Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
BARTOSZ KLIMAS: Jak Pan trafił do Polski?
AMEER ALKHAWLANY: Szukałem studiów dotyczących ochrony środowiska – w Iraku pracowałem w stacji monitorowania zanieczyszczeń. Na UJ znalazłem program, który mnie zainteresował. Rozmowa kwalifikacyjna odbyła się przez Skype’a i zostałem przyjęty. Zacząłem studia na początku października 2014 r., w następnym roku zostałem przyjęty na studia doktoranckie, dostałem stypendium od Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Planował Pan zostać w Polsce?
Dostałem stypendium na cztery lata, nie myślałem o tym, co będzie dalej, skupiałem się na studiowaniu.
Jak doszło do kontaktu z ABW?
Ktoś do mnie zadzwonił przed Światowymi Dniami Młodzieży, zaprosili mnie na rozmowę. Zapisałem adres instytucji i poszedłem. Zadawali mnóstwo pytań – o mnie, o moją rodzinę, o moich braci – odpowiedziałem na wszystkie. Powiedzieli: świetnie, teraz chcemy, żebyś poszedł do krakowskiego meczetu. Ja na to, że nie jestem religijny i nie chodzę to meczetu. A oni: ale chcemy, żebyś zaczął chodzić i zebrał trochę informacji o tym, co ludzie tam mówią. Odmówiłem. Powiedziałem, że mogę opowiedzieć tylko o sobie. Zażądali więc haseł do poczty, Facebooka i PIN-u do telefonu. Przekazałem to wszystko, bo nie mam nic do ukrycia – nigdy nie miałem problemów z prawem ani w Iraku, ani w Polsce, ani w żadnym innym kraju.
Na tym się skończyło?
Powiedzieli, że jeszcze się spotkamy. Wezwali mnie jeszcze raz, żeby powiedzieć, że są rozczarowani, bo nie chcę współpracować. Powtórzyłem, że mogę mówić jedynie o sobie, a wypytywanie ludzi o ich sprawy to nie moje zadanie. Jesienią dzwonili do mnie jeszcze kilka razy: z informacją, że wszystko w porządku, że nie będzie problemu z przedłużeniem prawa mojego pobytu w Polsce, i z propozycją kolejnego spotkania. A w październiku mnie zatrzymali.
Powiedziano Panu, dlaczego?
Najpierw mówili, że dowiem się tego podczas przesłuchania. Podczas przesłuchania powiedziano, że zostanę deportowany do Iraku, o powodach dowiem się w sądzie. A sędzia powiedział, że to tajna informacja.
W Przemyślu też odwiedziło Pana ABW?
Drugiego dnia wezwano mnie na przesłuchanie, byli tam ci sami ludzie, z którymi spotykałem się wcześniej.
Zapytali, jak się miewam. Odpowiedziałem, że oszaleję, bo nie rozumiem, dlaczego tu jestem. No to mi powiedzieli: my to zrobiliśmy, ale sam jesteś sobie winien. Jesteś tu, bo nie chciałeś współpracować. Nie zasługujesz, żeby być w Polsce, za dwa tygodnie zostaniesz deportowany. I znów zadawali mnóstwo pytań, ale nie miałem już siły odpowiadać.
Grozili Pańskiemu bratu?
Powiedzieli, że jak skończą ze mną, deportują też moich braci – tego, który studiuje w Krakowie, i tego, który studiuje w Niemczech. Kiedy pytałem, jakim prawem, powtórzyli: mogłeś łatwo zebrać informacje, a zamiast tego powtarzałeś, że nic nie wiesz.
Złożył Pan wniosek o azyl.
Krótko po zatrzymaniu wnioskowałem o ochronę międzynarodową, bo w Iraku jest niebezpiecznie, nie mogę tam wrócić.
Jak wygląda teraz Pański dzień?
Przez cały czas siedzę w celi, mogę wyjść na papierosa, mogę korzystać z internetu przez 15 minut dziennie oprócz świąt, można do mnie zadzwonić... To chyba wszystko. ©
CZYTAJ TAKŻE: