Chiny i Zachód, czyli o wiedzy i władzy

Najstarsze wydawnictwo naukowe świata na kilka dni ugięło się pod presją chińskiej cenzury. Przypadek Cambridge University Press pokazuje, jak drażliwa jest wolność akademicka: w Chinach i w relacjach z Chinami.

05.09.2017

Czyta się kilka minut

24. Międzynarodowe Targi Książki w Pekinie, 26 sierpnia 2017 r. / SHEN BOHAN / XINHUA / AFP / EAST NEWS
24. Międzynarodowe Targi Książki w Pekinie, 26 sierpnia 2017 r. / SHEN BOHAN / XINHUA / AFP / EAST NEWS

Profesor James Millward poświęcił życie zawodowe studiowaniu historii Chin. Napisał kilka książek, wśród nich jedną pod tytułem „Eurazja na rozstaju dróg: historia Sinciangu”. Została pozytywnie oceniona, a recenzję opublikowało czasopismo „The China Quarterly” („Kwartalnik Studiów Chińskich”) – poczytny żurnal naukowy, sztandarowa publikacja prestiżowego Wydawnictwa Uniwersytetu Cambridge.

Niedawno naukowiec dowiedział się jednak, że w Chinach recenzji jego książki nie będzie można przeczytać.

Katalog tematów tabu

Okazuje się, że najstarsze wydawnictwo naukowe świata – działające nieprzerwanie od 1534 r. – ugięło się pod presją chińskiej cenzury i w połowie sierpnia oznajmiło, że usuwa ze swojej chińskiej strony internetowej kilkaset artykułów opublikowanych na łamach „The China Quarterly”. W tym dotyczące tzw. rewolucji kulturalnej, protestów na placu Tiananmen w 1989 r., Tybetu, Hongkongu, Tajwanu czy właśnie Sinciangu – ten wielonarodowy region, położony na zachodnich rubieżach Chin (w sercu kontynentu azjatyckiego), w którym Chińczycy stanowią mniejszość, pod panowaniem Pekinu znalazł się dopiero w XVIII w. i często się przeciwko niemu buntował.

Jest to znany katalog tematów drażliwych dla władz w Pekinie. Tzw. rewolucja kulturalna była faktycznie wojną domową, toczoną przez dekadę wewnątrz partii komunistycznej w latach 60. i 70. XX w. Chociaż jej ofiarą padli także najwyżsi funkcjonariusze Komunistycznej Partii Chin – np. dzisiejszy lider Xi Jinping został zesłany na wieś do pracy fizycznej – władze traktują ją jako temat zamknięty, niegodzien jakiejkolwiek uwagi. Z kolei studenckie protesty na placu Tiananmen, krwawo stłumione przez wojsko 4 czerwca 1989 r., stanowią dziś największe tabu w chińskiej polityce.

Pozostałe tematy do przemilczenia odnoszą się do najsilniejszej obsesji chińskich władz – obaw o możliwość pojawienia się separatyzmu, który podważy jedność Chińskiej Republiki Ludowej. Regiony zamieszkałe przez inne narodowości niż etniczni Chińczycy (Chińczycy Han), a zwłaszcza Tybet i muzułmański w większości Sinciang, padają ofiarą „rządów silnej ręki”. Jakiekolwiek głosy o przestrzeganie minimum praw ich mieszkańców traktowane są w kategoriach zdrady stanu.

Władze chińskie zwróciły się o zablokowanie dostępu do dokładnie 315 artykułów. Nie była to jednak wyszukana operacja propagandowa. Eksperci oceniają, że cenzorzy nie przeczytali większości tekstów, lecz ograniczyli się do funkcji wyszukiwania według słów kluczy.

W każdym razie niemal z dnia na dzień wybrane artykuły zniknęły z chińskiej strony internetowej „The China Quarterly”. Wydawnictwo Cambridge nie zdecydowało się przy tym wycofać z dystrybucji całego czasopisma – co byłoby jednoznacznym sygnałem protestu i niezgody na cenzurę ze strony chińskich władz. W efekcie materiały, które pozostały dostępne, stworzyły obraz wybielonej historii – zgodnej z narracją promowaną przez władze w Pekinie, w której niektóre wydarzenia po prostu nie miały miejsca i nie istnieją też konkretne problemy.

Otwarcie z zastrzeżeniami

Postępowanie wydawnictwa wywołało falę protestów ze strony świata akademickiego. Profesor Millward napisał do niego list otwarty, tłumacząc, że autorzy artykułów nie otrzymują wprawdzie wynagrodzenia za ich publikację, lecz dostają za to gwarancję, że owoce ich pracy będą dostępne dla zainteresowanych.

Millward zwrócił też uwagę na pewien paradoks. W ostatnich latach Chiny poczyniły znaczne wydatki na poczet podniesienia standardów swoich uniwersytetów i otwarcia ich na świat. Chińscy uczeni są zachęcani do udziału w konferencjach międzynarodowych, a profesorzy z zagranicznymi doktoratami są generalnie mile widziani w Chinach. Chińskie biblioteki sprowadzają ze świata publikacje, zaś chińscy naukowcy chętnie piszą dla zagranicznych czasopism – w tym dla kwartalnika „The China Quarterly”. Dzięki globalizacji chińskiej społeczności akademickiej udało się nawiązać produktywny dialog między uczonymi w Chinach i poza ich granicami.

Jednak ten pozytywny trend jest niejako uzupełniony drugim, biegnącym w odwrotnym kierunku. Poprzez blokowanie wybranych publikacji naukowych oraz stosowanie rozmaitych barier w dostępie do światowego internetu władze radykalnie ograniczają dostęp swoich obywateli do świata – w tym do popularnych narzędzi edukacyjno-naukowych, takich jak Wikipedia, Academia.edu, Google Scholar czy choćby YouTube. Partia komunistyczna nie ukrywa zresztą, że społeczność akademicka powinna być ostrożna wobec zachodnich koncepcji i promować wartości rodzime – czytaj: przez nią zaakceptowane.

Nie tylko Cambridge

Fala negatywnych komentarzy i protestów, które pojawiły się zaraz po tym, co uczyniło wydawnictwo, podziałała – i to szybko. Uniwersytet Cambridge, jego właściciel, już po kilku dniach zdecydował, że nie może przychylić się do żądania władz w Pekinie. Dostęp do artykułów na stronie internetowej przywrócono.

Co ciekawe, chińska cenzura skrupulatnie usuwała informacje o perypetiach wydawnictwa z chińskich mediów społecznościowych.

Nie był to też jedyny tego typu przypadek. Okazało się, że także inne czasopismo, „Journal of Asian Studies”, zostało „poproszone” o wycofanie stu artykułów. Niektóre bazy danych przyznały przy okazji, że dostęp, jaki mają u nich chińscy naukowcy i studenci, jest mniejszy w porównaniu z tym oferowanym uczelniom zachodnim. Na fali debaty o cenzurze zachodniej prasy w Chinach magazyn „The Economist” – jeden z ważniejszych anglojęzycznych tygodników opiniotwórczych – przyznał, że z jego wersji drukowanej, która ukazuje się w Kraju Środka, często usuwane są artykuły na temat chińskiej polityki.

Sytuacja wokół Wydawnictwa Cambridge pokazuje, jak niebezpieczne dla zachodniego sektora edukacyjno-naukowego może być uzależnienie od zysków osiąganych przez nie w Chinach. Przykładowo Cambridge zarabia tam miliony dolarów, przede wszystkim na publikacjach językowych. Coraz więcej zachodnich uniwersytetów otwiera w Chinach swoje filie i kampusy, starając się przyciągnąć jak najwięcej chińskich studentów. Zasadne jest pytanie, jak długo będzie w stanie funkcjonować taki mariaż globalnego kapitalizmu oraz relatywnie otwartego gospodarczo, ale politycznie zamkniętego kraju.

Władze chińskie chcą z jednej strony nadążyć za rozwojem nauki w świecie. Z drugiej strony Pekin chce tworzyć kontrolowany przez siebie obraz rzeczywistości – zarówno przeszłości, jak i teraźniejszości. Firmy zachodnie, widzące w Chinach lukratywny rynek, mogą łatwo stać się wspólnikami w dziele tworzenia obrazu świata niczym z powieści George’a Orwella. O ile bowiem wyjście Cambridge University Press z Chin byłoby krokiem jednoznacznym – jest cenzura i my się na nią nie godzimy – o tyle wycofywanie jedynie wybranych artykułów, usuwanie ich z całościowego obrazu świata, tworzy w efekcie obraz ułomny, postprawdziwy. Chińskiemu studentowi, który będzie przeglądać strony internetowe kwartalnika, może wydać się ten obraz pełnym, podczas gdy będzie on fragmentaryczny. Jednak jego odbiorcy w pewnym momencie przestaną zdawać sobie z tego sprawę i zaczną go traktować jako jedynie prawdziwy.

Zależności coraz większe

Od co najmniej kilkunastu lat Pekin próbuje więc budować pozytywny obraz swojego kraju. Otwierane są Instytuty Konfucjusza, w których można uczyć się języka chińskiego, spróbować sił w kaligrafii czy kung-fu. Pekin prezentuje się w roli obrońcy globalizacji i otwartości gospodarczej. Jednocześnie chińskie władze wydają się nie zdawać sobie sprawy, jak łatwo wysiłki te mogą zostać zaprzepaszczone. Partia komunistyczna usiłuje napisać własną wersję historii, zgodnie z którą okres jej rządów to najlepszy czas w dziejach chińskiej cywilizacji, liczącej sobie kilka tysięcy lat. W tej wersji nie ma miejsca dla jakiejkolwiek opozycji, ani z pogranicza Chin, ani z wewnątrz.

Ponieważ integracja Chin ze światem zewnętrznym jest coraz silniejsza, świat staje się coraz bardziej podatny na wydarzenia wewnątrz Chin. Specyfika chińskiego systemu politycznego oraz zmiany na wewnętrznej scenie politycznej – takie jak zaostrzanie kontroli ideologicznej, obserwowane od 2012 r. – przestały ograniczać się jedynie do Chin. Okazuje się, że wpływają na nasze stosunki z Chinami – już nie tylko w zakresie wymiany handlowej, ale również w kwestiach tak drażliwych jak wolność akademicka. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2017