Pani na komendzie

Na początku mojej pracy od pana z kadr usłyszałam, że w policji mądrych kobiet nie potrzeba.

03.08.2015

Czyta się kilka minut

Nadinsp. Irena Doroszkiewicz w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Opolu, 30 lipca 2015 r. / Fot. Grażyna Makara
Nadinsp. Irena Doroszkiewicz w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Opolu, 30 lipca 2015 r. / Fot. Grażyna Makara

ANNA GOC: Chciałabym z Panią porozmawiać o kobietach w policji.

NADINSP. IRENA DOROSZKIEWICZ, pierwsza kobieta, która została generałem policji: Stygmatyzujemy je.

My?

Ci, którzy mówią, że policjantki nie mają tych samych praw, co policjanci.

Mają?

Tak. Płeć, owszem, odgrywa rolę, ale głównie wtedy, kiedy trzeba użyć siły fizycznej. W innych sytuacjach nie. Proszę sobie zestawić policjantkę i policjanta, którzy prowadzą dochodzenie. Czym oni się różnią?

To skąd, Pani zdaniem, tyle głosów, że kobiety w policji są traktowane gorzej od swoich kolegów?

Przez długi czas w policji (i wcześniej w milicji) kobiet nie było. A kiedy były, to siedziały za biurkiem. Sama się o tym przekonałam, kiedy skierowano mnie na początku do pracy w sekretariacie. Zaczynałam tuż po przełomie ‘89 r., policja miała wtedy cztery miesiące. Pierwszego dnia w pracy od pana z kadr usłyszałam: „Nam mądrych kobiet nie potrzeba”.

Co mu Pani odpowiedziała?

Chyba nic.

Zabolało?

Dziś trudno powiedzieć. Wtedy byłam świeżo po studiach. Zależało mi na tej pracy.

Czyli twardy pancerz.

Nabrałam dystansu. Pomyślałam: a niech sobie gada, wiem swoje.

Wspomniała Pani podczas jednego z wystąpień, że już jako dziecko chciała Pani być policjantką.

To było marzenie mojego życia. Myślałam wtedy jeszcze o tym, żeby zostać kierowcą rajdowym, ale praca w policji była dla mnie najważniejsza i ten wybór zwyciężył.

Nie była Pani wściekła, kiedy zaproponowano Pani pracę za biurkiem?

Nie pamiętam, jaka była moja pierwsza reakcja. Ogólnie byłam szczęśliwa, że zaproponowano mi pracę w policji.

Ale przecież nie o taką pracę Pani chodziło.

Zależało mi na tym, żeby być policjantem. Dlatego zgodziłam się na warunki, które mi przedstawiono. Pomyślałam, że to może kwestia czasu. Jestem taką osobą, że gdziekolwiek zaczynam pracować, wszystko robię na 150 proc. Więc kiedy skierowano mnie do sekretariatu, chociaż bardzo chciałam pracować w izbie dziecka albo w dochodzeniówce, pracowałam, jak mogłam najlepiej.

A mężczyźni-policjanci w tym czasie robili to, o czym Pani marzyła.

W pewnym sensie tak. Choć już wtedy były w komisariacie panie. Jedna z nich, łamiąca wszelkie stereotypy o kobietach w policji, pracowała od siedmiu lat w dochodzeniówce.

Na patrole też jeździły?

Nie, to jeszcze nie ten czas. Wtedy, razem ze mną, przyjmowano 30 policjantów i jeszcze jedną panią. Dziś proporcje się zmieniły.

Ostatnie nominacje generalskie: pięciu panów i Pani.

To zawsze więcej niż dwie na 30.

90 lat temu, kiedy policja powstawała, mogły do niej wstępować owdowiałe, bezdzietne kobiety albo panny, które musiały zaprzysiąc, że przez najbliższe 10 lat nie wyjdą za mąż.

Rozumiem warunki, które wtedy stawiano kobietom. Nie ukrywajmy: dom i rodzina absorbują. Dziś, przy wsparciu najbliższych, kobiety mogą pracować w policji bez takich wyrzeczeń. I godzić te dwa światy. Zresztą jestem dobrym przykładem, że to się udaje.

Infografika - policjantki w Polsce

Podobno rządzi Pani również w domu.

To prawda.

Mąż przejął więcej obowiązków?

W moim przypadku niezupełnie... (Po chwili) Po kilku latach pełnienia służby nasze drogi się rozeszły. Od tego momentu dla moich dzieci byłam w domu i mamą, i tatą.

Jak sobie Pani radziła?

Mam w pobliżu bardzo dobrą „instytucję pomocową” – babcię. Bez niej byłoby ciężko. Mój młodszy syn nawet do przedszkola nie chodził, bo wolał babcię. Bywało też tak, że musiałam pracować do późnych godzin wieczornych. Przyjeżdżałam wtedy do domu, chłopcy zabierali zabawki i wracaliśmy do komendy miejskiej. Korytarze i wszystkie zakamarki budynku synowie znali lepiej ode mnie. W podobnej sytuacji były też dzieci kilku innych rodziców. Moi chłopcy najczęściej zabierali ze sobą samochodziki, a kiedy nimi się znudzili, robili papierowe samoloty. Lubili też bawić się w berka albo w chowanego.

Przełożeni zgadzali się na to?

Tak, bez problemu. Innego rozwiązania zresztą nie było. Wybór był taki: praca albo dom. Możliwość zabrania na kilka godzin dzieci do komendy traktowaliśmy jako rozwiązanie pośrednie. Dzięki temu chociaż przez chwilę moi chłopcy byli ze mną.

Ale dziś już się tak raczej nie dzieje.

Są lepsze rozwiązania?

Żłobków i przedszkoli przy komendach nie ma. Pojawiają się za to różne inicjatywy, nie wiem jednak, na ile są realizowane. Kiedyś miałam pomysł, by w takich dniach, kiedy wiadomo, że będziemy pracować do późnych godzin, np. podczas akcji „Znicz”, na komendę przychodzili studenci uczelni pedagogicznych i w ramach praktyk zajmowali się dziećmi. To rozwiązanie na pewno pomogłoby małżeństwom, które razem pracują w policji, a takich jest sporo.

Udało się zrealizować ten pomysł?

Nie, dlatego że zrodził się, kiedy pracowałam jeszcze w Białymstoku, tuż przed przejściem do Opola. I z tego, co wiem, nie był kontynuowany przez mojego następcę.

Mężczyznę?

Tak, ale to w tym przypadku nie ma znaczenia. Mój następca miał swoje pomysły, które zapewne zrealizował.

Podczas ubiegłotygodniowej konferencji „90 lat kobiet w Policji”, która odbyła się w Sejmie, prof. Małgorzata Fuszara, pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania, mówiła, że w równości nie chodzi o to, by przedstawiciele płci, która do tej pory była w mniejszości, dostosowywali się do nowego środowiska, tylko by ono się zmieniało. W policji to się udaje?

Tak, choć powoli. Potrzeba lat, by zmienić myślenie ludzi, którzy do tej pory pełnili tę służbę. Ci, których przyjmujemy dziś, zupełnie inaczej patrzą na świat.

Widoczne są różnice pokoleniowe w traktowaniu kobiet w policji?

Dziś pracuje już niewiele osób, które były przyjmowane za czasów milicji, stąd te różnice nie są tak widoczne. Policjantka w służbie nie jest problemem ani zaskoczeniem.

A obiektem żartu?

Tak jak każda osoba, która daje powód, by z niej żartować. Ale żart nie powinien robić nikomu krzywdy.

Trzy lata temu, na antenie Radia Opole, ówczesny szef NSZZ opolskich policjantów, Ignacy Krasicki, mówił, że do policji powinno się przyjmować mniej kobiet, bo „są wiatropylne, zachodzą w ciążę i jest już po służbie”.

Szczęśliwie dla mnie, a dla niego jeszcze bardziej, nie poznaliśmy się. On wyrządził szkodę nie tylko kobietom – zaszkodził wizerunkowi całej instytucji.

Problem wraca przy każdym potknięciu policjantek. Dwa lata temu w internecie krążył film pokazujący policjantkę i policjanta, którzy próbowali obezwładnić zatrzymanego mężczyznę. Szamotanina trwa kilka minut. Funkcjonariusze sięgają po gaz łzawiący, którym sami sobie szkodzą. Adresatką większości negatywnych komentarzy była kobieta.

Pan, którego próbowali obezwładnić, był wyjątkowo dużej postury, a do tego zachowywał się agresywnie. Dwóch mężczyzn też mogłoby sobie z nim nie poradzić. Nie rozumiem, dlaczego krytykowano głównie policjantkę.

Nagonka spotkała ją nie tylko w internecie. Głosy, że kobiet w policji jest za dużo, i że są nieudolne, pojawiły się także w samym środowisku policyjnym.

Trudno mi tłumaczyć autorów tych słów. Fakt, że zwykle mamy mniej siły, nie ulega wątpliwości. Choć znam i takie panie, które radzą sobie lepiej od panów, czasami nawet dwóch razem wziętych. Jeśli chodzi o inne predyspozycje, takie jak wytrzymałość psychiczna czy fizyczna, ale ta długodystansowa, jesteśmy często lepsze.

W ubiegłym roku dyskutowany był problem z testami sprawności fizycznej – identycznymi dla obu płci, które trzeba przejść, by dostać się do policji. Kobiety alarmowały, że poprzez zrównanie poziomu są dyskryminowane.

Niesłusznie. Proszę sobie wyobrazić, i nie mówię tego z przekąsem, tylko mając na uwadze kwestie bezpieczeństwa, że patrol mieszany, czyli policjantka i policjant, widzi przestępstwo i jego sprawcę, który zaczyna uciekać. Rozpoczyna się pościg. Sprawca przeskakuje przez wysoki mur. Czy ten mur dla policjantki się obniży? Ona musi być tak samo sprawna. Dlatego zrównano poprzeczkę i trudno tu mówić o jakiejkolwiek dyskryminacji. Nie chodzi też o to, żeby kobiet było mniej. Poza tym – one sobie radzą. Ostatnio przyjmowałam ślubowanie policjantów w Opolu. Były dwie panie i ośmiu panów, wszyscy poradzili sobie z testem sprawności fizycznej.

W 2014 r. NIK przeprowadziła kontrolę systemu naboru do policji i służb specjalnych. Nie dopatrzyła się dyskryminacji przy rekrutacji ze względu na wymogi służby i bezpieczeństwa funkcjonariuszy, poparła też zasadę jednakowych testów dla obu płci. Zwróciła jednak uwagę, że zasada równych wymagań wobec kobiet i mężczyzn jest łamana tuż po przyjęciu do służby. Chodzi o to, że wymagania wobec czynnych policjantek i policjantów zależą m.in. właśnie od płci.

Nie wiem, o jakie wymagania może chodzić. Policjantki realizują wszystkie stawiane przed funkcjonariuszami zadania, od szczebli podstawowych do kierowniczych. U mnie wygląda to tak: naczelnikiem wydziału kontroli (urzędu kluczowego, bo odpowiedzialnego za kontrolę wszystkich komórek i jednostek województwa) jest pani. Naczelnikiem wydziału kadr – pani. Zastępcą naczelnika wydziału kryminalnego – pani. Naczelnikiem wydziału prewencji – pani. Moim rzecznikiem też jest pani. Za całość odpowiadam ja. Jak widać na tych przykładach, kobiety dzięki swojej dobrej pracy awansują w różnych służbach: czy to kryminalnej, prewencyjnej, czy też wspomagającej. A miernikiem ich osiągnięć jest jakość pracy, a nie płeć.

Obejmowała Pani stanowisko w 2013 r., tuż po tzw. seksaferze. Ówczesna naczelnik wydziału komunikacji, po ujawnieniu nagrań, z których wynikało, że ma romans z komendantem opolskiej policji, wpływający na ich relację zawodową, twierdziła, że tylko ona została ukarana. Komendant przeszedł na emeryturę, z comiesięcznymi świadczeniami w wysokości 10 tys. zł i odprawą 80 tys. zł, a ona została zawieszona i otrzymywała połowę pensji. Miała rację?

Nie, obydwoje zostali potraktowani tak samo. Komendant złożył raport o odejściu. Pani naczelnik też mogła to zrobić – wtedy oboje odeszliby ze służby. Nie zdecydowała się, więc potraktowano ją zgodnie z przepisami. Gdyby pan komendant nie złożył raportu o odejściu, również zostałby zawieszony w czynnościach i dostawałby połowę pensji. Po ujawnieniu tego nagrania mieliśmy sporo pracy z naprawieniem wizerunku policji.

Rozmowy były jednoznaczne, wulgarne. Pani naczelnik tłumaczyła, że to, w jaki sposób rozmawiali, zawsze zależało od jej szefa. Że to on narzucał „styl komunikacyjny” – jak go nazwała.

Postawiła przez to policję w koszmarnym świetle. W zasadzie wszyscy pracownicy komendy padli ofiarą tej afery.

Na czym to polegało?

Byliśmy stygmatyzowani. Gdziekolwiek się pojawiali nasi policjanci i padało pytanie, skąd są, od razu słyszeli: „a, to tam u was takie rzeczy się dzieją...”. Ci, którzy w policji pracują, wiedzą, że takie zachowania jak te, które ujawniło nagranie, nie są normą – że są niedopuszczalne.

Co Pani zrobiła z tym, co po tamtych zdarzeniach zostało?

Odcięłam się od tego.

Wystarczyło?

Tak.

Czyli problemu dyskryminacji kobiet w policji nie ma?

Moim zdaniem nie ma. Niektórzy trochę szukają go na siłę.

Pani nigdy nie została potraktowana gorzej tylko dlatego, że jest Pani kobietą?

Nigdy.

Dorota Cyma-Końska i Kamila Zimoń ze stowarzyszenia „Polska Sieć Policjantek”, zapytane na początku roku na antenie Radia TOK FM, po co powstało stowarzyszenie, odpowiedziały, że chcą się „zjednoczyć, wzmocnić (...), aby podnieść status kobiet w policji. Żeby się wspierać i pomagać sobie nawzajem”. One twierdzą, że problem jest.

Nie wiem, czym są napędzane ich wypowiedzi. Być może po tym, co powiem, te panie się na mnie obrażą. Ale, niestety, o tym, że źle się dzieje w policji, mówią nieliczne panie, które sporo osiągnęły. Gdyby zapytać tych, które pracują jako szeregowe policjantki – a jest ich większość – obraz nie byłby taki zły. Kiedyś do jednej z policjantek podszedł dziennikarz robiący materiał o dyskryminacji kobiet w policji i też zadał jej takie pytanie. Odpowiedź była krótka: „Nie, przecież razem pracujemy, razem cieszymy się z sukcesów, razem przeżywamy problemy… czy to jest dyskryminacja?”.

Może boją się o tym mówić? Przeglądałam blogi i fora, na których wypowiadają się szeregowe policjantki. One też piszą, że w policji nie są traktowane na równi z mężczyznami.

Policję mamy taką, jakie społeczeństwo. Zawsze znajdą się osoby, które uznają – nieraz zresztą słusznie – że są dyskryminowane. Problem w policji nie dotyczy tylko kobiet. Są i mężczyźni, którzy uważają, że są gorzej traktowani. Być może ich głosów jest nawet więcej.

Pani się z takimi spotkała?

Docierały do mnie. Ale słyszałam też wypowiedzi kobiet dyskryminujące mężczyzn.

Czego dotyczyły?

O wszystkim, co wydarzyło się złego, i co też mnie bezpośrednio dotyczy, staram się szybko zapominać. Moje życie nie jest usłane różami. Wolę pamiętać o chwilach dobrych. A z policji najprzyjemniejszym wspomnieniem było nadanie stopnia posterunkowego i, później, stopnia podkomisarza. Wtedy jeszcze święto policji obchodzono nie w lipcu, lecz 11 listopada. Kiedy dostałam pierwszą belkę, byłam taka dumna, że już nie mam czystych pagonów.

A teraz, specjalnie dla Pani, szyją spódnicę z lampasami.

Nie, proszę pani, to nie jest dla mnie. To dla wszystkich kobiet, które w przyszłości będą generałami. ©℗

NADINSP. IRENA DOROSZKIEWICZ jest komendantem wojewódzkim policji w Opolu, jako pierwsza kobieta w historii polskiej policji osiągnęła stopień generalski. Akt mianowania na nadinspektora policji odebrała z rąk Prezydenta RP 23 lipca 2015 r. W policji pracuje od 25 lat. Jest absolwentką pedagogiki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2015