Pax pandemica

Czy nowy koronawirus przyczyni się do budowy nowego ładu światowego? Oraz czy Polska może na tym wygrać?

27.07.2020

Czyta się kilka minut

Dowódca amerykańskiej eskadry Task Force 70 admirał George Wikoff (z lewej) i dowódca lotniskowca USS „Reagan” Pat Hannifin obserwują z mostka kapitańskiego manewry lotniskowca USS „Nimitz”. Oba okręty należą do eskadry, która od początku lipca operuje na / ERICA BECHARD / US NAVY / POLARIS / EAST NEWS
Dowódca amerykańskiej eskadry Task Force 70 admirał George Wikoff (z lewej) i dowódca lotniskowca USS „Reagan” Pat Hannifin obserwują z mostka kapitańskiego manewry lotniskowca USS „Nimitz”. Oba okręty należą do eskadry, która od początku lipca operuje na / ERICA BECHARD / US NAVY / POLARIS / EAST NEWS

Haroldowi MacMillanowi, premierowi Wielkiej Brytanii sprzed dobrych 60 lat, historia przypisuje jedną z najtrafniejszych definicji rządzenia. Na pytanie dziennikarza, co sprawia, że rząd zmienia swoją politykę, MacMillan miał odpowiedzieć: „Wydarzenia, drogi chłopcze, wydarzenia!” (Events, dear boy, events!).

Dzisiaj przekonanie, że to nie idee, lecz codzienne reagowanie na problemy jest istotą rządzenia, znalazło swój wyraz w mniej eleganckim, jednak równie trafnym powiedzeniu, iż uprawianie polityki jest jak kopanie puszki po chodniku. Raz w lewo, raz w prawo, bliżej i dalej, z krawężnika na ulicę i z powrotem, ale zawsze idziemy tam, dokąd potoczył się przedmiot naszego kopania. Dopiero potem, patrząc wstecz, próbujemy odczytać jakiś wzór na chodniku i nadać naszej trasie polityczny sens.

Polityka czasów pandemii przebiegała dotąd dokładnie według tego wzorca. Odkrywanie kolejnych ognisk kierowało naszą uwagę na państwa i rządy, które dosłownie ścigały się w zamykaniu granic i gospodarek oraz w poszukiwaniu respiratorów. W tle słyszeliśmy gorące komentarze, które wieszczyły jeśli nie koniec cywilizacji, jaką znamy, to przynajmniej głębokie zmiany w funkcjonowaniu świata. Unia Europejska miała się ponownie zacząć rozpadać, Rosja i Chiny miały wzmocnić swoją pozycję, a Stany Zjednoczone Donalda Trumpa miały pokazać sprawczość godną jedynego mocarstwa na świecie.

Po kilku miesiącach wiemy, że wiele obaw okazało się na wyrost, a zmiany – jeśli w ogóle nastąpiły – miały inny przebieg i charakter, niż zakładano.

Kto sobie poradził

Świat w pandemii – bo jest ona z nami przez cały czas – nie tyle zmienił nas i politykę, co pozbawił nas wielu iluzji i nauczył odróżniać rzeczy ważne od nieistotnych.

Pierwszą zasadą każdego poważnego kryzysu jest rytualne „ratuj się kto może”. Choć żyjemy w świecie wypełnionym po brzegi instytucjami i regulacjami, w świecie, gdzie globalna wymiana gospodarcza ponad granicami jest oczywistością, to gdy doszło do wybuchu pandemii i paniki, wówczas cała ta warstwa cywilizacyjnego lukru – wypracowywana przez dekady w pocie czoła – rozpłynęła się w ogniu chaotycznych, ale jednak skutecznych działań rządów.

O ile dla nas, Polaków, wciśniętych między Odrę a Bug, stwierdzenie, że państwo jest podstawową komórką życia politycznego na świecie, nie robi większego wrażenia, o tyle we Włoszech, Hiszpanii czy Francji słaba i spóźniona reakcja instytucji europejskich była jednak zaskoczeniem. Tam idea Europy politycznej, która skuteczniej niż rządy narodowe chroni przed negatywnymi skutkami globalizacji, jest mocno ukorzeniona.

Mimo tego odkrycia, teza o powrocie państwa i tym samym ostatecznym końcu liberalnego porządku świata, ze wszystkimi jego fantasmagoriami o końcu suwerenności, jest jednak nie do obrony. Doświadczenie ostatnich miesięcy pokazało, że Europa – projekt na wskroś liberalny – radzi sobie z problemem lepiej niż Stany Zjednoczone, o Rosji nie wspominając. Wskazywane wcześniej jako wzór skuteczności Chiny okazały się nie tylko źródłem pandemii, której można było zapobiec, ale też państwem na wskroś totalitarnym, które gotowe jest rozwiązywać problemy bez względu na ludzkie koszty tych rozwiązań, a krytyków po prostu pozbawia wolności lub życia.

Wartość społecznej umowy

Drugą zasadą globalnego „ładu pandemicznego” okazał się prymat siły umowy społecznej nad siłą państwa.

To nie wskaźniki PKB na mieszkańca, liczebność wojska i nowoczesność jego wyposażenia czy sprawność administracji okazały się kluczowe dla walki z pandemią. To bogata i silna Ameryka, potężne gospodarczo Chiny czy wciąż skuteczna, choć słabnąca Rosja Putina są dzisiaj największymi przegranymi kryzysu sanitarnego – patrząc z punktu widzenia ich polityki wewnętrznej. Nawarstwiające się przez lata problemy, specyficzne dla tych państw i społeczeństw, wybuchły teraz z ogromną siłą, grzebiąc mity na temat ich globalnej roli.

Wprawdzie takie wartości jak zaufanie, odpowiedzialność i zdolność do współpracy okazały się wszędzie towarem deficytowym, ale ich brak był szczególnie widoczny w Stanach, Chinach czy Rosji. Cechą wspólną tych państw – jak i wielu im podobnych – jest słabość lub wręcz brak umowy społecznej, która tworzyłaby zaufanie między państwem a społeczeństwem, pozwalała na definiowanie odpowiedzialności i tym samym na zarządzanie kryzysem w formule bardziej współpracy niż przymusu.

Ten rodzaj umowy nadal wyróżnia – choć w różnym stopniu w różnych jej krajach – Europę, nawet jeśli jest ona przecież słaba militarnie i pogrążona we własnych kryzysach. Jakkolwiek źle byśmy nie myśleli i nie oceniali ostatnich miesięcy, to fundament, na którym politycy z krajów Unii Europejskiej kopią między sobą puszkę, jest wciąż mocniejszy niż gdzie indziej. Nawet głębokie podziały polityczne i społeczne, które znamy ze swojego polskiego podwórka, nie mają takich pandemicznych konsekwencji jak te, które obserwowaliśmy w korespondencjach z drugiej strony Atlantyku.

Kubeł zimnej wody?

Tak jak pandemia zebrała i wciąż zbiera swoje żniwo, tak będący jej konsekwencją kryzys gospodarczy staje się paliwem dla przyśpieszonych zmian politycznych na świecie.

Jeszcze przed jej wybuchem wielu ekonomistów i politologów wieszczyło nadchodzące przesilenie w globalnej polityce. Skala nagromadzonych problemów w połączeniu z wojowniczą retoryką przywódców – przede wszystkim Donalda Trumpa i Xi Jinpinga – zwiastowała kłopoty.

Wojna handlowa Stanów Zjednoczonych z Chinami i Unią Europejską, hasła europejskiej „strategicznej autonomii”, wojna na Bliskim Wschodzie, kolejne rosyjskie agresje czy rosnące napięcie w Azji związane z otwarcie agresywną polityką Chin na Morzu Południowochińskim – wszystko to chwilami przywodziło na myśl „Sierpniowe salwy” Barbary Tuchman: nagrodzoną Pulitzerem opowieść o tym, jak latem 1914 r. świat popędził ku katastrofie I wojny światowej, i jak nikt i nic nie mogło jej już zatrzymać… Inaczej niż w latach 30. XX w. oraz w okresie zimnej wojny – gdy zderzały się ze sobą wielkie idee i narracje polityczne faszyzmu, komunizmu i demokracji – konflikt roku 1914 był bowiem napędzany przyśpieszonym rozwojem technologicznym i gospodarczym świata, którego nie były już w stanie pomieścić ramy XIX-wiecznej polityki.

W takiej perspektywie wybuch pandemii może być – choć oczywiście za wcześnie, aby o tym przesądzać – wydarzeniem studzącym rozpalone głowy. W nawiązaniu do wcześniejszych obserwacji – tych dotyczących źródła siły państwa w kryzysie – zmusza ono do skupienia się na polityce wewnętrznej i na szukaniu nowych sposobów na stabilizację społeczną oraz rozwój gospodarczy.

Nie można oczywiście wykluczyć, że ktoś zechce odreagować swój wewnętrzny kryzys w polityce zagranicznej. Ale ryzyko i cena takiej próby wydają się być o wiele większe niż jeszcze parę miesięcy temu. Wydaje się zatem, że będziemy świadkami prób nowego ułożenia się największych graczy – tak aby rozpoczynająca sią odbudowa dokonywała się już w ramach nowych reguł politycznych. Nie zmieni to retoryki i nie wyeliminuje źródeł konfliktów, ale pozwoli na stopniowe układanie się ze sobą.

Sytuacja przełomowa

Gdybyśmy mieli wskazać obszary, w których powstawać będą zręby nowego ładu, są to bez wątpienia kwestie dotyczące nowoczesnych technologii, handlu międzynarodowego i polityki klimatycznej, która jest dziś nową polityką energetyczną. To zaś sugeruje, że nowy ład, jeśli będzie powstawać, oparty będzie na trzech filarach: Stanach Zjednoczonych, Chinach i nadal Unii Europejskiej.

Amerykańska presja na Europę, w tym wychodzącą z Unii Wielką Brytanię, aby zakazać firmom współpracy technologicznej z czołowymi producentami chińskimi, przypomina czasy zakazu transferu technologii do państw-członków Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej (dla tych, którzy nie pamiętają: był to ekonomiczny sojusz państw komunistycznych). Wówczas chodziło o osłabienie postępu technologicznego Związku Sowieckiego i jego satelitów. Dziś Chiny są już technologiczną potęgą, ale stawką jest suwerenność cyfrowa, czyli zdolność kontrolowania tego, co się dzieje w gospodarce i polityce, które coraz bardziej polegają na przesyłaniu danych.

Idea jest jednak podobna do tej z czasów zimnej wojny: zakaz współpracy ma osłabić wpływy polityczne Chin na świecie i zwiększyć znaczenie Stanów. Dla Europejczyków, którzy nie traktują Chin jako zagrożenia w takim stopniu jak Amerykanie, działanie takie ma tylko sens, jeśli pozwala pozyskać Pekin dla reformy Światowej Organizacji Handlu. Wzrost siły gospodarczej Niemiec sprawił bowiem, że cała Unia jest dziś ogromną „unią hanzeatycką”, która bez dostępu do rynków zagranicznych nie jest w stanie się rozwijać.

Szok spowodowany utratą konkurencyjności wielu sektorów europejskiej gospodarki (podobnie jak miało to niegdyś miejsce w USA) ma być zamortyzowany „zieloną agendą”. Polityka klimatyczna – obok szczytnych haseł o zrównoważonym rozwoju i ochronie środowiska – jest dziś przede wszystkim pomysłem na skok technologiczny, ucieczkę w stronę energetycznej niezależności i ochronę rynku przed „brudną” technologią i towarami z Chin. Dlatego w nowym budżecie Unii na lata 2021-2027 co najmniej 30 proc. środków ma iść na „zielone” projekty.

Dla Chin, które pełnymi garściami korzystały z globalizacji, chroniąc zarazem swój własny rynek i społeczeństwo przed otwarciem na świat, obecna sytuacja jest przełomowa. Chiny mogą pozostać na ścieżce imperialnej, doskonaląc podbój, szantaż i unikanie odpowiedzialności. Ale mogą też stać się częścią nowego ładu, akceptując wspólnie wypracowane nowe zasady i budując zręby swojej pozytywnej roli na świecie. Od ich wyboru zależy, czy świat będzie choć trochę bezpieczniejszy i lepszy.

Peryferyzacja peryferii

Jeśli nowy ład – zbudowany wokół wspólnego kopania puszki przez Amerykanów, Chińczyków i nas, Europejczyków – zacznie nabierać konturów, mamy szansę na bycie w gronie wygranych. To jednak oznacza, że inni mogą pozostać na straconych pozycjach. Z punktu widzenia Polski dotyczy to zwłaszcza europejskiego Wschodu, który tkwi dziś w kryzysie nie tylko gospodarczym, ale egzystencjalnym. Podmiana polityki energetycznej na politykę klimatyczną nie tylko zmniejsza rentę naftową (sprawa kluczowa dla Rosji), ale tworzy ogromne wyzwanie dla reformy państwa.

W takiej sytuacji przestaje istnieć nie tylko umowa społeczna, ale nawet jej pozór. Peryferyzacja peryferii – czyli dalsza zapaść wschodnioeuropejskich społeczeństw i pogłębianie się po obu stronach Bugu przepaści w poziomie i jakości życia – staje się ogromnym problemem, przed którym nie ochroni nas nawet kilka amerykańskich dywizji.

Tak jak południe Europy jest pod ciągłą presją wydarzeń w regionie Morza Śródziemnego, tak my stajemy przed koniecznością sformułowania odpowiedzi wobec zmiany, która zachodzi w Rosji, na Białorusi, a także na Ukrainie. To są główni przegrani nie tylko pandemii, ale przede wszystkim jej politycznych i gospodarczych konsekwencji.

W debacie politycznej nie widać jednak nie tylko przekonania, że to jest nasz problem, ale również zainteresowania samym wyzwaniem. Idąc za radą MacMillana, czekamy najpewniej na kolejne wydarzenia… ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2020