Pamięć miasta

W kuchni siedziało kilkoro dwudziesto- i trzydziestolatków. Rozmowy urwały się, kiedy zaczęli oglądać album „Warszawa 1943 Warszawa 1944”. „Wielopole, gdzie to było?”, „Wczoraj opierałam się o tę kratę przy pomniku Mickiewicza”. To nie jest Warszawa, jaką pamiętają, to nie jest nawet miasto ich rodziców. A jednak każdego z nich ten album jakoś osobiście dotyczył.

26.01.2003

Czyta się kilka minut

Obraz Warszawy w albumie ,,Warszawa 1943 Warszawa 1944” nie przypomina tego, który znamy z lekcji historii. Nie ma tu Niemców, łapanek, egzekucji ani napisów ,,Nur fuer Deutsche”, esencji tamtego czasu. ,,Ten obraz nie jest prawdziwy” - mówił Jerzy Jedlicki na spotkaniu z autorami tekstów zamieszczonych w albumie. Znajdziemy w nim jedynie cząstkę prawdy.

Część zdjęć pochodzi z lata 1943, mury getta dopiero co przestały dymić. A tymczasem oglądając album możemy mieć wrażenie, że przenieśliśmy się w czasy przedwojenne: wąsy woźniców a la Marszałek, baby z koszami grzybów, piękne kamienice na Krakowskim, Stare Miasto - naprawdę stare. Pełno tu wszystkiego, co za chwilę zniknie. Zdjęcia prowokują do wnikliwego badania i do domysłów nad tym, czego nie ma. Widz czuje się jak bohater „Powiększenia” Antonioniego, gdy za piątym razem dostrzega, że człowiek w mycce z gitarą trzyma jeszcze aparat fotograficzny. Te zdjęcia każdemu warszawiakowi - może szczególnie tym, którzy już nie pamiętają - przywraca jakąś cząstkę tożsamości, nawet nie wiedzy, ale właśnie tożsamości.

Kolekcja anonima
Skąd się wzięły te zdjęcia? Pochodzą z tzw. kolekcji monachijskiej, odesłanej do Polski i przechowywanej w Archiwum Miasta Stołecznego Warszawy. Anka Grupińska szukała zdjęć Warszawy, żeby zilustrować historię Żydów ukrywających się po likwidacji getta. Znalazła ponad 1000 negatywów. Kilka z nich wykorzystał w 1974 roku Tomasz Szarota w książce „Okupowanej Warszawy dzień powszedni”. Reszta pozostawała nieznana.

Po raz pierwszy pokazano je w 2001 roku na wystawie w Zamku Królewskim. Teraz ukazał się album, który zawiera tylko zdjęcia z ulic miasta. Poza nimi pozostały jeszcze dwa cykle: teatry warszawskie i zdjęcia szczegółów architektonicznych. Kolekcja jest niekompletna, nie wiemy, co znajdowało się na brakujących fotografiach - może właśnie łapanki, egzekucje czy choćby znaki na murach, jakieśślady wojny? Ktoś ten zbiór ocenzurował, jeszcze w Niemczech.

O samym autorze fotografii nie wiemy nic. Wykonał je Niemiec, amator, jak utrzymuje Anna Beata Bohdziewicz. Pytanie, kim był ten człowiek, wywoływało burzliwe dyskusje na spotkaniach poświęconych albumowi.

Dlaczego fotografował tylko Polaków? Interesowały go buty kobiet - może to była kobieta? Dlaczego fotografował laleczki w pościeli?

Wewnątrz fotografii
Można snuć rozmaite domysły. Jednak nie sądzę, żeby postać fotografa była tu naprawdę istotna. Jego nieobecność pozwala głęboko wniknąć w obraz przedstawiony. Umiał patrzeć. Lubił przez dłuższy czas obserwować te same miejsca iscenki. Kobieta nalewająca olej do butelek. Cyganki idące ulicą, scenka przy wozie z owocami. Kobiety przy budce z oranżadą uśmiechają się do fotografującego zalotnie, uśmiechają się też sprzedawcy butów. Ulice są pełne ludzi. Może część zdjęć pochodzi z lipca 1944, kiedy na wieść o planowanej ewakuacji Niemców miasto ożyło?

Możemy niemal poczuć zapach rozgrzanych murów, bruku, zapach bazaru. Szarota w swoim studium o życiu codziennym opisuje przekształcanie się miasta w handlujący bazar. Na zdjęciu dystyngowana starsza pani o wyglądzie nauczycielki, w schludnym żakiecie, sprzedaje zabawki na sznurku, inne kobiety trzymają coś w otwartych walizeczkach. ,,Gdy się idzie przez ulice Warszawy, ma się wrażenie, że całe miasto jest placem targowym” - pisał niemiecki dziennikarz. Na placu Zbawiciela rosnąpomidory, na straganach leżą dojrzałe owoce - wszak to pełnia lata. A przecież za chwilę wybuchnie powstanie. Tutaj nic go nie zapowiada.

Album pozwala każde zdjęcie studiować do woli. Jerzy S. Majewski przez rok wpatrywał się w cykl zdjęć z ulicy Nowy Świat, fotografowanej z mieszkania na trzecim piętrze. „Widzę te miejsca codziennie wychodząc z domu” - mówił. Widzimy fragmenty miasta, które ocalały. Stoi choćby Prudential, dzisiejszy Hotel Warszawa, którego stalowa konstrukcja przetrwała bombardowania i ogień. Większość murów jednak nie istnieje.

Zarys dawnego kształtu
Nie zostały też prawie żadne ślady po nieobecnym na tych zdjęciach getcie. A jednak dwa lat temu Żydowski Instytut Historyczny wydał album „Niezatarte ślady getta warszawskiego”, w którym zdjęcia z getta zestawiono z dzisiejszymi widokami tych samych miejsc. Te zdjęcia są znakami paradoksalnej obecności tamtego świata. Istnieje bowiem coś takiego jak „pamięć miasta”. Opisała ją choćby Małgorzata Baranowska w „Pamiętniku mistycznym”. Wiedza o przeszłości może być przekazana niekoniecznie za sprawą słowa pisanego czy opowieści, ale w sposób bardziej bezpośredni, za sprawą miejsc, w jakimś „języku miasta”, poprzez resztki kamienic i murów. Może nawet poprzez puste miejsca po murach.

Mogą to poświadczyć ludzie mieszkający na terenach dawnego getta, jak ja sama, wychowana na Chłodnej. Wiedzę o przeszłości poznałam mimochodem, nikt mi o tym nie opowiadał, mimo to ulice Waliców, Żelazna, Krochmalna kojarzyły mi się ze straszną tajemnicą. Ten warszawski album odkrywa nieistniejące pokłady miasta. Tak jak zburzony dom pozostawia na sąsiednim murze zarys dawnego kształtu, podobnie ten album przydaje takie kontury miejscom, które dziś wyglądają inaczej.

Cykl fotografii z mostu Kierbedzia. Ludzie idą w słońcu w stronę Pragi, obserwujemy ich od tyłu. Panowie w garniturach z teczkami, kobiety w żakietach, spódnice do kolan, buty na koturnach. Idą pewnie do pracy. Od początku wojny obowiązywał nakaz pracy. Może idą do urzędów. Może w godzinach pracy będą zajmować się zupełnie czymś innym, uczyć się języków, dyskutować o polityce, robić na drutach? Ci, którzy pamiętają tamten czas, patrząc na zdjęcia przypominają sobie swoją historię. Ci, którzy nie pamiętają, wysilają wyobraźnię. Jedni i drudzy mogą doświadczyć obecności przeszłości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 4/2003

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (4/2003)