Pięćdziesiąt jeden foteli

W Sejmie polityczne szachy – partie wybierają kandydatów do Parlamentu Europejskiego. Dla jednych będzie to szansa na dostatnie i wygodne życie z dala od Warszawy. Dla innych zesłanie.

27.01.2014

Czyta się kilka minut

PiS sparzony dezercjami swoich europosłów, tym razem postawi na lojalnych. Platforma ma problem z nadmiarem kandydatów i małe szanse na powtórzenie dobrego wyniku z 2009 r. SLD chce robić kampanię z zachodnimi socjalistami i cieszy się z pewnego trzeciego miejsca. Pozostali? Większość obejdzie się smakiem.

PO – WASH AND GO

Są partie, które mają krótką ławkę niezłych kandydatów do PE. Platforma ma za długą.

W tym przypadku od przybytku głowa boli. Sondaże pokazują, że powtórzenie wyniku sprzed czterech lat (44,5 proc. poparcia i 25 mandatów) jest niemożliwe. Według wewnętrznych szacunków PO może stracić przynajmniej pięć mandatów. Zagrożone jest Podkarpacie, Lubelskie, Pomorze, Warmia i Mazury oraz Małopolska.

Tymczasem chętnych sporo. Dotychczasowa reprezentacja w PE była dość udana (Jacek Saryusz-Wolski, Danuta Hübner, Jan Olbrycht, Bogusław Sonik, Jacek Protasiewicz, Paweł Zalewski...), z drugiej strony „nowi” chętnie popracowaliby w Europie i mówią o konieczności „odświeżenia list”. Chodzi o ambitnych szefów regionów, którzy myślą o europejskiej karierze dla siebie lub swoich zauszników. Oprócz tego do startu zgłosiło się dwóch byłych ministrów: Michał Boni i Barbara Kudrycka. Boni miałby dostać jedynkę w Wielkopolsce, ale Wielkopolska nie bardzo ma ochotę przyjmować „spadochroniarza”. Kudrycka ma być rzucona na Warmię i Mazury, też z numerem jeden. Dwójkę ma dostać obecny poseł do PE Krzysztof Lisek (uzyskał dość przeciętny wynik i omal nie przegrał z Jackiem Kurskim). To znaczy, że Lisek wróci do Polski albo „przeniesie się na Pomorze”, bo PO szans na dwa mandaty w tym okręgu nie ma (dobrze będzie, jeśli obroni jeden). Na Pomorzu na liście będzie Jarosław Wałęsa, ale jedynkę ma dostać Janusz Lewandowski.

W Warszawie pierwsze miejsce najpewniej przypadnie Danucie Hübner – w zeszłych wyborach 311 tysięcy głosów, trzeci wynik w kraju! Na Śląsku superlokomotywą jest były premier i były szef PE Jerzy Buzek. Ostatnio zgarnął blisko 400 tysięcy głosów i pobił wszystkich, ale tym razem będzie mu trudniej. Platforma nie ma już takiego powabu, a sam Buzek – po awanturze o OFE – nie ma już takiego serca dla Platformy. Do tego pojawiła się silna konkurencja (Kutz, Gierek, Migalski).

Sławomir Nitras (Zachodniopomorskie) podpadł Donaldowi Tuskowi krytykując listownie to, co się dzieje w partii. Mógłby go zastąpić Jacek Rostowski, który w Polsce się nudzi, a w PE odnalazłby się znakomicie. W Krakowie jedynka ma być dla Róży Thun, a dwójka dla Bogusława Sonika. Jacek Saryusz-Wolski ma otworzyć listę w Łodzi.

Oczywiście – jak zwykle w PO – najwięcej emocji budzą sprawy wewnętrzne. Otoczenie Tuska chciałoby ostatecznie załatwić „sprawę Schetyny”, czyli posłać go do PE. Były wicepremier boi się takiego zesłania i nie ma ochoty wyjeżdżać. Pytanie: czy zostanie zmuszony?

Słychać, że dla Tuska doskonałym pomysłem byłoby odesłanie wszystkich, nielicznych już oponentów do Strasburga. Tylko czy kolejna odsłona wojny wewnętrznej nie popsuje i tak niepewnego wyniku wyborczego?

– Dla premiera idealnie byłoby odprawić niechętnych mu „za morze” oraz zrobić dobry wynik. Takie „wash and go” – wyjaśnił mi dowcipnie jeden z posłów Platformy.

Motywem kampanii PO ma być profesjonalizm i europejskie doświadczenie: – Nie ma co kombinować. W końcu to my załatwiliśmy w Unii niezłe pieniądze dla Polski i tego się będziemy trzymali – opowiada parlamentarzysta Platformy.

PIS – PO PIERWSZE LOJALNOŚĆ

– Duch jest bojowy, idziemy po wyraźne zwycięstwo – opowiada mi europoseł PiS. Tym razem to może nie być propaganda. Partia Jarosława Kaczyńskiego ma dobre sondaże i jeśli nie popełni głupich błędów, osiągnie lepszy wynik niż ostatnio (27 proc. i 15 mandatów).

Jej kampania ma się opierać na zmęczeniu Polaków rządami PO, czyli raczej na sprawach wewnętrznych. Oczywiście PiS będzie starał się udowadniać, że z Europą trzeba negocjować twardo i tylko oni to potrafią, ale Platforma udowodniła, że z negocjacjami (choćby w sprawie budżetu) radzi sobie całkiem nieźle.

Jeśli chodzi o nazwiska na listach, zdecyduje zaufanie i lojalność.

Kaczyński ma złe doświadczenia z obecnej kadencji, gdy z PiS zdezerterowała spora grupa eurodeputowanych (od Michała Kamińskiego, przez Pawła Kowala, po Zbigniewa Ziobrę). W PE zaczęły się także dwie partyjne secesje.

Ci, którzy zachowali wierność, mogą być spokojni: Tomasz Poręba dostanie jedynkę na Podkarpaciu, Ryszard Czarnecki najpewniej na Warmii i Mazurach, Marek Gróbarczyk w Szczecinie. Na pierwszych miejscach znajdą się też Ryszard Legutko i Janusz Wojciechowski, ale na razie nie wiadomo gdzie.

Kto jeszcze? Na Śląsk do trudnej walki ma podobno zostać rzucony Bolesław Piecha. Wygrał w Rybniku wybory uzupełniające do Senatu z dobrym wynikiem, daje więc nadzieję, że pomoże partii i tym razem. W Małopolsce liderem będzie Andrzej Duda. Mówi się, że Adam Lipiński dostał propozycję startu z Dolnego Śląska – ale nasze źródła twierdzą, że akurat tego polityka prezes woli mieć blisko siebie.

W trudnej dla PiS Warszawie listę ma otwierać Zdzisław Krasnodębski. Anna Fotyga, była szefowa MSZ, z numerem jeden powalczy najpewniej na Pomorzu.

SLD – KOLEDZY Z ZACHODU

Na lewicy nastroje też są dość pogodne. Najważniejsze, że trzecie miejsce mają w kieszeni. Główkują. W zeszłych wyborach wywalczyli sześć mandatów w PE i chcą poprawić ten wynik.

Ale układanie list zaczęło się pechowo. SLD chciał wystawić kosmonautę Mirosława Hermaszewskiego. Ten zgodził się ochoczo, jednak potem zrezygnował: nie chciał psuć kampanii Ryszardowi Czarneckiemu – zięciowi, który wystartuje z list PiS.

Do drobnej scysji doszło także na Śląsku. Lokalny Sojusz rekomendował na pierwsze miejsce Marka Balta, posła z Częstochowy, tymczasem na „jedynkę” liczył Adam Gierek. Zeszłym razem zdobył 70 tysięcy głosów (trzeci wynik, po kandydatach PO i PiS), choć startował z niewygodnego drugiego miejsca. Centrala orzekła, że sprawy nie ma: Gierek, rekomendowany przez koalicyjną Unię Pracy, dostanie „jedynkę”. W Małopolsce konflikt o pierwsze miejsce na liście między Andrzejem Szejną (posłem PE w poprzedniej kadencji) a Joanną Senyszyn powinna wygrać ta ostatnia.

W większości innych regionów sprawy są zdecydowane. W Kujawsko-Pomorskiem liderem będzie Janusz Zemke, który w poprzednich wyborach zdobył blisko 20 proc. głosów. Z Olsztyna wystartuje Tadeusz Iwiński. Jeśli mu się uda, SLD odetchnie z ulgą, bo profesor ma skłonność do kontrowersyjnych wypowiedzi, które szkodzą partii (np. w sprawie uczczenia 30. rocznicy śmierci Grzegorza Przemyka). We Wrocławiu – Lidia Geringer de Oedenberg, która już dwa razy wywalczyła tu mandat do PE i jest dobrze ocenianą posłanką.

Józef Oleksy – choć kręcił nosem, bo chciał gdzie indziej – wystartuje w Wielkopolsce. W Warszawie liderem będzie Wojciech Olejniczak, co mu się należy, bo poprzednio zdobył dla partii największą liczbę głosów.

Łódź dostanie się celebrytce Weronice Marczuk. Marczuk potrafi tańczyć, jest znana z telewizji i pochodzi z Ukrainy. Ale jest też prawniczką i ma dyplom MBA. Leszek Miller prezentował ją w zeszłym tygodniu na konferencji prasowej dotyczącej kryzysu w Kijowie: wyglądała doskonale, a przy tym mówiła o Ukrainie z dużym rozsądkiem.

W Szczecinie pewną jedynkę ma Bogusław Liberadzki. Mówiło się, że do PE z tego okręgu wybiera się też Grzegorz Napieralski, ale podobno jest to tylko element reklamy bądź nawet autoreklamy.

SLD ma ciekawy pomysł na kampanię. Ma być elementem większego przedsięwzięcia, czyli walki o mandaty pod skrzydłami Partii Europejskich Socjalistów. SLD będzie więc występowała z potęgami takimi jak SPD, Labour Party i Francuska Partia ­Socjalistyczna.

CIĘŻKIE CZASY DLA PODPROGOWCÓW

PSL prezentuje olimpijski spokój. Liczy, że jak zawsze jakoś przeczołga się przez pięcioprocentowy próg. Wystawi Marka Sawickiego, Jarosława Kalinowskiego i Adama Struzika. Najważniejsi, czyli Janusz Piechociński i Waldemar Pawlak, zostają w domu. Jeśli się nie uda, znów na porządek dzienny wejdzie sprawa przywództwa w partii.

Solidarna Polska to partia, której nie widać i która przeżywa kłopoty wewnętrzne. Chodzi o posła Piotra Szeligę, szantażowanego w związku z kontaktami z prostytutką i zawieszonego. Podobno groziło mu nawet wykluczenie, ale ujął się za nim Ludwik Dorn, który miał powiedzieć, że wówczas SP będzie musiała wykluczyć także jego.

Polska Razem Jarosława Gowina przygląda się skandalowi z boku. Niewykluczone, że miałaby chrapkę na to, by przejąć Dorna, który jest dobrym mówcą i pracowitym parlamentarzystą. W kuluarach chodzą też słuchy o możliwych podchodach ze strony PiS w stronę Tadeusza Cymańskiego z SP. Prawda, że Cymański zdradził prezesa, ale jego powrót byłby gwoździem do trumny Zbigniewa Ziobry i Jacka Kurskiego. Być może więc Jarosław Kaczyński poświęci dobre miejsce na liście, by pozbyć się na zawsze Solidarnej Polski.

Partia Gowina straciła zresztą impet. Politycy uśmiechają się do dziennikarzy, ale nie widać ich zaangażowania w tworzenie struktur. Oczywiście wzmocnieniem jest Adam Bielan, który z pewnością dostanie miejsce na liście – nareszcie u Gowina pojawi się praktyk od kampanii wyborczych. Mówi się, że Michał Kamiński też znalazłby miejsce w „zielonym jabłuszku”, u boku dawnego przyjaciela.

Inna rzecz, że Polska Razem ma branie wśród małych partii. Ostatnio w konkurach pojawił się Janusz Korwin-Mikke. Część działaczy PR podskoczyła z radości, licząc, że JKM pociągnie listę. Inni pukali się w głowę. Najgłośniej Marek Migalski, a to dlatego, że Korwin zażyczył sobie pierwszego miejsca na Śląsku, które zajmuje właśnie on.

Korwin może i ma zaplecze, ale – jak zauważył jeden z liderów Polski Razem – przypomina odbezpieczony granat, który w każdej chwili może zdetonować i urwać obie ręce. – A co będzie, gdy pod koniec kampanii powie, że niepełnosprawnych trzeba gazować? Albo coś innego w swoim stylu? Będziemy mogli zwijać interes – usłyszałem w kierownictwie partii. Sprawę zakończyło to, że wśród pukających się w głowę był Jarosław Gowin.

Z PR startują więc na pewno: John Godson z Łodzi, Jarosław Gowin z Krakowa, Marek Migalski ze Śląska, Wojciech Mojzesowicz z Kujawsko-Pomorskiego, Paweł Kowal z Warszawy oraz Jacek Żalek z Warmii i Mazur.

Twój Ruch jest w rozsypce. Nie bardzo wiadomo, kto tam startuje, pod jakim szyldem, z czyim poparciem – a także po co (ale to ostatnie w partii Janusza Palikota stało się już tradycją).

Teoretycznie ludzie Palikota mają kandydować w ramach koalicji Europa Plus, utworzonej pod skrzydłami Aleksandra Kwaśniewskiego. W jej skład wchodzą, oprócz palikotowców, Stronnictwo Demokratyczne Pawła Piskorskiego, Partia Demokratyczna Andrzeja Celińskiego oraz Dom Wszystkich Polska Ryszarda Kalisza – tj. ugrupowania, których do mocarzy polityki zaliczyć się nie da.

Dziś lista nie ma nawet nazwy. Palikotowcy chcieliby, żeby nazywała się „Twój Ruch Europa Plus”, bo w końcu to oni mają struktury i pieniądze. Kalisz jednak zaprotestował. Uważa, że Twojego Ruchu jest za dużo, a pieniądze rozdzielane są niesprawiedliwie – to znaczy on na kampanię chciałby więcej.

Pogodzić wszystkich mógłby patron Aleksander Kwaśniewski, tylko że on bawił ostatnio na nartach w Szwajcarii, a potem na szczycie ekonomicznym w Davos. Były prezydent wydaje się być znudzony przepychankami na krajowym podwórku – tym bardziej że znów może mieć do odegrania ważną rolę w kryzysie ukraińskim. Kalisz, Palikot i Siwiec zabiegają o wspólne spotkanie z Kwaśniewskim i – jak się mówiło w zeszłym tygodniu – gotowi są nawet na wycieczkę zagraniczną, by tego dokonać.

Siwiec ma startować z Wielkopolski, Robert Kwiatkowski z Dolnego Śląska – Opolszczyzny, Paweł Piskorski pojawi się w Szczecinie, a Jan Hartman w Małopolsce. Tak naprawdę jedyny dobry i pewny transfer TR to Kazimierz Kutz, który będzie lokomotywą na Śląsku. Mozolnie toczą się rozmowy z innymi potencjalnymi „lokomotywami”, Magdaleną Środą i Kazimierą Szczuką – trudno się dziwić, bo nikt nie lubi wchodzić z nazwiskiem w niepewny interes.

Listy miały być ogłoszone w końcu stycznia, ale to wydarzenie przeniesiono na 8 lutego i nie musi to być ostateczna decyzja. Pewne, że ogłoszony z pompą 18 stycznia „nowy” program TR pt. „Praca, wolność, zaufanie, równość, postęp” specjalnego wrażenia na nikim nie zrobił. To, że nie bardzo wiadomo, o co palikotowcom chodzi, wiedzieliśmy już wcześniej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2014