Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Uroczystość zorganizowano z wojskowymi honorami: były przemówienia i goście z wszystkich części dawnego, wielonarodowego państwa. Jovankę Broz pochowano w „Domu kwiatów”: pawilonie z białego marmuru w Dedinje, willowej dzielnicy Belgradu; tam, gdzie od 1980 r. leży ciało jej męża.
UŚMIECHY I AMBICJE
Choć przez ćwierć wieku u boku Tity otaczały ją blichtr i sława, ostatnie 30 lat życia spędziła samotnie. Kiedyś, gdy w ramach oficjalnych delegacji odwiedzała zagraniczne stolice, mówiono o niej: „Jugouśmiech”.
Dopiero gdy latem tego roku trafiła do szpitala, wyszło na jaw, że w niepodległej Serbii żyła w biedzie – zaledwie przed czterema laty oddano jej, zabrane w latach 80., paszport i dowód osobisty.
Po śmierci Tity w 1980 r. władze Jugosławii skonfiskowały bowiem majątek Jovanki Broz i umieściły ją w areszcie domowym; ledwo pozwolono jej na przyjście na pogrzeb męża. Obawiano się jej politycznych ambicji – te były aż nadto widoczne.
Wcześniej jej wpływ na Titę był z biegiem lat tak duży, że w 1971 r. mogła go zaszantażować: nie będzie mu towarzyszyć w podróży do USA, jeśli nie odwoła natychmiast jugosłowiańskiego ambasadora w Waszyngtonie. „Ambasador ma być odwołany, bo Jovanka nie pojedzie, jeśli on tam będzie urzędował. Ty też pewnie czasem nie możesz sobie poradzić z żoną” – tłumaczył wtedy Tito szefowi swojej dyplomacji.
Tymczasem podobnie jak przed laty Tito ze swoją żoną, dziś z pamięcią o byłej Jugosławii nie mogą sobie poradzić rządy państw powstałych na jej gruzach.
WSPOMNIENIA I GRANICE
Pamięć o tym socjalistycznym kraju przekracza dziś bowiem granice niepodległych państw. To pamięć o kraju, w którym wprawdzie istniały cenzura i bezpieka, a oficjalne hasło „braterstwa i jedności”, łączące siedem głównych narodów Jugosławii, okazało się fałszywe, ale w którym obywatele bez większych przeszkód otrzymywali paszporty i podróżowali na Zachód.
Przykładowo Chorwacja: przez pierwsze lata niepodległości czyniła wszystko, by odciąć się od wspólnej z Serbią przeszłości. W kraju działał nawet komitet językowy, który dbał o czystość (czytaj: inność) chorwackiego. Określenie „jugonostalgik” było niemal obelgą. Dziś i to się zmienia: nawet w parku narodowym na wyspie Brioni, gdzie mieściła się letnia rezydencja Tity, sprzedaje się już pamiątki z jego wizerunkiem.
Jugosławię największym sentymentem darzą wciąż mieszkańcy Bośni i Hercegowiny. Może dlatego, że w czasie wojny domowej z lat 1992-95 na własnej skórze przekonali się o niszczącym potencjale skrajnego nacjonalizmu, którego każdy przejaw był za czasów Tity bezwzględnie tłamszony. Główna ulica Sarajewa nosi wciąż imię marszałka, płonie przy niej „wieczny ogień” poświęcony ofiarom walk o Jugosławię w czasie II wojny światowej.
Wprawdzie w 2012 r. z braku pieniędzy zamknięto sarajewskie Muzeum Narodowe, z wystawami poświęconymi tożsamości Bośni i Hercegowiny. Ale sto metrów od jego siedziby działa ciągle popularny wśród młodych pub „Tito”. Do Belgradu, dawnej stolicy Jugosławii, od niedawna znów kursuje z Sarajewa pociąg: podróż trwa cały dzień, bo ze względu na stan infrastruktury kolejowej jedzie się przez Chorwację. Zaraz po przekroczeniu granicy przejeżdża się pod nieremontowanymi od lat filarami „Autostrady Braterstwa i Jedności”. A potem długo stoi na granicy serbsko-chorwackiej, która od lipca jest zewnętrzną granicą Unii.
„Wraz ze śmiercią Jovanki Broz, straciliśmy jednego z ostatnich godnych zaufania świadków historii kraju” – napisał w nocie kondolencyjnej premier Serbii Ivica Dačić.
Trafił w sedno: pogrzeb wdowy po Ticie, w minioną sobotę 26 października, był już ostatnim pożegnaniem Jugosławii. „Dom kwiatów” coraz częściej odwiedzają też zwykli turyści: pawilon jest dziś częścią innej instytucji – Muzeum Historii Jugosławii.