Pięć dni króla

Papież Franciszek przeniósł nas, choćby na kilka dni, do zapomnianych źródeł polityczności.

15.08.2016

Czyta się kilka minut

Przed wizytą papieża na Wawelu, 27 lipca 2016 r. / Fot. Tomasz Wiech dla „TP”
Przed wizytą papieża na Wawelu, 27 lipca 2016 r. / Fot. Tomasz Wiech dla „TP”

Światowe Dni Młodzieży były wydarzeniem politycznym. Bo za każdym razem, kiedy w Polsce pojawia się papież, rozpoczyna się polityka. Przez kilka świętych dni w naszej domowej wojnie wszystkich przeciw wszystkim obowiązywało zawieszenie broni, Pax et Treuga Dei. W uroczystościach uczestniczyli obok siebie przedstawiciele walczących na śmierć i życie partii, tym razem jednak nie straszyli się Trybunałem Stanu. Ba, może nawet spojrzeli sobie w oczy i przekazali znak pokoju. Ale polityka toczyła się cały czas, tyle że na innym poziomie, albo raczej: na innej głębokości.

Wawelska skała

Andrzej Duda przywitał papieża na Wawelu. Dla nas to zbyt często nobliwy zabytek i symbol dawnej świetności. Tymczasem powinniśmy patrzeć nań jako na miejsce nie tyle wielkiej kultury, ile wielkiej polityki. W momentach dziejowych przesileń to właśnie on staje się na powrót centrum władzy. To tam, a nie na Wiejskiej czy w Pałacu Prezydenckim, odbudowuje się jedność, moralność i ciągłość wspólnoty politycznej, co właśnie jest ostatecznym celem polityki. Symboliczna moc tego miejsca płynie stąd, że – jak podkreślał prezydent – „tylu królów, bohaterów naszego narodu, wielkich Polaków, wielkich przywódców znalazło tu miejsce swojego wiecznego spoczynku”. Wawel – kontynuował – razem ze swoją katedrą stał się dla Polaków miejscem „wielokrotnego odrodzenia naszego narodu i jego siły, która od 1050 lat płynie dla nas z wiary chrześcijańskiej”.

W ten sposób prezydent zdefiniował religijne i sakramentalne źródła polskiej polityki. Ci, którzy zostali pochowani na Wawelu, stawali się równi królom, a ci, którzy składają im hołd, uczestniczą w ich królewskiej godności. Wawel jest miejscem, gdzie przebywają nie tyle duchy królów, którzy pomarli, ile – zgodnie z formułą Słowackiego – królowie-duchy, którzy nie umierają nigdy. To dlatego sprawa pochówku Lecha Kaczyńskiego wzbudziła tyle kontrowersji. Krytycy tej decyzji podskórnie wyczuwali, że Wawel nada tragicznie zmarłemu prezydentowi tę szczególną godność, a jego zwolennikom – polityczną siłę, zdolną zmobilizować wspólnotę, której nie będą potrafili nic przeciwstawić. To, że Andrzej Duda tego dnia na Wawelu reprezentował Rzeczpospolitą, było namacalnym dowodem, że mieli rację.

Swoje przemówienie prezydent rozpoczął i zakończył nawiązaniem do Jana Pawła II, dawnego gospodarza katedry. 11 lat po jego śmierci święte miejsce Polaków odwiedza jego następca, Franciszek. Kiedy podszedł do mównicy, prezydent skłonił mu się wpół, niemal całując jego dłoń. W odpowiedzi Franciszek podziękował za wielkoduszne przyjęcie, a zaraz potem powołał się na Jana Pawła II i wspomniał rocznicę chrztu Polski, która stała się „wydarzeniem jedności narodowej”. Na koniec zaś zapewnił, że „naród polski może liczyć, tak jak to było w całej jego długiej historii, na współpracę Kościoła” i zawołał: „Niech Matka Boża Częstochowska błogosławi i ochrania Polskę!”. Dla nowoczesnego odbiorcy te gesty i słowa mogły być niezrozumiałe, kryły bowiem ślady dawnych, średniowiecznych ceremonii.

Rzymski sentyment

Rola papieża w polskiej polityce jest niezwykła. Źródeł tego należy szukać w paradoksach średniowiecznego prawa wobec problemu ciągłości władzy. Kiedy król umierał, państwu groził chaos, do czasu kolejnej koronacji nie było bowiem żadnego prawowiernego reprezentanta władzy. Ten problem rozwiązywano poprzez tworzenie fikcji Korony, nieśmiertelnego symbolu państwa. Królowie mogą się zmieniać, ale Korona, którą reprezentują, jest jedna, godna i wieczna. Stanowi niejako ich drugie, nieśmiertelne ciało. Dowodzono też, że w czasie bezkrólewia interreksem staje się sam Chrystus. Władza w ten sposób przechodziła od człowieka do tego, który jest jej głównym dawcą: Boga. Ta koncepcja sprawiała jednak duży problem władzy świeckiej; papież mógł w każdej chwili rościć sobie prawo do tytułu interreksa i mieszać się w sprawy kraju. W Koronie Polskiej przyjęto rozwiązanie pośrednie: godność interreksa sprawował prymas, który był zarazem senatorem i w ten sposób reprezentował szlachecki naród polityczny.

Ta tradycja przetrwała przez rozbiory, kiedy to np. ultramontanin [zwolennik idei całkowitego podporządkowania lokalnych Kościołów Rzymowi – red.], ks. Stanisław Stojałowski opublikował rozprawę o nieomylnym papieżu-królu, ale swój największy rozkwit przeżyła – paradoksalnie – w czasach komunistycznego ateizmu. Rolę interreksa przejął wtedy najpierw prymas Wyszyński, a następnie Jan Paweł II. Wszystkie do znudzenia skandowane „niech żyje papież”, a także „niech żyje prymas”, jakie rozlegały się od pierwszej pielgrzymki, były dalekim echem „niech żyje król”. Franciszek, nawet o tym nie wiedząc, wpisał się długie trwanie naszej kultury i stał się królem, interreksem.

Szacunek, jaki okazywały Franciszkowi polskie władze, nie wynikał z militarnej czy finansowej siły Watykanu, lecz z siły duchowej. Co więcej, poprzez zaangażowanie sił policyjnych i wojskowych państwa odtwarzaliśmy niejako trójpodział średniowiecznego społeczeństwa na tych, którzy się modlą (uczestnicy ŚDM), tych, którzy ich bronią mieczem (policja i wojsko), oraz tych, którzy pracują (cała reszta, która oglądała telewizję).

Jednocześnie było to społeczeństwo, w którym różnice między poszczególnymi kręgami zanikały. Nasza jedność opierała się na nieustannej wymianie darów: pielgrzymi dziękowali policjantom, policjanci – pielgrzymom, a my wszyscy – pielgrzymom i policjantom.

Jako prawomocny przywódca Polski, papież miał prawo przedstawić własną teologię narodu. Jeszcze na Wawelu podkreślił, że naród nie może być wywyższany ponad inne wspólnoty, bo to oznacza „manię wyższości”. Dla chrześcijan najważniejszą wspólnotą musi pozostać Kościół, a Światowe Dni Młodzieży naocznie ukazywały, że mimo różnych języków, którymi się posługujemy, w Kościele nie ma narodów, jest jeden lud Boży. W tym duchu Franciszek mówił: „Podczas ŚDM flagi narodów stają się piękniejsze, że tak powiem »oczyszczają się«, a nawet flagi krajów pozostających ze sobą w konflikcie powiewają jedna obok drugiej. I to jest piękne”. Dla Franciszka ostatecznym źródłem wspólnoty narodowej może być tylko Matka Boża i jej Syn. Teologia Franciszka odchodzi od zamkniętych, nacjonalistycznych teologii narodu na rzecz teologii narodu jako Kościoła, która bliska była Wojtyle i Ratzingerowi.

Wojna światów

Przez 27 lat pontyfikatu Jan Paweł II przyzwyczaił nas, że papiestwo jest instytucją globalną. Ale od pokoju westfalskiego aż do drugiej połowy XX w. papiestwo było marginalizowane, stając się zakładnikiem nowoczesnych państw. To dopiero Karol Wojtyła na powrót uczynił z Watykanu globalnego gracza. Słowa papieży przez stulecia nie robiły wrażenia na możnych tego świata, tym bardziej że często powtarzali słowa możnych, co tak bardzo raniło naszych romantyków („Polsko, twa zguba w Rzymie!”). Dopiero z nastaniem papieża Wojtyły znów nabrały sprawczej mocy. Takiej mocy spodziewają się po Franciszku kolejne pokolenia wiernych.

Najwybitniejszy reprezentant ultramontan, Joseph de Maistre, pisał przed dwoma wiekami w traktacie „O papieżu” (1819): „Gdy barbarzyństwo i wojny bez końca ukryły wszystkie zasady i doprowadziły Europę do stanu niepewności (...), korzystną było rzeczą, aby wyższa potęga nabyła pewnego wpływu na władzę. A że Papieże wyższymi byli mądrością i nauką, że kierowali całą ówczesną umiejętnością, już więc porządek rzeczy, sam z siebie i bez zaprzeczenia, przyodział ich powagą, bez której wówczas obejść się nie było można”. Choć de Maistre znalazł się na marginesie europejskiej polityki, dziś te słowa mogłoby powtórzyć wielu polityków głównego nurtu.

Co ważniejsze jednak, papież doskonale odnalazłby się w roli ich adresata. Ci, którzy znali go z Argentyny, nie mogą dziś rozpoznać dawnego nieśmiałego kardynała. On zaś, tłumacząc swoją metamorfozę, twierdzi, że zstąpiła na niego łaska stanu. Kiedy więc odważnie i głośno przeciwstawia się niedolom współczesnego świata, już nie mówi Jorge Bergoglio – raczej to wieki papiestwa przemawiają przez niego.

Papieska pielgrzymka do Polski miała być świętem miłosierdzia i radości, ale rozpoczęła się od męczeńskiej śmierci ks. Jacques’a Hamela. Odnosząc się do jego zamordowania, Franciszek na pokładzie samolotu lecącego do Krakowa użył mocnych sformułowań: „Słowo, które często się powtarza to »niepewność«. Ale w istocie chodzi o wojnę. Od pewnego czasu możemy powiedzieć: »świat jest w stanie wojny w kawałkach«. To jest wojna. Była wojna w 1914 z jej metodami; następnie ta w latach 1939-45 – inna wielka wojna w świecie, a teraz ta. Może nie jest tak jednorodna czy zorganizowana, ale to jest wojna”.

Powszechne męczeństwo

Celem Eucharystii jest odbudowa relacji: ze sobą, z innymi i z Bogiem. Kiedy świat znajduje się w stanie walki wszystkich ze wszystkimi, Eucharystia ma przywrócić mu pokój. Krew i Ciało Chrystusa mają utworzyć z wiernych wspólnotę krwi i ciała, która będzie świadkiem jedności dla całego świata. Profanacja mszy i mord na francuskim księdzu wprowadziły wojnę światową w samo centrum Kościoła. To było radykalne, demoniczne odwrócenie logiki sakramentalnej. Liturgia, której celem jest niesienie jedności i pokoju, stała się przestrzenią podziału i przemocy. Na ŚDM można patrzeć jako na próbę odzyskania pokoju.

Męczeńska śmierć ks. Hamela od razu stała się najważniejszą sprawą współczesnej polityki. W ten sposób wróciliśmy do pierwszych wieków chrześcijaństwa, kiedy teologia i polityka tworzyły ze sobą nierozerwalny splot. Liturgia, która znajduje się w centrum Kościoła, była wtedy w centrum zainteresowania państwa. W pierwszych wiekach po Chrystusie jasne było, że najbardziej – wydawałoby się – wewnętrzne akty kultu miały znaczenie najbardziej publiczne. Udział w chrześcijańskiej Eucharystii wiązał się bowiem ze sławieniem Boga, który jest wyższy niż cesarz i wszyscy rzymscy bogowie, a tym samym z odmową sakralizacji imperium rzymskiego. Dla Rzymian nie było podziału na to, co boskie, i to, co cesarskie. W tym kontekście przekaz Chrystusa oznaczał rewolucję, która podważała ład społeczny i legitymizację państwa. Ci, którzy Chrystusa naśladowali, dawali świadectwo własnej wiary i jednocześnie narażali się na prześladowania, a w ostatecznym rachunku – na męczeństwo.

Uczestnicy Światowych Dni Młodzieży tylko pozornie byli oddaleni od Saint--Étienne-du-Rouvray, gdzie zginął ks. Hamel. Papież ostatniego dnia na spotkaniu z wolontariuszami powiedział: „Dziękuję za wasze świadectwo wiary, która połączona z wiarą bardzo wielu ludzi młodych z całego świata, jest wielkim znakiem nadziei dla Kościoła i dla świata. Dając siebie ze względu na miłość Chrystusa, doświadczyliście, jak wspaniałe jest zaangażowanie w szlachetnej sprawie”. Świadectwo wiary musi łączyć się z odwagą, a na samym końcu z odwagą w obliczu śmierci: „Masz być odważny, śmiały, nie przestraszyć się – mówił.

– Wysłuchaliśmy świadectwa, pożegnania, będącego pożegnaniem świadectwa naszego kolegi, którego pokonał rak. Chciał być tutaj z nami, ale nie udało mu się. Jednak był odważny: z odwagą stawił czoło i z odwagą dalej walczył, mimo najgorszych z możliwych okoliczności”. Podczas Drogi Krzyżowej na Błoniach papież po raz pierwszy tak mocno zarysował związek świadectwa wiary z męczeństwem: „Dziś ludzkość potrzebuje mężczyzn i kobiet, a szczególnie ludzi młodych, takich jak wy, którzy nie chcą przeżywać swojego życia połowicznie, młodych gotowych poświęcić swoje życie w bezinteresownej służbie braciom najuboższym i najsłabszym, na wzór Chrystusa, który oddał się całkowicie dla naszego zbawienia”.

Potrzeba dawania świadectwa nie dotyczy jedynie zagrożenia ze strony islamu, lecz także zagrożenia ze strony nowoczesnych świeckich państw, które pod przykrywką neutralności i rozdziału Kościoła od państwa wprowadzają radykalne ideologie, takie jak gender (co podkreślał Franciszek na spotkaniu z polskimi biskupami). Współczesne państwa przypominają pod wieloma względami dawne imperia. Tak silnie akcentują rozdział tego, co świeckie, od tego, co religijne, że same stają się coraz bardziej religijne – stają się wprost państwami wyznaniowymi. Nie wystarcza im rola gwarantów prawa do życia i wolności religijnej, lecz coraz częściej roszczą sobie prawo do zastępowania Kościoła i określania tego, jak żyć, kim jest człowiek, kim jest kobieta, a kim mężczyzna, czym jest seksualność, rodzina i małżeństwo, co jest dobre, a co złe. Jednym z podstawowych instrumentów przemocy nowoczesnego państwa stało się pojęcie „przemocy religijnej”, które wytrwale podważa Franciszek. Paradoksalnie, nowoczesne państwo czerpało swoją legitymizację z przemocy religijnej właśnie. Tam, gdzie religia wprowadzała przemoc irracjonalną, nowoczesne państwo rościło sobie prawo do monopolu na przemoc racjonalną, sprawiedliwą i uzasadnioną. Jak jednak pokazuje Franciszek, nadal była to ta sama przemoc, tyle że w subtelnym i uprzejmym opakowaniu.

Powszechne miłosierdzie

Miłosierdzie ma wymiar polityczny tak samo jak męczeństwo. Jedną z najważniejszych XX-wiecznych rewolucji semantycznych było postawienie go w centrum współczesnej teologii. Ustanowienie Roku Miłosierdzia przez papieża jeszcze kilka dekad temu trąciłoby herezją, bo z podejrzliwością patrzono nawet na pomysł poświęcenia Miłosierdziu jednej niedzieli. W latach 50. ten kult został przez Watykan zakazany i tylko dzięki nieustępliwości kard. Wojtyły, a później Jana Pawła II, uzyskał oficjalną akceptację. Również i pod tym względem Franciszek jest wiernym jego kontynuatorem.

Wielka popularność Bożego Miłosierdzia wśród wierzących ma swoje społeczne przyczyny. Dziś poczucie grzechu jest dekonstruowane, a w związku z tym wizja Boga jako sprawiedliwego sędziego, który za dobre wynagradza, a za złe karze, staje się nieprzekonywająca. Nie potrzebujemy sędziego, skoro nie ma dobra i zła, albo skoro to my jesteśmy sędziami, którzy określają, czym one są. Nie musimy się przed Bogiem dłużej usprawiedliwiać i nic nie jesteśmy Mu już dłużni, to On raczej powinien się przed nami usprawiedliwić i to On nam jest winny różne rzeczy.

Choć Franciszek unika odwoływania się do sprawiedliwości, co widać zwłaszcza w adhortacji „Amoris Laetitia”, to jednocześnie sprawiedliwość jest zawarta w głoszonym przez niego miłosierdziu. Miłosierdzie i sprawiedliwość bowiem stanowią nierozłączne atrybuty Boskiej wszechwładzy i suwerenności. Ponieważ Bóg jest Panem świata i historii, może wymierzyć nam sprawiedliwość, ale także może się przed sprawiedliwością cofnąć, ofiarowując wspaniałomyślnie łaskę i miłosierdzie. Zauważmy, że taka wizja ma określone konsekwencje polityczne. Jak pisał Geoffrey Koziol o wczesnośredniowiecznej teologii politycznej: „Podobnie jak w niebie, tak również na ziemi sprawiedliwość stanowiła manifestację prawdziwej władzy i wiązała się nie tyle z konsekwentnym stosowaniem zasad prawnych, co z władzą moralną do decydowania o tym, kiedy stosować wyrok, a kiedy okazać łaskę”. Śladem po tych czasach we współczesnych demokracjach jest prawo łaski, przyznane prezydentowi.

Co ważniejsze, miłosierdzie ma konsekwencje duchowe. Jeśli zrozumiemy, czym ono jest, wtedy zrozumiemy jednocześnie siłę Boga i naszą słabość, a jednocześnie zrozumiemy własną siłę i słabość Boga. Jak pisał Jan Paweł II w „Dives in Misericordia”: „sam [Bóg] oto zdaje się najbardziej zasługiwać na miłosierdzie i wzywać do miłosierdzia wówczas, gdy jest pojmany, wyszydzony, skazany, ubiczowany, ukoronowany cierniem, gdy zostaje przybity do krzyża i na nim w straszliwych męczarniach oddaje ducha […] Bóg objawia swoje miłosierdzie w sposób szczególny również i przez to, że pobudza człowieka do miłosierdzia wobec swojego własnego Syna, wobec Ukrzyżowanego”. Taka dramatyczna wizja świata prowadzi wprost do nawrócenia. Jeśli jestem słaby, mogę się podnieść do Boga, który mnie podtrzyma.

Jeśli Bóg został odrzucony, mogę postawić Go w centrum mojego życia. Tak należy rozumieć wezwania i gesty Franciszka podczas pielgrzymki: spotkanie z chorymi, odwiedziny u umierającego kard. Macharskiego, pochylenie się nad uchodźcami. Za każdym razem chodziło o to, żeby nasza chrześcijańska i narodowa tożsamość stała się żywa, żebyśmy ujrzeli cierpiących wokół siebie i przebudzili sumienia. Mniej ważne były polityczne sposoby rozwiązania tych trudnych kwestii, a bardziej to, żebyśmy się przebudzili i mieli otwarte serce.

Pielgrzymka wyzwoliła nas od doraźnych sporów – o Trybunał Konstytucyjny, Puszczę Białowieską czy Agatę Młynarską nad morzem – i przeniosła nas do zapomnianych źródeł polityczności. Na kilka dni przestały obowiązywać znane nam reguły. Naraz przestaliśmy się interesować, kto kogo zaorał i kto dokonał samozaorania, a w centrum świata społecznego na powrót stanęły rytuał i liturgia. Media relacjonowały papieskie msze, spotkania i gesty. Na naszych oczach średniowieczna „cywilizacja liturgii” albo – jak mówił Jan Paweł II – „cywilizacja miłości” na chwilę powstała z martwych. A na czele tej cywilizacji – tak jak przed wiekami – stanął papież. ©

Autor jest socjologiem, laureatem nagrody im. ks. Józefa Tischnera i dyrektorem Centrum Myśli Jana Pawła II. Opublikował m.in. „Odwieczny naród. Polak i katolik w Żmiącej”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 34/2016