Otwarte serce Afryki. Szkoła muzyczna, która zmienia rzeczywistość

Jeden z generałów nadzorujących pomoc humanitarną odwiedził szkołę i, patrząc na występy dzieci, powiedział: To jest prawdziwy skarb tego kraju. Nie diamenty ani złoto, które wszyscy próbują stąd wywozić.

31.10.2022

Czyta się kilka minut

Ewa i Norbert chwilę po zaręczynach. Bouar, grudzień 2021 r. / ARCHIWUM PRYWATNE
Ewa i Norbert chwilę po zaręczynach. Bouar, grudzień 2021 r. / ARCHIWUM PRYWATNE

Po materiał na ślubne stroje pojechali do Kamerunu. Gdy szef targowiska dowiedział się, że Ewa jest śpiewaczką, zażyczył sobie pieśni. Słysząc arię Musetty „Quando m’en vo”, nie mógł przestać się dziwić. Było to zapewne pierwsze w historii wykonanie Pucciniego na bazarze w Garoua Boulaï. W nagrodę dostali rabat i trzy jogurty (w kraju, gdzie mało kto ma lodówkę, to prawdziwy rarytas).

Do szkoły muzycznej w Bouar najpierw przyjechał Norbert. Był październik 2020 r., świat walczył z pandemią, a wojska rządowe w Republice Środkowo­afrykańskiej – z rebelią. Buntownicy szturmowali miasto, w klasztorze kapucynów, gdzie mieściła się szkoła, koczowało prawie 3 tys. ludzi. Ewa pamięta, jak bezskutecznie próbowała się dodzwonić do Norberta przed wigilią.

– Byłam u jego rodziców. Żadnego sygnału. Dzwoniliśmy rano, po południu, wieczorem i znów następnego dnia. Strach w oczach. Wszystkie czarne ­wizje. Odezwał się dopiero w święta, ­tłumacząc, że odcięto im sieć komórkową.

Rok później pojechali już razem.

Muzykanci z Bouar

African Music School wymyślił w 2016 r. brat Benedykt Pączka, misjonarz z Krakowa, gdy dowiedział się, że w Republice Środkowoafrykańskiej nie ma ani jednej szkoły muzycznej. „Jeden muzyk więcej to jeden żołnierz mniej” – pomyślał. Sam gra na akordeonie, fortepianie, trąbce i gitarze. Pierwszych lekcji udzielał w klasztorze, ale od początku miał pomysł na stworzenie prawdziwej szkoły z profesjonalną kadrą. Z pomocą krakowskiej fundacji Akeda zorganizował akcję „Instrumenty zamiast broni”, dzięki której kupił pierwsze gitary, keyboardy, perkusje i trąbki. Zaprosił do pracy wolontariuszy – na każdy semestr przyjeżdżają dwie, trzy, czasem pięć osób. Przez sześć lat przewinęło się 24 nauczycieli – młodych muzyków, głównie z Polski.

Ewa Lopocz ukończyła wydział wokalno-aktorski katowickiej Akademii Muzycznej. Jest śpiewaczką operową, sopranistką. Norbert Wardawy, absolwent tej samej uczelni, jest trębaczem jazzowym, związanym z kilkoma zespołami, m.in. Big Cyc czy Czarno-Czarni, grał też z Ronem Carterem, legendarnym kontrabasistą Milesa Davisa.

W Republice Środkowoafrykańskiej spędzili sześć miesięcy.

Szkoła na głowie

Uczniów jest 80. By dostać się do szkoły, muszą zdać egzamin.

– Mówi się, że wszyscy Afrykańczycy są utalentowani muzycznie, i jest w tym sporo prawdy – wyjaśnia Norbert. – Zwłaszcza jeśli chodzi o poczucie rytmu. Oczywiście słuch trzeba ćwiczyć, nawet jeśli śpiewanie jest tam powszechnym sposobem spędzania wolnego czasu, a w każdym miasteczku działa kilkanaście chórów.

Nauczyciele uczą gry na instrumentach, prowadzą zajęcia ze śpiewu, teorii i umuzykalnienia, ale też gotują, piszą wnioski o granty i pracują na budowie. Jak wszyscy, również dzieci.

– Naturalnie każdy na swoją miarę – tłumaczy brat Benedykt. – Dzieciaki noszą piasek z rzeki albo wodę, w wiaderkach, na głowie. Nie codziennie, raz w miesiącu. Dzięki temu mają poczucie, że sami tworzą swoją przyszłość, i znają wartość pracy, którą ktoś musi włożyć, by oni mogli się uczyć. Nie chcę, by żyli w poczuciu braku sprawczości albo że dostają wszystko za darmo.

Nauka jest odpłatna, choć to niewielkie kwoty, dostosowane do możliwości poszczególnych rodzin i często zamieniane na symboliczną ofiarę z płodów rolnych. Szkoła utrzymuje się więc z darowizn i każdy może ją wspomóc, czy to finansując naukę konkretnego ucznia (1,5 tys. zł na rok), czy włączając się w zbiórkę prowadzoną przez fundację Akeda. Uczniowie mają też zapewnioną opiekę medyczną i codzienny obiad – dla wielu jest to jedyny posiłek w ciągu dnia.

Lecą okna

– W 2020 r. kupiliśmy teren pod budowę, by szkoła mogła uniezależnić się od klasztoru – mówi brat dyrektor. – Będziemy mieć 10 klas, 6 pokoi dla nauczycieli, salę taneczną, sportową i rekreacyjną, a w planach jest jeszcze studio nagrań i sala koncertowa.

Na razie budynek jest w stanie surowym zamkniętym. W sierpniu kupiono w Polsce 84 okna, które do Bangi, stolicy RŚA, przyleciały samolotami belgijskiej armii.

– Jeden z generałów nadzorujących pomoc humanitarną odwiedził naszą szkołę i, patrząc na występy dzieci, powiedział: „To jest prawdziwy skarb tego kraju. Nie diamenty ani złoto, które wszyscy próbują stąd wywozić”. Zgodził się dostarczyć okna za darmo, dzięki czemu uniknęliśmy uciążliwego transportu drogą morską do Kamerunu, skąd jeszcze trzeba byłoby je wieźć lądem ponad 900 km, oraz opłat celnych i całej biurokracji.

Miesiąc temu polscy żołnierze, stacjonujący w Bangi, przewieźli okna samochodami do Bouar. Teraz trwa ich montaż.

Afrykańskie wesele

– Jeszcze w Polsce kupiłem zaręczynowy pierścionek, w pakiecie z obrączkami. Jubiler śmiał się, że jestem optymistą – opowiada Norbert. – Miesiąc po przyjeździe poprosiłem Ewę o rękę. Nie wiedziała o moich planach, ale byłem pewien, że mamy to samo pragnienie. W końcu byliśmy w kraju nazywanym sercem Afryki, gdzie dużo wyraźniej odczuwa się bliskość Boga i widzi sens życia. Oboje uznaliśmy, że to najlepsze miejsce nie tylko na zaręczyny, ale i na ślub.

Rodzice państwa młodych przyjęli tę decyzję ze zrozumieniem, zwłaszcza że po powrocie, w Polsce, zaplanowano ślub cywilny i drugie wesele. Na pierwszym obecna była tylko nowa, afrykańska rodzina.

– Dla każdego dziecka ze szkoły wydrukowaliśmy imienne zaproszenie, co tu jest rzeczą niespotykaną – wspomina Ewa. – Zaprosiliśmy też wszystkich polskich misjonarzy z RŚA. Przyjechało 12 księży i biskup. Msza była w plenerze, w trzech językach: po polsku, francusku i w sango, trwała trzy godziny.

Ślub dwojga białych był w Bouar sensacją, mówiono, że takiego wydarzenia nie było w historii kraju. Na weselu bawiło się 160 osób.

– Jedzenie zamawialiśmy u 10 sprzedawców – dodaje Norbert. – Część przywieźliśmy z Kamerunu, m.in. coca-colę, w RŚA trudno dostępną. Każde dziecko dostało jedną puszkę. Potrawy gotowane były na ogniu, ale wcześniej musieliśmy pojechać do lasu i przywieźć wystarczającą ilość drewna. Upiekliśmy dziewięć ciast bananowych, zrobiliśmy imbirówkę (po alkohol trzeba było jechać 500 km do stolicy), oczywiście tylko z myślą o dorosłych.

Rekolekcje bez słów

Brat Benedykt Pączka podkreśla religijne znaczenie uroczystości: – W Republice Środkowoafrykańskiej śluby nie są ­częste, większość par żyje i wychowuje dzieci bez legalizowania związku. Ewa i Norbert swoją decyzją więcej ­powiedzieli o ­chrześcijańskiej miłości niż wszyscy misjonarze razem wzięci.

Na filmie opublikowanym przez nowożeńców w serwisie YouTube („Podróż do serca Afryki”) można zobaczyć, z jakim entuzjazmem zebrani zareagowali na słowa „Mbi ye da” (Tak, chcę), wypowiadane kolejno przez Ewę i Norberta. Najbardziej wzruszony wydawał się prof. Piotr Wojtasik z katowickiej akademii, jedyny gość z Polski, którego Norbert poprosił na świadka uroczystości.

– To było niezwykłe przeżycie, niemal mistyczne – mówi dzisiaj. – Zresztą cały mój pobyt w szkole to jedne wielkie rekolekcje, choć bez słów.

Wirtuoz trąbki i dwukrotny zdobywca Fryderyków uczył dzieci w afrykańskiej szkole przez miesiąc. Nie ma wątpliwości, że ta przygoda zaowocuje i w jego twórczości. – Nawet jeśli nie mam w zwyczaju przenosić od razu przeżyć i emocji na zapis nutowy, to przecież pozostają w pamięci i wrażliwości – dodaje.

Nieoszlifowane diamenty

Wymiernym efektem pracy misjonarzy i nauczycieli są chóry i zespoły muzyczne, które uświetniają uroczystości w Bouar, nie tylko kościelne. Szkołę zauważyły też władze centralne, które zamierzają posłać do niej 50 dzieci ze stolicy, pokrywając koszty pobytu i nauki. Szczególnie utalentowani absolwenci dostają szansę dalszego rozwoju za granicą. W ostatnie wakacje jeden z nich wyjechał na pięciotygodniowy kurs letni do Berklee College of Music w Bostonie, drugi rozpoczął naukę w Krakowskiej Szkole Jazzu, trzeci dostał się do Music Academy International w Nancy, gdzie rozpocznie naukę w przyszłym roku, po ukończeniu 18 lat.

Z każdym z nich i ich rodzicami brat Benedykt podpisuje kontrakt: jeśli wrócą do Bouar, będą nauczycielami w szkole, a jeśli zostaną za granicą, będą przekazywać na jej rzecz 10 proc. zarobków.

– Traktujemy ich edukację jak dobrą inwestycję – śmieje się dyrektor. – Teraz mamy same koszty, i to bardzo duże. Jeden bilet lotniczy do Europy czy USA kosztuje 10-12 tys. zł. Do tego czesne, mieszkanie, utrzymanie.

Ale nauka w szkole muzycznej to nie tylko rozwijanie pasji czy szlifowanie talentu. Ewa i Norbert podkreślają jej znaczenie psychologiczne: – Edukacja muzyczna opiera się na lekcjach indywidualnych. Te dzieci pochodzą z rodzin wielodzietnych, w szkołach państwowych klasy są przepełnione, kontakt z pedagogiem twarzą w twarz jest dla nich nobilitacją, dowodem, że są ważni, skoro ktoś poświęca czas tylko im. Trudno tego nie docenić.

Dwa światy

Ślub był 22 stycznia tego roku, w lutym kończył się semestr i wolontariusze mieli wracać do Polski. Tymczasem wybuchła wojna w Ukrainie i nikt nie wiedział, jak rozwinie się sytuacja.

– Pół roku wcześniej nasi bliscy bali się, że jedziemy do afrykańskiego kraju ogarniętego wojną, a teraz zaczęliśmy się zastanawiać, czy bezpieczniej jest tam, czy w Europie – wspominają.

Skorzystali z zaproszenia jedne­go z misjonarzy, pracującego wśród ­Pigmejów w Dżanga Sangha, jednym z najbardziej strzeżonych parków narodowych na świecie. Ta nietypowa podróż poślubna jest tematem na odrębną opowieść, ale spotkanie z kulturą ­Pigmejów, żyjących poza naszą cywilizacją, w całkowitej zgodzie z naturą, dopełniło przemiany, jaka się w nich dokonała.

– Choć minęło już kilka miesięcy, wciąż mamy wrażenie, że dużo łatwiej byłoby nam żyć tam niż w Polsce, w Europie. Pobyt wśród ludzi z otwartym sercem, patrzących z optymizmem w przyszłość, przekonanych, że nawet najtrudniejsze chwile można przeżyć z uśmiechem na twarzy, że cierpienie jest częścią naszego życia i lekcją, tak dla pojedynczego człowieka, jak dla całej społeczności, sprawiły, że trudno się odnaleźć w tak zwanym naszym świecie.

Duchowy detoks

Dziś Ewa i Norbert mieszkają w Berlinie, wiążąc zawodowe plany z tamtejszym środowiskiem muzycznym. Ale o afrykańskiej szkole nie zapominają: z ich inicjatywy w styczniu odbędzie się duży koncert charytatywny „Zadymka for Africa”, przygotowany wspólnie z organizatorami słynnej Bielskiej Zadymki Jazzowej.

– Z perspektywy czasu widzę, że ciężko byłoby nam być małżeństwem, gdybym nie pojechała tam z Norbertem, nie przeżyła tego, co on już doświadczył. To nie był wyjazd na wakacje, żeby oglądać słonie, zebry i biedne dzieci, ale dotknięcie jakiejś ważnej, naturalnej a nienaruszalnej prawdy o życiu – mówi Ewa.

– Myślę, że byłoby nam trudno się zrozumieć – przyznaje Norbert. – Pobyt tam zmienia mentalność, priorytety, hierarchię wartości. Zmienia też wiarę. Wcześniej nie była zbyt ugruntowana. Jeśli misje polegają na nawracaniu niewiernych, to my właśnie tego potrzebowaliśmy. Duchowy detoks, oczyszczenie. I zupełnie nowe życie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, akredytowany przy Sala Stampa Stolicy Apostolskiej. Absolwent teatrologii UJ, studiował też historię i kulturę Włoch w ramach stypendium  konsorcjum ICoN, zrzeszającego największe włoskie uniwersytety. Autor i… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 45/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Otwarte serce Afryki