OZÓR DO CZYNU, CZYNY DO CHRZANU!

05.04.1959

Czyta się kilka minut

Zaznaczam, dla uniknięcia nieporozumień, że tytuł powyższy wzięty jest z wiersza Tuwima „Ozór na szaro”, stanowiącego poetycką polemikę ze słynnymi „Skumbriami w tomacie” Gałczyńskiego. Cytat ów bardzo mi pasuje do tematu, a temat mam nader pasjonujący. Przed paru dniami skłonny byłem przypuszczać, że nie ma już w Polsce nadających się dla felietonisty, a płodnych i podniecających tematów. Tymczasem w „Życiu Warszawy” przeczytałem z lekka podszczuwającą reklamkę ostatniego numeru tygodnika „Stolica”, w którym, jak podawało „Życie”, mnogo luda gardłuje za szybką odbudową Zamku Warszawskiego. Temat ten mnie pasjonuje, kiedyś już o nim pisałem, więc rzuciłem na się na „Stolicę” jak zgłodniała mucha na świeży ekskrement. I rzeczywiście. Przeczytałem w tym piśmie artykuły o odbudowie Zamku (m.in. wypowiedź samego profesora Stanisława Lorentza) i – bardzo się zdenerwowałem. Zdenerwowanie jest to, jak wiadomo, stan nader sprzyjający pisaniu felietonów, dziękuję więc „Życiu Warszawy” za udatne poszczucie mnie (czuję się poszczuty – czy tak się mówi?), a redaktorowi Władysławowi Bartoszewskiemu, onemuż naszemu przyjacielowi a zarazem jednemu z wodzów „Stolicy”, za uprzedzenie wszystkich antyzamkowców o przygotowującej się zmowie. Całe szczęście, że nie jest jeszcze za późno, że nas nie zaskoczono, jak to illio tempore bywało. A więc: do ataku.

            Kochani, czy to nieprzesada z tym Zamkiem już, teraz i koniecznie? Bardzo wprawdzie szanuję królów polskich (oraz ostatnich naszych monarchistów – red. Mackiewicza i dra Mikułowskiego), ale czy nie myślicie, że stare zabytki wybudowane na nowo to już jednak nie to samo, bo kamień kamieniowi bądź, co bądź nierówny? A czy nie myślicie również, że mamy przed tym jeszcze coś niecoś pilniejszego do wybudowania w Warszawie, jak choćby Dworzec Główny, lotnisko dla odrzutowców, Bibliotekę Narodową, hotele dla cudzoziemców i tak dalej?

            Dworzec warszawski – (a ściślej – wszystkie dworce) to, mówiąc językiem dzisiejszym, chała nie z tej ziemi. Podróżny ze zdumieniem przygląda się tej ohydzie, jakiej daremnie byś szukał w jakiejkolwiek innej stolicy. Po czym, wyszedłszy z dworca, znajduje się (ów nieszczęsny podróżny w dalszym ciągu) w typowym mieście gubernialnym z drugiej połowy XIX wieku. Ze zdumieniem przeciera oczy, widząc wlokące się ulicą Towarową drabiniaste wozy z sianem (sam byłem świadkiem, jak wóz taki skręciwszy pod tramwaj zablokował ruch kołowy z dworca na dobrą godzinę). Potem przybysz wchodzi w ulicę Srebrną, z przerażeniem przygląda się straszliwym ceglanym ruderom, obskurnym szyldom, potrzaskanym brukom, przeciera oczy i zastanawia się, gdzie właściwie się znalazł i jak musi wyglądać samo miasto, którego najbardziej, wydawałoby się reprezentacyjny punkt, dworzec, koncentruje w sobie niechlujstwo i brzydotę całego świata tego doczesnego.

            To tylko Dworzec Główny. A inne dworce? Śmiech pusty mię chwyta, a potem litość i trwoga, gdy przypomnę sobie kurne rudery Dworca Wschodniego, Wileńskiego, Gdańskiego, a choćby Śródmiejskiego. Toć powitanie na takim dworcu wywołuje w przybyszu szok, którego nie zatrą już potem żadne uroki i piękności Krakowskiego Przedmieścia, Miodowej, Starówki, Trasy W-Z czy Mariensztatu. A wy, kochani, chcecie akumulować forsę, absorbować siłę roboczą, fachowców i budulec na wznoszenie nie istniejącego Zamku, rekonstrukcje jakichś tam sal Assamblowych, Rycerskich, Tronowych, Konferencyjnych, Sypialnych czy Audiencjonalnych! Toć sztucznie stworzone, młode „zabytki” drętwe są beznadziejnie i nie świadczą o niczym: ani o przeszłości narodu, ani o jego teraźniejszości. Co najwyżej o jego żałościwych kompleksach. A forsa? Że „tylko” 70 milionów? To nieprawda! Jak się już budowę zacznie, to się okaże, że będzie 200 i więcej milionów. A wtedy przepadło: skoro się zaczęło, nie można przestać dawać – dziura bez dna. Że pieniądze składkowe, „społeczne”? to bujda. Panowie: wszystkie pieniądze w dzisiejszej Polsce są społeczne, co wcale nie dowodzi, że należy je marnować.

            Dworce warszawskie to wcale nie wszystko. Nie możemy uruchomić w Warszawie lotniska dla odrzutowców, które uczyniłoby z naszej stolicy ważny punkt światowego tranzytu powietrznego i napędziłoby nam sporo dolarów do kieszeni. Trzeba więc poszerzyć obecne lotnisko, przebudować port – moc pracy i pieniędzy. Musimy ograniczać przyjazdy turystów zagranicznych, bo nie ma ich gdzie lokować. Więc paląca konieczność budowy nowych hoteli. A kultura? Miejsce na placu Saskim, gdzie ma stanąć Biblioteka Narodowa, to na razie usłane pyłem ceglanym gruzowisko, zaś książki i starodruki kiszą się w piwnicach na ulicy Rakowieckiej. Ledwo, ledwo zaczynamy wygrzebywać z ziemi tak paląco potrzebną Akademię Muzyczną przy Okólniku. Cały szereg budowli, których mury stoją, można by jeszcze stosunkowo tanim kosztem ocalić – choćby charakterystyczny dla pewnej epoki i pewnego stylu pałacyk Kronenbergów na rogu Mazowieckiej i Królewskiej albo gmach Cedergrenu na Zielnej. Czyż naprawdę w tej sytuacji nowy Zamek Królewski jest rzeczą tak pilną? Czy to aby nie jakaś nowa opera albo zgoła operetka narodowa?

            A w ogóle, jeśli już, to czy koniecznie pompatyczna rekonstrukcja? A może by zbudować na miejscu Zamku wielkie, szklane, przestrzenne corbuslerowskie muzeum? Że to niby na tle Starego Miasta i Krakowskiego będzie „niestylowo”? Ten mit i manię jednolitego stylu dawno już odrzucono na całym szerokim zbombardowanym świecie. Niemcy w Kolonii, obok słynnej gotyckiej katedry, stawiają właśnie nowoczesne „szklane domy”, to samo robią Anglicy w zburzonej dzielnicy Londynu koło kościoła św. Pawła, to samo Francuzi w spalonym przez Niemców starym porcie w Marsylii. Nasi konserwatorzy będąc w Marsylii odbudowaliby zapewne w tej dzielnicy z narodowym pietyzmem stare domy publiczne i bardzo stare, aż cuchnące starością marynarskie knajpy. Dla stylu, panie, dla stylu. Dla tego właśnie mirażu stylu zrobiono z ruchliwego Nowego Światu absurdalne wąskie gardło, za co przeklinać nas będą całe pokolenia jeżdżących samochodami Polaków.

            Toż to istny bzik, Panowie! Wybitni działacze urbanistyczni w rodzaju Von dem Bacha, Guderiana czy Reinefartha stworzyli przed Warszawą (choć raczej nie ze specjalnej miłości) wielkie możliwości architektoniczno-techniczne, a my co? Zamiast nowoczesnego miasta, budować chcemy dekoracje do historycznej opery? Nikt nie neguje znaczenia historii i tradycji w życiu narodu, ale mamy już przecież nową Starówkę, więc – znaj proporcją, Mocium Panie! A już budowanie nowego Zamku Królewskiego, to nie żaden kult Historii – toć tylko eksces bezsilnej megalomanii narodowej. I komuż to ma zaimponować: pamiętam, jak nieboszczyk hrabia Clano (ten od Mussolińszczaka) zwiedzając przed wojną samże Kraków z Wawelem, powiedział, że przecież takich zabytkowych miast we Włoszech cała kupa, na tuziny. Z czym więc do gościa i po co?! A jednocześnie prześliczne Kłodzko grozi zawaleniem, a cudowny rynek w Jeleniej Górze przestał istnieć. Opamiętajcież się, Panowie!

            Zadziwia przy tym oderwanie i drętwość pomysłów. W sercu miasta, na placu Teatralnym, w miejscu dawnego ratusza stanąć ma pomnik Bohaterów Warszawy. Miejsca szkoda, prosi się tu o jakiś gmach czy kompleks gmachów – wszak dziur w śródmieściu i tak nie brak, choćby niedaleki plac Saski, z którym nikt właściwie nie wie, co zrobić. No, ale trudno. Tylko jaki ma być ten pomnik Bohaterów, jeśli nie sprecyzowano, o których to bohaterów chodzi: z której epoki, z której walki, z których formacji czy kierunków ideowych, czy z roku 1795, czy 1831, czy 1863, czy 1905, czy 1939, czy 1944?! Bo jeśli pomnik załatwić ma wszystkich hurtem, to stanie się abstrakcją, ogólnikowym symbolem, zaklętą w kamień frazeologiczną „drętwą mową”. I znowu, miast rzeczywistej historii, będzie tylko dekoracja.

            Zawsze niepokoiły mnie słowa naszego hymnu państwowego „Jeszcze Polska nie zginęła”. A skąd i po cóż to minimalistyczne założenie, że w ogóle Polska mogłaby zginąć?! I to akurat w hymnie państwowym! I ta skocznie mazurkowa radość, że jeszcze nie.

            Niepokoiło mnie to od dzieciństwa, niepokoiło mnie też, że nikogo to nie niepokoi. Teraz znowu zaniepokoją mnie obchody Millennium. Potężne i wielkie narody nie obchodzą takich rocznic, a właśnie my, od trzystu lat lani bezlitośnie w tylce – musimy? To niby taka rekompensata, czyli narodowe opium. A pomnik Grunwaldzki? Niedawno bawiła we Wrocławiu duża grupa Niemców z NRF. Chcieliśmy im wręczyć jakieś wydawnictwo historyczno-propagandowe w języku niemieckim, uzasadniające nasze prawa do Ziem Zachodnich, opisujące naszą pracę na tych ziemiach. Z wywieszonym ozorem obleciałem wszystkie księgarnie Wrocławia i – nic. Nie ma. Nie ma na to forsy. Ale na pomnik Grunwaldzki forsa jest – i to wielka. A czy ten pomnik do czegoś nam pomoże? Nie wiem i bardzo wątpię.

            „Polsko, bądź mniej polską!” – wołał kiedyś poeta Kazimierz Wierzyński. Jest w tym coś arcysłusznego i trafnego, aż bolesnego w swej trafności. W pełni doceniam historię, kulturę i tradycję narodu, ale po pierwsze nie można jej wcielać tylko w symbole werbalno-abstrakcyjne i operowo-dekoracyjne, po drugie zaś, naród nie powinien szukać z uporem otuchy i wielkości jedynie w grobach, choćby w grobach bohaterów. Sprawa narodu, jeśli nie jest tylko fikcją czy wspomnieniem, rozgrywać się musi przede wszystkim w spięciu pomiędzy dniem dzisiejszym a dniem jutrzejszym. Dlatego głosuję przeciw nowemu staremu Zamkowi, uważając go dziś nie tylko za luksus, ale za błąd ideowy: pustką sztuczności ziać będzie nowa sala Tronowa czy Assamblowa, życiem nowej Polski zatętni za to szklany, ogromny dworzec czy lotnisko dla odrzutowców, arką zaś przymierza między dawnymi a nowymi laty stanie się Biblioteka Narodowa. Stary Zamek Warszawski kochaliśmy wszyscy, ale jego już nigdy nie będzie: srogo i bezlitośnie obeszła się z nim Pani Historia. A skoro tak się stało, trzeba nam znaleźć sobie nowe miłości. Będzie to dowód, że żyjemy, żyjemy dziś – pomimo klęsk, jakie zgotował nam dzień wczorajszy.

KISIEL

Tygodnik Powszechny nr 14/1959

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]