Pobudka

Olimpiada, a wcześniej jubileusz królowej, zwiększyły patriotyzm i optymizm Brytyjczyków. Niektórzy mają nadzieję, że dobre samopoczucie pomoże dźwignąć kraj z recesji. Statystyki są bowiem fatalne.

21.08.2012

Czyta się kilka minut

Zaraz po ceremonii kończącej Igrzyska Olimpijskie brytyjski premier David Cameron spakował się i razem z rodziną pojechał na wakacje. Podobnie zrobił wicepremier Nick Clegg, lider współrządzących z konserwatystami Liberalnych Demokratów. Nawet ich cel był ten sam: Hiszpania. „Wierzę w wakacje dla polityków” – twierdzi Cameron. Najwyraźniej zgadza się z nim lider opozycyjnych laburzystów Ed Milliband, który wybrał się do Grecji.

Być może to ostatni moment, aby na chwilę zapomnieć o codzienności i się zrelaksować. Kończy się bowiem lato i na pierwsze strony brytyjskich gazet znów wracają dość ponure wieści ze świata gospodarki.

BOLESNA STATYSTYKA

W ubiegłym tygodniu poinformowano, że gospodarka strefy znów się skurczyła i nic już nie uratuje jej przed recesją. Nawet tak dynamiczne jeszcze niedawno Niemcy osiągnęły wzrost gospodarczy w drugim kwartale tego roku tylko na poziomie 0,3 procent, a to i tak najlepsza nowina ze strefy euro.

Niedobrze dzieje się również w Wielkiej Brytanii: jej gospodarka skurczyła się niemal w takim samym stopniu co włoska, czyli o minus 0,7 proc. i słowo „recesja” znów odmieniane jest na Wyspach na wszystkie sposoby. Już lepiej radzą sobie inne kraje będącę poza strefą euro, jak Szwecja (wzrost o 2,2 proc.) czy Łotwa (4,3 proc).

Nadal pogrąża się Grecja, z rekordowo „zwijającą” się gospodarką. W najbliższych dniach premier Antonis Samaras ma poinformować swoich europejskich partnerów, jak idzie mu walka z kryzysem. Spróbuje też przekonać ich, aby poluzowano wyśrubowane oczekiwania wobec greckiego programu reform. To jednak pociągnęłoby za sobą niebezpieczeństwo, że o ulgowe traktowanie mogą upomnieć się inne państwa korzystające z programów pomocowych, np. Irlandia.

Choć Brytyjczycy nie są w strefie euro, nie mogą udawać, że kryzys ich nie dotyczy. Recesja, w której sami się znajdują, nie będzie łatwa do zlikwidowania. „Ta recesja jest inna. Nie jest to recesja cykliczna. To spadek wywołany przez każdego, począwszy od rządów, a skończywszy na rodzinach przerażonych potężnym długiem” – zwracał uwagę analityk, dr Tim Morgan w „Daily Mail”. – „Wpompowywanie pieniędzy do systemu jedynie przerzuca długi, z ludzi i banków na rząd. Ten problem sam się nie rozwiąże Jeśli nie będzie żadnych efektywnych działań, gospodarka będzie wirować. Potrzeba nam długoterminowego planu strategicznego”.

Brytyjski rząd zmaga się też z deficytem budżetowym, który w 2011 r. wyniósł aż 8,3 proc. PKB. Brytyjczycy mieli go zmniejszyć do 3 proc. PKB do 2015 r., jednak mimo oszczędności okazuje się to niemożliwe. Niedawno premier Cameron przyznał, że finansową „dietę” trzeba będzie utrzymać aż do 2020 r.

CUDA POOLIMPIJSKIE

Brytyjczycy mogą się za to cieszyć, że spadł wskaźnik bezrobocia – i obecnie wynosi tylko 8 proc. To mniej niż średnia dla strefy euro (11,2 proc.) i o niebo lepiej niż w Hiszpanii i Grecji, gdzie bezrobocie sięga już pułapu 25 proc. Optymizm może okazać się jednak krótkotrwały: ten dobry wynik przypisać należy Londynowi, gdzie więcej ludzi znalazło pracę – to zapewne bezpośredni rezultat Igrzysk Olimpijskich, zresztą dokładnie tego się po ich zorganizowaniu spodziewano.

Pytanie, czy poza spadkiem bezrobocia – nie wiadomo, jak długo utrzyma się ono na tym poziomie – będą inne, długoterminowe pozytywne skutki Olimpiady. Przygotowania – budowa obiektów sportowych i inne inwestycje w infrastrukturę – skutecznie pobudzały gospodarkę, ale tylko do momentu, gdy ich nie zakończono. Teraz wskaźniki w budownictwie spadają.

Wiele mówiło się też o zyskach, które mieli wygenerować turyści. W okolicy obiektów olimpijskich czy centrum handlowego Westfield, zbudowanego tuż obok parku olimpijskiego, były wprawdzie tłumy: tylko przez Westfield w ciągu dwóch tygodni przewinęło się 5,5 miliona ludzi. Turyści zniknęli za to z centrum miasta. Do obowiązkowych na liście zwiedzających miejsc, jak wielki „diabelski młyn” London Eye czy Muzeum Nauki, nagle można było dostać się bez kolejki. Na brak turystów w miejscach tradycyjnie ich przyciągających narzekali wszyscy: od sprzedawców lodów, przez taksówkarzy po hotelarzy. Teraz ocenia się, że do centrum brytyjskiej stolicy przybyło nawet o 30 proc. turystów mniej... Najwyraźniej wizja Londynu zapchanego za sprawą Olimpiady odstraszyła tych, którzy sportem nie są zainteresowani.

Wpływ Igrzysk na brytyjski PKB będzie więc raczej symboliczny, choć nie można zapominać o zyskach długoterminowych. To głównie zagraniczne inwestycje, które przyciągnie Brytania, ale także spodziewane ponowne ożywienie w branży budowlanej – w końcu Olimpiada miała być tylko początkiem przemiany wschodniego Londynu. Mają tam teraz powstawać nowe domy, a także nowe miejsca pracy.

JASNA STRONA ŻYCIA

„Always Look on the Bright Side of Life” – śpiewał Eric Idle z grupy Monty Pythona podczas uroczystości zamykającej Igrzyska. Razem z nim piosenkę odśpiewał lub przynajmniej odgwizdał cały stadion olimpijski i miliony przed telewizorami. Narodowa euforia, która wybuchła w czasie Olimpiady, wydaje się trwać. Już wcześniej obchodzony hucznie jubileusz 60-lecia panowania Elżbiety II pobudził Brytyjczyków do patriotyzmu i optymizmu. Teraz tzw. czynnik „feelgood”, czyli dobre samopoczucie, wymieniany jest jako jeden ze skutków Olimpiady: jej sukcesu organizacyjnego i deszczu złotych medali – Wielka Brytania znalazła się na trzecim miejscu w medalowym rankingu, po USA i Chinach.

Brytyjczycy poczuli się zjednoczeni jako naród we wspólnym wysiłku i sukcesie. Fala optymizmu może okazać się jednym z najważniejszych czynników postolimpijskich i – taką nadzieję mają niektórzy – pomoże dźwignąć kraj z recesji. Pojawia się nawet porównanie mobilizującego wpływu Olimpiady na Brytyjczyków z wpływem zwycięskiej wojny o Falklandy w 1982 r. „Nie można nie doceniać podnoszenia na duchu w ciężkich czasach, nawet jeśli to trochę kosztuje” – zwraca uwagę komentator „Guardiana” Michael White. – „Ten kraj wydaje się radzić sobie bardzo dobrze, gdy jest przyparty do muru. Dobrze zobaczyć naród (lub cztery narody, jeśli ktoś woli), który patrzy na siebie ze spokojem i przypomniał sobie, że rzeczy, które nas jednoczą, mają wielką siłę” (ów nawias, to trybut złożony tym, którzy akcentują, że Zjednoczone Królestwo to cztery narody: Anglicy, Walijczycy, Szkoci i Irlandczycy).

Dobroczynne skutki Olimpiady odczuł już burmistrz Londynu, kontrowersyjny Boris Johnson. 61 proc. ankietowanych przez Ipsos Mori ma teraz o nim lepsze zdanie (gdy tylko 43 proc. mówi tak o premierze). Johnson, kipiący pomysłami, nie chce pozwolić, by czynnik „feelgood” został zmarnowany i ma plan dla Londynu: rozbudowa komunikacji publicznej, jeszcze więcej ścieżek rowerowych, nowe lotnisko w ujściu Tamizy, potężny program budownictwa mieszkaniowego. „Pora, by pokazać, co Londyn może zrobić dla Wielkiej Brytanii. Londyn to stolica tej planety” – mówił burmistrz.

Johnson, coraz częściej wymieniany jako przyszły przywódca konserwatystów, ma też pomysł dla kraju: obciąć podatki, uprościć prawo, rozwijać infrastrukturę i iść naprzód. Zgodziłby się z nim zapewne Tim Morgan, który jako receptę na recesję postuluje uwolnienie przedsiębiorców od części przepisów i podatków oraz finansowany przez rząd program budowy mieszkań. „Historia pokazuje, że to może zadziałać, bo budowa domów angażuje wiele branż, z których większość jest brytyjska, a nie z importu” – pisze Morgan.

LATO W MIEŚCIE

Po deszczowych ostatnich miesiącach, Londyńczycy wykorzystują każdy słoneczny dzień. W porze lunchu nie tylko wszystkie puby i kawiarniane ogródki w okolicy londyńskiego City są wypełnione po brzegi; zajęte są także brzegi fontann, ławki i murki.

Nastrój wciąż letnio-wakacyjny: panowie w garniturach uśmiechają się, ktoś czyta książkę, ktoś patrzy w niebo. Pod wieczór mosty prowadzące na południowy brzeg Tamizy wypełnią ci sami pracownicy niezliczonych firm i banków, wracający do domu po kolejnym dniu pracy. Po drodze część zatrzyma się w którymś z licznych pubów; niektórzy zdejmą garnitur, przebiorą się i wsiądą na rower. Londyn odpoczywa, w powietrzu marzenia i plany.

Także Boris Johnson, jak inni politycy, wyjeżdża na krótkie wakacje. Zapowiada, że jako dobry gospodarz będzie blisko i będzie pilnować, aby bateria w komórce mu się nie wyczerpała – jak miało się to stać rok temu, podczas pamiętnych, dramatycznych zamieszek w mieście. „A jeśli ktoś jest tak głupi, by popełnić przestępstwo, kiedy mnie nie będzie, i tak trafi do celi” – odgraża się Johnson ze śmiechem.

Kiedy wróci, okaże się, czy Londyńczycy dalej czują się szczęśliwi i czy pociągną swą energią resztę kraju.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działu Świat, specjalizuje się też w tekstach o historii XX wieku. Pracowała przy wielu projektach historii mówionej (m.in. w Muzeum Powstania Warszawskiego)  i filmach dokumentalnych (np. „Zdobyć miasto” o Powstaniu Warszawskim). Autorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2012