Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Teraz każdy musi się z tym uporać sam. Jednemu się uda, innemu nie.
Hańba
Hańba to było słowo straszne. Wydarzenie określone tym mianem nie dawało się wymazać z Historii, a człowiek biorący w tym udział trwale pozostawał w złej pamięci.
Dziś jesteśmy świadkami degradacji słowa. Używają go niefrasobliwie politycy, publicyści, przygodni demonstranci i pacjenci czekający w poczekalni lekarskiej. Prym wiedzie najjaśniejszy parlament, który odmienia to słowo we wszystkich przypadkach - hańba, haniebny, hańbiący, pohańbiony...
To słowo było kiedyś ciężkie jak duża bryła skały. Dziś jest leciutkie i równie obrzydliwe jak te białe foliowe torebki, które wiatr unosi w górę za każdym podmuchem i oszpeca nimi miasto.
O klimacie
Chyba już nieodwołalnie żegnamy się ze światem, w którym to wszystko działo się gdzie indziej - w Bangladeszu, w Peru, na Sumatrze. Siadywaliśmy w bezpiecznych domach i czytaliśmy o strumykach, które nagle zmieniają się w rwące rzeki, o zerwanych dachach i sieciach elektrycznych, o powalonych drzewach i zmiażdżonych samochodach. Jeszcze parę lat temu toczyła się dyskusja, czy wielkie ocieplenie to realna przyszłość, czy mało wiarygodna hipoteza. Dziś już nie pyta się "czy", tylko - "kiedy". A "gdzie indziej" - to zaczyna być inne województwo, powiat czy sąsiednia ulica.
Jeśli do tego dodać - gęstniejącą atmosferę oskarżeń, rozrachunków, podejrzeń, brutalności i wzajemnej wrogości - to dojdziemy do wniosku, że klimat rzeczywiście się zmienia.