Parasolki kontra Pekin

Mieszkańcy Hongkongu mają dość. Ich bunt kładzie się coraz większym cieniem na nadchodzącą 70. rocznicę powstania Chińskiej Republiki Ludowej.

08.07.2019

Czyta się kilka minut

Demonstrują mieszkańcy Hongkongu, 16 czerwca 2019 r. / STR / AFP / EAST NEWS
Demonstrują mieszkańcy Hongkongu, 16 czerwca 2019 r. / STR / AFP / EAST NEWS

Po jednej stronie setki tysięcy, a w kulminacyjnym momencie miliony ludzi. Po drugiej: miejscowi policjanci, z pałkami, gazem łzawiącym i armatkami wodnymi. A za ich plecami: światowe mocarstwo.

Od kilku tygodni na pierwsze strony światowych mediów trafiają zdjęcia z Hongkongu. W minionym tygodniu były to fotografie spustoszonej siedziby Legco, Rady Legislacyjnej, głównego organu władzy ustawodawczej: w poniedziałek, 1 lipca, dokładnie 22 lata po tym, jak Wielka Brytania zwróciła Hongkong Chinom Ludowym, protestujący nie wytrzymali i wdarli się do Legco (opuścili budynek następnego dnia).

W jednej z demonstracji wzięły udział dwa miliony mieszkańców tego siedmiomilionowego miasta, posiadającego unikatowy – wciąż jeszcze – status prawny. Co wywołało tak masowy bunt? I dokąd to zaprowadzi?

Hongkong jak symbol

W tamtym czasie, ponad 20 lat temu, Hongkong miał dla Chińskiej Republiki Ludowej znaczenie tak symboliczne, jak i gospodarcze. Od tego czasu z każdym kolejnym rokiem traci tę uprzywilejowaną pozycję.

Kiedy 1 lipca 1997 r. Pekin odzyskiwał kontrolę nad Hongkongiem, komunistyczne władze mogły ogłaszać koniec „stulecia upokorzenia”. Hongkong, który trafił na listę brytyjskich posiadłości kolonialnych w 1842 r., po zakończeniu pierwszej wojny opiumowej, symbolicznie otwierał okres dominacji mocarstw europejskich nad Chinami (w 1898 r. podpisano umowę 99-letniej dzierżawy miasta). Jego zwrot miał potwierdzać kres pewnej epoki – i powrót pewnych siebie Chin na arenę międzynarodową.

Kolejnym „zadaniem” Hongkongu było przekonanie Tajwanu do „powrotu do macierzy”. Tajwan, oficjalnie wciąż określający się mianem Republiki Chińskiej, jest traktowany przez władze w Pekinie jak zbuntowana prowincja. Liderzy Komunistycznej Partii Chin są przekonani, że zarówno długoterminowa legitymacja ich władzy w oczach społeczeństwa, jak też powodzenie przyświecającej im misji odrodzenia potęgi Chin w świecie wymagają podporządkowania sobie również Tajwanu – i w ten sposób zakończenia wojny domowej, formalnie trwającej od 1949 r. (na tej wyspie schronili się ówcześni przegrani). Funkcjonowanie ultrakapitalistycznego Hongkongu w ramach komunistycznych nadal Chin miało przekonać tak elity, jak i społeczeństwo tajwańskie, że zjednoczenie z ChRL jest i nieuchronne, i korzystne.

Z myślą o takim celu Pekin zaproponował dla Hongkongu formułę „jeden kraj, dwa systemy”. Zgodnie z traktatem – podpisanym jeszcze przez rząd Margaret Thatcher w 1984 r. – Chiny, przejmując od Wielkiej Brytanii kontrolę nad miastem, zobowiązały się do szanowania jego autonomii i instytucji przynajmniej przez 50 lat.

Hongkong uzyskał status Specjalnego Regionu Administracyjnego, z odrębnymi systemami: władzy, prawnym i sądownictwa. Trafił do Światowej Organizacji Handlu (WTO) jako odrębny podmiot. Poszczególne państwa mogły oferować Hongkongowi specjalne traktowanie w relacjach ekonomicznych i oferować przywileje niedostępne dla ChRL.

Pozwólcie nam decydować o sobie

Jednak od czasu wciągnięcia flagi ChRL na maszt 22 lata temu wiele zmieniło się zarówno w Hongkongu, jak w Chinach.

Osią niezgody między Pekinem i społeczeństwem Hongkongu od samego początku stał się charakter wyboru władz lokalnych. Przed przekazaniem kontroli władze brytyjskie wprowadziły tu demokratyzujące rozwiązania, z których najważniejsze przewidywało w pełni demokratyczne wybory do władz lokalnych. Pekin uznał to za złamanie wcześniejszych ustaleń i odmówił zobowiązania się do uznania całkowicie demokratycznych wyborów.

Przez pierwszych kilkanaście lat nie stanowiło to większego problemu. Mieszkańcy Hongkongu byli pragmatyczni i skupiali się na korzystaniu z możliwości wzbogacenia się, jakie przyniosło połączenie z Chinami. Gdy zaś podstawowe wolności okazały się zagrożone, skutecznie protestowali. W 2003 r. pół miliona ludzi wyszło na ulice, by przeciwstawić się planowanym rozwiązaniom legislacyjnym, które pozbawiałyby ich gwarancji podstawowych wolności obywatelskich.

Jednak nawet wówczas celem było raczej utrzymanie status quo niż jego podważenie. Trzeba było dopiero zmiany pokoleniowej, by społeczeństwo zaczęło wysuwać dalej idące żądania.

Nowa fala protestów, kierowanych już przez młodych aktywistów, nastąpiła w 2014 r. Była odpowiedzią (choć wciąż ograniczoną, gdy idzie o postulaty) na centralizację chińskiej polityki, która nastąpiła w ChRL od momentu objęcia steru rządów przez Xi Jinpinga dwa lata wcześniej. Wówczas to doszło do tzw. rewolucji parasolek: różnokolorowe parasolki służyły demonstrantom do obrony przed gazem łzawiącym, hojnie rozdzielanym przez policję (są one zresztą w powszechnym użyciu także teraz). Protestujący domagali się, by Pekin zgodził się na demokratyzację procesu politycznego.

Komunistyczna Partia Chin, choć wydawała się gotowa szanować odrębność systemu gospodarczego i prawnego Hongkongu, nie była gotowa na eksperyment niekontrolowanych wyborów. Zarówno w odniesieniu do hongkońskiego parlamentu, jak też stanowiska szefa administracji miasta, Pekin chciał mieć gwarancję, że jego kandydat bądź kandydatka zawsze zwyciężą. W efekcie skomplikowany system głosowania do lokalnego parlamentu zapewnia, że w zgromadzeniu ustawodawczym osoby pozytywnie nastawione do ChRL będą zawsze w większości. Z kolei szef administracji jest wybierany przez specjalne zgromadzenie, w którym prochińscy politycy też mają zapewnioną większość.

Wtedy, w 2014 r., protestujący bezskutecznie domagali się wprowadzenia w Hongkongu powszechnych wyborów. Niedawno, po pięciu latach, kilkoro z nich zostało skazanych na kary od kilku do kilkunastu miesięcy więzienia – jeszcze jeden przykład pogarszającego się klimatu.

Zagrożony stan posiadania

Stawka tegorocznych protestów jest jednak jeszcze wyższa niż pięć lat temu.

Pekin coraz częściej ingeruje w życie polityczne i gospodarcze Hongkongu, wyraźnie dążąc do uzyskania nad miastem pełnej kontroli. Najbardziej brutalnym tego przejawem stały się porwania wydawców, którzy – funkcjonując poza systemem cenzury ChRL – mogli oferować alternatywną wobec promowanej przez partię komunistyczną opowieść o dzisiejszych Chinach.

Z drugiej strony widać było radykalizację nastrojów po stronie opozycyjnej. Młodzi działacze coraz częściej mówią, że nie satysfakcjonuje ich już poszukiwanie kompromisu, i że należy zacząć rozmowę o niepodległości Hongkongu – co z kolei stanowi dla Pekinu „czerwoną linię”.

Iskrą, która przyczyniła się do wybuchu obecnych protestów, stał się projekt ustawy umożliwiającej ekstradycję obywateli Hongkongu do ChRL i na Tajwan. Formalnym pretekstem był przypadek osoby, która popełniła morderstwo na Tajwanie, ale aktualnie odbywa karę za przestępstwa finansowe w więzieniu w Hongkongu, po której zakończeniu wyjdzie na wolność.

Władze Hongkongu – na czele z Carrie Lam, szefową administracji od 2017 r. – przyjęły projekt ustawy, która miała umożliwić ekstradycję do Chin kontynentalnych i na Tajwan. Choć nowe prawo wyłączało przestępstwa o charakterze politycznym, dla mieszkańców nie miało to znaczenia. Praktyka władz ChRL przez ostatnie lata pokazała rosnące podporządkowanie sądownictwa, odrzucenie zasady niezawisłości sądów (jako zachodniego wymysłu) i gotowość do zwalczania wrogów politycznych przez stawianie im zarzutów kryminalnych.

Jednak masowy charakter protestów zaskoczył nawet miejscowych opozycjonistów. Na ulice kilkakrotnie już wychodziły milionowe demonstracje. Ani drobne ustępstwa władz, ani brutalność policji nie doprowadziły do wygaszenia protestów. Nawet wycofanie się z prac nad ustawą (na okres roku) i „szczere przeprosiny” ze strony Carrie Lam za poczynania policji nie uspokoiły nastrojów.

Wręcz przeciwnie: 1 lipca podczas półmilionowej demonstracji (w ogromnej większości pokojowej) doszło także do szturmu na siedzibę Rady Legislacyjnej, którą zdewastowano. Ten ostatni akt, choć może zniechęcić część sympatyków, był próbą wysłania komunikatu: nie mamy już żadnych innych możliwości protestu, nie jesteśmy słuchani.

„Antychińskie siły”

Władze w Pekinie, które już wcześniej potępiały protesty, zyskały teraz nowe argumenty – i wezwały do surowego ukarania winnych.

Polityka partii komunistycznej wobec Hongkongu wpisuje się w ogólną linię charakterystyczną dla obecnej dekady i obecnego przywództwa: centralizacji procesu politycznego i niedopuszczania do jakiegokolwiek sprzeciwu. Każdy protest – Hongkong potwierdza tę regułę – jest interpretowany jako „współpraca z antychińskimi siłami” za granicą lub spowodowany inspiracją z zagranicy (w domyśle: z Zachodu).

Rząd w Pekinie protestuje przeciw wszelkim uwagom ze strony społeczności międzynarodowej, uznając Hongkong za swoją wewnętrzną sprawę. Jednak nawet przyjmując życzliwą dla Pekinu interpretację zasady nieingerencji, wątpliwości pozostają w odniesieniu do roli Wielkiej Brytanii. Przekazanie kontroli nad Hongkongiem dokonało się drogą dwustronnego traktatu, a nie w wyniku jednostronnej polityki któregokolwiek z aktorów. Londyn ma moralne prawo, a nawet obowiązek przypominania Pekinowi o dobrowolnie podjętych zobowiązaniach.

Nie należy jednak przy tym zapominać, że ani w 1984 r., ani w 1997 r. nikt nie pytał mieszkańców Hongkongu, czy chcą wrócić do Chin.

Kwestia kontekstu

Co sytuacja wokół Hongkongu mówi nam o dzisiejszych Chinach i ich miejscu w świecie?

Po pierwsze, przez ostatnie 22 lata pozycja gospodarcza Hongkongu uległa zmianie. W 1997 r. jego produkt krajowy brutto stanowił aż 18 proc. PKB Chin Ludowych. Dziś udział ten spadł do poziomu 2 proc. Takie chińskie miasta portowe jak Szanghaj, Shenzhen czy Guangzhou przeganiają dawniej niedoścignionego rywala. Hongkong, którego ponad połowa handlu przypada na ChRL, stał się bardziej zależny od gospodarki swego suwerena.

Chińskie elity rządzące nie czują dziś również potrzeby hamowania się w swych działaniach, jeśli uznają, że racja jest po ich stronie. Coraz częściej dochodzą do wniosku, że jeśli odpowiednio konsekwentnie będą promować własną interpretację prawa międzynarodowego, to innym krajom pozostanie uznać ją za właściwą. Pogarszająca się atmosfera w relacjach z USA dodatkowo sprzyja poczuciu „oblężonej twierdzy” i pogłębia przekonanie, że Zachód jest gotowy sięgnąć po każdy sposób, byle tylko zahamować wzrost Chin.

Można jedynie spekulować, w jakim stopniu zaostrzanie polityki wobec Hongkongu jest reakcją na rozwój sytuacji na Tajwanie i narastające tam antychińskie nastroje. Za rządów poprzedników Xi Jinpinga partia komunistyczna liczyła, że przykład Hongkongu zadziała dobrze na Tajwan. Ówcześni liderzy KPCh gotowi byli iść na dalekie ustępstwa, byle przekonać władze i społeczeństwo Tajwanu do zjednoczenia. Zakończenie podziału, który naznacza chińską historię od 70 lat, byłoby ukoronowaniem kariery dla każdego lidera w Pekinie i zapewniłoby mu trwałe miejsce w historii.

Dziś wydaje się jednak, że chińskie elity tracą przekonanie do koncepcji zjednoczenia „jeden kraj, dwa systemy”. W stosunku do Tajwanu dominują dwie opcje. Pierwsza: przekonać tamtejsze społeczeństwo poprzez „miękką potęgę” ChRL, odwołania do historii, tradycji i interesów ekonomicznych. Druga: zastraszenie i groźba (wiarygodna) użycia siły. Przykład Hongkongu przestaje być wtedy potrzebny.

Sytuacja wokół wtedy Hongkongu pokazuje też pogłębiającą się słabość Zachodu na arenie międzynarodowej. Państwa zachodnie okazują się bezsilne wobec łamania porozumień zawieranych w okresie zachodniej dominacji. Tak jak nie zdołały obronić Ukrainy przed okupacją Krymu i części Donbasu, tak nie zdołają sprzeciwić się chińskiej polityce, gdyby miało dojść do dalszego zaostrzenia polityki wobec Hongkongu.

Jedynym czynnikiem, który może w tej sytuacji pomóc mieszkańcom miasta, są same Chiny – i powrót do debaty wewnątrz rządzącej elity, czy siła to najlepszy sposób na osiągnięcie sukcesu na światowej arenie. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2019