Po tropach

Jak to jest z naszymi relacjami do zwierząt? To nasi przyjaciele, partnerzy czy przeciwnicy na scenie świata? Niekonieczny dodatek dzieła Stworzenia czy jego istotne dopełnienie? Czy polowania nie są aby praktykami, których czas przeminął?

08.12.2009

Czyta się kilka minut

Nie jest dobrze. W pewnej miejscowości w Kotlinie Kłodzkiej trup ściele się gęsto. Najpierw kłusownik, później komendant policji, dalej właściciel zakładów mięsnych, a na końcu ksiądz. Owszem, takie rzeczy w życiu się zdarzają, ale tu sprawa wygląda na bardziej skomplikowaną. I bardziej tajemniczą. W śmierć tych osób zamieszane są leśne zwierzęta. Ślady ich kopyt pojawiają się w miejscu, w którym znajdowane są ciała. Więcej: są podejrzenia, że mamy do czynienia z zabójstwami. Z jakimś planowym działaniem, za którym stoi nieuchwytny sprawca. Sprawca-człowiek. Ale co w takim razie robią tutaj te zwierzęta?

Tak, w ogólnych zarysach, przedstawia się akcja najnowszej książki Olgi Tokarczuk, "Prowadź swój pług przez kości umarłych". Rzecz napisana jest w konwencji kryminału. Ale w tej nadzwyczaj sprawnie skrojonej książce idzie nie tylko o gatunkowe powinności: dobrze poprowadzoną intrygę, mnożenie niespodzianek czy suspens. To nie całkiem jest rozrywkowa literatura. Powoli orientujemy się, że pytanie "kto zabił?" jest nawet może mniej istotne wobec kwestii, która w sposób znaczący organizuje narrację. Idzie właśnie o zwierzęta.

To, co piszę, nie jest - ani nie próbuje być - recenzją książki Tokarczuk. Zanim fachowi egzegeci pochylą się nad poetyką jej osobliwego kryminału, zanim zbrojni w uczone narzędzia zaczną ustalać jego miejsce na mapie dotychczasowej twórczości pisarki, zanim rozwikłają sensy obecnych w nim nawiązań intertekstualnych (a cytaty z Blake’a inkrustujące powieść świetnie się do tego nadają), pomówmy o jednym tylko wątku tej powieści: zwierzętach. Pójdźmy po tropach rozrzuconych w tej kryminalnej narracji. Wyjątkowo zresztą czytelnych.

Trop pierwszy: John Maxwell Coetzee. Dla czytelników wywrotowych "Żywotów zwierząt" głos głównej bohaterki Janiny Duszejko zabrzmi dość znajomo. Ta emerytowana nauczycielka angielskiego zdaje się zgoła jakimś awatarem Elizabeth Costello. Obydwie mocno odstają od otoczenia. Postrzegane są jako niegroźne (do czasu) i zdziwaczałe wariatki. I co najważniejsze: mają twarde, nieprzejednane poglądy na sprawę zwierząt.

Przypomnijmy: Elizabeth Costello, detonując akademicką publiczność swoimi tyradami, uświadomiła nam boleśnie skalę niewiedzy, gdy chodzi o los zwierząt w świecie, w którym mieszkamy. W swoim wystąpieniu przed fikcyjnym Appleton College dokonuje wielostronnej krytyki stosunku do zwierząt w świecie zachodnim. Wskazuje na myślowe słabości i zadawnione stereotypy w naszym zwyczajowym myśleniu o związkach zwierząt i ludzi. Jej nieprzejednany radykalizm, wyrażający się choćby w porównaniu farm hodowlanych do obozów koncentracyjnych, stawia problem na ostrzu noża. Tu nie ma cieniowania ani mnożenia wątpliwości.

Coetzee dobrze wiedział, co robi. Mając świadomość, że zwyczajowe pogadanki umoralniające o szacunku do zwierząt już nikogo specjalnie nie poruszają, zdetonował ładunek o dużej skali rażenia. Histeryczka Costello wali do nas ogniem ciągłym i trzeba się wobec jej tyrad jakoś określić. Ponosi ją, ale przynajmniej jej głos nikogo nie pozostawia obojętnym. Książka Coetzeego sprawia czytelnikom wyraźny dyskomfort, prowokuje do postawienia ważnych pytań, zwłaszcza takich, które rzadko sobie stawiamy. I - powiedzmy to wyraźnie - niczego nie rozwiązuje ostatecznie. Głosy naukowców, kontrujące mocno niektóre z wypowiedzi Costello, są tego wyrazem.

Postać z lekka nawiedzonej Duszejko zbudowana jest na podobnej zasadzie, co charakterystyka Costello. Słowa, ale przede wszystkim zachowania tej pierwszej wywołują w nas na przemian sympatię i dystans. Jej żal po stracie dwóch ukochanych suk budzi współczucie, ale już jej namiętność do podejrzanych praktyk astrologicznych - co najmniej niepokój.

W książce Tokarczuk szczególnie mocno brzmi pytanie o sensowność praktyk myśliwskich w dzisiejszej kulturze. Nie da się ukryć, że wszyscy denaci mieli związek z polowaniem. Zdaje się, że tu tkwi jeden z kluczy do rozwiązania zagadki ich śmierci (tyle mogę powiedzieć, by nie zdradzić pointy). Bezkompromisowość Duszejko w potępieniu myślistwa jest bez wątpienia bezpośrednią reakcją na śmierć bliskich jej zwierząt, ale ma też głębszy wymiar. Próbuje ona myśleć całościowo, pyta o racje istnienia wszystkich żyjących istnień: tych ludzkich i tych zwierzęcych. Z jej wysoce emocjonalnych uwag da się wyczytać jakieś fundamentalne zdziwienie: kto dał nam prawo do swobodnego dysponowania życiem zwierząt? Zwłaszcza tych, których podobieństwo do nas pod pewnymi względami (strach, ból, cierpienie) jest tak wyraźne.

Sytuacja dochodzi do ściany, a nasza bohaterka całkiem traci kontenans, kiedy słyszy z ambony (dwuznaczność tego słowa jest tu aż nazbyt znacząca) słowa księdza, który okazuje się także kapelanem myśliwych: "Czyńcie sobie ziemię poddaną. To do was, do myśliwych, Bóg skierował te słowa, bo Bóg czyni człowieka swoim współpracownikiem, aby uczestniczył w dziele stworzenia i by to dzieło było realizowane aż do końca. W nazwie »myśliwy« jest zawarte słowo myśl, co oznacza, że swoje powołanie dbania o ten dar boży, jakim jest przyroda, myśliwi realizują świadomie, rozumnie i roztropnie". Duszejko przerywa gwałtownie kazanie (jego słowa są zresztą fragmentami autentycznych kazań, które można znaleźć w internecie) i każe księdzu zejść z ambony. Nie jest w stanie zrozumieć tego, że biblijne zalecenie można było potraktować jako usprawiedliwienie haniebnych, wedle niej, myśliwskich praktyk. Nie potrafi też pojąć, że można być wyznawcą religii pielęgnującej szacunek dla życia, ale ograniczać go wyłącznie do istot ludzkich. Podobnie jak Costello, podważa imperialną interpretację biblijnego wersetu, który w historii służył wielokrotnie za wygodną legitymację do okrutnego traktowania zwierząt i eksploatacyjnego stosunku do ziemi. A patronat św. Huberta nad polowaniami - człowieka, który w wyniku duchowego nawrócenia zaprzestał przecież strzelania do zwierząt! - uważa za czystą aberrację.

Trop drugi: Zenon Kruczyński. Wydana rok temu "Farba znaczy krew" jego autorstwa jest - wraz z zawartymi w niej kilkoma glossami - rozpisaną na głosy publikacją, która całkowicie demitologizuje myśliwski proceder. We współczesnej dyskusji o myślistwie to książka ważna i niedająca się pominąć. Autor jest bowiem wysoce wiarygodnym sprawozdawcą. Rzec by można: niestety. Bo wszystko można mu zarzucić, ale nie brak kompetencji.

Kruczyński pochodzi z rodziny myśliwskiej, przez 20 lat czynnie uczestniczył w polowaniach. Zna myślistwo od środka. I to zarówno od strony sentymentalnej, jak i tej, która składa się na rzadko ujawnianą laikom prozę polowania. Co ważne: przestał polować, a jego książka jest autentycznym, odważnym i rzadkim w swojej szczerości rozliczeniem się ze swoją przeszłością.

W "Farbie" Kruczyński daje przejmujący wgląd w istotę praktyk myśliwskich. Odsłania je jako przestrzeń śmierci, ale także bólu i zwielokrotnionego cierpienia. A siła jego rozważań bierze się z wiarygodności jego samego jako świadka. Pokazuje on drugą stronę standardowej myśliwskiej makatki, na którą składają się: obrazek z jeleniem na rykowisku, gra na rogu, bigos i heroiczne narracje myśliwych o podchodzeniu zwierzyny. Dla wszystkich nie-fachowców polowanie to wciąż wesoła zabawa w towarzystwie (w dodatku zdrowa, bo na świeżym powietrzu), a śmierć zwierzęcia jest tu ledwie zauważalnym epizodem. W opowieści Kruczyńskiego polowanie traci, utwierdzony tradycją, heroiczny nimb.

Finalnie okazuje się, że za jego obecnym istnieniem nie stoją żadne racjonalne powody. Nie poluje się już przecież dla zdobycia pożywienia. Głównym celem polowań jest trofeistyka: poroże, pióra, cenna skóra - to są prawdziwe przedmioty pożądania myśliwych. Jak się okazuje, między bajki można włożyć także najczęściej przywoływany przez nich argument: o ochronie przyrody. Wiele wskazuje na to, że przyroda lepiej radzi sobie sama w tej materii, nie trzeba jej przesadnie pomagać. Rzut oka na zawartość pisma "Łowiec Polski", gdzie obok tekstów o ochronie pewnych gatunków pojawiają się reklamy broni myśliwskiej, ujawnia hipokryzję, na której wspiera się ideologia myśliwska. A trzyma się ona mocno i jak każda konstrukcja o mitycznej podstawie jest wyjątkowo odporna na fakty i argumenty.

Co to wszystko ma wspólnego z książką "Prowadź swój pług przez kości umarłych"? Otóż ma, i to więcej, niż można by sądzić. "Farba znaczy krew" nie tylko w swoim - by tak rzec - duchowym przesłaniu, bliska jest głównej myśli myśliwskiego kryminału Tokarczuk. Jest i inny uchwytny łącznik. Pisarka jest także autorką wstępu do wyznania Kruczyńskiego. Jej podstawowa intuicja jest jasna: ustały powody, by zabijać dzikie zwierzęta. One w niczym nam już nie zagrażają, przeciwnie - to my zagrażamy im. Zabijanie nie jest biologicznym przymusem, ale kulturowo motywowaną praktyką. W podsumowaniu czytamy: "W dawnej Grecji obowiązywał trilog. Był to potrójny prosty nakaz, sformułowany przez Pitagorasa: »Czcij rodziców, bogów czcij owocami, szczędź zwierzęta«. W najbardziej lakoniczny sposób trilog wskazywał trzy najważniejsze sfery człowieka: po pierwsze - najprostsze więzi społeczne, po drugie - szeroko rozumiany wymiar religijny, duchowy, i po trzecie - godziwe postępowanie ze światem przyrody, ze zwierzętami. Chciałabym, żebyśmy wrócili do takich najprostszych etycznych intuicji. Sądzę też, że ludzka wrażliwość powoli, ale w zauważalny sposób się zmienia i za jakiś czas polowanie zostanie zdelegalizowane". Niech teraz badacze owadzich nogów łamią sobie zęby nad związkami, które zachodzą między głosem fikcyjnej Duszejko a głosem realnej Tokarczuk...

Mnie w powyższym fragmencie interesuje co innego: myślenie o zwierzętach w kontekście wymiaru społecznego, ale - co szczególnie zwraca uwagę - duchowego. To wciąż rzadkość w naszej chrześcijańskiej refleksji o zwierzętach. O ich sytuacji w chrześcijańskim świecie wypowiadał się niegdyś (krytycznie!) Jerzy Nowosielski - malarz i teolog prawosławny. Teolodzy katoliccy - mam wrażenie - rzadko się w tej materii odzywają. Piękną tradycję franciszkańską sprowadzono niestety do sentymentalnego jasełkowego wymiaru. Słabo obecna jest u nas literatura z tego zakresu. Pracę protestanckiego teologa Jürgena Moltmanna, "Bóg w stworzeniu", w której kontestuje on zdobywczą wykładnię frazy o czynieniu sobie ziemi poddaną, zna chyba niewielu. A tezy anglikanina Andrew Linzeya, autora licznych rozpraw o teologii zwierząt, to wciąż ląd do odkrycia. To właśnie Linzey w zakończeniu książki "Animal Theology" napisał: "Z niecierpliwością tedy wyczekuję ostatecznej śmierci »starego człowieka« - o którym mówił św. Paweł - zarówno w sobie, jak i w innych istotach ludzkich. Wtedy i tylko wtedy, gdy zrezygnujemy z bałwochwalczej władzy - która jest niczym innym jak tyranią - nad dobrym, bożym stworzeniem, będziemy godni moralnego panowania nad wszystkim, co Bóg nam przyobiecał".

Wystarczy trochę wyobraźni zaprawionej realizmem, by domyślić się, jakie będą reakcje braci myśliwskiej na kryminał Tokarczuk. Ale problem, nie łudźmy się, dotyczy również i nas, tej całej rzeszy niepolujących. To również nasza sprawa.

Najgorszą rzeczą, jaka mogłaby się przydarzyć książce Tokarczuk, byłoby odczytanie jej jako doraźnej ekologicznej agitki. Rzecz jest dużo głębsza. W kraju, w którym rozmowa o zwierzętach wciąż napotyka na mur śmiechu (który denuncjuje nas bardziej, niż chcielibyśmy sądzić) i obojętności, pytania - czasem elementarne - w niej podejmowane zyskują na znaczeniu. I budzą z myślowej drzemki.

Jak to więc jest z naszymi relacjami do zwierząt? To nasi przyjaciele, partnerzy czy przeciwnicy na scenie świata? Czy antropomorficzne pojęcia, których wciąż używamy do opisu ich zachowań, nie mówią czegoś ważnego o nas i o nich? Czy zwierzęta są niekoniecznym dodatkiem dzieła Stworzenia, czy też jego istotnym dopełnieniem? Czy polowania nie są praktykami, których czas przeminął? I jeszcze: czy naprawdę nie przychodzi nam do głowy, że nasza milcząca zgoda na istnienie myśliwskiego hobby jest nie tylko przyzwoleniem na bezkarne odbieranie życia niewinnym stworzeniom, ale pustoszy także nasze życie duchowe?

Co roku z okazji Bożego Narodzenia lubimy przypominać sobie piękną opowieść o zwierzętach, które odzywają się w noc wigilijną ludzkim głosem. A odzywają się? Może dopiero wraz z zauważalną zmianą naszych władczych skłonności wobec nich ów cud nastąpi. Chyba jednak jeszcze nie w tym roku.

Dariusz Czaja jest antropologiem kultury, eseistą i recenzentem muzycznym. Wykładowca w Instytucie Etnologii i Antropologii Kultury UJ, redaktor kwartalnika "Konteksty". Ostatnio opublikował "Lekcje ciemności" (rozmowę na temat tej książki, z jej autorem, a także Krzysztofem Bielawskim i Ireneuszem Kanią, opublikowaliśmy w "TP" nr 34/09; rozmowa z przywołanym tu Zenonem Kruczyńskim ukazała się w "TP" nr 38/08).

Dobrym dopełnieniem tekstu Dariusza Czai może być najnowszy numer kwartalnika "Konteksty", poświęcony relacjom między człowiekiem a zwierzęciem, zawierający studia i rozprawy filozofów, antropologów, filologów, teologów, ale także teksty lekarza, przyrodnika i pisarza. Brak tu "kropek nad i": autorzy mnożą punkty widzenia, prezentują różne - czasem wchodzące w kolizję - języki dyskursu o zwierzętach. Redakcji chodziło o uzmysłowienie wagi problemu albo przynajmniej skomplikowanie myślenia tym, którzy zajmują jednoznaczne stanowisko w kwestiach tu opisywanych. Trudno się oprzeć wrażeniu, że głębsze, bardziej odpowiedzialne i pozbawione zwyczajowych nawyków myślenie o zwierzętach dopiero przed nami.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Antropolog kultury, redaktor kwartalnika "Konteksty", eseista, recenzent muzyczny. Profesor, wykładowca w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ. Opublikował: Metamorfozy ciała. Świadectwa i interpretacje (red.), 1999;… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2009