoring wizyjny w szkołach i placówkach”. Pokazowa akcja ministra Romana Giertycha była efektem tragedii w Gdańsku, gdzie dręczona przez uczniów nastolatka popełniła samobójstwo. Z informacji przekazanych przez MEN wynika, że w kamery wyposażono wówczas 7882 placówki, co kosztowało blisko 77 mln zł.


Nauczycielka: „Ktoś to wymyślił na górze. Z wydziału oświaty. Nie wiem, czy napisał jakiś program, że to powinno być tak, a nie inaczej. W szkole jednak te dzieciaki się zna i według mnie żadnej potrzeby nie ma. Nawet jak jest lekcja, gdzieś się kręci i próbuje się przedostać i pójść do łazienki na dymka czy coś, to i tak to widać”.


Wówczas, w 2010 r., w sprawie kamer interweniował rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski. „Żaden przepis rangi ustawowej nie upoważnił organów prowadzących – w sposób bezpośredni – do instalowania kamer monitorujących na terenie szkół i placówek oświatowych – napisał do MEN. – Otrzymuję skargi rodziców i uczniów licznych szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, w których kamery monitorujące zamontowano m.in. w szkolnych toaletach”.


Reakcja władz oświatowych? Należałoby podjąć kroki legislacyjne w celu ograniczenia prawa do prywatności osobom przebywającym na terenie szkoły. Najnowsze programy MEN, „Bezpieczna i przyjazna szkoła” (na lata 2014-16) oraz komplementarny „Bezpieczna+” (2015-18), uwzględniają rozwój szkolnego monitoringu, jednak realizacja ma zostać odłożona do czasu uchwalenia odpowiedniej ustawy.


Tymczasem ustawodawczy chaos najbardziej cieszy producentów sprzętu, bo kamerę może zamontować każdy. Weźmy pierwszą z tu opisanych – tę w klatce schodowej. Kto ją zainstalował? Czy obraz jest nagrywany, czy ktoś to ogląda? Kto ma dostęp? Jak długo przechowywane są nagrania?


Administratorka: – O montażu zadecydowała wspólnota mieszkaniowa, pięćdziesiąt procent głosów plus jeden. Nagrywa się, ale więcej nie wiem, jestem laikiem. Proszę pytać konserwatora-elektryka.


Konserwator: – Zwykle nagrania przechowywane są przez dwa tygodnie, zależy od pojemności dysku, ale nie wiem, jak w tym przypadku. Proszę zapytać drugiego konserwatora, będzie wiedział.


Drugi konserwator: – Może nawet i po dobie się kasuje, jak nic się nie dzieje. Mieszkańcy mogą zobaczyć, policja, prokuratura pewnie... Do kogo zgłaszać? Nie, nie do mnie. Jest konserwator z firmy, która instalowała, trzeba zadzwonić. Ze 150 złotych weźmie za przyjazd, bo teraz, wie pan, wszystko kosztuje. Nie mam namiarów, ale sprawdzę...


Kamery? Nie widzę problemu


Prywatne podmioty pozostają poza kontrolą, publicznymi zajęła się w ubiegłym roku Najwyższa Izba Kontroli – sprawdzono miejskie systemy monitoringu.


„Istotnym aspektem kontroli było rozstrzygnięcie, czy miasta potrafią zachować równowagę pomiędzy troską o bezpieczeństwo a konstytucyjnym prawem obywatela do ochrony wolności i prywatności” – napisano w raporcie. Wykryte przez Izbę nieprawidłowości dotyczyły m.in. nieodpowiedniego zabezpieczenia i nielegalnego przetwarzania danych osobowych oraz nieograniczonego dostępu do obrazu z kamer. Większość miast nie potrafiła ocenić skuteczności monitoringu. Nie określono kryteriów, które pozwoliłyby stwierdzić, czy w monitorowanych miejscach nastąpiła poprawa bezpieczeństwa. Co prawda, kontrola wskazała na spadek przestępczości tam, gdzie zamontowano kamery. „W Warszawie w stosunku do wybranej przez NIK próby 16 kamer, aż w 15 miejscach nastąpił spadek przestępczości (od blisko 7 do ponad 90 proc.). W Poznaniu policja wskazała na zwiększenie wykrywalności przestępstw w wybranych lokalizacjach kamer”.


– Zaobserwowanie takiego związku jest bardzo trudnym zadaniem – ripostuje Wojciech Klicki, prawnik z fundacji Panoptykon. – Może następować zjawisko przeniesienia przestępczości o dwie ulice dalej, gdzie nie ma kamery, albo ogólny spadek w skali miasta lub kraju.


Jak informują kontrolerzy NIK, spośród 152 tysięcy zdarzeń zaobserwowanych przez miejskich operatorów monitoringu w latach 2010-13 poważne przestępstwa stanowiły jedynie 5 proc. Zdecydowana większość to wykroczenia drogowe.
Wnioski NIK powtarzają to, co już wiemy: brakuje przepisów, które chroniłyby dane osobowe uzyskane z wszechobecnych kamer. Nie ma regulacji określających zasady funkcjonowania monitoringu wizyjnego w miejscach publicznych ani instytucji nadzorującej jego działanie.


Efektem kontroli był wniosek do Rady Ministrów o regulację zasad prowadzenia obserwacji w osobnej ustawie.
– Takie prace ruszyły już w marcu 2011 r., dodatkowo regulacja monitoringu została wyniesiona do rangi priorytetów MSW podczas kadencji ministra Sienkiewicza. Minęły cztery lata i mamy jedynie dwa projekty założeń do ustawy. W tej kadencji parlamentu nie uda się jej uchwalić – mówi Wojciech Klicki. – Z dobrych informacji: projekt założeń proponuje stworzenie organu pełniącego kontrolę nad jednostkami prowadzącymi monitoring – tę funkcję miałby pełnić Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Nie wiadomo jednak, jakie uprawnienia miałby organ kontrolny, nie wiadomo, czy będzie miał „zęby” i zdoła wymusić przestrzeganie przepisów.


Na razie ustawa jest polem walki grup interesu. O jej kształt spierają się m.in. władze miast, pracodawcy, firmy ochroniarskie i, rzecz jasna, służby.


– Widać, że projekt jest napisany właśnie „pod służby”. Policja mogłaby, za okazaniem tzw. blachy, podpiąć się pod każdy, także prywatny system monitoringu – zauważa prawnik.


Uwagi do projektu MSW złożyło wiele organizacji, w tym takie, które domagają się jak najszerszej kontroli nad obywatelem. Pracodawcy RP napisali np.: „Proponujemy rozszerzenie celu stosowania monitoringu wizyjnego na działanie podmiotów prywatnych (w szczególności przedsiębiorców) podejmowane dla zabezpieczenia się przed przestępstwami popełnianymi na ich szkodę. (...) Nie powinno ulegać wątpliwości to, że każdy podmiot czując się zagrożony przestępstwem, powinien mieć jednoznacznie określoną, prawną możliwość skorzystania z monitoringu wizyjnego”.


Prezydent Warszawy chce zwiększenia liczby podmiotów z dostępem do obrazu z kamer oraz wyłączenia z obowiązku analiz i konsultacji społecznych decyzji o instalacji kamer w „miejscach szczególnie istotnych dla bezpieczeństwa miasta”. A także stworzenia ruchomych centrów monitoringu, m.in. na urządzeniach latających.
– Ministerstwo środowiska zaś, które nie zajmuje się zazwyczaj kwestią monitoringu, oczekuje wyłączenia lasów spod ustawowych ograniczeń – dodaje Klicki.


Firmy ochroniarskie określają projekt mianem restrykcyjnego. Kwestionują m.in. zakaz montowania atrap kamer (działanie odstraszające) oraz ustanowiony w projekcie zakaz jednoczesnego nagrywania obrazu i dźwięku. Polski Związek Pracodawców „Ochrona” – zrzeszenie firm ochroniarskich – domaga się sprecyzowania użytego w projekcie terminu „godność człowieka” (w akapicie: monitoring wizyjny nie może być prowadzony w miejscach, które mogłyby naruszać godność człowieka). W drugiej, poprawionej wersji ustawodawca określa już miejsca, gdzie godność może być naruszana: toalety, przebieralnie, gabinety lekarskie, pomieszczenia socjalne.


Czy jest się czego bać? Zdaniem większości badanych przez Julię Skórzyńską-Ślusarek praworządni obywatele, którzy „nie mają nic do ukrycia”, nie powinni obawiać się kamer. Badany: „Jaki to jest problem, że ktoś wie, gdzie ja jestem? Ja niczego złego nie robię. Z pracy wracam do domu, czasami gdzieś wyjeżdżam. Chociaż jest też część ludzi, ale akurat ja do nich nie należę, która uważa, że po prostu jesteśmy zbyt śledzeni”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2015