Płaska pluskwa

Proza Haupta jest przede wszystkim gigantycznym i heroicznym wysiłkiem sprostania gęstwinie świata.

14.09.2015

Czyta się kilka minut

Zygmunt Haupt / Fot. Z archiwum Arthura Haupta
Zygmunt Haupt / Fot. Z archiwum Arthura Haupta

„Muchy gęsto popstrzyły ob­łupaną emalię tarczy tandetnego zegara” – czytanie niesłusznie zapomnianej prozy zmarłego równo czterdzieści lat temu Zygmunta Haupta naraża na regularne chwile oniemienia. Co jest nie tak z tym fragmentem zdania, że chce się go czytać ciągle na nowo, najchętniej na głos, układając mięśnie twarzy do kolejnych wygibasów? Przyjemność jest porównywalna z mówieniem w obcym, odległym języku. Dźwiękowa gęstość? Zdaniowy ciąg bez przecinków? Skomplikowane powiązania pomiędzy słowami? Niezależnie od tego, w czym tkwi esencja dziwaczności tych fragmentów, z początku dla czytelnika wcale nie jest oczywiste, czy to zdanie, i wiele mu podobnych, jest tak dobrze literacko napisane. Redaktorzy opowiadań zaznaczali zresztą, że Hauptowi często zdarzały się błędy składniowe. Trzeba jednak podkreślić, że te usterki raczej napędzają, niż hamują machinę języka. Czytamy dalej: „Od garnków na dymiącym ognisku na zgrzytających dwanaście uderzeń odrywa się młoda, zdrowa kobieta z kapryszącym niemowlęciem na ręku. Patrząc w górę na zegar, podnosi ciężarki pordzewiałe i czarne”. Podniosły, pełen inwersji styl odmienia skromną wiejską kuchnię w miejsce działania językowego rytmu, słów odmierzanych wedle zegara, popstrzonego przez znane już muchy.


 


Rzeczy i słowa

Tyle po jednym,kilku zdaniach. Jeśli jednak do opowiadań siądzie się na dłużej, wszystkie te polonistyczne uwagi idą w kąt. Hauptowska chińszczyzna jest przede wszystkim gigantycznym i heroicznym wysiłkiem sprostania gęstwinie świata. Można to dobrze wyśledzić w opowiadaniu o dniu targowym, bo tu słowa opisują bezpośrednio kolejne wyłożone na straganach rzeczy, dlatego też wysiłek zbliżania ich do siebie staje się tym bardziej widoczny. Podobnie jak w innych opowiadaniach imiona, nazwiska czy nazwy miejscowości, tu autor obsesyjnie wymienia kolejne artykuły: perkale, uprząż dla koni, kury powiązane za nogi, sita i kosy, słoniny, sadło i kiełbasę, piszczałki z toczonego drewna i cynowe kogutki. I znów – bardzo chciałoby się te fragmenty skandować, wykrzykiwać, a co najmniej głośno czytać. A przede wszystkim nauczyć się ich na pamięć, żeby przez cały czas mieć przy sobie tę obietnicę przystawalności. Tak jakby spełniło się marzenie wielu o słowie, które jest obiektem, leży tu, przy nas, obok tego realnego, i bezpośrednio się do niego odnosi.

W otwierającym tom z 1946 r. opowiadaniu o czterech porach roku, „Entropia”, tym samym, w którym „muchy popstrzyły” i „odrywa się kobieta”, pojawia się wiele mówiący opis wczesnowiosennego nieba. O tej porze roku „czarne wody rozlewisk wiernie odbijają niebieskie gonitwy”. Ziemia i jej wody nawiązują kontakt z niebem i je naśladują, powtarzają – można to uznać za wariację czy metaforę przystawania języka do rzeczy. Ale co innego jest tu ważne. Otóż wczesna wiosna to u Haupta jedyny czas, kiedy „niebo jest najbliższe ziemi”, porzuca swoją stałą odrębność, „splendid isolation” – w pozostałych porach roku pozostaje boleśnie odległe i niedosiężne.

Wleźć w przestrzeń

Dochodzę tu do sedna: otóż oprócz wspomnianego wysiłku zbliżania słów do rzeczy u Haupta następuje, zależny oczywiście od tamtego, wysiłek zbliżenia świata do percepcji, oswajania go. Żeby pokonać nieszczęsne odosobnienie, „isolation” nieba od ziemi, horyzontu od oka, świata od człowieka, trzeba krajobraz w jego bliskości zobaczyć, wleźć w przestrzeń i jej obecność odczuć na własnej skórze. To dotyk właśnie bywa tym zmysłem, który pozwala na najbardziej bezpośredni kontakt ze ściółką otoczenia. Chwile, kiedy można dotknąć nagą skórą wód stawów czy „surowizny” stratowanej trawy na brzegu, są jednak niezwykle rzadkie. Na co dzień to tylko wzrok – trzymający przecież widok wciąż na odległość – łączy piechura, przechodnia czy pasażera z tym, co mija. Etap ujmowania w słowa nastąpi później, choć czytelnik, z konieczności, już tylko poprzez nie może zobaczyć tamten drugi, czy raczej pierwszy, rodzaj wysiłku.

Poza poruszanymi najczęściej w kontekście prozy Haupta tematami pamięci, historii czy nieogarnionego chaosu świata, warto we współczesnym odczytaniu zwrócić uwagę na tę podstawową, wyjątkową, ale zarazem najbardziej uniwersalną warstwę obserwacji. Prawie każde z opowiadań zebranych w wydanym kilka lat temu zbiorczym tomie „Baskijski diabeł”, których liczba zbliża się do setki, zawiera element wycieczki, podróży czy ruchu. Były to stałe elementy życia samego Haupta, który wiele się przemieszczał, chodził po górach – za spadek po ojcu podobno kupił sobie motocykl, za pierwszy żołd we Francji pojechał na wycieczkę w Alpy, a po zatrudnieniu w Głosie Ameryki zgłosił się natychmiast po pożyczkę na zakup konia. Liczne opisy krajobrazów i sposobów poruszania się czynią z opowiadań rodzaj fenomenologicznego atlasu, przeglądu widoków w ich rozmaitych ustawieniach, zależnych także właśnie od pozycji i możliwości patrzącego ciała.

Charakterystyczne jest pod tym względem opowiadanie „Poker w Gorganach”, w którym zagubiony w górach bohater włazi do skromnego pasterskiego szałasu i obserwuje „pochyły świat”. Widoczny z szałasu kawałek skosu jest jedynym widokiem, dostępnym wykrojem świata. Wysiłek opisu tylko tego, co się mieści w kadrze, w jego dalekim albo bliskim planie, ze szczególnym zwróceniem uwagi na kąty płaszczyzn, widoczne fragmenty kształtów zamiast całości, których możemy się tylko domyślać – jest wysiłkiem nie tylko literackim. To właśnie eksperyment kolekcjonera widoków, który próbuje pilnie zobaczyć, zanim pilnie zapisze. Kłopoty z odpowiednio czujnym widzeniem i pisaniem bywają równie poważne, ale nie zawsze są ze sobą tożsame. Wyjątkowym laboratorium widzenia, testem percepcji, próbką ruchu stają się także samolot, jazda konna, statek na morzu – gdzie ruch zdaje się w ogóle nie istnieć – narty, przemarsz wojsk czy po prostu kadr okna pociągu. W tym ostatnim przypadku głównym motywem staje się znów rytm: stukot kół, jednostajność słupów telegraficznych. W opowiadaniu „Rigor mortis” do wszystkich tych zaokiennych rytmów dołączy charakterystyczny dla erotycznych opowiadań Haupta pierwszy plan – odbicie twarzy dziewczyny.

Oswajanie krajobrazu

Wrażliwość na rytmy wiąże się z wyczuciem samego języka, z kolei świadomość linii, skosów, przechyłów, płaszczyzn i perspektyw łatwo powiązać z jego wyobraźnią malarską. W tym sensie próba przybliżenia krajobrazu, uczynienia go dostępnym dla zmysłów, wiąże się nie tylko z pierwotną potrzebą uważnego zobaczenia i opisania, ale bywa także przygotowaniem gruntu pod farbę, która precyzyjnie wyznaczy widoczne plamy, kontury drzew i łąk. Jeśli przeanalizować metafory, które służą tu do opisów krajobrazu, okaże się, że niezwykle często dochodzi do zaskakującego spłaszczenia perspektywy, osadzenia głębi krajobrazu na płaszczyźnie, właśnie w malarskim akcie, a zarazem w stałym wysiłku przybliżenia go oczom. Góry jak „parawany wycięte z blachy”, las jako szczotka, ośnieżone pole jak kartka papieru, przez którą wrony i kruki przelatują jak przyciągane magnesem opiłki żelaza, chłopi na tle krajobrazu jak ruchome przecinki, poszycie lasu przypominające „zmarszczki i zrogowacenia własnej skóry”, wreszcie kopuła bliskiego nieba jak „szklany dzwon z niebieskiego szkła”. Krajobraz wypłaszcza się w deszczu i we mgle, w odpowiednich ustawieniach kolorów albo po prostu dzięki metaforze, punktowi widzenia. Wypłaszcza się i przez to staje się bardziej swojski, możliwy do pojęcia i opisania. Człowiek – jak przywoływana w opowiadaniu o samolocie płaska pluskwa – żyje raczej w dwuwymiarowym niż trójwymiarowym świecie. Wrzucony w głębię, trójwymiar świata, w dziką naturę, czuje się boleśnie niedopasowany, staje się we własnym odczuciu tym bardziej „płaski, blaszany”, zupełnie „jakby wpadł do klubu angielskiego bez zaproszenia i niewłaściwie ubrany” (to znów „Poker w Gorganach”). Tęskni za głębią, a zarazem za każdym razem, kiedy udaje mu się w nią wreszcie wleźć, popełnia grubą gafę.

Być może to właśniegłębia krajobrazu przełożona na język płaszczyzny sprawia, że czymś tak wyjątkowym stają się mapy. Wyrysowany na gazetkach meteorologicznych kontur kontynentu amerykańskiego Haupt porównuje do szynki i szczegółowo opowiada zasady, wedle których krajobraz i pogoda zostały przełożone na izobary, linie frontów atmosferycznych i kierunki wiatru („Cyklon”). Badacz twórczości Haupta, który nieprzypadkiem przecież jest także badaczem map, Andrzej Niewiadomski, podkreśla w swojej książce „Mapa. Prolegomena”, że znaki na mapie są odzwierciedleniem bogactwa bycia, ale że zarazem „czas poświęcony mapie jest czasem straconym, jeśli uwierzymy, że uśmierzy to nasze pożądanie; jest wręcz przeciwnie”. Płaski, blaszany człowieczek tkwi w stałej izolacji od otaczającej go gęstwiny. Momenty, kiedy niebo na chwilę przybliża się ku ziemi, zwykł świętować właśnie tak, skandując miarowo zbitki słów w swoim dziwacznym języku. ©


ZOFIA KRÓL jest literaturoznawczynią i krytyczką literacką, doktorem filozofii, redaktorką naczelną magazynu dwutygodnik.com.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Festiwal im. Zygmunta Haupta