Pasjans polityczny

Na scenie politycznej pojawiają się nowe inicjatywy. Czy "Polska XXI" i "Centrolew" są tylko kolejnym przetasowaniem zgranych kart? Parlamentarne partie pogubiły wszak nie tylko blotki, ale i całkiem istotne atuty.

14.10.2008

Czyta się kilka minut

Sondaże preferencji partyjnych frustrują dziennikarzy. Nie zmieniły się od roku. Kilkuprocentowe spadki czy wzrosty są tylko chwilowe - w kolejnym badaniu wszystko wraca do normy.

Jednak nawet najzagorzalsi zwolennicy poszczególnych partii nie podchodzą do ich działań ze szczególnym entuzjazmem. Obserwatorzy zaś na zmianę wytykają karygodne błędy każdej z formacji i podkreślają stabilność obecnego podziału. Nieudolne PO, zacietrzewiony PiS, pogubione SLD i bierny PSL - czy te cztery oferty naprawdę wystarczają, by zaspokoić oczekiwania polskiego elektoratu?

Na to pytanie można odpowiedzieć "tak", wskazując na negatywne emocje względem konkurencji. Poglądu takiego nie podzielają jednak ci, których "pierwsza czwórka" wypchnęła ze swych szeregów lub nie akceptują obowiązujących w tych partiach standardów działania. W krótkim odstępie czasu zaczęły się krystalizować dwie nowe inicjatywy. Jedna to działająca już od jakiegoś czasu "Polska XXI" Rafała Dutkiewicza i byłych posłów PiS, która oficjalnie zapowiedziała start w przyszłych wyborach - na pewno w samorządowych, być może i w prezydenckich. Druga inicjatywa to skrzyknięte w Krakowie spotkanie "Centrolewu", któremu patronują Jan Widacki, Andrzej Celiński i Marek Balicki. To luźne spotkanie programowe ma być kolejną próbą powołania politycznego tworu po jednostronnie rozwiązanej przez SLD koalicji Lewicy i Demokratów.

Asy i blotki

Tworzenie partii politycznej jest jak pasjans - sukces wymaga wyłożenia szeregu pasujących do siebie kart. By się złożył, potrzebna jest przede wszystkim jakaś pasja - z jednej strony pasja wyborców, z drugiej - pasja działaczy. Ci pierwsi muszą mieć jakieś niespełnione nadzieje i nierozwiązane problemy pominięte przez dotychczas działające stronnictwa. Nie sposób też nie docenić potrzeby wyrażenia sprzeciwu wobec tych, których postrzegają jako zagrożenie dla swoich interesów lub swojej tożsamości. Działacze z kolei potrzebują czegoś, co zapewni im odpowiednią determinację. Zwłaszcza wtedy, gdy nie jest się "partią władzy", lecz można co najwyżej liczyć na sukces w przyszłości.

Jednak samo rozpoznanie niezagospodarowanych nastrojów społecznych i "chęć szczera" nie wystarczą. Wybory polityczne to także ocena dotychczasowych osiągnięć kandydatów. Musi być choć minimalna podstawa do przypuszczenia, że program partii będzie miał kto wcielić w życie. Wcześniejsze sukcesy, niekoniecznie stricte polityczne, wydają się być warunkiem koniecznym, by liczyć się w nowym partyjnym rozdaniu. Nic nie znaczą najlepiej nawet brzmiące programy (czy jak to teraz zwykło się określać - "narracje"), jeśli wcześniejsze poczynania ich autorów kończyły się klapą lub skandalem.

Najlepiej, jeśli dotychczasowe dokonania są powszechnie znane. Widoczność publiczna jest we współczesnym społeczeństwie pierwszorzędnym wskaźnikiem znaczenia. Można się śmiać z tych, co to "są znani z tego, że są znani", lecz wagi tego zjawiska nie sposób pominąć. Otwiera ono drzwi do mediów, stwarzających najtańszą okazję do szerokiej prezentacji poglądów i zamiarów.

Ale i przebicie się przez medialny jazgot wymaga talentu lub wyrobionych umiejętności. Najlepiej zaś - jednego i drugiego. Polityk lubiany przez media nie musi od razu odnosić sukcesów, lecz na pewno wzgardzanemu przez media będzie znacznie trudniej.

Trwała obecność na ekranie i łamach wymaga odpowiedniego zaplecza organizacyjnego. Specjalistów od partyjnej logistyki trudno jest zwerbować w politycznym salonie. Armie, także te polityczne, nie mogą składać się z samych generałów. Potrzeba dziesiątków ludzi, którzy zakorzenią ugrupowanie w lokalnych społecznościach. Z wielkich miast bliżej do mediów, lecz do większości wyborców dalej, niż się zdaje.

Te wszystkie elementy trzeba jeszcze spiąć w jakiejś formule organizacyjnej, która zbuduje wzajemną lojalność, ustali proporcje poszczególnych aktywności, rozładuje nieuchronne napięcia i konflikty oraz pozwoli znaleźć pieniądze. Na czele zaś trzeba by postawić kogoś z elementarną choćby charyzmą.

Lista niezbędnych kart jest zatem długa. Które z nich są już w rękach liderów nowych inicjatyw, których zaś brakuje?

Wyjście z lewego dołka

Po chwilowych wzrostach, towarzyszących spektaklowi zmiany przywództwa i bojowym odwołaniom do antyklerykalizmu, SLD - najsilniejsza z partii na lewicy - znów popadła w marazm i utknęła w drugorzędnych dylematach gry parlamentarnej. Zmiany w ustawie medialnej bądź przekształcenia szpitali w spółki - to są oczywiście ważne sprawy, zaś pozycja "języczka u wagi" w sporze rządowej większości z prezydentem dowartościowuje.

Czy ta partia ma 5, czy 8 procent, nie ma jednak większego znaczenia - ludzi określających swoje poglądy jako lewicowe jest w Polsce kilkakrotnie więcej: za takiego uważa się co piąty wyborca. Na razie istotną ich część podbiera PO, grając kartą "antykaczyzmu". Ale jeśli PiS będzie dalej pogrążał się w wewnętrznych konfliktach, może stracić znaczenie jako kontrapunkt dla tej części elektoratu. Możliwe osłabienie PiS to także mniejsze znaczenie tej partii jako konkurentki tradycyjnej lewicy w dziedzinie wrażliwości społecznej, troski o słabych ekonomicznie i zwolenniczki zwiększania państwowej regulacji rynku. Kryzys światowego systemu finansów też stwarza korzystniejszą atmosferę dla partii raczej wątpiących niż wierzących w potrzebę wolności gospodarczej. Społeczny klimat może więc lewicy sprzyjać.

Z drugiej strony, zaproszeni na krakowskie spotkanie goście to osoby tak czy inaczej związane ze środowiskiem Unii Wolności - partii niewzbudzającej ciepłych uczuć ani wśród szeregowych sierot po PZPR i ubogich mieszkańców ziem tzw. odzyskanych (bo to "solidaruchy"), ani wśród ubogich mieszkańców Podkarpacia (bo to "bezbożne elity"). Byłoby majstersztykiem, gdyby nowej inicjatywie udało się skleić niezbyt zbieżne społeczne uczucia - tęsknotę za PRL i niechęć do "liberałów", nadzieję na interwencję państwa i dystans wobec Kościoła.

Patrząc od strony działaczy, nowa jakość lewicy może być wypatrywana z nadzieją przez "sieroty po LiD-zie", które zawdzięczają nieistniejącej już koalicji miejsce zdobyte w samorządach w wyborach 2006 roku. Nie dla wszystkich starczy miejsca na listach SLD. Zresztą już wcześniej wielu polityków lokalnych związanych z lewicą nie mieściło się w ramach tej partii lub nie startowało pod jej szyldem - by wspomnieć prezydentów Krakowa, Torunia czy Rzeszowa. Choć wśród tych ostatnich nie brakuje osób o kontrowersyjnym dorobku - jak choćby Jacek Majchrowski, przez lata promujący i chroniący dyrektora Jana Tajstera, dziś aresztowanego, z ciągle rosnącą listą zarzutów. Jest to jednak kierunek, w którym można znaleźć osoby doświadczone w zarządzaniu i nieobciążone porażkami niechlubnych rządów Leszka Millera.

Problemem w zdobyciu zainteresowania mediów może być wypalenie się wielu z dzisiejszych lewicowych outsiderów. Bywają oni przewidywalni do bólu w swoim przekazie, nadmiernie mentorscy i zdradzający objawy rozgoryczenia. Tym niemniej są tu przyczółki, z których można rozwinąć jakąś ofensywę z pomocą świeżych posiłków. Problemem może być ewentualnie to, że lewicowa młódź zwykle przejawia znaczny radykalizm i swoim przywiązaniem do światowych postępowych mód może zrażać starsze pokolenia. Z drugiej strony, wśród młodego pokolenia nie brakuje takich, których od głównej konkurentki na tym polu - Platformy - odstręcza jej coraz wyraźniejszy konserwatyzm obyczajowy.

Największym problem nowej lewicy może być strona organizacyjna - wielość podmiotów, zarówno ogólnokrajowych, jak i lokalnych, na pewno będzie przeszkodą w prowadzeniu skoordynowanych akcji. Z jej inicjatorów największym autorytetem cieszy się Marek Balicki - lubiany przez media i doświadczony w zarządzaniu - od rady gminy przez szpital do ministerstwa. Czy jednak może się on stać charyzmatycznym przywódcą?

Z innych centrolewicowych inicjatorów Jan Widacki jest osobą wzbudzającą, łagodnie mówiąc, poważne kontrowersje. Andrzej Celiński z kolei nie jest gwarancją ustatkowania w nowym ugrupowaniu. Jego brutalne wypowiedzi mogą z niego zrobić Stefana Niesiołowskiego nowej formacji, lecz raczej nie jej lidera.

Prawicowy (u)ścisk

Jak dotąd na scenie politycznej dominują dwie partie odwołujące się do konserwatyzmu (różnie wszak rozumianego) i solidarnościowych korzeni - PO i PiS. Skłaniają one przytłaczającą większość widowni do kibicowania jednej lub drugiej. Na pierwszy rzut oka nie ma już miejsca na trzecie ugrupowanie o zbliżonych korzeniach. Tym niemiej nad szansami "Polski XXI" można się chwilę pochylić. Po pierwsze - Jarosław Kaczyński i Donald Tusk, tocząc ze sobą emocjonujący pojedynek, uznali, że ich partie trzeba trzymać twardą ręką. W takim uścisku źle się czuje spore grono działaczy, w szczególności zaś niemała grupa "sierot po PO-PiS-ie". To oni stanowią organizacyjną bazę nowego ruchu - zaczynając od byłych parlamentarzystów PiS, przez niegdysiejszych marszałków województw z PO, po prezydentów miast, którzy nigdy nie zapisali się pod żaden z tych sztandarów, choć rządzą dzięki wyborcom tych partii.

Nie wszyscy w takiej sytuacji, na czele z Janem Rokitą, mieli jednak na tyle determinacji, by zaangażować się w sam ruch. Stworzenie nowej formacji zamyka bowiem drogę do ewentualnego powrotu w szeregi porzuconych partii, gdyby te chciały się zmienić - otworzyć na wewnętrzną dyskusję i czytelne reguły awansu.

Wielu z aktywistów ruchu ma jednak niepodważalne doświadczenie, również w dziedzinie komunikacji z potencjalnym elektoratem - jak choćby lider ruchu, prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Tylko że są to często osoby, które nawet jeśli grzeją, to nie świecą, jak choćby Kazimierz Michał Ujazdowski. Pod adresem liderów "Polski XXI" padają w pierwszej kolejności zarzuty braku charyzmy i wyrazistości.

Na jakie społeczne emocje może liczyć nowy ruch? Inaczej niż w przypadku lewicy potencjalna baza jest olbrzymia, lecz podzielona. Jedyną nadzieją jest zawód tych, którzy rozczarowali się kostniejącym i nieskutecznym PiS oraz kunktatorską PO, przede wszystkim zaś - ich bezproduktywnym zakleszczeniem. Warto zwrócić uwagę, że jeśli nawet notowania tych partii w minionych miesiącach się wahały, to przede wszystkim wskutek odpływu głosów w stronę niezdecydowanych, nie zaś przepływu z PO do PiS lub odwrotnie. Mogą w przypadku wyborów poszukać kogoś nowego. Choć, jeśli nic się nie zmieni, bardziej prawdopodobne jest, że zagłosują na tych, co ostatnio.

***

"Polska XXI" ma czytelniejszą sytuację, choć jej bezpośredni przeciwnicy są bez porównania mocniejsi. "Centrolew" jest ciągle bardziej niesprecyzowanym projektem, lecz w uporządkowaniu bałaganu po lewicowej smucie przeszkodą są tylko ambicje i słabości poszczególnych działaczy. Wynik żadnego z tych starć nie jest przesądzony. Choć chłodny, racjonalny gracz raczej nie postawiłby swego majątku na te inicjatywy, ich obecność sprawia, że kocioł demokracji ciągle jest pod parą.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Socjolog, publicysta, komentator polityczny, bloger („Zygzaki władzy”). Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Pracuje na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Specjalizuje się w zakresie socjologii polityki,… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2008