Pani minister tańczy

Zmęczony, bez pomysłów, ostatnio ciągle w defensywie. To Donald Tusk. Pełna werwy i nowych idei, zawsze w natarciu. To jego najlepszy minister.

13.05.2013

Czyta się kilka minut

Minister Elżbieta Bieńkowska z Pawłem Reszką. Warszawa, 10 maja 2013 r.  / Fot. Adam Kozak / dla „TP"
Minister Elżbieta Bieńkowska z Pawłem Reszką. Warszawa, 10 maja 2013 r. / Fot. Adam Kozak / dla „TP"

Ufa jej i ją lubi. Tyle że już raz odmówiła, gdy chciał ją zrobić wicepremierem. Być może znów dostanie taką propozycję, podczas „wielkiej rekonstrukcji” rządu, by ratować wizerunek gabinetu.

Co wtedy?

– Nie widzę się w roli wicepremiera. Nie jestem politykiem.

– Brzydzi Panią polityka?

– Po prostu mnie nudzi – mówi z uśmiechem pani minister rozwoju regionalnego.


1.

Były minister rządu Tuska: – Jak w dwóch słowach określić Bieńkowską? Ciekawe pytanie... Dziewczyna z podwórka.

– To znaczy?

– Klnie. Mówi kiedyś o innym ministrze: „Powiedz mu, żeby nie pierd...”. Zabawne. Ale jak się z nią na coś umówić, to dotrzymuje słowa. Jak na podwórku, nie ma przebacz.


2.

Gabinet Elżbiety Bieńkowskiej. Ona elegancko ubrana, dobrze ostrzyżona, pewna siebie:

– Klnie Pani?

– No, jak szewc, niestety! To wstydliwe jak cholera.

– Serio?

– Serio, nie ma przekleństwa, którego nie znam.

Fotoreporter robi zdjęcia.

Bieńkowska: – Nie znoszę tego.

– Ale nie ma wyjścia.

– Wiem, wiem, zresztą pieprzyć to.


3.

Jak weszła do rządu? Donald Tusk, gdy został w 2007 r. premierem, szukał kogoś na fotel ministra rozwoju regionalnego, odpowiedzialnego za unijne pieniądze.

Jego najbardziej zaufany wówczas współpracownik, Grzegorz Schetyna, rozpuszczał wici. Śląski baron PO Tomasz Tomczykiewicz powiedział, że ma kogoś odpowiedniego. Bieńkowska przyjechała na rozmowę i została przyjęta do ekipy.

– Podczas kolacji dla ministrów z okazji zaprzysiężenia okazało się, że nie znam praktycznie nikogo – opowiada.

Donald Tusk podobno miał wobec niej sporo rezerwy.

– Prawda? – pytam.

– Nie znał mnie po prostu, byłam człowiekiem spoza polityki.

Współpracownik Tuska: – Pytam: „Donald, o co ci chodzi? Ona przecież jest w porządku”. Tusk na to: „No tak, ale ona nic ode mnie nie chce”.

Bieńkowska: – Nigdy nic nie chciałam od premiera. Myślę, że teraz, kiedy się poznaliśmy, pojawiło się zaufanie. Premier chyba mnie lubi, zresztą z wzajemnością. Czasem mówi, że się zgodzi na coś, jeśli go do tego przekonam. I to jest poważna odpowiedzialność.

Polityk PO: – Mechanizm jest banalnie prosty. PDT jest podejrzliwy, zawsze przygotowuje się do posiedzeń rządu, sprawdza ministrów. Wścieka się, gdy ktoś nie potrafi odpowiedzieć na jakieś pytanie. Oddaje komuś ministerstwo i żąda, żeby wszystko było OK. Bieńkowska zapewnia mu poczucie bezpieczeństwa. Resort działa, nie sprawia kłopotów. W głowie ma zakładkę: „Bieńkowska? Aha, to ogarnięte, syfu nie będzie”.

Były minister Tuska żartem: – W poprzedniej kadencji podczas posiedzeń rządu trzy panie minister: Ewa Kopacz, Barbara Kudrycka i Jolanta Fedak, zaczynały nerwowo się kręcić. Gdy sprawy referował inny szef resortu, nagle jak na komendę brały torebki i wstawały, że niby udają się do toalety. Było jasne, że idą na papierosa. Tusk, jak miał dobry humor, patrzył na to przez palce. Kiedy był wściekły, reagował: „Co, nie interesuje was to? Idziecie sobie?”. A Bieńkowska jest niepaląca!

– Zagiął Panią kiedyś premier na rządzie? – pytam Elżbietę Bieńkowską.

– Bywało. Zadaje proste pytania, czasem okazuje się, że właśnie takie są najtrudniejsze.

– Pamięta Pani?

– Na samym początku mojej rządowej kariery zadał proste pytanie w sprawie przedsiębiorców w stylu: „Dlaczego coś tam?”. Nie znałam odpowiedzi.

– I co?

– Powiedziałam: „Nie wiem”. Mogłam próbować mówić tak, żeby nikt nie zrozumiał, ale pewnie byłoby jeszcze gorzej.

– Ochrzan?

– To był ogólny ochrzan dla wszystkich w sprawie wydawania środków z UE, wtedy jeszcze wszystko ruszało powoli. Ale generalnie w mojej działce trudno mnie zagiąć.


4.

Bieńkowska zaczynała „robić” w unijnych funduszach blisko 20 lat temu. W śląskim urzędzie marszałkowskim była zwykłą urzędniczką.

– Jak się ma „na dzień dobry” zawód dyrektora albo ministra, to jest źle. Ja pisałam wnioski o pieniądze z Unii i nosiłam je na „halę maszyn” do przepisywania na komputerze.

Dopiero z czasem została dyrektorką wydziału odpowiedzialnego za pozyskiwanie funduszy europejskich. Znała więc pracę od podszewki.

Według tego klucza dobierała sobie współpracowników. Najczęściej tych, których znała z pracy w tej samej działce w samorządach. Jej były zastępca, dziś poseł PO Waldemar Sługocki był np. dyrektorem departamentu rozwoju regionalnego w urzędzie marszałkowskim w województwie lubuskim. Wspomina byłą szefową w superlatywach. Mówi, że dawała zastępcom wolną rękę, wymagając efektów.

Podobno gdy efekty są niewystarczające, Bieńkowska robi się niemiła.

Bieńkowska: – To się nazywa „delegowanie pracy”. Mam bardzo dobry zespół, jestem ich pewna. Powierzam im zadania i oni je realizują. Co nie znaczy, że w ministerstwie może się dziać coś, o czym nie wiem.


5.

Bieńkowska na początku postawiła warunek, że nikt nie będzie się wtrącał do jej polityki kadrowej.

Do pierwszego składu resortu zaprosiła Krzysztofa Hetmana, którego znała, bo był dyrektorem departamentu rozwoju regionalnego w urzędzie marszałkowskim województwa lubelskiego. – Zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że on jest z PSL – opowiada.

Wszyscy dali jej spokój, bo resort, choć przetaczała się przezeń gruba kasa, działał bez problemów.

Wicepremier Janusz Piechociński: – O minister Bieńkowskiej wypowiadam się wyłącznie dobrze.

Do PO się nie zapisała, ale w ostatnich wyborach z sukcesem (blisko 50 tys. głosów) ubiegała się o mandat senatora. Entuzjastycznie zareagowała na drugie z kolei zwycięstwo Platformy.

– Wie pan, dlaczego?

– Słucham.

– Jestem osobą dość emocjonalną. Obawiałam się, że po politycznej zmianie nie będę potrafiła się odnaleźć. A ja chcę działać, chcę pracować. Może to było głupie, ale wtedy tak właśnie myślałam.


6.

Polityk PO: – O jej pozycji w nowym rządzie świadczy prosty fakt. Bieńkowska była kandydatem niekwestionowanym. Była jednym z pierwszych nazwisk, które klepnął PDT.

Minister rządu Tuska: – Nie ma co ukrywać, że jest wpływową osobą w rządzie. Teraz premier radzi się jej w wielu sprawach, także wykraczających poza kompetencje jej resortu. Ostatnio np. prosił o komentarz w sprawie kar dla resortu rolnictwa, a to nie jej brocha.

Komisja Europejska domaga się zwrotu prawie 80 mln euro na wspieranie małych gospodarstw, ze względu na, jak twierdzi, złą kontrolę ich wydatkowania.

– Myśli Pani, że minister rolnictwa wygra przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości i odwojuje pieniądze?

– Potrwa to kosmicznie długo, pewnie ze dwa lata, ale myślę, że tak. Wiedzę mam jednak niepełną, bo to „nie mój” kawałek budżetu.

– Dużo dostajemy takich kar czy wstrzymań środków?

– Nie dajmy sobie zrobić wody z mózgu. Jeśli chodzi o obowiązujący budżet, to w całej Unii dwieście razy wstrzymano środki, w tym na polskie programy dwa razy, a my przecież bierzemy najwięcej pieniędzy. W żadnym z programów odsetek błędów nie przekracza 2 proc. wydatkowanych pieniędzy – to poziom absolutnie bezpieczny. Trzeba się cieszyć z tego, jak skutecznie je wydajemy, i nie histeryzować.


7.

Kiedy Komisja Europejska zamroziła fundusze na budowę dróg (3,5 mld zł, z powodu podejrzeń o zmowy cenowe przy przetargach), Bieńkowska wraz z ministrem transportu Sławomirem Nowakiem pojechała na rozmowy do Brukseli.

Bieńkowska: – Zawsze biorę na klatę takie sytuacje. W Polsce obowiązuje system, który się sprawdza: jedno ministerstwo nadzoruje wszystkie pieniądze z UE. Skoro więc sukcesy są „moje”, to i problemy są „moje”.

Telewizja pokazywała zdjęcia: ona, Nowak i komisarz ds. polityki regionalnej Johannes Hahn. Nowak patrzy gdzieś w sufit, a Bieńkowska z góry na dół opiernicza Hahna.

– Tak to wyglądało? Znam Hahna od dawna, nawet się lubimy. Myślę, że po prostu przedstawiałam mu argumenty. Czasem mam taki ekspresyjny sposób mówienia i chcę, żeby mnie zrozumiano. Wtedy byłam przekonana, że urzędnicy UE nas skrzywdzili. Cała sprawa nie wymagała od nich aż takiej reakcji! Chciałam więc dobitnie pokazać, że jestem wściekła.

Polityk PO: – Ekspresyjny sposób mówienia? Zachowała się jak matka, której dziecko niesprawiedliwie zamiast piątki dostało z klasówki trójkę!

W każdym razie sprawę udało się załatwić pozytywnie: po dwóch miesiącach pieniądze odmrożono.

– Dobrze się Pani czuje w Brukseli?

– Komisja Europejska to takie wielkie ministerstwo. Czuję się tam niezbyt dobrze, ale normalnie, a już na pewno bez kompleksów. Przez lata pracy poznałam większość ścieżek, a wielu urzędników znam z czasów, kiedy byłam dyrektorem departamentu na Śląsku. Ja awansowałam, oni też.

– I co Pani o nich myśli?

– Mają ogromne pieniądze, bez porównania z żadną administracją krajową. Nie odpowiadają praktycznie przed nikim. Lekką drgawkę mają tylko wtedy, gdy o wyjaśnienia prosi ich Parlament Europejski.

– Paskudna biurokracja?

– Oczywiście nie generalizuję, bo jest tam wielu fachowców. Ale w sumie to mam nie najlepsze zdanie o biurokracji brukselskiej. Puchnie, zaczyna być sama dla siebie, nie czuje nad sobą bata opinii publicznej.

– Urzędnicy z nowych krajów UE nie są inni?

– Właśnie urzędnicy z nowych krajów Unii często wykazują gorliwość neofitów. Zamiast podkreślać, że nowe kraje mają swoją specyfikę, zachowują się tak, jakby chcieli pokazać: „Jesteśmy prawdziwymi Europejczykami”.


8.

Być może określenie „dziewczyna z podwórka” pasuje do Bieńkowskiej. Niedawno przed Radą Ministrów „emocjonalnie” rozmawiała z wicepremierem, ministrem finansów Jackiem Rostowskim. Rostowski w końcu zawołał na pomoc swoją zastępczynię: „Proszę do mnie, bo tu się minister Bieńkowska awanturuje!”.

Bieńkowska: – Ale ja się nie awanturowałam, tylko tłumaczyłam, że się mylą.


9.

Źródła bliskie rządowi mówią, że to Bieńkowska miała być wicepremierem, nie Rostowski. Rostowski dowiedział się wieczorem dzień przed ogłoszeniem decyzji. Dlaczego? Bo Bieńkowska odmówiła premierowi.

Polityk PO: – Jej resort rozdziela fundusze, jest w pewnym sensie ponad innymi ministerstwami. Jej nominacja była więc logiczna.

– Odmówiła Pani premierowi, gdy proponował posadę swojego zastępcy? – pytam.

– Tę sprawę pomijamy milczeniem. Uważam, że minister finansów to dobry wybór – odpowiada.

– No tak, ale przyjdzie kolejna rekonstrukcja, tym razem duża. Jeśli znów dostanie Pani propozycję, by poprawić wizerunek rządu...?

– A jest pan pewny, że po rekonstrukcji zostanę w ministerstwie?

– Bez żartów! Odmówi Pani premierowi?

– Wie pan, wicepremier to nie jest funkcja dla mnie. Ma poprawiać wizerunek rządu? Ale ja nie lubię lansować, nie lubię mówić na tematy ogólnopolityczne.

Wygląda na to, że Tusk po raz drugi dostanie kosza, i to w chwili, gdy Bieńkowska może być mu bardzo potrzebna.

Polityk PiS: – Bez wątpienia pomogłaby Tuskowi. Jest dobrym urzędnikiem, fachowcem. Tyle że jak ognia unika bieżącej polityki. Sprytnie miga się od wchodzenia w konflikty, zabierania głosu w kontrowersyjnych sprawach, które leżą poza jej kompetencjami.


10.

Gdy Polska uzyskała podczas negocjacji budżetu unijnego na lata 2014–2020 r. dobrą sumę blisko 73 mld euro, cały rząd tryumfował.

Donald Tusk zagalopował się nawet i obiecał, że wsiądzie do Tuskobusu i objedzie Polskę, żeby rozmawiać z obywatelami na temat tego, na co wydawać ostatnie tak wielkie środki.Miała to być ofensywa na miarę tej przed wyborami w 2011 r., kiedy ruszył w Polskę i wygrał wybory dla PO.

Jednak podobno Bieńkowska zareagowała zdziwieniem. Bo przecież wiadomo, na co mają być środki. Pod koniec zeszłego roku osobiście wzięła udział w 16 konferencjach z samorządowcami, przedsiębiorcami i urzędnikami we wszystkich województwach. Wszystko dokładnie przedyskutowano. Co chce Tusk dzielić?

Pytam minister Bieńkowską, czy to dobry pomysł, by premier jeździł i rozmawiał o funduszach unijnych.

– Myślę, że dobry – odpowiada. – W końcu to ostatni tak wielki budżet. Dobrze o tym porozmawiać.

– Ale przecież Pani już objechała wszystkie województwa?

– To było robione z urzędami marszałkowskimi. Ja rozmawiałam z inną publicznością, z partnerami, z którymi rozmawiam od lat. Premier ma spotykać się w małych ośrodkach, z lokalnymi samorządowcami, a także ze zwykłymi obywatelami – mówi pani minister.

Problem w tym, że szef rządu na razie nie znajduje dość sił i zapału, by wsiąść do Tuskobusu.


11.

Na stole w ministerstwie ma owoce i słodycze. Bieńkowska wygląda na wyluzowaną, ale tak naprawdę ani na chwilę nie traci czujności:

– Co pan tak patrzy po tych ścianach?

– Tak sobie.

– Już wyjaśniam: ten stateczek na zdjęciu należy do Straży Granicznej. Jestem jego matką chrzestną. Tam nagroda Kisiela. Te dwa rysunki zrobiła kilka lat temu młodsza córka, a to jest wilk, bo lubię wilki oraz świnie.

– Aha, ale dlaczego wilki oraz świnie?

– Boże, muszę o tym mówić? Bo są mądre, lojalne i monogamiczne.

Bieńkowska przyznaje się do hyzia na punkcie zwierząt.

– Nie wyobrażam sobie życia bez nich. Zdarza się, że w niedzielę wszyscy zalegamy w łóżku. Zwierzaki i my.

Bieńkowska ma troje dzieci. Dwoje dorosłych studiujących (25-letnią córkę i 24-letniego syna) oraz dwunastolatkę, która mieszka z ojcem w Mysłowicach. Pani minister, zamężna od 25 lat, jeździ do domu na weekendy – wtedy gotuje i matkuje.

Przez całe życie radziła sobie z rolą matki i robiącej karierę urzędniczki: – Zawsze byłam dobrze zorganizowaną osobą.

Jednak kiedy pierwszy raz zdawała do Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, odrzucono ją podczas ostatniej rozmowy. Odpadła na pytaniu, jak sobie poradzi, skoro ma niepełnoletnie dzieci.

Mimo tego doświadczenia nie popiera parytetów: – Jestem zdecydowanie przeciwko, nie chciałabym nic zawdzięczać parytetowi. Kariera to nie kwestia płci, ale kompetencji. Tyle samo idiotów jest wśród mężczyzn, co wśród kobiet.


12.

Bieńkowska jest orientalistką, specjalistką od Iranu i mówi w farsi.

– Nie będę ukrywać, że prawie straciłam ten język, i to bardzo źle.

Były minister: – Proszę ją spytać, czy tańczy!

– Tańczy Pani?

– Szaleję na koncertach rockowych.

Jest miłośniczką Bałkanów, bo tam jest ciepło, muzyka fajna, ludzie fajni, no i dość blisko.

– Ma Pani stylistę?

– Ale pan zadaje pytania!

– Koleżanki prosiły.

– Nie mam, ubieram się sama.

Bieńkowska nie lubi, jak ją rozpoznają na ulicy.

Bieńkowska nie lubi pytań o prywatność.

– Tabloidy pisały, że ma Pani tatuaż.

– To źle, mój tatuaż wpływa na coś?

– A ja wiem? Tylko dziwne, jak cała Polska interesuje się Pani tatuażem.

– Dziwne. Zdradzę panu, że mam dwa! Jeden to słońce!

– No to mam newsa.

– Chyba tak.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2013