Pochówek dla sojusznika

W 1920 r. po stronie Polski walczyli z bolszewikami sprzymierzeńcy: Ukraińcy, Białorusini, „biali” Rosjanie. W tym – Kozacy dońscy. Dwóch z nich dopiero teraz otrzymało swoje groby.

07.08.2016

Czyta się kilka minut

Musiało upłynąć niemal całe stulecie, aby w Lublinie pochowano godnie dwóch dońskich Kozaków, w 1920 r. sojuszników Polski.  / Fot. Archiwum autora
Musiało upłynąć niemal całe stulecie, aby w Lublinie pochowano godnie dwóch dońskich Kozaków, w 1920 r. sojuszników Polski. / Fot. Archiwum autora

Bitewny chaos. Okrzyki, przekleństwa, wezwania Matki Boskiej, wybuchy pocisków. Ktoś spada z konia, ktoś ucieka. Ktoś, zapewne dowódca, wraz z grupą żołnierzy obserwuje starcie przez lornetkę, stojąc na drodze. Od strony lasu nadlatuje kolejny pocisk, eksploduje, lecz nikogo nie rani.

Na podwórko Podolców zwożą dwa ciała: to młodzi chłopcy, pokłuci straszliwie szablami. Jeden w samej bieliźnie, drugi w koszuli. Jest upał, przewala się front, nie ma czasu na wiezienie zwłok na cmentarz. Za chwilę obaj spoczną w prowizorycznej mogile, przysypani gałęziami i ziemią. Pochowani nogami w stronę drogi, obok siebie. Nad grobem stanie krzyż.

Ludzie będą potem mówić, że to „dońskie kozaki”. Legenda o „kozaku”, który został trafiony, ale i tak biegł dalej bez głowy, krąży po wsi do dzisiaj.

Oczami dziecka

Ten epizod z wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. rozegrał się w małej wsi Peresołowice pod Hrubieszowem. Tak zapamiętał go i opowiedział, ponad 70 lat później, jego świadek: wówczas siedmioletnia Marianna Podolec.

Rok wcześniej Marianna przyjechała tu z rodzicami, Piotrem i Franciszką. Przybyli z Galicji, z Husowa pod Łańcutem. Ojciec Marianny służył wcześniej w armii Austro-Węgier, brał udział w I wojnie światowej.

Prawdopodobnie to on wykopał dla „kozaków” grób. Rok po opisanych wydarzeniach zginął w wieku 38 lat, przygnieciony w lesie przez drzewo. Matkę zapamiętano jako kobietę pracowitą i religijną. A także przesądną – do tego stopnia, że nigdy nie stanęła do zdjęcia, uważając fotografię za coś złego.

Miejscem spoczynku „Dońców” Marianna opiekowała się wraz z mamą i siostrami do 1938 r. (śmierć Franciszki Podolec). W czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu mogiła zarosła, potem znikła. Rozorano ją.

Mimo to pamięć o „Dońcach” w rodzinie pozostała. Na przybliżonym miejscu ich pochówku sadzono kwiatki. O „kozakach” pamiętał też przyrodni brat Marianny, Kazimierz Zając, który tam zamieszkał. Pamiętały także jej dzieci, aż w końcu zapytał o nich jej zięć, Zygmunt Sawa. W 1988 r. nagrał jej relację na taśmę magnetofonową. Trzy lata później sporządził również szkic, z zaznaczonym domniemanym miejscem pochówku.

Postawił przy tym pytanie: „kozacy”, czyli kto? Kim byli ci, którzy tu walczyli i nawet spali u Podolców w domu? „Kozaki, Ruskie, Dońcy” – brzmiała niejednoznaczna odpowiedź Marianny. Cóż mogła odpowiedzieć starsza już wtedy, prosta kobieta, która w 1920 r. była dziewczynką? Pochodziła z innego zaboru, nie znała rosyjskiego. Może więc to jej ojciec, który znał się na wojaczce, a także miejscowi ludzie przekazali tę informację: że to „dońskie kozaki”?

Wschodni sprzymierzeńcy

Okazuje się, że Kozacy dońscy byli znani na Lubelszczyźnie już wcześniej.

Jako część najliczniejszej konnicy świata – rosyjskiej – brali udział w walkach z armią austro-węgierską w lipcu i sierpniu 1914 r. na Zamojszczyźnie, w Tomaszowskiem i na Chełmszczyźnie. Natomiast w 1920 r., podczas wojny z bolszewikami, byli wśród sojuszników Polski.

Wprawdzie najbardziej znanymi formacjami niepolskimi, walczącymi wtedy wspólnie z Polakami przeciw Sowietom, była Armia Czynna Ukraińskiej Republiki Ludowej (tzw. petlurowcy) – tu, na Zamojszczyźnie, najsłynniejsza była 6. Dywizja Strzelecka Marka Bezruczki. Ale nie byli jedyni. Zbigniew Karpus, autor książki „Wschodni sojusznicy Polski w wojnie 1920 roku”, wymienia jeszcze liczne inne oddziały – rosyjskie, białoruskie (wśród nich najbardziej znane były oddziały partyzanckie Bułaka-Bałachowicza) i właśnie kozackie. Niektóre z nich walczyły przeciw bolszewikom w porozumieniu z Polakami już wiosną 1919 r.

Każdy z nich miał swoje interesy polityczne – tu zbieżne z polskimi, jeśli idzie o postrzeganie bolszewików jako wroga, ale nie zawsze tożsame z interesami innych sojuszników Polski. Np. Ukraińcy walczyli o niepodległość Ukraińskiej Republiki Ludowej – obejmującej w chwili jej powstania obszar obecnej środkowej i częściowo wschodniej Ukrainy (tj. obszaru wchodzącego wcześniej w skład carskiej Rosji).

Z kolei Kozacy, nie pałając sympatią do dążeń ukraińskich, mieli na uwadze dobro swojej ojczyzny – Rosji. Tyle że wolnej od bolszewików. Wiele jednostek kozackich (kubańskich, orenburskich, terskich, uralskich, dońskich), które w 1920 r. walczyły na terenie Polski w składzie Wojska Polskiego, służyło wcześniej – podczas wojny domowej w Rosji – po stronie „białych” generałów Denikina czy Bredowa. Niemało było tu też dezerterów z armii bolszewickiej.

Dońcy spod Hrubieszowa

Pierwszą grupą Kozaków dońskich, która wykazała się w bojach (ale też brała udział w pogromach na Żydach) w rejonie Zamościa i Tomaszowa, byli kozacy esauła Jakowlewa (dońscy, kubańscy i terscy). Walczyli po jednej stronie z Polakami pod Komarowem w sierpniu 1920 r.

Wcześniej, od maja tegoż roku, w sojuszu z Polską byli też kozacy esauła (odpowiednik majora) Aleksandra Salnikowa. Ponieśli duże straty na Wołyniu – i jak w lipcu-sierpniu meldowali przełożonym polscy dowódcy polowi – wymagali dozbrojenia i reorganizacji. Właśnie w Hrubieszowie utworzono z nich Samodzielną Brygadę Kozaków Dońskich. Mieli otrzymać mundury polskie według projektu opartego na kozackim fasonie.

Od 6 do 12 sierpnia 1920 r. walczyli oni w ramach polskiego Frontu Południowo-Wschodniego, którym dowodził gen. Edward Rydz-Śmigły (potem był to Front Środkowy, pod dowództwem Naczelnego Wodza), w składzie 3. Armii pod dowództwem gen. Zygmunta Zielińskiego, m.in. u boku Ukraińców, a także jako tzw. grupa osłonowa 3. Armii do 18 sierpnia (wraz z Ukraińcami i Kozakami kubańskimi). Ich stan liczebny (tzw. wyżywieniowy) w połowie sierpnia 1920 r. wynosił ok. 750 żołnierzy. Jaki był jej stan bojowy (liczba zdatnych do walki szabel), trudno ocenić: w jednych polskich meldunkach szacowano go na 225 „szabel”, ale w innych już na ok. 800 „szabel”.

W każdym razie w pierwszych dniach sierpnia 1920 r. polskie dowództwo podjęło decyzję o przerzuceniu brygady z Hrubieszowa do Lublina (Polacy obawiali się, co wynika z meldunków, jak Dońcy zachowają się w starciu z bolszewikami – czy nie przejdą na ich stronę).

Kiedy konkretnie Kozacy dońscy mogli znaleźć się w Peresołowicach? Marianna Podolec w swojej relacji wspomniała, że w lecie 1920 r. z uwagi na działania wojenne często z rodziną nocowała w lesie. Przez okoliczne tereny przewalały się różne formacje. Oprócz wojsk polskich bywały w Peresołowicach także sojusznicze ukraińskie.

Polskie meldunki wojskowe mówią, że Dońcy wymaszerowali z Hrubieszowa na północny zachód 8 sierpnia, a 12 sierpnia zatrzymali się w Piaskach. Inne meldunki potwierdzają, że oddział Salnikowa był tam 14 sierpnia. Ale jeden z nich podaje, że już 12 sierpnia brygada Kozaków dońskich posuwała się w odwrotnym kierunku: z zachodu, od Grabowca na Werbkowice i dalej na Metelin – istnieje więc prawdopodobieństwo, że przechodziła wtedy przez Peresołowice. Toczyła boje z bolszewikami w rejonie Uchań i wyparła ich do Dubienki.

14 sierpnia po południu Dońcy byli znów w Hrubieszowie. Zgodnie z rozkazem z 16 sierpnia mieli tam pozostać. Ale już 17 sierpnia atakowali bolszewików w rejonie Wojsławic i Chełma. Walczyli też pod Grabowcem – to niezbyt daleko od Peresołowic. Prawdopodobnie więc Kozacy, którzy spoczęli w Peresołowicach, polegli tam między 12 a 14 sierpnia 1920 r.

Gimnastiorka z orłem

Ponad 95 lat później, dzięki zaangażowaniu pasjonatów historii – oraz wsparciu władz, Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Muzeum im. ks. S. Staszica w Hrubieszowie, Związku Kozaków w Polsce i lokalnej firmy Styks – do skutku doszła ekshumacja.

Był poranek, 16 grudnia 2015 r., gdy z odległości kilkuset metrów przyglądało się nam kilka par sarnich oczu. Ponieważ granice posesji od ponad 90 lat nie uległy zmianie, zadanie było ułatwione. Mogiła miała znajdować się w jej rogu. W pracach uczestniczyli Zygmunt Sawa, Sabina Sawa (córka Marianny Podolec) i piszący te słowa, a także ks. Jan Kot z prawosławnej parafii w Hrubieszowie, przedstawiciele stowarzyszeń pielęgnujących tradycje kozackie i archeolodzy.

Po prawie czterech godzinach poszukiwań w drugim wykopie natrafiono na warstwę naruszonej ziemi i odkryto fragment kości stopy. Dalsze prace odsłoniły drugi szkielet, położony zaraz obok. Na głębokości ok. 120 cm naszym oczom ukazały się dwie postaci, leżące na wznak, jedna obok drugiej. Zgodnie z relacją – nogami do drogi. Przez prawie 100 lat szczęśliwym zrządzeniem losu miejsce ich spoczynku dosłownie o centymetry omijały wykopy z każdej strony: pod ogrodzenie, pod wodociąg z hydrantem i pod drzewa.

Młodzi mężczyźni, w wieku nie więcej niż trzydzieści kilka lat, zginęli w walce. Przy pierwszym znaleźliśmy kulę na wysokości piersi. Być może to ona go zabiła. Także przy nim archeolog odnalazł fragment materiału – co mogło świadczyć, że zakrwawiona letnia kurtka mundurowa (tzw. gimnastiorka), którą Marianna nazwała koszulą, nie stała się łupem wroga. Przy obu były guziki od koszul. Zagadką był odkryty zakrzywiony gwóźdź – może spadł po prostu do wykopu podczas zakopywania zwłok. Trafiliśmy też na metalowe guziki z polskim orłem od gimnastiorki – spód stalowy, wierzch prawdopodobnie z alpaki. Dońcy otrzymywali bowiem mundury od Wojska Polskiego, które z kolei, aby umundurować żołnierzy, sięgało wtedy po wszelkie możliwe sorty mundurowe.

Nie odnaleziono natomiast niczego, co mogłoby pomóc w ustaleniu nazwisk poległych.

Krzyżyk na piersi

Takiej ekshumacji towarzyszą emocje: od radości, która jest wynikiem sukcesu, po zadumę nad losem poległych. A wyobraźnia kreuje scenariusze minionych zdarzeń.

Jeden z chłopców miał zmasakrowaną twarz, może na skutek uderzeń kolbami. Bez trudu można było też dojrzeć linie cięć szablą. Kości głowy leżały w bezładzie, jedna z nich nawet przy drugiej czaszce. Do grobu został złożony zaraz po swoim zastrzelonym koledze. Jego głowa spoczęła na wyprostowanej prawej ręce towarzysza. W przyjacielskim objęciu leżeli tak przez ponad 95 lat.

W grobie odkryto również kilkucentymetrowy posrebrzany krzyżyk. Potwierdzało to pierwszy domysł – oparty na relacji Marianny – że jego właściciel nie był bolszewikiem, lecz chrześcijaninem. Kozackie dowództwo dbało o to, by każdy żołnierz miał napierśny krzyżyk, co potwierdzają dokumenty jeszcze z okresu I wojny światowej.

Kto zawiesił ten symbol wiary na jego szyi, gdy jechał na wojnę? Matka? Ukochana dziewczyna? Kiedy? Czy jeszcze przed rewolucją 1917 r.? Gdzie? Nad dalekim Donem? Czy ktoś wyczekiwał ich powrotu, czy ktoś ich opłakiwał, gdy nie wrócili? Czy ich rodziny w ogóle przeżyły trudny wiek XX?

Każdy z nas stawiał sobie te pytania, biorąc do rąk znalezione przedmioty i składając kości do trumny, już przy świetle lamp. Mijał ostatni wieczór Kozaków dońskich w Peresołowicach. Zakończyła się ich wojenna tułaczka, a zaczynał etap pośmiertnej wędrówki na miejsce wiecznego spoczynku – po ekshumacji ich szczątki umieszczono najpierw w podziemiach prawosławnej katedry Przemienienia Pańskiego w Lublinie przy ul. Ruskiej.

„Nie dlia mienia...”

„Nie dla mnie przyjdzie wiosna / nie dla mnie Don wyleje / nie dla mnie ogromem uczuć / dziewczęce serce zabije” – mówi stara kozacka pieśń. Pobrzmiewała gdzieś w duszy, gdy trumnę, w której złożono kości obu chłopców, umieszczoną na armacie, z cerkwi katedralnej odprowadzaliśmy na cmentarz przy ul. Lipowej.

Pochówek był początkiem dwudniowych uroczystości, wykładów, warsztatów i koncertów. Zarówno Urząd Miasta Lublina, jak też prawosławny arcybiskup lubelski i chełmski Abel podeszli z życzliwością i wsparciem do przedsięwzięcia.

W ten sposób niemal stuletnia wędrówka dwóch bezimiennych „Dońskich”, którzy oddali życie w obronie wolności Rosji i Polski przed bolszewizmem, dobiegła kresu. ©


MARIUSZ SAWA jest historykiem, pracuje w lubelskim oddziale IPN. W tym roku wydał książkę „Ukraiński emigrant. Działalność i myśl Iwana Kedryna-Rudnyckiego (1896–1995)”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2016