„Po co robić taki teatr”

Moralność, do której odwołuje się Dostojewski, to dla nas słowo w obcym języku. Korczakowska jest czujna i sceptyczna; wyraża swój brak zaufania - do Dostojewskiego i do nas, współczesnych.

07.10.2008

Czyta się kilka minut

"Nelly" Natalii Korczakowskiej, spektakl oparty na "Skrzywdzonych i poniżonych" Dostojewskiego, to skomplikowane, zbudowane z kilku poziomów teatralne rusztowanie. Pierwszy poziom stanowi podana w odcinkach historia tytułowej bohaterki. Drugi - przytaczana w swobodnie dobranych fragmentach fabuła powieści. Kolejny - to rozgrywający się na zawieszonym u sufitu ekranie spektakl alternatywny, projektowany przez stale obecnego wśród aktorów kamerzystę. Część akcji toczy się na proscenium, część w umieszczonym w głębi przeszklonym pomieszczeniu nagłośnionym mikrofonami, wreszcie część - za kulisami, dokąd wprowadza nas kamera. Aktorzy bez przerwy poruszają się pomiędzy tymi planami i poziomami, raz po raz wychodzą z ról, komentują, mówią coś od siebie...

Podobne strategie gry z widzem stosowała Korczakowska w jeleniogórskich spektaklach, którymi "wypłynęła" w ubiegłym sezonie ("Śmierć Człowieka-Wiewiórki", "Elektra"). Reżyserka na naszych oczach naprzemian używa i demontuje rozmaite konwencje teatralnej reprezentacji. Przenosząc naszą uwagę z komunikatu na sam sposób jego konstruowania i podawania, zabiega o zaufanie widza, obarcza go jednocześnie współodpowiedzialnością za ostateczny kształt spektaklu. To interesujące zaproszenie... Choć jednak Korczakowska biegle włada bronią dekonstrukcji i w "Nelly" już po kilku minutach - pytając ze sceny, "po co robić taki teatr" - wystrzeliwuje hojnie wszystkie naboje z magazynka, na tak postawione pytanie nie daje satysfakcjonującej odpowiedzi.

Zaczyna się obiecująco: od opowiadania Nelly o matce umierającej w suterenie, o dziadku, który nie chce jej wybaczyć, i o małej sierotce, zagubionej w okrutnym świecie. Słuchaczami są pozostali aktorzy-bohaterowie - reagujący śmiechem, ironią, wyrazami protekcjonalnego współczucia - jednak Nelly stoi twarzą do nas i to do nas, widzów, kieruje swoje słowa. W ten sposób scena staje się dla widowni lustrem; obojętność słuchaczy Nelly - jest odbiciem naszej obojętności. Moralność, albo chociaż empatia, do której odwołuje się Dostojewski, to dla nas słowa w obcym języku; historia skrzywdzonych i poniżonych wywołać może najwyżej wzruszenie ramion. Korczakowska jest czujna i sceptyczna; wyraża swój brak zaufania - do Dostojewskiego i do nas, współczesnych. Problem w tym, że w ciągu kolejnych dwóch godzin spektaklu krąży w miejscu. Ostatnia scena - gdzie pojednanie bohaterów wzięte jest w ironiczny nawias kiczowatego show - to wciąż ta sama refleksja. Ani smutna, ani zabawna. Na tym etapie - trącąca już łatwizną.

Co jakiś czas powraca temat tożsamości - ale zrywami, w postaci doczepionych do inscenizacji retorycznych komentarzy. Korczakowska nieustannie zwodzi widza, myli tropy; w końcu przypomina to budowanie zasłony dymnej, za którą coś majaczy - trudno tylko powiedzieć co. Na tej zasadzie do końca nie byłem pewien, czy sceniczny sztafaż seksualnie rozbuchanego świata - z transwestytą, tancerzem go-go i maską Myszki Miki - to poważny czy ironiczny cytat z teatru Mai Kleczewskiej. Z jednej strony Korczakowska deklaruje zwątpienie w możliwość tak bezpośredniego, odwołującego się do emocji dialogu z widzem. Z drugiej wieńcząca spektakl krytyka społeczeństwa przyjemności właśnie w kręgu tego rodzaju wyobrażeń szuka posiłków. A obraz martwej Nelly, leżącej nieruchomo na scenie także podczas oklasków - już chyba całkiem na serio domaga się od nas współczucia. Być może ten finał miał być próbą - rozpaczliwą - dotknięcia wreszcie czegoś prawdziwego, dramatycznego. Nic jednak nie wskazuje na to, że tym razem Korczakowska wątpi w taką możliwość - raczej oczekuje od nas wiary, że oto przekroczyliśmy teatralny rubikon, a Nelly rzeczywiście umarła na naszych oczach...

Tutaj tkwi podstawowy paradoks spektaklu: Korczakowska, dając nieustannie wyraz swojemu brakowi zaufania do teatralnych chwytów i konwencji, kiedy indziej stosuje je z zastanawiającą prostodusznością. Na przykład: opatrując wątek Nelly muzyką ? la późny David Lynch, upomina się o powagę - tymczasem patetyczna, banalna muzyka stanowi dla opowieści Nelly raczej ironiczny komentarz... Spektakl z biegiem czasu coraz bardziej przypomina bezładne szukanie coraz to nowych sposobów na jeszcze jedną scenę. Trudno oprzeć się wrażeniu, że dekonstrukcja jest tu miejscami wygodną wymówką i wytrychem. A rozpad teatralnej formy wymknął się spod kontroli.

Być może przerósł Korczakowską - i dramaturga - materiał. Reżyserka, trzeba przyznać, ma też pecha: po "Fabryce" Lupy trzeba mieć dużo odwagi, żeby używać na scenie kamery. Porównanie z arcydziełem Lupy jest dla młodej reżyserki nie fair (z tego powodu nie wspominam np. "Skrzywdzonych i poniżonych" Castorfa), niemniej część odpowiedzialności spoczywa na samej Korczakowskiej, która zachowuje się trochę tak, jakby doświadczenie "Fabryki" ani jej - ani nas - niczego nie nauczyło. Kamerę traktuje jak uniwersalny gadżet nie dostrzegając, że jest to broń obosieczna: stosowana w jeden sposób przez dwie godziny demaskuje nie tyle świat przedstawiony spektaklu, ile bezradność samej reżyserki.

Mimo to, jeśli pytać o potencjał spektaklu, tkwi on właśnie w teatralnej grze z widzem. Korczakowska wątpi w teatr, przymierze z widownią chce budować na zasadach jawności i równości - to raczej tylko deklaracje, podobne do tych, jakie składa wielu innych młodych reżyserów, niemniej budzące szacunek. I właśnie w zadanym - choćby półżartem - pytaniu "po co robić taki teatr" zawiera się największa wartość spektaklu. Szkoda, że koniec końców Korczakowska próbuje wyłgać się od odpowiedzi zbyt szybko, zbyt łatwo i zbyt niskim kosztem.

"Nelly", na podstawie "Skrzywdzonych i poniżonych" Fiodora Dostojewskiego; reż., oprac. tekstu: Natalia Korczakowska; dramaturgia, oprac. tekstu: Tomasz Śpiewak; scenogr., kostiumy: Anna Met; premiera w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu 3 października br.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk teatralny, publicysta kulturalny „Tygodnika Powszechnego”, zastępca redaktora naczelnego „Didaskaliów”.

Artykuł pochodzi z numeru TP 41/2008